Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Zanim krążownik „Aurora” wystrzeli / Dobrze jest!

Zanim krążownik „Aurora” wystrzeli

        Dawno, dawno temu Maciej Zembaty śpiewał romans o Anastazji Pietrownie, w którym zapytowywał: „Anastazja Pietrowna Anastazja, kto ty jesteś – Europa, czy Azja” - potem opisywał jak to podczas szaleńczej jazdy („jamszczik durak uznał: wot wiezu ja kakawo to czorta!”) po Newskim Prospekcie „na twarz Anastazji Pietrowny padały płatki śniegu wielkości złotych pięciorublówek”, a tymczasem „na Newie już cumował krążownik »Aurora«. A potem krążownik »Aurora« wystrzelił i od tego czasu śpiewamy inne piosenki”. Przypomniał mi się ten romans na wieść, że z Murmańska w kierunku Syrii płynie eskadra rosyjskich okrętów wojennych i że właśnie mijają Norwegię.
Najwyraźniej przepowiedziana przez Radio Erewań walka o pokój i demokrację powoli wchodzi w fazę decydującą. Jak wiadomo, według Radia Erewań wojny nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Kamień na kamieniu może i nie zostanie, ale jakże pięknie będziemy ginąć ze świadomością, iż giniemy w słusznej, a właściwie w jedynie słusznej sprawie – zapewnienia bezpieczeństwa bezcennemu Izraelowi. Wiadomo bowiem, że skoro według jednej z rozlicznych odmian protestanckich, Królestwo Boże na ziemi zapanuje z chwilą rozciągnięcia władzy nad światem przez bezcenny Izrael, to nie ma takiej rzeczy, której dla tego celu nie można by poświęcić – łącznie z przetrwaniem znękanej ludzkości. Nawiasem mówiąc, zagłada ludzkości stwarza pewien problem, bo jeśli nie będzie już ludzkości, to komu właściwie bezcenny Izrael będzie pożyczał pieniądze? Dobrze byłoby jednak część ludzkości zostawić, zwłaszcza należącej do jakiegoś narodu mniej wartościowego. Można byłoby takiej ludzkości pożyczać pieniądze, najlepiej papierowe – ale w tym celu trzeba by też ustanowić nad nią jakiś tubylczy rząd, który zmusiłby ludzkość do posługiwania się takimi pieniędzmi, wydając surowe prawa o „prawnym środku płatniczym”. Czy jednak Wysokie Strony, wojujące o demokrację w Syrii zawczasu o tym pomyślały? Tego nie wiemy i dlatego właśnie gwałtowne zaostrzenie napięcia w stosunkach międzynarodowych, a zwłaszcza w stosunkach między miłującymi pokój wielkimi mocarstwami, budzi w świecie taki niepokój – oczywiście z wyjątkiem naszego nieszczęśliwego kraju, który nie boi się niczego, odkąd z nami jest marszałek Śmigły-Ry... to znaczy, pardon – oczywiście nie żaden marszałek Śmigły-Rydz, który przecież już dawno umarł – tylko pan prezydent Barack Obama – co prawda tylko do stycznia przyszłego roku – no ale nie ma rzeczy doskonałych. Zresztą nie wiadomo, czy jeśli walka o pokój i demokrację jeszcze bardziej się zaostrzy, do stycznia w ogóle dożyjemy. Ale gdybyśmy nawet nie dożyli, to czyż ostatnich chwil nie osłodzi nam świadomość, że zginęliśmy w słusznej sprawie? W takiej sytuacji nic nie jest nam straszne, nawet jeśli rząd niemiecki i rosyjscy gubernatorzy apelują do obywateli, by porobili sobie 10-dniowe zapasy żywności. Najwyraźniej wolą umrzeć z przejedzenia, niż w słusznej sprawie, więc nie ma co ich żałować, ani się nad nimi litować. Jak nie chcą ginąć w słuszniej sprawie, to niech się zatchną własnym tłuszczem.

        Tymczasem, chociaż na Newie już cumuje krążownik „Aurora”, w naszym nieszczęśliwym kraju zakotłowało się wokół niedoszłego zakupu francuskich śmigłowców „Caracal”. Wprawdzie bezbronni cywile, zarówno z dawnego cywilnego kierownictwa MON, jak i ze sfer dziennikarskich, zostali zmobilizowani przez WSI i jeden przez drugiego na wyścigi tłumaczą, dlaczego cena, jaką za te śmigłowce miała zapłacić Polska, była dwukrotnie wyższa od ceny, jaką płaciły inne nieszczęśliwe kraje – ale co z tego, że się tak uwijają, kiedy były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Aleksander Kwaśniewski, który coś tam przecież musi wiedzieć, właśnie chlapnął, że kontraktowi z francuskim „Airbusem” towarzyszyło „dżentelmeńskie porozumienie”? Takie słowa („to takie słowa są?”) więcej wyjaśniają, niż formalnie mówią, zwłaszcza w świetle anegdotki o dżentelmenach: do tramwaju wsiada starsza dama – a tu wszystkie siedzące miejsca zajęte przez rozmaitych panów. - Widzę, że nie ma już dżentelmenów! - mówi dama bardzo głośno w przestrzeń. - Dżentelmeni są – odzywa się jeden z siedzących panów – tylko miejsc nie ma! Otóż to! Dżentelmeni są – a gdzie? No a gdzież by, jeśli nie w bezpieczniackich watahach, których najtwardszym jądrem są, jak wiadomo, Wojskowe Służby Informacyjne, co to ich „nie ma”? Nic zatem dziwnego, że zaraz po ujawnieniu przez Aleksandra Kwaśniewskiego istnienia „dżentelmeńskiego porozumienia”, do niezależnej prokuratury zostało skierowane doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez jego uczestników? Co niezależna prokuratura z tym zrobi, to osobna sprawa, na podstawie której będziemy mogli zorientować się, czy konstytuująca III RP zasada: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych, nadal obowiązuje, czy już nie – tym bardziej, że i Platforma Obywatelska też zawiadomiła niezależną prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z „zakończeniem” kontraktu z francuskim „Airbusem”. Najwyraźniej liczą, że konfidenci, jakich w okresie dobrego fartu WSI uplasowały w prokuraturze i niezawisłych sądach, zachowają się na poziomie i odwdzięczą się za wystruganie ich z banana na dygnitarzy. Ano – zobaczymy, jak niezawisłe sądy będą okładały się nawzajem kodeksami, dusiły łańcuchami i rozbijały sobie głowy młotkami do stukania.

        Jakby tego było mało, „odkryte” zostało nagranie rozmowy premiera Tuska ze złym ruskim czekistą Putinem i jego ministrem od sytuacji nadzwyczajnych Sergiuszem Szojgu. Mieli oni już 10 kwietnia 2010 roku powiedzieć premieru Tusku, że samolot wiozący prezydenta Kaczyńskiego uderzył podwoziem w ziemię, a potem przekoziołkował na grzbiet i się zapalił. Ładny interes! Dlaczego w takim razie komisja ministra Millera wmówiła premieru Tusku całkiem co innego? Już mniejsza o to, że w tym nagraniu, które również przez ministra Macierewicza zostało uznane za „kluczowy dowód” w sprawie katastrofy smoleńskiej, nie ma ani słowa o „wybuchu” - ale widać, że „dochodzenie do prawdy” co do przebiegu katastrofy smoleńskiej potrwa jeszcze dłuuuugie lata – i pewnie o to właśnie chodzi obydwu Wysokim Spierającym Się Stronom, które znakomicie opanowały sztukę emocjonalnego rozhuśtywania jak nie jednej, to drugiej części opinii publicznej smoleńskimi rewelacjami. Dlatego Platforma Obywatelska właśnie powołała swój zespół do spraw katastrofy, więc tylko patrzeć, jak obydwa zespoły zaczną okładać się raportami, niczym niezawisłe sądy – kodeksami. Ano, obywatelom też coś się od życia należy tytułem rekompensaty za podatki, jakie właśnie obmyśla dla nich rząd.

        Tych podatków najwyraźniej jest za mało, bo w projekcie budżetu na przyszły rok zawarte zostało postanowienie, że deficyt budżetowy „nie może” przekroczyć 60 miliardów złotych. Przypomina to trochę reklamy firmy Carrefour, cytujące „dekrety Napoleona” - że „wszyscy” mają być młodzi, piękni, bogaci i zdrowi – a swoją drogą, łza się kręci w oku na wspomnienie słynnej „kotwicy budżetowej” z pierwszego rządu premiera Kaczyńskiego, która „nie mogła” przekroczyć 30 miliardów. No, ale skoro Polska ma rosnąć w siłę, a ludzie żyć dostatniej, to i deficyt budżetowy musi być wyższy, to jasne.

        Tymczasem Wojskowe Służby Informacyjne najwyraźniej musiały docenić zalety „mięsa armatniego” ze „wściekłych kobiet”. Myślę, że rzeczywiście może ono być delikatniejsze, niż z jakiegoś starego kurwiarza – o czym zresztą zapewniał mnie pewien znajomy ludożerca - że mianowicie stary kurwiarz jest twardy i łykowaty, podczas gdy... no, mniejsza z tym. Nic zatem dziwnego, że kiedy tylko WSI ochłonęły z pierwszego szoku po „zakończeniu” przez rząd kontraktu z francuskim „Airbusem”, natychmiast zmobilizowały „wściekłe kobiety” - no i oczywiście konfidentów – również w osobach starych kurwiarzy, co to jeszcze „samego znały Stalina” - na manifestację w dniu 23 października w obronie „wagin” i „macic” przed nieubłaganym palcem faszystowskiego reżymu. Co tu ukrywać – taka demonstracja może zrobić wrażenie nie tylko na reżymie; wyobraźmy sobie tylko, że sanktuarium swego ciała wystawiłaby przeciwko reżymowi pani filozofowa Magdalena Środa! „Któż widok ten opisać zdoła? Fiedin, Simonow, Szołochow? Ach, któż w ogóle go wytrzyma!” Jestem przekonany, że na taki widok pierzchnąłby nawet szatan. Najwyraźniej podczas jubileuszu, jaki na koszt rządu niemieckiego, który – jak się okazało – futruje niezawisły Trybunał Konstytucyjny za pośrednictwem Fundacji Adenauera - urządził sobie w Gdańsku Trybunał Konstytucyjny z udziałem rozmaitych europejskich kacyków, musiały zapaść jakieś decyzje odnośnie der polnischen Frage (bo okazuje się, że tak to trzeba pisać), no i porozdzielane zadania między polskich askarisów, którzy z kolei mobilizują nie tylko agenturę, ale i proletariat zastępczy. A tymczasem „na Newie już cumuje krążownik „Aurora”...

Dobrze jest!

        Kinomani z pewnością pamiętają film „Ojciec chrzestny II”, a zwłaszcza scenę, kiedy Michael Corleone komunikuje swemu nieudanemu szwagrowi, że „dzisiaj załatwiam sprawy rodzinne” - co było pseudonimem rozprawy ze wszystkimi wrogami. Wydaje się, że coś takiego już wkrótce może stać się również naszym udziałem, jako że w październiku upływa termin ultimatum, jakie Komisja Europejska postawiła Polsce – no i pewnie jakoś na bezskuteczny upływ tego terminu zareaguje. Jest to prawdopodobne tym bardziej, że wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans, który, nawisem mówiąc, gościł niedawno w Gdańsku na urodzinach Kukuńka, oświadczył, że w sprawie praworządności w Polsce „nie odpuści”. Czyż nie jest to zapowiedź rozprawienia się z naszym nieszczęśliwym krajem w ramach przywracania w Unii Europejskiej pruskiej dyscypliny – co zresztą zostało zapowiedziane zaraz po ogłoszeniu Brexitu przez Wielką Trójkę w osobach Naszej Złotej Pani, francuskiego prezydenta Franciszka Hollande’a, który chyba pogodził się już z rolą owczarka niemieckiego oraz włoskiego premiera Mateusza Renziego, pod postacią „pogłębiania integracji”? A tu jeszcze w dodatku Komisja Europejska oświadczyła publicznie swoje „zaniepokojenie” sytuacją na Węgrzech. Najwyraźniej Nasza Złota Pani postanowiła załatwić „sprawy rodzinne” - również w celu podreperowania własnej reputacji, nadwątlonej serią głupstw popełnionych w związku z muzułmańskimi imigrantami. Nasza niezwyciężona armia, której – jak przypuszczam – starsi i mądrzejsi wyznaczyli w tym scenariuszu zadanie zapewnienia osłony siłowej dla Komitetu Obrony Demokracji, który wykona „mokrą robotę” na odcinku walki z faszyzmem, podejmie się tego w podskokach, również dlatego, żeby w ten sposób uniknąć ujawnienia przez wymownych Francuzów, kto ile wziął łapówki za wybór śmigłowca Caracal i gdzie schował szmal. Rozumiem bowiem, że kiedy tylko pod egidą Komitetu Obrony Demokracji powołany zostanie nowy rząd, to przede wszystkim przeleje na rzecz Airbusa 13 miliardów złotych tytułem należności za Caracale, dzięki czemu łapówek nie trzeba będzie oddawać i wszystko będzie gites tenteges. Jeśli zatem weźmiemy pod uwagę, ile poważnych spraw wiąże się z przezwyciężeniem zagrożeń dla demokracji i praworządności, to realizacja tego scenariusza już nie wydaje się taka nieprawdopodobna.

        Tym bardziej, że „faszyzm” okazał się groźny nie tylko dla demokracji i praworządności, ale również – a może nawet przede wszystkim – dla „wagin” i „macic”. O ile zagrożenie demokracji, a nawet praworządności nie było w stanie rozbudzić wielkich namiętności, o tyle zagrożenie „waginy”, czy „macicy” penetracją przez nieubłagany palec reżymu takie namiętności rozbudziło. Nic dziwnego; demokracja to abstrakt; jak powiadał Adolf Dymsza - „fiume” - podczas gdy „wagina”, czy „macica” to sanktuarium ciała, największy kapitał kobiety, od którego może odcinać kupony aż do śmierci – co precyzyjnie wyraził Ireneusz Dudek w piosence „Och, Ziuta!”: „Hrabiowski przecież tytuł mam, a ty gosposią byłaś mą, podniosłaś swój społeczny stan, a wszystko to przez jedną noc...” Nic dziwnego, że w obliczu takich perspektyw wiele kobiet gotowych jest nie tylko odrąbać nieubłagany palec, ale również bez ceregieli poćwiartować każdy „płód”, który stanąłby na drodze wyśnionemu szczęściu. Wielu ludzi na widok ubranej na czarno, wyjącej gawiedzi, wystawiającej nie wiadomo komu środkowy palec, doznało uczucia zgrozy – ale ponieważ jesteśmy ze wszystkich stron zachęcani do myślenia pozytywnego, to trzeba również na tę gawiedź, podobnie jak na obcmokujące ją środowiska żydowskie, spojrzeć przez pryzmat zasady, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

        Na początek uwaga ogólna. Nie wolno ulegać własnej propagandzie. W naszą propagandę mają wierzyć inni, ci, do których jest ona adresowana – ale nie my! Jeśli zatem propaganda głosi, że – dajmy na to - „wszyscy ludzie będą braćmi”, to wiadomo, że to nie tylko blaga, ale w dodatku głupota, bo jeśli ktoś chce się ze wszystkimi przyjaźnić, a cóż dopiero – bratać – to nieuchronnie musi wpaść w złe towarzystwo. Tymczasem prawda jest taka, że o żadnym braterstwie mowy być nie może, choćby z uwagi na to, że historyczny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, która w dodatku wspierana jest przez Żydów, widzących w niej znakomite narzędzie do doprowadzenia nie tylko Polaków, ale również członków tej rozbójniczej wspólnoty, do stanu bezbronności, by dzięki temu jednych i drugich poddać bezlitosnej eksploatacji. Używają w tym celu ogłupiającej propagandy, na którą kobiety są bardziej podatne niż mężczyźni, podobnie jak bardziej podatne są na dziwactwa mody. Dlatego właśnie kobiety zostały wytypowane na proletariat zastępczy i narzędzie depopulacji narodów mniej wartościowych. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i dopóki aborcja jest tylko uprawnieniem, a nie obowiązkiem, to ma to swoją dobrą stronę. Kobiety, podobnie jak mężczyźni kierujący się motywacją religijną, czy choćby tylko – logiczną, nie powinny inicjować ćwiartowania swoich dzieci. Tymczasem kobiety głupie będą się wyskrobywały i to w skali masowej – bo przecież w tym właśnie kierunku zmierzają ich postulaty. Dzięki temu jednak w społeczeństwie będzie systematycznie rósł odsetek dzieci rodziców normalnych, prawidłowo ukształtowanych wychowawczo, zaś odsetek potomstwa polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej będzie systematycznie spadał – aż do całkowitego zaniku. I o to właśnie chodzi – żeby historyczny naród polski uwolnił się wreszcie od kohabitacji ze wspomnianą wspólnotą, a jeśli dokona się to za sprawą zbrodniczych skłonności kobiet d tej wspólnoty należących, to tym lepiej, bo żaden przyzwoity człowiek nie będzie musiał brudzić sobie przy tym rąk, ani obciążać sumienia. W takiej sytuacji nie ma najmniejszego powodu, by tę gawiedź wyprowadzać z błędu, albo by perswadować jej zmianę sposobu postępowania. Po cóż właściwie mielibyśmy zabiegać, by w Polsce rozwnuczało się potomstwo żydokomuny? Nie chodzi przecież o depopulację narodu polskiego, bo polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza nie ma nic wspólnego z polskością, poza tym tylko, że używa polskiego języka, ponieważ przeważnie żadnego innego nie zna. Nie ma w takim razie ani kogo, ani czego żałować, może poza poćwiartowanymi dziećmi – no ale gdzie rąbią drwa, tam lecą wióry.


© Stanisław Michalkiewicz
22-23 października 2016
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2