Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Zamach stanu z 10 kwietnia 2010

Gdy wszedłem do domu, zostałem powitany bez zwykłego uśmiechu. Od razu wiedziałem, że coś się stało.
– Polski prezydent zginął w wypadku lotniczym w Rosji. Właśnie podali to w telewizji.
– Niemożliwe. Żaden prezydent na świecie nigdy nie zginął w „wypadku”, zawsze były to zamachy, nawet jeśli to nie było wiadome od razu!
Taka była moja pierwsza reakcja na wieść o śmierci Prezydenta Kaczyńskiego. Przebywałem wtedy bardzo daleko od Polski, jednak dzięki sieci internetowej natychmiast miałem wszystkie oficjalne informacje na bieżąco. Następne, czego dowiedziałem się, był fakt, że na pokładzie feralnego samolotu zgromadzono najwyższe dowództwo Wojska Polskiego oraz polityków i osobistości pragnące odsunięcia dawnych komunistów od władzy – od ostatniego Prezydenta II Rzeczpospolitej na uchodźstwie po „zwykłą” robotnicę, która swą postawą powstrzymała działania agentury UBeckiej i doprowadziła do powstania „Solidarności” w 1980 roku.
Pamiętam, jak natychmiast zadałem sobie (i w sieci) pytanie:

Kto upchał ich w jednym samolocie?

"Po nitce do kłębka", jak mówi polskie przysłowie.
Znając tego, kto rankiem 10 kwietnia 2010 roku przeniósł pasażerów drugiego samolotu do samolotu Prezydenta Kaczyńskiego poznalibyśmy od razu pierwszą z osób uczestniczących w tym zamachu. Jednak polskojęzyczne media w Polsce oczywiście nie były zainteresowane zadaniem tak logicznego, samemu wręcz narzucającego się pytania. Wtedy jeszcze wydawało się to dziwne, dzisiaj jest już jednak w pełni zrozumiałe dlaczego nikt w polskojęzycznej prasie i telewizji od razu nie zadał tak oczywistego pytania, gdyż wiemy już, że natychmiast po zamachu rozpoczęła się zawczasu przygotowana kampania fałszu i dezinformacji we wszystkich mediach.
Pytania mogące w jakikolwiek sposób naprowadzić na rzeczywistych sprawców zamachu były - jak dzisiaj wyraźnie to widać - zabronione lub ignorowane, jedynie oficjalna narracja "o wypadku spowodowanym przez głupotę" była dopuszczana na antenę. Tak samo wszelkie hipotezy o zamachu były natychmiast usuwane nawet z komentarzy pod artykułami w sieci (jak moje pytanie o nazwisko tego, kto ich upchał w jeden samolot). Dosłownie nikt w głównych ośrodkach prasy i telewizji polskojęzycznej w Polsce nie odważył się (albo też nie było to nigdy puszczone na antenie) nawet pośrednio zapytać o ewentualność zamachu.
Od zupełnie pierwszych informacji narzucona została wszystkim oficjalna narracja o "wypadku". Jak to ujawnił generał Petelicki, rządząca wówczas Platforma Obywatelska rozsyłała już w kilka godzin po "wypadku" instrukcję jak pisać i mówić o tym wydarzeniu:
Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił.
W Smoleńsku dymią jeszcze szczątki samolotu, nie ma jeszcze żadnego śledztwa, ale Tusk, Komorowski i PO już „wiedzą”, że to wina pilotów i tego, kto ich „zmusił” do lądowania (w domyśle: była to decyzja Kaczyńskiego, więc sam sobie winien)… Zauważmy, że ta narracja będzie potem podtrzymywana przez długie miesiące za wszelką cenę, nawet gdy Rosjanie opublikują później stenogramy rozmów z kokpitu na których nie ma niczego ani nikogo „zmuszającego” pilotów do lądowania.
W świadomości opinii publicznej zaszczepiono specjalnie na samym początku „winę pilotów zmuszonych przez kogoś do lądowania” gdyż spece propagandy pracujący dla zamachowców wiedzieli, że tak to już zostanie zapamiętane w Polsce i na świecie.
kliknij w obrazek aby otworzyć większy
Gdy po 24 godzinach od "wypadku" nadal nie usłyszałem nawet jednego dziennikarza choćby dopuszczającego możliwość zamachu, było to dla mnie tylko kolejnym dowodem, że właśnie odbywa się dawno zaplanowana i sprawnie przeprowadzona operacja przejęcia władzy w Polsce.
Oczywiście, dopóki sprawcy zamachu nie zostaną rozpoznani, osądzeni i ukarani, dopóty nie będzie na to żadnych bezpośrednich dowodów, jednak "po owocach ich poznacie" - i jak dzisiaj wiemy z absolutną pewnością, dosłownie wszystkie podawane wówczas przez oficjalne polskojęzyczne media "fakty" o "wypadku" okazały się kłamstwami i już ten fakt sam w sobie jest kolejnym pośrednim dowodem spisku: od wiadomości o "nakazie lądowania za wszelką cenę", przez uderzenie w "pancerną brzozę" i "roztrzaskanie się" prezydenckiego samolotu na tysiące kawałków, aż po tajemnicze śmierci tak wielu osób obecnych wówczas na lotnisku w Smoleńsku, słuchających radiowej komunikacji prezydenckiego samolotu z rosyjskimi kontrolerami i w inny sposób związanych z "wypadkiem".
Nie jest moim celem wyliczenie wszystkich bzdur jakie w ramach fałszowania i dezinformacji społeczeństwa podawały opanowane przez dawnych UBeków i ich agentury dosłownie wszystkie polskojęzyczne media w Polsce, gdyż istnieje wiele witryn temu poświęconych i dokładnie nie tylko je demaskujących, ale punkt po punkcie logicznie tłumaczących każde kłamstwo.

Natomiast faktem jest jednak, że do dzisiaj – 5 lat od chwili tego „wypadku”/„katastrofy” – nadal nie wiadomo, kto upchał wszystkie te osoby w prezydenckim samolocie. Swego czasu padło jedno nazwisko, jednak do dzisiaj osoba ta nie została ukarana, więc oficjalnie jest on niewinny… I być może rzeczywiście tak jest; UBecy uczyli się przecież sztuki dezinformacji w sowieckich szkołach, a więc jednych z najlepszych na świecie, a jedną z ich ulubionych metod propagandy jest przypisywanie własnych czynów swoim przeciwnikom: np. Polaków w Katyniu wymordowali Niemcy, zaś atak na Ukrainę to „obrona” Rosjan. Jak widać tylko na tych dwóch przykładach, sowieckie metody do dzisiaj nic nie zmieniły się.

Fundamenty państwa zdrajców

Cofnijmy się w czasie o ćwierć wieku.
Plany „pierestrojki” Gorbaczowa nie powiodły się, gospodarka ZSRS była już poza możliwością jakiejkolwiek naprawy i tylko o krok od kompletnej zapaści. Sowiecka agentura w Polsce daje „zielone światło” na przeprowadzenie tzw. „rozmów okrągłego stołu” i oficjalny demontaż PRL-u, albowiem jest już wiadome, że Związek Sowiecki długo nie pociągnie. Aby zapobiec niekontrolowanemu rozpadowi i anarchii, jaka powstałaby na jego terenach, towarzysze sowieccy zadecydowali o rozmontowaniu bloku państw komunistycznych w stopniowy, jak najmniej bolesny (dla nich) sposób, najlepiej pod płaszczykiem wprowadzania „demokracji”, o której wiedziano, że społeczeństwa zmęczone dziesiątkami lat „socjalizmu” pod panowaniem Imperium Sowieckiego przyjmą z radością, a tym samym zaakceptują towarzyszące procesowi przemian „przejściowe trudności” na kilka do kilkunastu lat – okres czasu wystarczająco długi, aby w tym czasie komuniści przejęli wszystko co możliwe w dotychczasowych socjalistycznych kołchozach i stali się „kapitalistami pełną gębą”, a jednocześnie większość społeczeństwa zapomniała o ich grzechach z przeszłości.
Oczywiście w żadnym nawet momencie „transformacji ustrojowej” nie chodziło o faktyczne oddanie władzy w Polsce (ani tym bardziej w Rosji po rozpadzie ZSRS), ale jedynie o przeprowadzenie transformacji czerwonych towarzyszy i ich kolesiów z bankrutujących i prawie uniwersalnie nie akceptowanych już przez społeczeństwo komunistów – w nowych „demokratów”. Transformacji polegającej najpierw na „prywatyzacji”, czyli przejęciu wszystkich największych przedsiębiorstw państwowych w bezpośrednie posiadanie agentury UBeckiej lub pośrednie, przez podstawionych przez nich „słupów”. Równocześnie – nie tylko dla zamydlenia oczu społeczeństwa – zorganizowano „okrągły stół”, do którego dopuszczono tzw. „rozsądne” (z punktu widzenia czerwonych zdrajców) grupy opozycji nie nawołującej do odsunięcia zdrajców od władzy. Komuniści musieli zapewnić sobie legalną kontynuację własnych wpływów i otrzymać zapewnienie o bezkarności dla wszystkich czerwonych zdrajców w zaplanowanej przez nich nowej, „demokratycznej” Polsce i był to praktycznie jedyny powód, dla którego komuniści doprowadzili do „rozmów okrągłego stołu”, gdyż z opozycją czy bez – „transformacja” w Polsce już trwała od 1988 roku, rozpoczęta wraz z tzw. reformami ministra Wilczka (wtedy właśnie zaczęło się przejmowanie przedsiębiorstw państwowych przez czerwonych „kapitalistów”).
Dlatego właśnie dzięki „okrągłemu stołowi” wraz z narodzinami III Rzeczpospolitej powstała niepodważalna do dziś doktryna „grubej kreski”, która była i jest nadal gwarantem utrzymania dotychczasowych przywilejów i zalegalizowanej bezkarności dla ogromnej rzeszy zdrajców i wykonawców komunistycznej władzy PRL-u w III RP. W zamian za ten swoisty immunitet dla zdrajców zagwarantowali oni „rozsądnej opozycji” niewielki dostęp do władzy, oczywiście pod kontrolą agentury UBecko-sowieckiej.

Okrągły kant, 1989
Z upływem lat widać wyraźnie, jak genialny był to plan.
Pozostawiając swoje agentury przy władzy nadal faktycznie rządzili (i nadal rządzą) krajem, a jednocześnie nie byli już więcej skrępowani, żadnymi ideologicznymi mrzonkami o „powszechnym dobrobycie” i innymi „socjalistycznymi fanaberiami”, jakie od wielu lat były im tylko kulą u nogi i przeszkadzały w rozwoju ich władzy.
Plan ten jednak częściowo nie powiódł się, gdyż w sytuacji naprędce przeprowadzanej „transformacji” wielu agentów i tajnych współpracowników komunistycznego UB nie zostało właściwie „wynagrodzonych” za ich służbę lub po prostu chciało wykorzystać sytuację aby dorobić się i – jak to zdrajcy – poszukali sobie nowych panów. Błyskawicznie zainteresowali się nimi Niemcy, którzy po zjednoczeniu RFN i NRD przejęli część archiwów STASI, zawierające m.in. ogromną liczbę polskich zdrajców pracujących dla UB i sowietów w czasach PRL-u.
Dopóki istniał Związek Sowiecki, dopóty Polska była nienaruszalną „strefą wpływów” zastrzeżoną tylko dla wywiadu ZSRS. Jednak po rozpadzie ZSRS sytuacja uległa zmianie i nieformalna (a może nawet formalna) umowa między ZSRS i Niemcami przestała obowiązywać, zaś w krajach dawnego Układu Warszawskiego zapanowała „wolna amerykanka”.
Kompromitującymi materiałami STASI i pieniędzmi wywiad zjednoczonych Niemiec przejął więc część dawnej UBeckiej agentury i tak – prawdopodobnie w przeciągu jednego roku – narodziła się w Polsce nowa „frakcja” agentury wpływu, „frakcja” niemiecka, podczas gdy dotychczasowi agenci sowieccy stali się „frakcją” rosyjską, jak słusznie kiedyś nazwał te grupy zdrajców Stanisław Michalkiewicz.
Natomiast o „frakcji żydowskiej / izraelskiej” dotychczas mało jest pewników, poza oczywistym faktem istnienia takiej grupy, oraz jakże częstymi faktami nakładania się interesów tej grupy z pozostałymi, co prowadzi do logicznego wniosku, że „frakcja” żydowska z pewnością do dzisiaj współpracuje z niemieckimi i rosyjskimi „frakcjami” agentur w Polsce, zależnie od potrzeb w danym czasie. Pewne jest także, że wielu z agentów wpływu niemieckiej i rosyjskiej frakcji jest jednocześnie agentami frakcji żydowskiej, ale to osobna historia...

Oczywiste jest więc, że powstanie III Rzeczpospolitej od samego początku było sterowane przez dawnych komunistów i ich UBeckie siły agenturalne, które po „transformacji” podzieliły się na kilka grup, z których największe – „frakcja rosyjska” i „frakcja niemiecka”- nadal posiadają faktyczną władzę w Polsce. Świadczą o tym nie tylko do dzisiaj obowiązująca doktryna „grubej kreski”, ale też ich działania na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza istnienia III RP: od zawierania korzystnych dla Rosji czy Niemiec, ale niekorzystnych dla Polski umów handlowych i międzynarodowych, aż po wyprzedaż dosłownie całego majątku narodowego za bezcen „odpowiednim” osobom i korporacjom. Są to fakty i po nich można jasno ocenić działania rządów Tuska, Belki, Millera, Buzka, Cimoszewicza, Oleksego, Pawlaka, Suchockiej, Bieleckiego i Mazowieckiego jako absolutnie i wybitnie szkodliwe dla Polski. Tylko zdrajcy szkodzą i działają przeciw własnemu narodowi, dlatego nie waham się – pomimo braku bezpośrednich dowodów – nazywać ich tym, kim rzeczywiście są: plugawymi zdrajcami.
Podobnież jest ze wszystkimi prezydentami III RP: Jaruzelski, Wałęsa , Kwaśniewski i Komorowski – absolutnie każdy z nich bezpośrednio wywodzili się, lub byli (są) powiązani z dawną agenturą komunistycznego UB.
Gdy prezydentem jest agent jednej „frakcji”, premierem zostaje agent drugiej „frakcji” agentury. Taki mniej-więcej jest podział faktycznej władzy w Polsce A.D. 2015.

Ten nieustający korowód zdrajców na szczytach władzy III Rzeczpospolitej trwał dopóki bracia Kaczyńscy nie zostali równocześnie Prezydentem i Premierem III RP.
I w tym właśnie fakcie zawarty jest klucz do zrozumienia przyczyn zamachu stanu, jakiego dokonano 10 kwietnia 2010 roku.

Dlaczego?

Ogromna medialna nagonka na braci Kaczyńskich, jaka rozpętała się po „nieopatrznym dopuszczeniu” do wygranej Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich z 2005 roku, najlepiej i najwyraźniej pokazuje, jak wielki wpływ mają „frakcje” agenturalne na rządy w Polsce. Przy okazji proszę zapamiętać tamte wybory, gdyż były to prawdopodobnie jedne z ostatnich (jeśli nie ostatnie) w miarę uczciwie przeprowadzone wybory w III RP. Już po nich agentura UBecka, aby uniknąć kolejnych takich „niedopuszczalnych niespodzianek” w przyszłości, zaczęła zabezpieczać się na taką ewentualność. Propaganda przeciw Kaczyńskim stała się jeszcze bardziej zajadła niż podczas wyborów, konsolidując wszystkie „frakcje” UBeckiej agentury przeciw nim, a także po raz pierwszy z pomocą przybyły im media zagraniczne będące w rękach ich przyjaciół z moskiewskiej agentury, jak np. niemiecki szmatławiec do dzisiaj znany z wybitnie pro-rosyjskiej demagogii „Tageszeitung” i jego sławne „kartofle”-Kaczyńscy w artykule „Die Wahrheit” („Prawda”) z 2006 roku.
Dojście do władzy przez Kaczyńskich było prawdopodobnie jakimś niedopatrzeniem, „wypadkiem przy pracy” dla UBeków i ich ludzi, którzy dotąd niepodzielnie rządzili Trzecią Rzeczpospolitą.
Dlatego poprzez swe agentury zagnieździli się w Polskiej Komisji Wyborczej i już w następnych wyborach w 2007 roku doprowadzili do przejęcia na powrót władzy wykonawczej w III RP przez będącą od samego początku pod wpływami ich agentów Platformę Obywatelską.
kliknij w obrazek aby otworzyć większy
Następnie upewnili się, że od tamtego czasu wszystkie wybory w III RP obsługiwane będą przez „podwykonawców” na rosyjskich serwerach komputerowych i nadzorowane przez rosyjskich „speców” od komputerów. Prawdopodobnie przykrywką do tego celu była założona w 2009 roku spółka „Nabino” z Łodzi, która została zaangażowana do tego, pomimo, że „powstała w lutym 2009 roku, przy współpracy dwojga ludzi zajmujących się wszelkiego rodzaju usługami internetowymi. Nasz ponad 6-cio letnie doświadczenie w branży informatycznej pozwoliło zdobyć wiedzę, jaka stała się fundamentem spółki.” [sic]. Zauważmy niby przypadkową manipulację słowną w ich własnym opisie o 6-cio letnim doświadczeniu. Spółka ta ma 6-cio letnie doświadczenie dopiero dzisiaj, w roku 2015! W chwili otrzymania rządowych kontraktów doświadczenie tej spółki wynosiło dokładnie 0 (zero).
Na „Nabino” zwrócono uwagę już wcześniej, gdyż niektórzy uważali, że jest to „spółka-słup” mająca tylko za zadanie legalną kradzież pieniędzy państwowych do kieszeni kolesiostwa z PO i ich agenturalnych osób prowadzących. Uważam, że prawdopodobnie jest jeszcze gorzej: jest to nie tylko „spółka-słup”, ale zarazem przykrywka dla agentur sterujących wynikami wszystkich wyborów w Polsce od 2009 roku poprzez „przyjaciół” obsługujących rosyjskie serwery podwykonawców.
Chyba tylko kompletny idiota uwierzy, że Zofia Bogusławska i Maciej Celtera, którzy dopiero co skończyli studia w 2009 roku i zaraz po nich założyli „Nabino”, byli tak dobrzy, że uczciwie wygrali „przetarg” rządowy na usługi informatyczne!
A jednak fakt jest taki, że ta nieznana i bez absolutnie żadnego doświadczenia, istniejąca raptem kilka tygodni spółka od razu otrzymała od rządu Tuska swój pierwszy lukratywny kontrakt – kontrakt o jakim przeciętni ludzie mogą tylko marzyć. Podkreślmy jeszcze raz: spółka założona przez 2 studentów którzy dopiero co ukończyli studia, nie mająca absolutnie żadnego doświadczenia, której „informatycy” nawet po 6-ciu latach działania dotąd nie posiedli znajomości nawet najprymitywniejszych sposobów automatycznej korekcji błędów w tekstach własnej witryny, otrzymała kontrakt na stworzenie i obsługiwanie komputerów Polskiej Komisji Wyborczej obsługującej prawie 40 milionowy kraj! Czy ktokolwiek ma najmniejsze wątpliwości, że przyznanie takiego kontraktu, takiej właśnie spółce, to po prostu kolejna operacja agentury?
Najlepiej zresztą działanie tej agentury ilustrują wybory samorządowe z listopada 2014 roku, obsługiwane oczywiście przez „Nabino”, które nie tylko, że zostały już jawnie wręcz sfałszowane, ale też oficjalnie i bezczelnie uznano te sfałszowane wyniki jako obowiązujące! Ale to osobna historia...

Po „nieopatrznej” wygranej wyborów 2005 roku przez Lecha Kaczyńskiego wymyślano wszelkie możliwe kłamstwa w myśl zasady, że obsmarowywanie jak największą ilością choćby i najbzdurniejszych kłamstw musi w jakimś stopniu zapaść w podświadomość społeczeństwa.
Przypomnę w tym miejscu, że po raz pierwszy metodę taką zastosowano już w 1990 roku przeciw Stanisławowi Tymińskiemu, pierwszemu w Polsce niezależnemu kandydatowi na prezydenta III RP spoza UBeckiej agentury. Będące wtedy w rękach UBeków media starały się zniszczyć go przez publikowanie informacji m.in. o jego narkomanii, biciu żony, a nawet oskarżeniami o… bycie agentem UBeckim. I, niestety, było to skuteczne. Polacy po raz kolejny w swej historii dali się wtedy nabrać propagandzie zdrajców.
Dlatego według dokładnie tych samych schematów rozpętano podobną propagandę przeciw „kaczorom” w czasie kampani prezydenckiej, a po wygranej Lecha Kaczyńskiego kampania oczerniania tylko przybrała na sile i trwała bez żadnych już hamulców, osiągając rozmiary niespotykane dotąd w polskiej historii. Proszę poczytać „polską” prasę z tamtych lat dla przypomnienia; jest to jeden ściek inwektyw i ataków personalnych, których jakże wyraźnie dostrzegalnym z perspektywy czasu celem była dyskredytacja urzędujących wtedy Prezydenta i Premiera Rzeczpospolitej za wszelką cenę. Kaczyńskich lżono i znieważano na wszystkie możliwe sposoby we wszystkich polskojęzycznych mediach, z niemała pomocą ze strony mediów niemieckich i przede wszystkim rosyjskich. Doszło nawet do tak absurdalnej sytuacji, że podczas gdy prawie wszędzie na świecie chylono głowy nad wspaniałym czynem Lecha Kaczyńskiego gdy w 2008 roku udał się z poparciem do Gruzji, kilka dni wcześniej zaatakowanej przez Rosję – w Polsce był za to wyśmiewany! Nazywano Go nawet „faszystą” i „rusofobem” za wskazywanie rosyjskiego imperializmu, o którym alarmował na długo przed dostrzeżeniem i oficjalnym uznaniem tego faktu przez opinię światową dopiero po zajęciu Krymu przez Rosję.
Nawet nie jest śmieszne, że te same sprzedawczyki dzisiaj nazywające Putina faszystą jeszcze kilka lat temu tak usłużnie wyśmiewały się z ostrzeżeń Prezydenta Kaczyńskiego. Podłość takiego Michnika i jemu podobnych zdrajców i pożytecznych idiotów po prostu nie zna granic; trudno zresztą oczekiwać czegokolwiek innego od komunistycznych zdrajców, ich potomków i sprzedawczyków im dzisiaj służących. Zdrajca zawsze będzie zdrajcą i tylko zdrady należy od zdrajcy oczekiwać.
31 grudnia 1999
Putin oficjalnie przejmuje władzę w Rosji

Gdy w ostatnim dniu 1999 roku władzę w Rosji przejął Putin, było oczywiste, że ten pułkownik sowieckiego KGB dokona przewrotu nie tylko w rosyjskiej polityce wewnętrznej, ale i zagranicznej.
Pierwsze lata władzy Putin poświęcił naprawie rozpadającej się, fasadowej „demokracji” – a właściwie praktycznej anarchii rządów różnych miejscowych kacyków i oligarchów – i scementował władzę w swych rękach. Podobnie jak w Polsce UBecja, dawne rosyjskie KGB po demontażu ZSRS podzieliło się także na kilka mniej i bardziej wpływowych frakcji. Jednak zupełnie odwrotnie do polskich frakcji agenturalnych, dawni rosyjscy aparatczycy mieli zawsze na celu umacnianie swego kraju. Dlatego w bardzo krótkim czasie udało się Putinowi doprowadzić do ponownej centralizacji władzy w Moskwie, zlikwidować rządy oligarchów i przeprowadzić renacjonalizację i przejęcie przez jego podwładnych wszystkich kluczowych przedsiębiorstw, a przede wszystkim głównego źródła dochodów Rosji: eksportu gazu i ropy naftowej. Pozwoliło mu to na zrealizowanie drugiej części jego planów: modernizację i unowocześnienie dawnej Armii Czerwonej. Dzięki wpływom z eksportu paliw płynnych, których cena została w tym czasie sztucznie wywindowana do niebotycznych rozmiarów, wojsko rosyjskie zostało w krótkim czasie gwałtownie dofinansowane i postawione na nogi, na powrót stając się armią zagrażającą wszystkim sąsiadom Rosji.

Sierpień 2008
Gruzja
Pierwszy test nowych sił Putin przeprowadził w typowo sowieckim zwyczaju, a więc w czasie, gdy uwaga całego świata była zajęta czym innym. Podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie wojsko rosyjskie zaatakowało Gruzję, która miała być pierwszym krajem z dawnych terytoriów ZSRS przyłączonym na powrót do Rosji (aby nie być gołosłownym przypomnę, że Afganistan został zaatakowany przez sowietów także w czasie, gdy świat zachodni był „zajęty” i obchodził Boże Narodzenie, w wigilię 1979 roku).
Plan ten jednak zawiódł, przejęcie władzy przez rosyjską agenturę w samej Gruzji nie doszło do skutku prawdopodobnie dzięki błyskawicznej akcji i zdecydowanej postawie gruzińskiego prezydenta Michaiła Saakaszwili i jego ludzi. Ogromny wpływ na zachowanie przez Gruzję niepodległości miała także decyzja prezydenta Kaczyńskiego o natychmiastowym udaniu się do Tbilisi 12 sierpnia 2008 roku, gdy czołgi rosyjskie były już zaledwie 20km od stolicy Gruzji. Udało mu się namówić do tego także prezydentów Ukrainy, Litwy i Estonii oraz premiera Łotwy (którzy dobrze przecież wiedzieli, że jest to tylko kwestią czasu zanim ich kraje także staną się kolejnymi celami Rosji) i wraz z nimi pojawił się na wiecu politycznym w stolicy Gruzji, udzielając publicznego poparcia prezydentowi Gruzji i piętnując Rosję za zaatakowanie tego suwerennego państwa.
Zwróciło to uwagę całego świata na rosyjską agresję i… poskutkowało. Już następnego dnia Rosjanie zostali zmuszeni do zawarcia z Gruzją traktatu pokojowego, traktatu, który jeszcze 2 dni wcześniej Rosja oficjalnie odrzuciła twierdząc przy tym, że „nie zamierzają go nawet rozważać” – ale to także osobna historia…

Jest więc pewne, że właśnie wtedy Putin zdał sobie sprawę, że nie może dalej lekceważyć sobie lub ignorować Lecha Kaczyńskiego. Znamienne jest, że propaganda „antykaczorowa” nie tylko w polskojęzycznych mediach właśnie wtedy ogromnie przybrała na sile i wkrótce osiągnęła rozmiary histerii. Przeprowadzano wtedy niezliczone ilości dobrze skoordynowanych operacji medialnych poprzez agentury wszystkich „frakcji” mających na celu dyskredytację Kaczyńskich nie tylko w opinii społeczeństwa polskiego, ale i międzynarodowego.
Mniej-więcej w tym samym czasie w III RP zaczęły powstawać pierwsze rzeczywiście niezależne media. Początkowo tylko niewielka część społeczeństwa polskiego dostrzegała obłudę, fałsz i antypolską działalność rządu premiera Tuska, na które dotąd zwracała uwagę tylko polska prasa wydawana za granicami Polski. Musiało jednak minąć kilka lat, aby niezliczona ilość tzw. afer – czyli zalegalizowanej (lub nie) kradzieży pieniędzy i majątku narodowego – zaczęła docierać do opinii publicznej w Polsce.
Wraz z powstawaniem niezależnych mediów sytuacja zaczęła więc wymykać się spod ścisłej dotychczas kontroli agentur. Pamiętajmy też, że minęło także ponad 20 lat od wielkiego przekrętu UBeckiego zwanego „transformacją ustrojową” i w tym czasie wyrosło w Polsce nowe pokolenie Polaków, pokolenie, na które „frakcje” i ich agentury nie miały prawie żadnego wpływu ani żadnych „haków”. Było to pierwsze pokolenie, dla którego „pełna micha i przechodzona bryka” nie były już wyznacznikami „poprawy” ich bytu; pokolenie, które nie znało siermiężnej rzeczywistości PRL-u, zaś rzeczywistość III RP w porównaniu z resztą cywilizowanego świata była (i jest) dla nich nie do zaakceptowania. Stąd właśnie wzięła się późniejsza tzw. wojna rządu Tuska z „kibolami”, czyli pokoleniem młodych Polaków, pozbawionych „bagażu porównań z PRL-em” i złudzeń co do obecnej rzeczywistości, ale to kolejna osobna historia...

Po gruzińskim incydencie Prezydenta Kaczyńskiego presja na odsunięcie „kaczystów” od władzy wzmogła się. Lech Kaczyński stał się niewygodny nie tylko dla „frakcji” agentur w Polsce, ale też (i przede wszystkim) zaczął przeszkadzać Moskwie.
Jego prezydentura była też powodem troski dla Berlina.
Pomimo oficjalnej „przyjaźni” polsko-niemieckiej i teoretycznej „współpracy” między naszymi narodami, rządy niemieckie od samego początku zjednoczenia RFN z NRD prowadzą wybitnie antypolską politykę prawdopodobnie mającą na celu gospodarcze wykończenie i w jej wyniku wasalizację Polski (lub przejęcie zachodniej części Polski). To Niemcy wymusiły na Unii Europejskiej prawie wszystkie dyrektywy, dzięki którym np. polskie stocznie zostały zlikwidowane z braku możliwości dotacji rządowych (podczas gdy niemieckie stocznie do dzisiaj są dotowane przez państwo niemieckie), polski handel został prawie całkowicie przejęty (większość handlu detalicznego w Polsce jest w rękach niemieckich i zyski szerokim strumieniem płyną do Niemiec, ogromnie zubożając wpływy do budżetu państwa polskiego), polskie rolnictwo zostało zdziesiątkowane (podczas gdy rolnictwo niemieckie korzysta z tak olbrzymiej liczby dotacji z UE, od państwa niemieckiego, od rządów wszystkich landów i tylu innych, że trzeba by napisać książkę aby tylko je wymienić), polskie górnictwo jest likwidowane, a polski przemysł został wykupiony i natychmiast
Wyroby przemysłowe
"Made in Poland"
to tylko wspomnienie...
tak dokładnie spustoszony, że dzisiaj nie produkuje już prawie niczego na skalę rzeczywiście przemysłową. Przypomnę w tym miejscu, że jeszcze ćwierć wieku temu ten sam „przestarzały” i „nierentowny” polski przemysł produkował prawie wszystko: od zegarków, przez odzież, samochody, samoloty i nawet czołgi, aż po elektrownię jądrową (co prawda nigdy nie ukończoną, ale jednak możliwą wówczas do zbudowania gdyby nie brak pieniędzy wywołany UBeckim przekrętem zwanym „transformacją ustrojową” i nieszczęsnemu przystąpieniu do Unii Europejskiej, które było ostatnim gwoździem do trumny polskiego przemysłu).
Nawet bezczelne zablokowanie polskiego gazoportu budowanego w Szczecinie przez celowe położenie niemiecko-rosyjskiej rury na dnie Bałtyku, którą Niemcy i Rosjanie mogli przecież poprowadzić inną, nie blokującą polskiego portu drogą, nie wywołało wielu dyskusji w Polsce. Nie powinno to jednak być dziwne, gdyż w prasie polskojęzycznej nigdy nie było i zapewne nigdy nie będzie nawet wzmianki o tak oczywistych antypolskich działaniach Niemiec lub jakiejkolwiek krytyki poczynań niemieckich. Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, przypomnę kolejny fakt: praktycznie cała prasa obecnie dostępna w III RP została przejęta przez Niemców już lata temu…

Lech Kaczyński, jako pierwszy od 1939 roku polski patriota który został Prezydentem, był więc „solą w oku” zarówno Rosji, jak i Niemiec, a jego dojście do władzy przeraziło przede wszystkim rosyjskie i niemieckie „frakcje” agentur w Polsce, które dotychczas pod przykrywkami różnych partii tak beztrosko rządziły sobie Trzecią RP niczym dawna PZPR w PRL-u.
Gdy rządy braci Kaczyńskich zaczęły stopniowo naprawiać struktury polityczne III RP, gdy wyszło na jaw, że n.p. Macierewicz i inni, którzy od dawna domagali się zniesienia doktryny „grubej kreski” są coraz bliżej ewentualnego oskarżenia i postawienia przed rzeczywiście demokratycznymi sądami komunistycznych zdrajców, przerazili się.

Dla wszystkich „frakcji” agentur stało się oczywiste, że muszą odsunąć Kaczyńskich od władzy. Niestety, jak na złość, pomimo wyśmienicie przeprowadzonej i jakże udanej propagandy przeciw Kaczyńskim i PiS we wszystkich mediach, dzięki pierwszym niezależnym mediom szeregi zwolenników Kaczyńskich nie tylko nie zmalały, ale powoli rosły.
(tak – napisałem propagandy udanej, gdyż dzięki niej nie mało Polaków nie mających żadnego interesu w popieraniu dawnych UBeckich ścierw nadal w nią niestety wierzy).

Jak?

Plan zamachu stanu, jakim był „wypadek” samolotu prezydenckiego, został opracowany prawdopodobnie w pierwszej połowie 2009 roku.
Dlaczego wtedy – przede wszystkim dlatego, że to właśnie wtedy zadecydowano o przeprowadzeniu remontu prezydenckiego samolotu w Rosji, a także wtedy ukazała się oficjalna informacja o planowanych na kwiecień 2010 roku uroczystych obchodach pamięci ofiar sowieckiego ludobójstwa Polaków w Katyniu przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
Samolot „prezydencki” TU-154M Lux był poprzednio remontowany dwukrotnie.

Za każdym razem remontów dokonywano w Polsce. Jednak w 2009 roku jego trzeci planowy remont zlecono firmie „Awiakor” SA w rosyjskiej Samarze. Jest to fakt pośrednio wskazujący na opracowanie planu zamachu nie później niż w pierwszej połowie 2009 roku.

Rosyjska „frakcja” agentury UBeckiej z pewnością zwróciła się do ludzi Putina o pomoc w odpowiednim przygotowaniu prezydenckiego samolotu do zamachu. Czy były to mikro ładunki ciśnieniowe, bomba baryczna, czy inne możliwe sposoby – nie wiemy. Za wcześnie jest dzisiaj pisać o tym, w jaki sposób zostało to zrobione. Szczątki prezydenckiego samolotu – już PIĘĆ LAT od chwili „katastrofy”! – nadal przecież znajdują się w Rosji, podobnie jak wszystkie rejestratory (tzw. „czarne skrzynki”) i nikt poza wybranymi ludźmi Putina nadal nie ma do nich dostępu. Istnieje kilka bardzo logicznych teorii największego prawdopodobieństwa w jaki sposób zostało to zrobione. Jednak są to teorie, a celem tego artykułu jest przypomnienie faktów, których bez dokładnego przebadania szczątków wraku przez polskich śledczych być może nigdy nie poznamy. Logika i różne udokumentowane i udowodnione wydarzenia pośrednio pozwalają nam dzisiaj na jak najbardziej zbliżony do rzeczywistych wydarzeń przebieg zamachu, ale bez naprawdę dokładnego przebadania szczątków wraku przez naszych ekspertów są to wszystko teorie. Sam zaś fakt, że Rosja od pięciu lat nie zgadza się na oddanie szczątków wraku jest chyba najlepszym dowodem na to, że Rosja była zamieszana w ten zamach.
Logiczne jest przecież, że gdyby Rosjanie nie mieli nic do ukrycia, to oddaliby szczątki wraku i czarne skrzynki natychmiast lub wkrótce po „katastrofie”, zamiast – latami już – zabraniać do nich dostępu, a nawet je wręcz niszczyć, jak nie raz już alarmowali i udowodnili to niezależni reporterzy.

Tak więc faktem jest, że parę miesięcy przed „wypadkiem” samolot prezydencki od czerwca do grudnia 2009 roku przebywał w Rosji, gdzie przechodził remont – bez żadnego nadzoru ze strony polskich służb wojskowych. Faktem jest też, że od 5 lat Rosja nie zwróciła szczątków wraku prezydenckiego samolotu, ani też nie ma zamiaru dopuścić jakichkolwiek niezależnych ekspertów do ich zbadania.

Cui bono

To stare rzymskie twierdzenie krótko i logicznie wskazuje, kto w przypadku braku dowodów jest najpewniej winny: zawsze ten, „kto skorzystał” (inaczej mówiąc: ten, kto miał z tego zysk).

Wiemy dzisiaj, że przede wszystkim na zabiciu prezydenta Kaczyńskiego zyskał Bronisław Komorowski i „frakcja” rosyjska, której jest on agentem najprawdopodobniej od wielu lat. Po przejęciu władzy przez Tuska i śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i prawie setki wybitnie antykomunistycznych osobistości, chwiejące się status quo uchwalone podczas „okrągłego stołu” zostało przywrócone, a proces dekomunizacji Polski – zapoczątkowany pierwszymi małymi krokami przez Kaczyńskich – został zatrzymany ponownie na długie lata, jeśli nie na zawsze.
Bronisław Komorowski, oficjalnie udający antykomunistę, który podczas komunistycznej okupacji Polski w latach PRL-u niby nawet planował zabicie przypadkowo napotkanego milicjanta, tak wielkim antykomunistą był (jak sam mówił), że w „wolnej” już III RP jako jedyny najpierw zażarcie bronił, a następnie publicznie nazwał „hańbą” zlikwidowanie WSI – organizacji skupiającej pod wojskową przykrywką dawnych UBeków i komunistyczną agenturę. Organizacji już wtedy znanej z wielu działań przestępczych o których wszyscy wtedy już wiedzieli (m.in. dlatego WSI zostały zlikwidowane). A jednak ten niby zażarty antykomunista jest jedynym, który bronił WSI przed likwidacją! Nasuwa się więc logiczne pytanie, które wtedy ktoś nawet śmiał zadać: „To z kim właściwie walczył Komorowski w czasach PRL-u?” jeżeli dla Komorowskiego „hańbą” jest zlikwidowanie gniazda czerwonych ścierw w „wolnej” Polsce.
Komorowski ma prawo pleść co mu ślina na myśl przyniesie i wymyślać różne fantastyczne historie o sobie, nie zmieni to jednak faktu, że po jego działaniach jasno widać, iż jest on agentem działającym na szkodę Polski i wielkim przyjacielem UBeków i wszelkich zdrajców.
„Po owocach ich poznacie”…

Smoleńsk, 10 kwietnia 2010
Na śmierci Prezydenta Kaczyńskiego skorzystał oczywiście Związek Sowiecki Mniejszy, czyli Federacja Rosyjska, jak obecnie nazywa się sowietów (podobnie jak w Polsce, tylko nazwa kraju jest inna, ale ludzie tam rządzący są nadal tymi samymi, którzy rządzili w ZSRS). Pomimo, że Polska nie jest silnym krajem pod żadnym względem – ani ekonomicznym, ani militarnym, ani też politycznym – to jednak pod rządami braci Kaczyńskich Polska stanowiła znaczącą przeciwwagę dla rosyjskiej polityki i jako członek Unii Europejskiej miała częściowy wpływ na politykę UE względem Rosji. Prezydent Kaczyński niejednokrotnie przestrzegał przed rosyjskim imperializmem i nie obawiał się działać natychmiast bez oglądania się na to, „co powiedzą inni”, jak to najlepiej pokazał nagły lot do zaatakowanej Gruzji. Jednak największym zagrożeniem dla Rosji był prawdopodobnie zamierzany przez Kaczyńskiego projekt „Międzymorza”, czyli przeciwwagi dla Rosji w postaci federacji zrzeszającej kraje od Bałtyku po Morze Śródziemne – a więc zrzeszającej prawie wszystkie kraje, które Putin przecież ma nadzieję na ponowne włączenie do Nowego Imperium Rosyjskiego… ale to już zupełnie inna historia…

Także „frakcja” niemiecka agentury oraz same Niemcy tylko mogły gratulować sobie usunięcia polityka, który był polskim patriotą.
Już od chwili przejęcia władzy w Polsce przez Platformę Obywatelską pod wodzą Donalda Tuska – tak oczywistego agenta niemieckiego, że przeglądając jego „osiągnięcia” jako premiera III RP można pokusić się o używanie go jako podręcznikowego wręcz przykładu działalności typowego agenta wpływu – „kolesie” z PO zdawali sobie przecież sprawę, że aby móc w pełni kontrolować III RP trzeba usunąć Lecha Kaczyńskiego. Wątpliwe jest, aby niemiecka „frakcja” agentury w Polsce była zaangażowana w bezpośredni sposób w przygotowanie lub w przeprowadzenie zamachu stanu z 10 kwietnia 2010 roku, jednak należy pamiętać, że od 2005 roku kanclerzem Niemiec była już Angela Merkel, wieloletnia agentka STASI (pseudonim „Anita”), na którą Putin i jego dawni sowieccy kolesie mają tak wiele „haków”, że praktycznie wszystko jest możliwe. Jeśli w zamachu jakaś pomoc techniczna lub logistyczna nie zostały udzielone także i przez tą „frakcję” agentury, to z pewnością była nią gigantyczna pomoc medialna już po zamachu. Wszyscy przecież dobrze pamiętamy ogromny zalew kłamstw publikowanych od chwili „wypadku” przez polskojęzyczną prasę, a których jedynym celem była totalna dezinformacja i odwrócenie uwagi od zamachu stanu jaki dokonywał się na naszych oczach pod przykrywką „katastrofy”.
Te wszystkie nigdzie i niczym nie udokumentowane pogłoski o pijanym generale, wymuszeniu lądowania pomimo mgły, kilkukrotnych próbach lądowania, nieznajomości języka rosyjskiego przez pilotów, „pancernej” brzozie zdolnej nie tylko urwać metalowe skrzydło samolotu, ale też spowodować jego odwrócenie się do góry nogami, i wiele innych podobnych bzdur – one wszystkie ukazały się przecież nie bez powodu we wszystkich niby-polskich mediach, które – jeszcze raz podkreślę – od dawna są w rękach Niemiec rządzonych przez sowiecką agentkę…
Takie są fakty.


© DeS
(Digitale Scriptor)
Kwiecień 2015


(tekst pierwotnie opublikowano 5 kwietnia 2015 w ITP (2itp.blogspot.com i kilku innych - usuniętych już - blogach i witrynach)


P.S.
Jeszcze jeden, prawdopodobnie najważniejszy fakt:
około 30 000 – to liczba kawałków na jakie samolot prezydencki rozpadł się w tej „katastrofie”.
W żadnym, jeszcze raz podkreślę: w żadnym wypadku lotniczym w stuletniej historii awiacji nie zdarzyła się tak ogromna liczba szczątków samolotu rozbitego w wypadku. Jest to po prostu niemożliwe.
Tak wielka liczba kawałków na jakie rozpadają się samoloty pojawia się tylko i wyłącznie po zamachach bombowych lub strąceniu samolotu przy użyciu broni i innej formie eksplozji. Im potężniejsza energia eksplozji, tym większa ilość kawałków. Dla przykładu Boeing 747, samolot dużo większy od prezydenckiego Tupolewa, który rozpadł się nad Lockerbie nie tylko pod wpływem umieszczonej w nim bomby, ale eksplodowało w nim także 91 ton paliwa w jego zbiornikach – samolot ten rozpadł się „tylko” na trochę ponad 10 000 kawałków.


P.P.S.
Dla każdego logicznie myślącego człowieka  oczywiste jest, że energia wytworzona podczas "wypadku" prezydenckiej Tutki musiała być wielokrotnie większa od energii wytworzonej wybuchem bomby i wybuchem 91000kg paliwa lotniczego samolotu nad Lockerbie w 1988 roku.
Oczywiste jest także, że tak wielka energia jest po prostu niemożliwa do uzyskaniu podczas zderzenia samolotu z ziemią z wysokości zaledwie kilkunastu metrów, i to nawet gdyby samolot ten leciał z jakąś fantastycznie wielką, choćby i ponaddźwiękową prędkością i specjalnie uderzył w ziemię - a co dopiero samolot podchodzący przecież do lądowania i spowalniający swój lot już od dłuższego czasu, prawda? Wystarczy tylko myśleć, a nie będzie potrzeba żadnych "niezaprzeczalnych dowodów" aby odkryć wszystkie kłamstwa sprytnie wciskane społeczeństwu przez media tzw. "głównego ścieku" od 5 lat, gdyż same poszlaki i ich tak wielka liczba wystarczają dzisiaj aby ze 100% pewnością można stwierdzić, że 10 kwietnia 2010 roku dokonano w Smoleńsku zamachu na samolot przewożący Prezydenta III RP i prawie 100 innych osobistości. To nie jest już domysł, ale fakt potwierdzony ogromną ilością poszlak.
Tylko sprawcy tego zamachu i ci, którym zamach ten był na rękę, mogą dzisiaj jeszcze twierdzić inaczej i wskazywać na "pancerną brzozę" czy inne debilizmy ich własnej propagandy.
Taki "Bolek" potrafił przecież aż przez 30 lat ukrywać się i kłamać, a prawda o nim i tak została w końcu ujawniona - i tak samo prawda o zamachu stanu z 10 kwietnia 2010 roku też zostanie ujawniona, gdyż prędzej lub później (ale zawsze) prawda i tak wychodzi na jaw...





POWYŻSZY ARTYKUŁ ZOSTAŁ PRZYWRÓCONY Z KOPII ZAPASOWYCH, Z TEGO POWODU FORMATOWANIE ARTYKUŁU LUB ILUSTRACJI MOŻE NIE PASOWAĆ DO FORMATU TEGO BLOGU. NIEKTÓRE ILUSTRACJE MOGĄ BYĆ OBECNIE NIEDOSTĘPNE.

3 komentarze:

  1. Niestety autor ma racje w kazdym zdaniu... nawet to, ze Tyminskiego medialnie wykonczyla wtedy ubecja zeby przepchac na prezydenta ich wasnego "Bolusia"...
    Na szczescie jednak wraz z uplywem czasu to wszystko widac coraz wyrazniej i coraz wiecej Polakow to dosztrzega, wiec jest nadzieja

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry tekst. Szerzej otwiera oczy na pewne rzeczy. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadal aktualne :(

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2