Ale sprytni adwokaci („ach, ci nasi adwokaci; to są zdrajcy, to są kaci!...”), zwłaszcza którym szczęśliwym trafem udało się wkręcić do warszawskiego magistratu własne żony, by tam zajmowały się nieruchomościami, nie takie sztuki potrafią wyczyniać, toteż i tę działkę powtórnie „zreprywatyzowali”. Doszło nawet do tego, że na mieście coraz głośniej mówi się o „mafii”, która przez całe lata uwłaszczała się na warszawskich nieruchomościach, znacjonalizowanych w swoim czasie przez Bolesława Bieruta. W tej mafii uczestniczyli nie tylko prawnicy, nie tylko magistraccy urzędnicy, ale również bezpieczniacy z tak zwanych „służb”, bez których w Polsce żaden szwindel odbyć się nie może. Nie po to UB za czasów Bieruta łamało „burżujom” kości, żeby teraz oddawać ich potomstwu to, co z takim trudem udało się reakcyjnej hydrze wyrwać z łap razem z paznokciami. Pani Hanna, przeżywająca rozmaite ekstazy z Duchem Świętym, znakomicie nadawała się na fasadę i – jak przypuszczam – właśnie dlatego mieszkańcy Warszawy nie mogli bez niej wytrzymać, dzięki czemu prezyduje już trzecią kadencję.
Aliści teraz na celownik wzięła ją, zasadniczo popierająca Platformę Obywatelską „Gazeta Wyborcza” i nacisnęła cyngiel. Pani Hanna początkowo zachowywała wzgardliwe milczenie, zaś jej podwładni próbowali przerzucić odpowiedzialność na Ministerstwo Finansów – że mianowicie nie informowało ich o wspomnianych umowach indemnizacyjnych. Ta linia obrony była jednak niezbyt grzeczna, bo jakże wierzyć w opowieści, jakoby habilitowany doktor praw – a takim tytułem szczyci się pani Hanna – nic o umowach tych nie wiedział? Toteż pani Hanna w pewnym momencie zdecydowała się rozpocząć wyrzucanie z magistrackiej pirogi rozmaitych murzyńskich chłopców na pożarcie, ale ci - zanim jeszcze rzuciły się na nich krokodyle – zaczęli się pani prezydent odgrażać niezawisłym sądem. W tej sytuacji pani Hanna deklaruje intencję „całkowitego wyjaśnienia sprawy” - bo chyba nic innego nie może już zrobić.
Dlaczego jednak ktoś postanowił panią Hannę odstrzelić? Na takie pytanie mógłby odpowiedzieć tylko strażnik warszawskiego labiryntu – ale nie można wykluczyć, że nie tyle o panią Hannę tu chodzi, tylko o rozmontowanie struktur władzy w stolicy państwa w momencie, gdy upłynie termin ultimatum, jaki Komisja Europejska wyznaczyła Polsce i przede wszystkim w Warszawie trzeba będzie stwarzać fakty dokonane.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz