Dylemat Więźnia to sytuacja, w której wszyscy zainteresowani podejmują racjonalną, optymalną teoretycznie, decyzję – w wyniku czego osiągają wynik, którego... NIKT nie chce!
Jest to wyjątkowa, jedna na 37 czy 39 (już nie pamiętam) możliwych, sytuacja – i tu właśnie dopuszczalna jest, często wskazana, czasem praktycznie konieczna – interwencja w działanie wolnego rynku. Zdarza się to równie często, jak potrzeba ingerencji chirurgicznej w zdrowym organiźmie – ale się zdarza.
Zaczynam od klasycznej sytuacji, najprostszej: przy dwóch decydentach.
Arab i Belg dokonali najprawdopodobniej wspólnie przestępstwa w Rurytanii. Schwytano ich nieledwie na gorącym uczynku, z bronią w ręku (w Rurytanii jej posiadanie jest zakazane...) i nawet jest świadek.
Jednak prawo Rurytanii wymaga do skazania dwóch świadków.
Prokurator zamyka Araba i Belga w areszcie, w osobnych celach, bez możliwości komunikowania się. Po czym każdemu mówi to samo:
„Możesz się przyznać – albo nie przyznać; twoja wola. Jeśli obydwaj się przyznacie – otrzymacie po 5 lat za skruchę. Jeśli obydwaj się nie przyznacie – trudno, wlepimy wam po 3 lata za nielegalne posiadanie broni – i tyle. Natomiast jeżeli ty się przyznasz, a on się nie przyzna – to ty za wielką pomoc wyświadczoną wymiarowi sprawiedliwości dostaniesz rok – ale on dychę! I odwrotnie...”
Oto tabela. Wartości są ujemne (bo to lata więzienia) i ich użyteczność jest taka sama. Dla Belga na czerwono, dla Araba na niebiesko.
- B \. APrzyznać sięNie przyznaćPrzyznać się[ -5, -5 ][ -1, -10 ]Nie przyznać[ -10, -1 ][ -3, -3 ]
Popatrzmy na sytuację z punktu widzenia Belga:
- B \ APrzyzna sięNie przyzna sięPrzyznać się-5-1Nie przyznać-10-3
Są dwie możliwości: Arab się przyzna – albo nie. Jeśli się przyzna (pierwsza kolumna) to lepiej się przyznać: piątka zamiast dychy; jeśli się nie przyzna (druga kolumna) też lepiej się przyznać: rok zamiast trzech. Arab rozumuje tak samo. Obydwaj się więc przyznają... i dostają po pięć lat - zamiast po 3, gdyby się nie przyznali!!!
W takiej sytuacji Ustawodawca może (nie musi!) ingerować. Czy wolny rynek może to naprawić: niekiedy tak!! Tu np. zawodowcy mają etykę nakazującą iść w zaparte – i koniec. Niestety społeczeństwo nie jest równie zwarte i przemyślne, jak środowisko zawodowych kryminalistów.
Przykłady występowania Dylematu Więźnia:
1) Kradzież. Dla każdego jest korzystne, by mógł kraść. Jeśli jednak wszyscy będą kradli, to połowę czasu trzeba by poświęcać na zabezpieczanie się przed kradzieżami. Dlatego zarówno naród reaguje na to przez moralny zakaz kradzieży, jak i państwo przez prawny jej zakaz. Nie jest wykluczone, że gdyby państwa się tym nie zajmowały, naród sam dałby sobie radę z tym dylematem – jednak zazwyczaj Ustawodawcy nie chcą czekać, aż wytworzy się dostatecznie silny zakaz moralny i wspomagają go ustawowo.
2) Związki zawodowe. Dla każdej grupy pracowników korzystne jest, by mogła strajkami czy innym naciskiem wywalczyć sobie większe płace, niż wynikają z sytuacji na rynku. Jeśli jednak wszyscy to zrobią, to stracą więcej, niż zyskali – bo ceny wszystkich towarów wzrosną odpowiednio, a czas i wysiłek poświęcony na strajki są stratą – no, i jeszcze Rząd od zwiększonych zarobków doliczy sobie podatek. Dlatego musi obowiązywać zakaz zakładania związków zawodowych (również: związków pracodawców!!) oraz zakaz strajków i skoordynowanych lock-outów. I w XIX wieku obowiązywał.
Dlaczego ustawodawcy z niego zrezygnowali (choć nie zrezygnowali z zakazu kradzieży?) To proste: bo od wywalczonych podwyżek pobierają dodatkowy podatek!
3) Zakaz pracy małych dzieci. Nie ma konieczności ingerencji państwa – jednak zwolennicy wolności gospodarczej (w tym i ja, choć uważam ten zakaz za zbędny) nie są gotowi akurat o tę wolność bić się do upadłego...
4) Sprawa wolnych niedziel. Na FB napisałem:
„Senatorowie i Posłowie decydujący w/s handlu w niedzielę narażają się połowie wyborców. Ale nie przyjdzie im do głowy myśl, by pozwolić podejmować te decyzje samorządom!!! To ONI chcą rządzić - a plebs ma słuchać.Otóż tu może występować ten sam dylemat: wszyscy handlowcy i producenci mogliby chcieć nie pracować w niedzielę – ale też każdy wie, że jeśli on nie otworzy sklepu, a konkurent to zrobi – to straci tych klientów – i to nie tylko w tym dniu, bo klient nabierze nawyku iść do innego sklepu. Dlatego zgrzytając zębami firmę otwierają.
To samorządy powinny o tym decydować. Wtedy w różnych miastach byłoby różnie - i mielibyśmy porównanie. Ale nie: ONI zawsze: Ein Reich, ein Volk, ein Parlament!!”
Ten dylemat rozwiązywany jest na poziomie moralnym, dzięki zasadzie: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił!” (występującej przecież powszechnie, nie tylko w świecie chrześcijańskim!) Jednak chęć zysku bywa silniejsza, niż ta zasada – i dlatego Ustawodawca może (ale nie musi!!) zaingerować zakazem.
Wydaje się, że rozwiązaniem, które pozwoli narodowi wytworzyć właściwe postawy, jest pozwolenie, by decydowały o tym samorządy. Dowiadując się, co się dzieje u sąsiada, możemy ocenić skutki takiego zakazu. Podobnie zresztą jest w Europie, gdzie rządzą różne zasady, i w bratnich krajach o niemal identycznej etyce: Hiszpania-Portugalia; Rosja-Ukraina; Irlandia-Irlandia Płn; Norwegia-Szwecja - obowiązują różne zasady. Jednak dowiadywanie się o tym, co się dzieje za granicą jest trudne z uwagi na barierę językową (kto z Polaków wie, co się dzieje na Morawach czy na Litwie?) - dlatego dobrze jest to spuścić o szczebel lub dwa niżej, zgodnie z Zasadą Pomocniczości.
I wreszcie: do diabła, jeśli nawet o tym nie mogą decydować samorządy – to po co one w ogóle są??!?
© Janusz Korwin–Mikke
17 września 2016
źródło publikacji:
www.korwin-mikke.pl
17 września 2016
źródło publikacji:
www.korwin-mikke.pl
Mapa Europy: gdzie handel w niedzielę jest zakazany:
Ilustracje Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz