Jedną z przyczyn tak zwanej społecznej znieczulicy jest powszechne obecnie nieodpowiedzialne i nielojalne zachowanie osób, którym usiłuje się pomagać. Na przykład prawie nieznane jest obecnie zjawisko autostopu czyli grzecznościowego podwożenia stojących przy szosie ludzi. Na kursach na prawo jazdy instruktorzy przestrzegają kursantów przed zabieraniem przypadkowych pasażerów uświadamiając im, że w razie wypadku będą nękani procesami o odszkodowania.
Podobnie na zajęciach z pierwszej pomocy instruktorzy przestrzegają przed gorliwym angażowaniem się w akcje ratownicze informując,
że w przypadku niepowodzenia takiej akcji , na przykład w sytuacji gdy pomimo reanimacji pacjent zmarł,
albo gdy podczas reanimacji złamiemy mu żebra grozi nam sprawa sądowa.
Wiele lat temu pracowałam w stadninie Plękity na porodówce. Moim obowiązkiem było obsługiwanie ciężarnych klaczy, opieka nad nimi w czasie porodu oraz sprzątanie po porodzie, to znaczy sprawdzanie czy łożysko jest kompletne i wyrzucanie go na korytarz aby klacz go nie pożarła. Zachciało mi się ujeżdżania tak zwanych remontów i tak długo molestowałam dyrektora stadniny aż mi na to pozwolił. Zdarzył się wypadek, złamałam nogę. Dyrektor był bardziej przerażony swoją sytuacją niż moim stanem. „Co ja teraz zrobię, nie miałem prawa pani sadzać do ujeżdżania”- lamentował. Uspokoiłam go, że dobrze wiem kto tu zawinił i aby dyrektor nie ponosił konsekwencji swojej uprzejmości oraz braku asertywności nie zgłosiłam się nawet do PZU po należne mi z racji ubezpieczenia odszkodowanie. Nieuchronne dochodzenie ujawniłoby okoliczności wypadku, a doszło do niego wyłącznie z mojej winy. Miałam podpisaną umowę na porodówkę i gdyby na przykład kopnęła mnie klacz wszystko byłoby formalnie w porządku. Nie miałam natomiast prawa uczestniczyć w ujeżdżaniu koni. W podobnej sytuacji większość osób zapomina jednak o lojalności, uczciwości i zdrowym rozsądku i usiłuje – gdy tylko ma okazję- skorzystać na wypadku finansowo. Ten obyczaj przywędrował do nas z USA gdzie nałogowy palacz tytoniu, gdy się rozchoruje, może wywalczyć ogromne odszkodowanie od producenta papierosów. Zdarza się, że do sądu podawany jest kierownik chóru, w którym rozchorował się jeden chórzysta, albo właściciel dachu, z którego spadł włamywacz. Tak jakby obowiązkiem obywatela było zapewnienie włamywaczom komfortu i bezpieczeństwa pracy.
Współczesne prawo, a raczej praktyka prawna narusza dwie starożytne zasady prawne: Volenti non fit iniuria (chcącemu nie dzieje się krzywda) oraz zasadę mówiącą, że jeżeli ktoś narusza prawo automatycznie rezygnuje z jego opieki. W świetle tej zasady włamywacz wchodzi do naszego domu na własne ryzyko i nie odpowiadamy za to co go w czasie włamania spotka. W praktyce jednak jeżeli włamywacz spadł z dachu albo wpadł do nie zabezpieczonej studni może liczyć na łaskawość sadu, który w swoim rozumowaniu podstawia w miejsce przestępcy osobę postronną, najlepiej dziecko i z tego punktu widzenia ocenia zaniedbania właściciela posesji. Podobnie jest z zasadą „ chcącemu nie dzieje się krzywda”. Jeżeli dziecko godzi się na seks z dorosłym albo innym dzieckiem i jeżeli nawet inicjuje współżycie uważa się wbrew tej zasadzie, że stała mu się krzywda. Podobnie osoba która dobrowolnie godzi się na niską płacę, albo na bardzo wysokie odsetki od pożyczki uważana jest za skrzywdzoną pomimo działania zgodnie z własną wolą. Prawo zabrania po prostu nieletnim uprawiania seksu, zabrania handlu własnymi narządami czy handlu własnymi dziećmi, a w sytuacji niekorzystnych kredytów podejrzewa przymus realny lub sytuacyjny, albo oszustwo polegające na wykorzystaniu czyjejś nieświadomości, naiwności czy wręcz głupoty. Faktycznie ocena takich zdarzeń nie może być jednoznaczna. Jeżeli urzędnik miejski albo prawnik wykorzystując demencję starszej osoby kupił od niej kamienicę za 50 złotych niewątpliwie popełnia przestępstwo. Ale jeżeli ktoś kupuje cenny starodruk od osoby nie znającej jego wartości to okazja czy przestępstwo? Pewna znajoma znalazła na śmietniku komplet przepięknych platerów. Gdy z niejakim zawstydzeniem je zbierała pojawił się młody człowiek, właściciel sztućców i przyniósł jej następną partię. Gdy znajoma uczciwie uprzedziła go, że wyrzucane przedmioty mają dużą wartość odpowiedział, że ponieważ mu się nie podobają nie mają żadnej wartości. Zabierając w tej sytuacji sztućce do domu znajoma była z całą pewnością w porządku. Czy w porządku jest jednak każdy kto korzysta z tak zwanej okazji?
Znajomy przedsiębiorca opowiadał mi jakiego szoku doznał gdy w praworządnych jego zdaniem Niemczech zleceniodawca remontu willi usiłował go oszukać wykorzystując kruczki prawne. W umowie nie określili koloru tynku i zleceniodawca post factum twierdził, że zastosowany kolor mu nie odpowiada. Znajomy obronił się w sądzie. Niczym nie zmieszany zleceniodawca uprzejmie się z nim po rozprawie żegnając powiedział: „ przynajmniej próbowałem” jakby próba oszustwa była czymś zaszczytnym. Znajomy zrozumiał wtedy, że niemiecka praworządność jest mocno przereklamowana. Albo inaczej - oszustwo w majestacie prawa nikogo nie dziwi , nie gorszy i uważane jest za normę. Stąd też odhumanizowane, przedmiotowe traktowanie pacjentów i wszelkich innych klientów. Zakładając z góry, że będą przy każdej okazji usiłowali cię oszukać czy wykorzystać nie poczuwasz się do działań przekraczających przepisane procedury. Ślepe trzymanie się procedur chroni cię przed kłopotami, a na empatię nie ma po prostu miejsca.
© Izabela Brodacka Falzmann
22 października 2016
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
22 października 2016
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz