7 lipca, kiedy Kresowianie manifestowali pod Sejmem w sprawie ustanowienia Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa OUN-UPA, „klasa polityczna” z prezydentem RP na czele podejmowała z najwyższymi honorami w tymże Sejmie ukraińską kryminalistkę i ideową spadkobierczynię morderców z UPA. Potem posypały się wiernopoddańcze „listy otwarte”.
Najpierw był list „Do braci Ukraińców” salonu warszawsko-krakowskiego, z podpisami m.in. Wałęsy, Komorowskiego i Kwaśniewskiego. O wiele jednak ciekawszy jest kolejny „list otwarty” pt. „Apel do Polaków i Ukraińców. Nie dajmy się skłócić”, opublikowany prowokacyjnie 11 lipca.
Czytamy w nim m.in.: „My niżej podpisani, apelujemy do Polaków i Ukraińców, aby nie ulegali jakimkolwiek prowokacjom i próbom podsycania wrogości między naszymi narodami i społeczeństwami (…). Nie dajmy się znowu skłócić. Tyle razy w naszej historii dochodziło do konfliktów podsycanych z zewnątrz przez siły wrogie Polsce i Ukrainie (co potwierdzają kolejne świadectwa). Kończyło się to dramatem narodów i śmiercią wielu niewinnych ludzi” [1].
Oczywiście tę wrogość podsyca podstępna Rosja, a jej prowokatorami są ci, którzy domagają się upamiętnienia ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego i potępienia UPA. Do rosyjskich prowokacji, uderzających w kryształ miłości polsko-banderowskiej – oprócz manifestacji Kresowian w Warszawie 7 i 11 lipca – należały też pewnie całkowicie przemilczane przez polskie media głównego nurtu obchody rocznicy ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego, które zorganizowano w Moskwie [2]. Zamiast informacji na ich temat nadwiślańskie media wyeksponowały złożenie wiązanki kwiatów przez Poroszenkę pod pomnikiem na Skwerze Wołyńskim w Warszawie, gdy w tym samym czasie w Kijowie nazwano jedną z głównych ulic imieniem Stepana Bandery.
Natomiast sugestia o „konfliktach podsycanych z zewnątrz”, które kończyły się śmiercią „wielu niewinnych ludzi”, co mają potwierdzać „kolejne świadectwa” (pewnie te z archiwum Mykoły Łebedzia) stanowi wprost oskarżenie Rosji (ZSRR) o sprawstwo ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego. Tutaj zostało to powiedziane w sposób zawoalowany, ale jeszcze tego samego dnia wieczorem pan Macierewicz powiedział to wprost.
Jeszcze więcej niż skandaliczna treść listu mówi nam wykaz jego sygnatariuszy. W pierwszej kolejności są nimi prominentni przedstawiciele formacji wywodzących się z ruchu „Solidarności”, które dzisiaj ostro się różnią. Jak jednak widać, łączy ich uwielbienie banderowskiej Ukrainy.
Wśród sygnatariuszy listu są m.in. politycy PO (Achinger, Buzek, Boni, Cichoń, Grupiński, Hetman, Kidawa-Błońska, Olbrycht, Pitera, Plocke, Plura, Radziszewska, Staniszewska, Szejnfeld, Jarosław Wałęsa, Wyrowiński, Zalewski, Zdrojewski), PiS (Dworczyk, Kuchciński, Lipiński, Łopiński, Naimski, Szymański, Terlecki, Waszczykowski), SLD (Rosati, Wenderlich), redaktorzy „Gazety Wyborczej” (Jarosław Kurski) i „Gazety Polskiej” (Dzięciołowski), ambasador Jan Piekło, prezes Związku Ukraińców w Polsce Piotra Tyma, działacz tegoż Związku Miron Sycz, przewodnicząca Światowej Federacji Organizacji Ukraińskich Łemków Sofija Fedyna oraz liczni nacjonalistyczni politycy ukraińskscy (Chomycki, Guz, Jednak, Jelenski, Jurynec, Kiral, Kiszkar, Kniażycki, Lesiuk, Pidlisecki, Podolinni, Podoljak), wśród których wybijają się na czoło Dmytro Jarosz – wódz Prawego Sektora, Artem Łuczak – naczelnik sztabu 8. Samodzielnej Roty Prawego Sektora i przewodniczący tej neonazistowskiej formacji we Lwowie, Wołodymyr Prawosudow – żołnierz neonazistowskiego batalionu ochotniczego „Ajdar”, a także Ołeh Pankewycz – wiceprzewodniczący banderowskiej „Swobody”, uważany przez dr. Iwana Kaczanowskiego za głównego sprawcę masakry na kijowskim Majdanie 20 lutego 2014 roku.
Są też podpisy przewodniczącego ukraińskiego IPN Wołodymyra Wiatrowycza, reżyser Magdaleny Łazarkiewicz, Jolanty Kurskiej z Fundacji im. Bronisława Geremka, Marioli Abkowicz ze Związku Karaimów Polskich, Moniki Krawczyk z Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, byłego przewodniczącego Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce Piotra Kadlčika oraz amerykańskiego rabina Yehoshuy Ellisa.
Politycy PO, PiS i SLD, dziennikarze „Gazety Wyborczej”, „Gazety Polskiej”, „Kuriera Galicyjskiego” i „Słowa Polskiego”, działacze mniejszości ukraińskiej, łemkowskiej, karaimskiej i żydowskiej, amerykański rabin, negacjonista wołyński Wiatrowycz oraz nacjonaliści i jawni naziści ukraińscy. Słowem – bardzo piękne towarzystwo.
Tego samego 11 lipca – co jest oczywistą prowokacją – kiedy ukazał się ten list, szef ukraińskiego IPN Wołodymyr Wiatrowycz zaprezentował 380 dokumentów z tzw. archiwum Mykoły Łebedzia. W świetle tych dokumentów żadnego ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej nie było. Był tzw. „konflikt polsko-ukraiński”, a morderstwa na ludności polskiej miały być rzekomo inspirowane przez „Sowietów”. To, że te dokumenty są falsyfikatami zostało wielokrotnie potwierdzone przez niezależnych badaczy, m.in. Johna Paula Himkę, Grzegorza Rossolińskiego-Liebe i Pera Andersa Rudlinga [3].
Zaprezentowanie ich przez Wiatrowycza – jak i towarzysząca temu debata w parlamencie ukraińskim oraz protesty pod ambasadą polską w Kijowie – mają wymiar znacznie szerszy niż niektórzy mogą przypuszczać. Ten wymiar nazywa się trzecią fazą ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego. Trzecia – pogenocydalna – faza ludobójstwa polega na zacieraniu śladów zbrodni i jej zaprzeczaniu. Zawsze rozpoczyna się ona wraz z fazą drugą – genocydalną – bo zbrodni ludobójstwa zaprzecza się już na etapie jej popełniania oraz trwa po dokonaniu genocydu. To co robi Wiatrowycz i kierowana przez niego instytucja ma właśnie wymiar trzeciej fazy ludobójstwa z lat 1943-1944. Tak należy określić politykę historyczną pomajdanowej Ukrainy w kwestii OUN i UPA.
W tej pogenocydalnej fazie ludobójstwa biorą udział ci polscy politycy, którzy tak jak Ryszard Terlecki powielają narrację ukraińską, nazywając ludobójstwo dokonane przez UPA „bratobójczą wojną”. Zaliczyć należy do nich wszystkich podpisanych pod wspomnianym wyżej listem.
Kropkę nad „i” postawił Antoni Macierewicz, który wieczorem 11 lipca w programie „Minęła dwudziesta” na antenie TV Republika powiedział, że „wrogiem, który rozpoczął, i który użył ukraińskich sił nacjonalistycznych do tej straszliwej zbrodni ludobójstwa była Rosja. To tam jest źródło tego straszliwego nieszczęścia”4. Jest to ordynarne kłamstwo, które nie ma jakiegokolwiek potwierdzenia w źródłach historycznych (z wyjątkiem archiwum Mykoły Łebedzia i „Litopysu UPA”). Temu, że zbrodnie UPA mogły być inspirowane przez Moskwę stanowczo zaprzeczył nawet tak proukraińsko nastawiony historyk jak Grzegorz Motyka.
Wypowiedź Macierewicza wpisuje się w przewijający się już od dana w narracji środowisk proukraińskich w Polsce wątek przerzucenia wbrew faktom odpowiedzialności za ludobójstwo wołyńsko-małopolskie z Ukrainy na Rosję. Operację tę zapoczątkował w 2008 roku Bronisław Komorowski. O ile jednak Komorowski powiedział wtedy, że ludobójstwa na Wołyniu dokonali „Sowieci”, to Macierewicz użył wprost słowa „Rosja”. Jest to z jego strony jako jednego z najważniejszych ministrów obecnego rządu kolejna – po oskarżeniu Rosji o zamordowanie Lecha Kaczyńskiego i 95 osób z delegacji państwowej w Smoleńsku – prowokacja obliczona na sparaliżowanie stosunków polsko-rosyjskich.
Jeśli ta prowokacja nie sparaliżuje tych stosunków do końca, nie mam wątpliwości, że Macierewicz podejmie następną, bardziej drastyczną. Nie jestem do końca pewien czy Stany Zjednoczone dążą do wywołania wojny z Rosją, ponieważ nie mam dostępu do miarodajnych źródeł w Departamencie Stanu USA i CIA. Jestem natomiast pewien, że do takiej wojny dąży z sobie wiadomych powodów Macierewicz. Świadczy o tym chociażby forsowanie przez niego na warszawskim szczycie NATO członkostwa Ukrainy i Gruzji w Pakcie Północnoatlantyckim oraz podpisanie z Ukrainą umów o dostawach uzbrojenia i szkoleniu ukraińskich sił zbrojnych w Polsce, co jest niczym innym jak faktycznym wejściem do konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Wyprawa na Moskwę razem z banderowską Ukrainą celem zatknięcia na Baszcie Spasskiej Kremla biało-czerwonego sztandaru stanowi idée fixe Macierewicza i – jak przypuszczam – również Jarosława Kaczyńskiego. Jest w tej sytuacji oczywiste, że prawda o ludobójczych zbrodniach OUN i UPA musi zostać złożona na ołtarzu takiego sojuszu.
Oskarżenie Rosji przez Macierewicza o inspirację ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej ma jeszcze jeden wymiar, oprócz wymiaru cynicznej prowokacji politycznej. Jest to wymiar hańby domowej. Mianem „hańby domowej” pisarz Jacek Trznadel nazwał kolaborację polskiej inteligencji w latach 40. i 50. XX wieku ze stalinizmem. Jednym z przejawów tej kolaboracji było negowanie zbrodni katyńskiej poprzez przypisywanie jej sprawstwa Niemcom. Czynił to aparat państwowy PRL, ale brało też w tym udział wielu spośród ówczesnych „autorytetów moralnych”.
Dzisiaj śmiało można nazwać hańbą domową III RP kolaborację jej elit politycznych i intelektualnych z banderyzmem oraz zaprzeczanie ludobójstwu wołyńsko-małopolskiemu poprzez przerzucanie odpowiedzialności za jego dokonanie z OUN-B i UPA na ZSRR, albo wprost na Rosję. Że postawa oficjalnych czynników politycznych III RP wobec banderyzmu jest tym samym czym kłamstwo katyńskie w PRL, zauważył nawet Rafał A. Ziemkiewicz. Pisze on m.in., iż polskie elity – „zarówno te od Michnika, dla których Polska z założenia zawsze jest najgorsza i najbardziej winna, jak i te do Rymkiewicza, które „bardziej nienawidzą Rosji, niż kochają Polskę”, błądzą straszliwie” [5].
Nie, nie błądzą. Czynią to świadomie, bo nie można błądzić w sprawie, która z moralnego punktu widzenia jest oczywista, czarno-biała. Robią to w imię swojej brudnej polityki, która jest im dyktowana z Departamentu Stanu USA i którą podbudowują swoim kompleksem niższości, swoimi fobiami i fantasmagoriami w rodzaju ahistorycznej doktryny Giedroycia. Największą hańbą domową okresu historii Polski po 1989 roku – obok wejścia na drogę powrotną od niepodległości do zależności oraz politycznej i ekonomicznej degradacji narodu – jest stosunek tzw. elit do banderyzmu i jego zbrodni z okresu drugiej wojny światowej. Tej hańby domowej będą się głęboko wstydzić przyszłe pokolenia Polaków, jeśli oczywiście takowe jeszcze będą.
© Bohdan Piętka
14 lipca 2016
źródło publikacji: tygodnik „Myśl Polska”
www.mysl-polska.pl
14 lipca 2016
źródło publikacji: tygodnik „Myśl Polska”
www.mysl-polska.pl
[1] „Apel do Polaków i Ukraińców. Nie dajmy się skłócić”, www.wyborcza.pl, 11.07.2015.
[2] P. Asiejew, „Akcja w Moskwie: niektórzy są potomkami ofiar rzezi wołyńskiej…”, www.pl.sputniknews.com, 11.07.2016.
[3] „Ukraiński IPN publikuje sfałszowane dokumenty”, www.kresy.pl, 11.07.2016.
[4] „Macierewicz o Rzezi Wołyńskiej: Rosja jest źródłem tego straszliwego nieszczęścia” (wideo), www.pl.sputniknews.com, 12.07.2016.
[5] R. A. Ziemkiewicz, „Wołyń – kłamstwo katyńskie III RP”, „Do Rzeczy” nr 28/179, 11-17.07.2016, s. 34-36.
Ilustracja autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz