Gdyby Wojtek Smarzowski zrealizował dzieło takiego formatu o holocauście – nagrodzony zostałby Oscarem. Ale nakręcił film o Wołyniu – więc nagrodzony zostanie „chłostą śmiechu” i pomniejszaniem.
1. Mimo wszystko nie potrafię napisać o tym filmie długiej zwartej recenzji, choć takich „machnąłem” już w życiu kilka setek. Bo ten film poraża jak mało który – działa na wszystkie zmysły duszy. Proszę więc wybaczyć, że opowiem o nich w krótkich, rwanych refleksjach.
2. To film genialny. Abstrahując od tematu – genialny jako dzieło filmowe: pod względem montażu, zdjęć, reżyserskiej roboty, gry aktorów. Film-epopeja na miarę „Potopu” i „Chłopów”, tyle że zrobiony/zrealizowany/opowiedziany nowocześniejszym językiem – świat poszedł do przodu, a Smarzowski widział już filmy Quentina Tarantino. Tyle, że na przykład z „Nienawistnej ósemki” człowiek nie wychodził z kina poruszony do każdej chrząstki duszy. Z „Wołynia” tak – wychodzi porażony, bo to nie jakaś wymyślona, wydumana historia. To prawda, to historia wciąż niezagojona i żywa – żyją jeszcze uczestnicy, świadkowie, ocaleńcy. Żyją też kaci. Ocaleńcy wciąż budzą się z krzykiem w środku nocy, kaci – defilują dumnie w mundurach głównymi ulicami ukraińskich miast.
3. To najlepszy film Smarzowskiego. Na miarę – a pewnie i wyżej – największych osiągnięć Hitchcocka, na miarę niektórych scen z „Cabaretu” Boba Fosse’a. Widz wie do czego prowadzi akcja, więc nie sposób zaskoczyć go suspensem. Smarzowski postawił więc na coś innego. Czuć, wręcz fizycznie jak zło gęstnieje, jak narasta, jak się skrapla. Zaczyna się od wesela Polki z Ukraińcem. Dialogi, rozmowy – jakby skądś znamy ten klimat. Tyle, że w „Weselu” Wyspiańskiego było „Mego dziadka piłą rżnęli”. Tutaj jest zgoła na odwrót – piłą dopiero będą rżnąć, dopiero będą obdzierać ze skóry, wypruwać z brzuchów jelita i nienarodzone dzieci. Apokalipsa dopiero nadejdzie, zło dopiero gęstnieje. W kapitalny sposób – kilkoma scenami zaledwie pokazuje Smarzowski tę atnosferę, ale też i kto to zło sieje.
4. Ale – nie chodzi tylko o filmowe mistrzostwo. Ten film to jeden z nielicznych już przypadków w dzisiejszym świecie, kiedy sztuka na powrót staje się świadkiem prawdy. Istnieje apokryficzna relacja, iż Jan Paweł II po specjalnym pokazie „Pasji” Mela Gibsona zorganizowanym dla papieża – miał powiedzieć tylko dwa słowa: „Tak było”. I właśnie tak należy skomentować fabularną warstwę „Wołynia”. O tej nie będę pisał zbyt wiele, bo przecież wszyscy ten film już za kilka dni zobaczą.
5. Ja miałem okazję obejrzeć Wołyń na przedpremierowym pokazie zorganizowanym przez Dolnośląski Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli we Wrocławiu przy wsparciu władz województwa. Odbyła się tam konferencja zatytułowana „Wołyń – budzenie prawdy historycznej”. Po filmie odbyła się dyskusja, w której wzięli udział m.in. twórcy filmu: reżyser Wojtek Smarzowski, Stanisław Srokowski, którego opowiadania stały się kanwą scenariusza, wreszcie odtwórcy głównych ról – Michalina Łabacz i Mariusz Jakubik. Wojtek Smarzowski powiedział wówczas m.in. ważne słowa:
- Oczywiście obawiam się, że powstanie tego filmu wykorzysta rosyjska propaganda. Ale gdyby nie powstał, też by to wykorzystała.
6. I tutaj ważna uwaga – ten film powstał w imię prawdy, ale równocześnie wbrew elitom, wbrew mainstreamowi. I to nie tylko wbrew lewicowemu mainstreamowi – także, a może wręcz przede wszystkim wbrew elitom PiS-u. Panowie z Żoliborza i Łodzi, paniusie z Warszawy uważają, że o ludobójstwie wołyńskim nie należy mówić, że o prawdę nie trzeba się upominać – bo najważniejsze jest „powstrzymywanie Rosji” przez Ukrainę.
7. Jak przyjmą „Wołyń” Ukraińcy – o to również zapytano Smarzowskiego. Otóż – tego jestem pewien – oni go nie przyjmą. Odrzucą, po kilku, kilkunastu scenach będą już pewni, że to polska propaganda, że „Lachy swoje krutiat” (Polacy swoje kręcą). Mogę tak stwierdzić, znając doskonale Ukraińców – przez ponad 20 lat żyjąc w mieszanej, polsko-ukraińskiej rodzinie. Tym filmem nie przemówimy do Ukraińców – przynajmniej tych z województwa lwowskiego zwanego nie bez powodu „bandersztatem”. Mówiąc cytatem biblijnym - górnolotnym, lecz adekwatnym – zbyt zatwardziałe są ich serca. Ale to też nie jest film dla Ukraińców – to obraz dla Polaków; dla tych wszystkich, którzy nie pamiętają, nie wiedzą; także dla tych, których uważają, że dziś o prawdę, o pamięć i o godnych pochówek wciąż niepochowanych po katolicku ofiar upominać się nie należy.
8. Jak wiadomo, na Festiwalu Filmowym w Gdyni „Wołyń” nie otrzymał żadnej z głównych nagród. Można skwitować to krótkim bon motem – wielki film, małe jury, jeszcze mniejszy Bajonik. Bo jakże inaczej można określić Filipa Bajona – człowieka, który w czasie ostatnich 30 lat zrobił 2 (słownie: dwa) dobre filmu („Magnat” – 1986, „Przedwiośnie” – 2001). Tymczasem w ostatnich latach Wojtek Smarzowski regularnie „strzela” znakomitymi dziełami, dość wspomnieć „Dom zły”, czy „Różę”. I taki Bajon zaczyna opowiadać, że „Wołyń” Smarzowskiego jest filmem nieskończonym, że jest za długi o 20 minut. Jeśli to jest film nieskończony – to Bajon jest skończony, jako człowiek, mający cokolwiek do powiedzenia w sprawach artystycznych, filmowych. Inna rzecz, że jury Festiwalu Filmowego w Gdyni, ignorując „Wołyń” jako obraz „PiS-owski” zapewne nie zdawało sobie sprawy, że ten film powstał również – wbrew elitom, wbrew narracji mainstreamu partii Kaczyńskiego, w której ton nadają tacy ukrainerzy/giedroyciowcy jak Przemysław Żurawski vel Grajewski.
9. „Wołyń” to wielki film, pokazuje panoramę polskich Kresów i ich holocaustu. Oczywiście – katami są ukraińscy nacjonaliści (to trzeba podkreślić – bo w filmie występują też Ukraińcy, którzy Polaków ratują, którzy płacą własnym życiem za odmowę zabicia swoich polskich sąsiadów); ofiarami Polacy. Ale ofiarami są tutaj także Żydzi, katami także Sowieci. Co prawda zmieniają się najeźdźcy – Sowieci, Niemcy, ale wciąż ci sami pozostają ich kolaboranci – ukraińscy nacjonaliści. Poza tym film stawia także pytania niewygodne dla Polaków. Zosia Głowacka (w tej roli kapitalna debiutantka Michalina Łabacz) pyta emisariusza Armii Krajowej:
- Co to za tajna organizacja, co chce walczyć z Niemcami, a nie potrafi nas obronić przed ludźmi z widłami?
10. Trudno nie wyjść z filmu także z gorzkim poczuciem, że w 1943 roku AK zapomniała o mordowanych mieszkańcach Wołynia, tak jak dzisiaj zapomniały o nich elity Prawa i Sprawiedliwości.
11. Jak wspomniałem – nie będę tutaj pisał o fabule, o grze aktorskiej, bo film zobaczymy wszyscy. Trzeba tylko zaznaczyć, że w tym filmie nie ma złego aktorstwa – są same wielkie role, także aktorów drugoplanowych, także aktorów ukraińskich. To również świadczy o geniuszu Smarzowskiego – że potrafił tak dobrać aktorów, tak nimi pokierować, taki potencjał z nich wydobyć. Chapeau bas!
12. Film poprzedza motto – zdanie z pamiętników Jana Zaleskiego: „Kresowian zabito dwukrotnie, raz przez ciosy siekiera, drugi raz przez przemilczenie. A ta druga śmierć jest gorsza od pierwszej”. Dzięki „Wołyniowi” Wojtka Smarzowskiego jest szansa, aby pokonać, unieważnić tę drugą śmierć.
© Marcin Hałaś
12 października 2016
źródło publikacji: „Wołyń – Wielki film! Pokazuje panoramę polskich Kresów i ich holocaustu”
=================
12 października 2016
źródło publikacji: „Wołyń – Wielki film! Pokazuje panoramę polskich Kresów i ich holocaustu”
=================
Ilustracja © Forum Film Poland / youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz