Wracając do Żywej Cerkwi, to tak się jakoś składało, że ten „duch czasu” posługiwał się przede wszystkim oficerami GPU, od których funkcjonariusze „Żywej Cerkwi” czerpali natchnienia i – jak można się domyślać – również ku nim kierowali swoje akty strzeliste.
Taką Żywą Cerkiew komuniści próbowali montować i u nas w postaci tzw. „księży patriotów”. Październikowa „odwilż” była dla ruchu „księży patriotów” początkiem końca, bo ostentacja ich zdekonspirowała. Pamiętam z dzieciństwa, jak przed Wielkanocą w jednym z lubelskich kościołów, do którego przyszła ze mną matka, do konfesjonałów ustawiły się długie kolejki. Nagle przed jednym z konfesjonałów stanął jakiś człowiek i krzyknął: „ludzie, to ksiądz patriota!” Kolejkę do tego konfesjonału jakby wicher zdmuchnął, a po chwili wyszedł z niego ksiądz cały czerwony ze wstydu. Ruch „księży patriotów” umarł tedy śmiercią naturalną, ale to nie znaczy, że partia z montowania Żywej Cerkwi zrezygnowała. Zmieniła się tylko strategia. Zamiast poprzedniej, chamskiej ostentacji, postawiono na dyskretną penetrację w nadziei, że kiedy już struktury Kościoła zostaną wystarczająco zinfiltrowane przez agenturę i feldkuratów Katzów, Żywa Cerkiew niepostrzeżenie przejmie stery i poprowadzi nieświadome niczego katolickie masy w kierunku wytyczonym przez partię.
Sławna transformacja ustrojowa niczego tu nie zmieniła, bo ciągłość państwa, podobnie jak za komuny, również w III Rzeczypospolitej zapewnia RAZWIEDUPR (Razwiedywatielnoje Uprawlienije), który w demokratycznym państwie prawnym przyjął najpierw nazwę „Wojskowe Służby Informacyjne”. Zbyteczne jest chyba przypominanie, że chociaż nazwy się zmieniały, to pracowicie rozbudowywana agentura pozostała ta sama. Co więcej – została ona starannie uplasowana w odpowiednich miejscach: tam, gdzie pomysły przybierają postać prawa, a więc – w organach stanowiących państwa, w miejscach, gdzie kieruje się kluczowymi segmentami gospodarki, tam, gdzie decyduje się o śledztwach – komu zrywamy paznokcie, a komu nie, gdzie feruje się wyroki, no i wreszcie – gdzie wytwarza się masowe nastroje, a więc w mediach, środowiskach opiniotwórczych i przemyśle rozrywkowym. Ta agentura, reprodukująca się w kolejnych pokoleniach konfidenckich dynastii, doskonale wie, że swoją pozycję społeczną i materialną zawdzięcza istnieniu fundamentu, na którym cała ta konstrukcja się opiera, więc jest dyspozycyjna.
Ponieważ w związku ze zmianą rządu Komisja Europejska w styczniu br. wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę sprawdzania stanu demokracji, a w lipcu postawiła Polsce ultimatum, którego termin upływa w październiku, to zgodnie z zapowiedzią byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Bronisława Komorowskiego, zostały otwarte „nowe fronty”. Celem tych przedsięwzięć jest z jednej strony dostarczenie Komisji Europejskiej argumentów uzasadniających zastosowanie wobec Polski przewidzianej przez traktat lizboński „klauzuli solidarności”, czyli interwencji „w obronie zagrożonej demokracji” z jednej strony, a z drugiej – pogłębienie i tak już głębokiego kryzysu przywództwa, by w decydującym momencie naród polski został doprowadzony do stanu bezbronności. W związku z tym RAZWIEDUPR przeprowadza totalną mobilizację agentury – w tym również – Żywej Cerkwi, która musi w związku z tym podjąć ryzyko dekonspiracji.
Otwarcie frontu wyznaczonego dla Żywej Cerkwi przybrało postać ogólnopolskiej kampanii pod tytułem „Znak pokoju”, do której zaangażowane zostały organizacje sodomitów „Wiara i Tęcza” i inne oraz oddziały Żywej Cerkwi w postaci środowisk „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i „Więzi”. Całą Polskę mają oblepić bilboardy, na którym sodomita ściska dłoń katoliczki, a pewnie to będzie dopiero wstęp do kolejnych eksperymentów, na przykład w postaci wspólnych „warsztatów”, których przebiegu nie śmiem nawet się domyślać, ale wydaje mi się, że doświadczenia zdobyte przez Jerzego Zawieyskiego mogą przydać się tu jak znalazł. Celem jest wciągnięcie Kościoła katolickiego w groteskową sytuację, w której żadne zachowanie nie zapewni mu ochrony. Aprobata go ośmieszy, a sprzeciw wystawi na ataki pod pretekstem niedostatku „miłości bliźniego”, które pod dyktando pierwszorzędnych fachowców ze służb, będzie prowadziła Żywa Cerkiew i tak zwane niezależne media głównego nurtu, które już teraz rozpoczęły padgatowkę. Tak czy owak, Kościół zostanie w tę groteskową sytuację wciągnięty, a tolerowana agentura wśród hierarchii będzie sprzyjać utrwalaniu bezradności.
Nie ma przypadków, są tylko znaki – mawiał ksiądz Bronisław Bozowski. Tak się też akurat złożyło, że gdy Żywa Cerkiew usilnie pracuje nad stworzeniem wrażenia, że Kościół nie ma większych zmartwień, niż zapewnienie sodomitom płci obojga komfortu rżnięcia się „po Bożemu”, 11 września w Kazachstanie beatyfikowany został ksiądz Władysław Bukowiński, obywatel sowiecki z wyboru, który tego wyboru dokonał, by nie pozostawić katolików w Kazachstanie i Ałtaju kapłańskiej posługi. Przypłacił ją latami spędzonymi w łagrach i na zesłaniu, aż zakończył pracowite życie w służbie Chrystusa Pana w roku 1974 w Karagandzie. Ksiądz Bukowiński zza grobu, a właściwie już z Nieba dostarcza poczucia miary.
Ilustracja © Bogdan Marcinkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz