Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Jednak będzie wytarzany

Felieton wideo Stanisława Michalkiewicza:

Szanowni Państwo!

        Czegóż to człowiek się nie dowiaduje! Dotychczas myśleliśmy, że Donald Tusk był premierem rządu w Polsce, wyniesionym na to stanowisko przez starych kiejkutów, żeby za tym parawanem mogli kontynuować okupację naszego nieszczęśliwego kraju. Nawet skompletowali mu gabinet, bo – jak pamiętamy – Platforma Obywatelska przed wyborami w 2007 roku miała „gabinet cieni”. Kandydatem na stanowisko ministra obrony był w nim pan Bogdan Zdrojewski, kandydatem na ministra finansów był pan Zbigniew Chlebowski, kandydatką na ministra sprawiedliwości była pani Julia Pitera – i tak dalej.



Kiedy jednak przyszło do tworzenia rządu, to ministrem obrony został psychiatra, pan Bogdan Klich, ministrem finansów – poddany brytyjski pan Jacek „Vincent” Rostowski, a ministrem sprawiedliwości – pan Zbigniew Ćwiąkalski. Pan Zdrojewski został przesunięty na kulturę, pan Chlebowski został - jak to nazywał Felicjan Sławoj-Składkowski - „zwisakiem”, a pani Piterze sprokurowano na poczekaniu stanowisko, którego nawet ona sama do końca rządowej kariery nie potrafiła nazwać. Z całego „gabinetu cieni” swoje stanowiska objęło tylko dwoje polityków: pani Ewa Kopacz została ministrem zdrowia, a pan Mirosław Drzewiecki – późniejszy „Miro” z afery hazardowej – został ministrem Sportu. Najwyraźniej do Donalda Tuska musiał przyjść ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział mu: słuchajcie no, Tusk, macie tu papier z listą waszego gabinetu i nic tu nie kombinujcie, bo wynikną z tego tylko same zgryzoty, a my będziemy musieli przypomnieć wam, skąd wam wyrastają nogi. Tedy przetasowanie rządowe odbyło się w absolutnej ciszy, bo żaden z członków „gabinetu cieni” nie odważył się pisnąć nawet słowa protestu. Potem było jeszcze gorzej, bo za próbę rozluźnienia sobie obróżki, premier Tusk dostał od starych kiejkutów zakaz kandydowania w wyborach prezydenckich i kto wie, czym by się to wszystko skończyło, gdyby Nasza Złota Pani nie osłoniła go mocnym ramieniem, przyznając mu Nagrodę im. Karola Wielkiego. Był to sygnał, że kto teraz podniesie rękę na Donalda Tuska, będzie miał z nią do czynienia. Toteż kiedy afera Amber Gold mogła zepchnąć premiera Tuska na skraj przepaści, Nasza Złota Pani w ostatniej chwili podała mu pomocną dłoń, umieszczając na synekurze przewodniczącego Komisji Europejskiej w Brukseli, gdzie nie mogła go dosięgnąć mściwa ręka prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

        Bo jednym z politycznych priorytetów prezesa Kaczyńskiego jest wytarzanie Donalda Tuska w smole i w pierzu. W realizację tego celu wciągnięte jest całe państwo, z rozmaitym zresztą skutkiem – bo na tej drodze na razie Polska odniosła tak zwane zwycięstwo moralne. Ale to sprawa osobna – co Polska będzie z tego miała, bo chodzi mi o coś innego. Po to przypominam w skrócie dotychczasowy przebieg kariery Donalda Tuska i rolę Naszej Złotej Pani w jej kształtowaniu, bo niedawno „legendarny” pan Władysław Frasyniuk scharakteryzował go jako Wielką Nadzieję Białych, twierdząc, że jest on „bezpiecznikiem, łącznikiem i gwarancją, że Polska zostanie w UE. On będzie musiał (…) reprezentować Polskę na arenie europejskiej”. Do takich wysokich rzeczy Nasza Złota Pani wystrugała go z banana! Nawiasem mówiąc, Donald Tusk już się do takiego reprezentowania przymierzał, przybywając 16 grudnia ubiegłego roku do Wrocławia – niby gwoli uczestnictwa w jakimś wydarzeniu kulturalnym – ale podejrzewam, że tak naprawdę po to, by – jeśli kombinacja operacyjna rozwinęłaby się w pożądanym kierunku – z terytorium polskiego zaprezentować się światu jako pełniący obowiązki tymczasowego, demokratycznego prezydenta Polski. Ponieważ kombinacja operacyjna spaliła na panewce, wrócił na z góry upatrzone pozycje, na których Nasza Złota Pani osadziła go w atmosferze poważnego deficytu demokracji. Najwyraźniej trzyma go w rezerwie jako kandydata na przyszłego prezydenta w naszym nieszczęśliwym kraju, do którego chciałaby wysłać go na białym koniu. Ale prezes Kaczyński też nie zasypia gruszek w popiele i 19 kwietnia niezależna prokuratura ma rozpocząć tarzanie Donalda Tuska w smole i pierzu pod pretekstem śledztwa w sprawie współpracy Służby Kontrwywiadu Wojskowego z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. To oczywiście dopiero początek, bo w kolejce czeka również Amber Gold. Wprawdzie nietrudno przewidzieć, ze Donald Tusk, podobnie jak niezawiśli sędziowie, niezależni prokuratorzy i inni dygnitarze będzie zeznawał, że „nie wiem, nie pamiętam”, bo wiadomo, że kto by zdradził tę wielką tajemnicę, iż nasz nieszczęśliwy kraj okupowany jest przez starych kiejkutów, umrze podwójnie – ciałem i duszą.

        Toteż kierowana przez jakiegoś obłąkanego docenta grupa, pretensjonalnie określająca się jako „Obywatele RP”, urządza 10 kwietnia więc poparcia dla Donalda Tuska. On sam określił ten pomysł, a zwłaszcza datę, jako „niefortunne”, ale widocznie docent słucha kogo innego, czy to się Donaldu Tusku podoba, czy nie.

Mówił Stanisław Michalkiewicz

© Stanisław Michalkiewicz
5 kwietnia 2017
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA



Ilustracja i wideo © Radio Maryja / Telewizja Trwam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2