Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

„Źródło i mielizny” – żarty na bok

>
Co najmniej sześć razy w ciągu ostatnich kilku lat znalazłem się w sytuacji, w której z pewnością nawróciłbym się na katolicyzm, gdyby nie powstrzymała mnie przed tym pochopnym krokiem jedna fortunna okoliczność, ta mianowicie, że już się nawróciłem.
Każda z tych sytuacji wykraczała poza moje osobiste doświadczenia, więc może być w pewnym stopniu reprezentatywna także dla innych konwertytów. Ludzie, którzy nas krytykują, cały czas liczą, że jeszcze pożałujemy i w końcu, rozczarowani, machniemy może ręką i rzucimy całą tę religię. Największe ustępstwo, na jakie ich stać, to z reguły opinia, że złożywszy rozum na ołtarzu wiary, znaleźliśmy pewien spokój – chociaż ów spokój w praktyce oznacza, że spędzimy resztę życia, tocząc niekończące się dyskusje i ciągle apelując do czyjejś logiki. Ich zdaniem, prędzej czy później zrozumiemy nasz błąd. Tymczasem, co osobliwe, dzieje się na odwrót. Najbardziej wymowne potwierdzenie, że konwersja była słuszna, często przychodzi do konwertyty, kiedy otrzymał wystarczająco dużo i sam jest o tej słuszności przekonany.
        Tutaj właśnie zamierzam opisać kilka takich sytuacji, które można by nazwać nawróceniem po nawróceniu. Mam na myśli, że już po przyjęciu mnie do Kościoła katolickiego doszło do wydarzeń, które tak czy owak sprawiły, że pozostawanie poza Kościołem stało się intelektualnie niemożliwe, a zwłaszcza pozostawanie na pozycjach anglikańskich, jakie początkowo zajmowałem. Jednym z tych wydarzeń była uchwała parlamentu, rozstrzygająca spór o anglikańską liturgię, czy też o anglikańskie liturgie. Innym była decyzja, a raczej niezdecydowanie, anglikańskich biskupów w sprawie kontroli urodzeń.
        Zacznijmy jednak od czego innego: spójrzmy na najnowszy zwrot w politycznych dziejach Europy. Chcę zacząć od tego przykładu, bo jest i typowy, i na temat; to znaczy, w sposób chyba najprostszy i najbardziej przejrzysty ukazuje, co mam na myśli, zaś fakty są tak świeże i ogólnie znane, że poznali je nawet ludzie, którzy żyją tylko dniem powszednim, karmiąc się nowinami gazetowymi – tym nader sztucznym substytutem chleba powszedniego. Żeby jednak wyjaśnić nieco jaśniej, niż robią to gazety, co te fakty moim zdaniem oznaczają i co naprawdę się zdarzyło, muszę najpierw powiedzieć parę słów o reformacji protestanckiej i o tym, że wprawdzie nie pod jej wpływem, lecz pod wpływem jej wciąż działających skutków, cywilizacja chrześcijańska jest dziś zdezorientowana i błąka się po manowcach.
        Jak wiadomo, ludzie należący do tej szkoły myśli, co nasi postępowi, modernistyczni duchowni, pasjami lubią powoływać się na odkrycia naukowe, zwłaszcza na niezbyt już aktualne odkrycia nauki XIX wieku. Chętnie rozprawiają o tym, co mój dziadek nazwałby Świadectwem Skał, czyli o geologicznym zapisie rozwoju przyrodniczego. Spoglądają na skamieliny z wielką estymą, niczym na święte symbole i hieroglify, w których prastare kapłaństwo zawarło tajemnicę wszechświata. A mimo to, jest wątpliwe, jest co najmniej wątpliwe, czy przeciętny duchowny Kościoła Otwartego poczułby się pochlebiony i mile połechtany, gdybym zagadnął go tonem życzliwej poufałości: „No i jak się miewasz, stara skamielino?”. Oczywiście, nie zrobię tego; ani mi w głowie taki towarzyski żart. Wiem przecież, że istnieją prawdy i półprawdy, których nie da się bez ogródek powiedzieć, nie powodując nieporozumień, dotyczących nawet ich prawdziwego sensu.
        Ci liberalni teologowie, owszem, interesują się skamielinami, ale tylko w jednym aspekcie. Dowodzą teorii Darwina w oparciu o zapis kopalny, powołując się na wszystkie skamieniałości, które zgodnie z teorią powinny się tam znajdować. Skoro kopalne świadectwo drobnych zmian najwyraźniej nie istnieje, znajdują światłe, uczone powody jego nieistnienia, są- dząc chyba, że to równie przekonujące, jak gdyby istniało. Wątpię jednak, czy dogłębnie i ze wszystkimi niuansami przemy- śleli, czym jest skamielina, bo gdyby to rozumieli, nie poczuliby się dotknięci tak niewinnym i nieobraźliwym porównaniem.
        Gdyż skamielina to autentycznie interesująca osobliwość. Nie jest to martwe zwierzę ani organizm w stanie rozkładu, i zasadniczo nie jest to nawet obiekt prastary. Skamielina to forma zwierzęcia czy innego organizmu, z której kompletnie zniknęła cała jej własna treść organiczna, lecz która zachowała kształt, ponieważ wypełniła się zupełnie inną treścią wskutek jakiegoś procesu przesączania czy wydzielania; tak więc, by użyć języka średniowiecznej metafi zyki, przepadła jej substancja, a zostały tylko cechy akcydentalne. A jest to najlepsze chyba porównanie, jakie da się znaleźć dla nowych religii i ideologii, zapoczątkowanych paręset lat temu. Tym właśnie one są – skamielinami. [fragmenty z książki]


© Gilbert Keith Chesterton
oryginalnie opublikowano w 1935 r.
źródło publikacji: fragmenty z książki „Źródło i mielizny” (str. 39-42)
za www.teologiapolityczna.pl






G. K. Chesterton
„Źródło i mielizny”

Premiera: 14 września 2016
Wydawca: Fronda
ISBN: 9788380790742

KUP OD WYDAWCY (książka)
KUP OD WYDAWCY (e-book)
KUP W AMAZON


Opis wydawcy:
Źródło i mielizny” to kontynuacja zbioru esejów zatytułowanego „Dla Sprawy”. Tym razem autor zamierzał pisać w tonie zupełnie poważnym, ale i tak wkradło się do tej książki sporo lekkiego humoru. Chesterton z właściwą sobie przenikliwością przygląda się rozmaitym przejawom współczesnego życia i kryjącym się za nimi ideom. Opisuje komunizm jako rozpasany ascetyzm, a kapitalizm jako głównego wroga rodziny. Chwali uroki pustelnictwa, wyjaśnia, czemu dzisiejsza ekonomia jest chora i czemu każdy powinien żyć trzysta lat. Zajmuje się historiografią i aliteracją, krytykuje fanatyczną pasję zakazywania oraz kontrolę urodzeń. We wszystkich tych kwestiach pokazuje, że ilekroć cywilizacja odchodzi od katolicyzmu, prędzej czy później odchodzi też od zdrowego rozsądku i popada w taką czy inną ideologiczną obsesję. Wiara katolicka, twierdzi Chesterton, jest wiecznym źródłem, podczas gdy wiele nowoczesnych trendów to tylko zwodnicze mielizny.
Projekt dofinansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.




Fragmenty książki za http://www.teologiapolityczna.pl/assets/Nowe_Okadki_2016/zrodloimieliznyfragment.pdf / © Wydawnictwo Fronda
Ilustracje okładek © Wydawnictwo Fronda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2