Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Koniec z masówkami na studiach?

        1 stycznia 2017 r. wchodzi w życie rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego zakładające, że uczelnie wyższe, w których na jednego wykładowcę przypada więcej niż 13 studentów, będą miały stopniowo obniżaną dotację z budżetu państwa. Jak tłumaczą przedstawiciele resortu, ma to doprowadzić do zwiększenia jakości kształcenia.

O przyczynach wprowadzenia kryterium dostępności akademickiej, czyli właśnie określonego stosunku liczby studentów do wykładowców, mówił Piotr Müller, doradca wicepremiera, ministra nauki i szkolnictwa wyższego Jarosława Gowina. – W zaproponowanych przez nas zmianach ustaliliśmy zasadę, że uczelnie, w których przypada więcej niż 13 studentów na jednego nauczyciela akademickiego, będą miały częściowo obniżaną dotację z budżetu państwa. To rozwiązanie spowoduje, że wreszcie odejdziemy od typowo ilościowego mechanizmu finansowania, który spowodował źle rozumianą masowość kształcenia w uczelniach – tłumaczy.
Dodaje, że po wejściu w życie zmian uczelniom będzie się opłacało przyjmować lepszych studentów lub odpowiednio zwiększyć liczbę nauczycieli akademickich. – Obecnie dochodzi do absurdalnych sytuacji, w których na jednego wykładowcę przypada blisko 30 studentów, co w praktyce prowadzi do powstawania nawet kilkudziesięcioosobowych grup ćwiczeniowych – wyjaśnia.

O zmiany zapytaliśmy dr. hab. Andrzeja Waśkę, literaturoznawcę, historyka kultury, nauczyciela akademickiego. Zaznacza on, że pomysł, by na jednego pracownika naukowego przypadała określona liczba studentów, wydaje się pójściem w dobrym kierunku. – Jednak jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Sam jeszcze nie zdążyłem się przyjrzeć propozycjom zmian, jednak już pojawiają się opinie, że ten system zaszkodzi niewielkim uczelniom – mówi. Dodaje, że najbardziej szkodliwe w dotychczasowej polityce oświatowej było to, iż pieniądze publiczne „szły za studentem”. – W połączeniu z brakiem egzaminów na studia i skandalicznie niskim progiem zdawalności matur właściwie rozmontowało to poziom szkolnictwa wyższego – podkreśla.

Na początku listopada Aleksander Temkin z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej mówił, że działania ministerstwa zaszkodzą mniejszym uczelniom. „Celem jest wypchnięcie studentów z mniejszych uczelni publicznych do największych szkół publicznych i prywatnych (…)” – przytacza jego wypowiedź „Gazeta Wyborcza”.

Müller tłumaczy jednak, że sytuacja wygląda inaczej. – W pierwszej wersji projektu nie tylko za duża, ale także za mała liczba studentów była powodem obniżania dotacji. Ostatecznie jednak zrezygnowaliśmy z ustalania dolnej granicy. Ponadto rozporządzenie zakłada, że dotacje będą przyznawane za osiągnięcia naukowe – mówi.


© Magdalena Złotnicka
26 listopada 2016
źródło publikacji: „Gazeta Polska Codziennie” nr.1583/26.11.2016
www.gpcodziennie.pl





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2