Rozpoczęła się walka o władzę w stolicy. Obecną prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz nieoczekiwanie zaatakowała nawet „Gazeta Wyborcza”
Kto zarobi na pl. Defilad? Ujawniamy kulisy reprywatyzacji – ogłosiła w kwietniu br. „Gazeta Wyborcza”, opisując kontrowersyjną, delikatnie mówiąc, reprywatyzację. Warszawa oddała wartą około 160 mln zł działkę w samym centrum Warszawy (będzie mógł tam stanąć 245-metrowy wieżowiec), chociaż nie powinna tego robić.Właściciel kamienicy był bowiem Duńczykiem, roszczenia obcokrajowców zostały spłacone jeszcze przez władze PRL-u. Na dodatek okazało się, że urzędnik podpisujący decyzję o zwrocie mienia i mecenas reprezentujący nabywców praw spadkobierców (w tym własną rodzinę) byli… wspólnikami, kupili razem działkę na Podhalu. W Warszawie zawrzało. Tuż przed publikacją „Gazety Wyborczej” głośno było o kontroli decyzji prywatyzacyjnych w Ratuszu. „GW” systematycznie ciągnie temat feralnego zwrotu i dokłada prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz kłopotów. W tym ataku udzielają się również politycy Nowoczesnej, żądając od działaczy Platformy Obywatelskiej wyjaśnień. Gołym okiem widać, że rozpoczęła się bitwa o Warszawę. Politycy PiS-u mówią coraz wyraźniej o konieczności wprowadzenia zarządu komisarycznego w Warszawie. Pytanie, dlaczego po jednej linii frontu spotkali się politycy PiS z politykami Nowoczesnej i dziennikarze koncernu Agora, będącego niemal ikoną III RP?
Hipoteza nr 1: atak wyprzedzający
Według tej teorii ujawnienie przez „Wyborczą” jednego z najbardziej jaskrawych przypadków patologii reprywatyzacyjnych w Warszawie miało na celu przejęcie chwały. Otóż mając świadomość, że agenci CBA kontrolują Ratusz, kierownictwo Agory zdecydowało się – jak mawiają Amerykanie – ukraść „piorun”, czyli stanąć na czele tych, którzy jako pierwsi napiętnowali patologie w Warszawie.
W czyste intencje nie wierzy nikt. Gdy w 2007 r. ujawniłem, że rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz otrzymała bezprawnie zwrot pożydowskiej kamienicy przy ul. Noakowskiego, to „Wyborcza” zignorowała temat. Tekst nazwała nawet atakiem na HGW. Dziennikarzy zadowalała odpowiedź, że zwrotu dokonali urzędnicy w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Nikt wówczas nie drążył tematu, że rodzina HGW nie miała praw majątkowych do kamienicy, bo krewny, po którym dziedziczyli, kupił po wojnie kamienicę od zawodowego oszusta. Pech nabywców i oszusta jednak spowodował, że prawowici właściciele kamienicy przeżyli holokaust i wpisali swoje roszczenia do księgi wieczystej. Sprawa po wojnie nie była rozstrzygana, ponieważ państwo przejęło nieruchomość. Oddając ją rodzinie Hanny Gronkiewicz-Waltz, zignorowano wpisy w księdze wieczystej i wyroki sądów za oszustwa. Gdy sprawa została przypomniana przez tygodnik „W Sieci” jesienią 2014 r., „Wyborcza” już domagała się od HGW wyjaśnień. Tak więc nawrócenie się „Wyborczej” na piętnowanie patologii przy reprywatyzacji w stolicy nie było wbrew pozorom nagłe. W jej publikacjach zwykle jednak był prymat politycznej konieczności nad kompromitującymi polityków materiałami. Krótko mówiąc: oszczędzano swoich lub tych, z którymi gazeta się sympatyzuje, aby nie pomagać opozycji.
Hipoteza nr 2: salon spisuje PO na straty
Platforma Obywatelska nigdy nie była tak ukochaną formacją salonu Adama Michnika jak Unia Wolności (wcześniej Unia Demokratyczna). Pamiętano Tuskowi, że stworzenie PO było gwoździem do trumny UW, która później przez kilka lat dogorywała w różnych wcieleniach i koalicjach jako Partia Demokratyczna. Dla środowiska „Wyborczej” Platforma była zbyt prawicowa i konserwatywna. Doskonale poglądy dziennikarzy Agory (wydawcy m.in. „GW”) były widoczne podczas kampanii wyborczej, gdzie największe wsparcie otrzymała lewicowa Razem. Gdyby nie to wsparcie, to SLD znalazłaby się w Sejmie, a PiS nie mógłby samodzielnie rządzić. Prawda jest taka, że postkomunistów z SLD wyrzuciła właśnie „Wyborcza” wspierając na finiszu kampanii Razem.
Przestawianie wajchy w ostatnich miesiącach jest widoczne na łamach „Wyborczej”. Platforma Schetyny nie jest czymś, co chce wspierać salon Michnika. Zdecydowanie najbliżej mu (poza partią Razem) do Komitetu Obrony Demokracji, a także Nowoczesnej, opowiadającymi się za tworzeniem postępowego społeczeństwa. Gdyby spojrzeć na to pragmatycznie, PO ze swoim twardym kilkunastoprocentowym elektoratem i milionowym finansowaniem z budżetu państwa zwyczajnie stoi na przeszkodzie budowy nowej centrolewicowej formacji. Taki projekt z połączenia SLD i polityków Unii Wolności próbowali tworzyć Aleksander Kwaśniewski z Adamem Michnikiem. Koalicja lewicy i demokratów okazała się jednak nietrwała. Upadły też nadzieje związane z Januszem Palikotem. W tej sytuacji gra „Wyborczej” na osłabienie PO jest zrozumiała.
Hipoteza nr 3: wszystkiego po trochu
PiS już dziś ma teoretyczną możliwość wprowadzenia zarządu komisarycznego w Warszawie. Pretekstem jest dziewięć rozpoczętych śledztw w sprawie nieprawidłowości dotyczących reprywatyzacji. Dlaczego jeszcze zwleka? Otóż zgodnie z art. 97 ust. 1 Ustawy o samorządzie gminnym zarząd komisaryczny można ustanowić maksymalnie na dwa lata, a więc potrzeba jeszcze kilku tygodni, aby taka decyzja pozwalała na „dociągnięcie” do wyborów samorządowych za dwa lata. Gdyby zorganizować dziś wcześniejsze wybory w stolicy, PiS nie miałby gwarancji przejęcia władzy, natomiast w tej sytuacji przez dwa lata będzie mógł ją sprawować. Prawo pod tym względem jest wystarczająco ocenne. Aby już dziś można było wprowadzić komisarza, wystarcza bowiem nierokujący nadziei na szybką poprawę i przedłużający się brak skuteczności w wykonywaniu zadań publicznych przez organy gminy.
Bardzo mocny atak Nowoczesnej na PO w sprawie reprywatyzacji w Warszawie jest akurat prosty do wyjaśnienia. Obie partie rywalizują w znacznej części o ten sam elektorat. Postulaty Nowoczesnej muszą polityków PO boleć. Wiceprzewodniczący regionu warszawskiego tej partii Paweł Rabiej podkreślał, że to „Wyborcza” odsłoniła mechanizm, dzięki któremu mafia cwaniaków, handlarzy roszczeń przejmuje domy i działki w Warszawie. A sam tekst pokazuje również bliskie, niebezpieczne związki urzędników z handlarzami roszczeń. – Wiedzieliśmy, że to ma miejsce. Ale nie mieliśmy świadomości, że skala i perfidia tego zjawiska może być tak olbrzymia – mówił Rabiej, domagając się m.in. ujawnienie pełnego wykazu zwróconych w latach 2002–2016 nieruchomości, na końcu zaś wyciągnięcia konsekwencji wobec HGW przez Platformę Obywatelską (jest wiceszefową tej partii).
„Wyborcza” zaś, dzięki umiejętnej wolcie, ma mocny argument i trudno będzie ją rozliczać z blisko 10-letniego wsparcia dla rządów HGW w Warszawie. Ta zmiana frontu została dokonana w ostatnim możliwym momencie. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z sytuacją, gdy na czele pościgu za złodziejami stoją ci, którzy wcześniej – z zachowaniem proporcji – stali na czatach i dawali im poczucie bezpieczeństwa.
Ilustracja © Filip Bramorski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz