Od ponad dziesięciu lat Polska znajduje się w pułapce jałowego sporu między PO a PiS. Jeżeli Robert Krasowski ma rację, to jedyną szansą na wyjście z tej pułapki jest powolna utrata wiarygodności obu protagonistów tego sporu. Wielokrotne wezwania do złagodzenia konfliktu między dwoma walczącymi o władzę obozami od lat nie odniosły skutku. Żadna pozytywna perswazja nie zmieniła postawy zapiekłych uczestników sporu. Żaden nowy projekt polityczny nie osłabił dotąd skutecznie ich dominacji. Czy może to uczynić dobra publicystyka? Najnowsza książka Krasowskiego jest najważniejszą próbą zakwestionowania dominujących dziś, skrajnie stronniczych opisów polskiej polityki. Opisów, które żywią dwa główne polityczne obozy.
Podmiotowość dla dwóch
Krasowski nie próbuje nas przy tym przekonać do tego, że może być inaczej. Przeciwnie, z odrobiną fatalizmu pokazuje czynniki, które popchnęły głównych aktorów do brutalnej i nieznającej umiaru wojny na słowa. W tym sensie pozostaje wierny metodzie zaprezentowanej już w dwóch poprzednich książkach opisujących dzieje Trzeciej Rzeczpospolitej – „Po południu” (lata 1989–1995) i „Czas gniewu” (lata 1996–2005). Rekonstruuje nie tyle fakt po fakcie, co emocja po emocji, przeprowadza wiwisekcję lęków i uprzedzeń, genialnych rozpoznań i prostych błędów. Pokazuje nam politykę zredukowaną do gry głównych aktorów. Pełną podmiotowość ma przy tym tylko dwóch najważniejszych.Zacznijmy od intrygującej charakterystyki jednego z nich: „w szczególności nie znosił warszawskiej elity, jej napuszonych polityków, jej przemądrzałych publicystów. Uważał, że z polityki nie rozumieją nic. Gardził nimi głęboko, nawet gdy go popierali (…) Narzucali polityce liryczne wyobrażenia, on tymczasem wiedział, że takiej polityki w ludzkich dziejach nie było”. Każdy kto zna poglądy i publicystykę Roberta Krasowskiego będzie wiedział, że mówi on nie o Kaczyńskim lecz o Tusku. Ale ta charakterystyka to jeden z kluczowych punktów polemiki, jaką na kartach swej książki toczy on z medialnymi stereotypami dotyczącymi dwóch najważniejszych polityków ostatniej dekady.
Poświęca przy tym wiele miejsca charakterowi, metodzie politycznej, przekonaniom Tuska i Kaczyńskiego. Pozostali politycy są właściwie statystami, o ile w ogóle zostaną łaskawie dostrzeżeni i wymienieni z nazwiska. Bo Krasowski redaguje swoją historię wbrew sztuce, której hołdują zawodowi historycy – gardzi zbędnymi dla podstawowej narracji detalami. Niczym autor sztuki teatralnej redukuje obsadę do minimum. Poza premierami i prezydentami nazwiska polityków pojawiają się niezwykle rzadko. Ich strategie, pomysły – nigdy. Liczą się Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. W jakimś stopniu jeszcze Lech Kaczyński. A my, czytelnicy, mamy się skupić na głównych postaciach, śledzić ich decyzje, analizować ich charaktery. Jest to tym łatwiejsze, że Krasowski w trzeciej części swojej historii Trzeciej Rzeczpospolitej opanował znakomicie styl pisania o tej warstwie polityki. Widać, że poświęcił sporo czasu nie tylko na zrozumienie swoich bohaterów, ale także na wymyślenie obrazowych sposobów ich opisania.
Kogo pokonali Tusk i Kaczyński?„Kiedy Tusk zakładał Platformę nie był już liberałem, lecz politykiem, poglądy nie były dla niego celami, lecz narzędziami. Celem była władza pojmowana jako osobisty triumf, jako wzięcie pełnej puli stanowisk przez grupę kolegów”. Tusk tego triumfu pragnął, pragnął wyjść z tarczą z upokorzenia, jakie spotkało go w Unii Wolności, gdy przegrał z Bronisławem Geremkiem walkę o przywództwo. Ale Krasowski przytomnie zauważa, że „nigdy go nie interesowała władza nad rzeczywistością lecz panowanie nad ludźmi”. To ta cecha Tuska określiła styl jego rządów bardziej niż cokolwiek innego.
Nie tylko postkomunistów, których szczerze nie znosili, ale także tę część elity intelektualnej, która określała sens przemian w latach 90. XX w.
Jeżeli Kaczyński był w czymś do Tuska podobny, to było to przywiązywanie równie dużego znaczenia do panowania nad ludźmi, nade wszystko nad własnym obozem politycznym. „Był najsprawniejszym partyjnym liderem w dziejach polskiej demokracji – rozważnym, wyrachowanym, bezwzględnym. Premierostwo było dla niego przygodą, natomiast partia była całym jego życiem. Dla niej porzucał swoje poglądy, dla niej pogrążał się w radykalizmie, dla niej narażał się na krytykę. Potrzeba zachowania partii zawładnęła nim całkowicie, nie było dla niego ważniejszego celu”.
Po roku 2005 ci dwaj ludzie zdominowali polską politykę, rozgrywka między ich partiami przykuwała uwagę publiczności i komentatorów. A jednak Krasowski nadał swej książce tytuł wskazujący tylko na jednego z walczących polityków.
Czas Kaczyńskiego
Jak wyjaśnia Krasowski „Tusk pierwszy zrozumiał, że nastała epoka Kaczyńskiego, że lider PiS stał się dla polskiej polityki punktem odniesienia. I zamiast z tym faktem walczyć, lepiej go wykorzystać. Bo w epoce Kaczyńskiego wcale nie musi rządzić Kaczyński”. W wielu miejscach Krasowski sygnalizuje mimochodem, że czas Kaczyńskiego to epoka, która tętniła gniewem na politykę. Na chwilę w jego opisie pojawia się społeczeństwo, jako ważny czynnik sprawczy, otwierający szansę przed politykami takimi jak Tusk i Kaczyński, Giertych i Lepper, a odbierający możliwość działania umiarkowanym reprezentantom elity lat 90. Ton tej polityce nadawały nie teksty umieszczone w działach opinii „Gazety Wyborczej” czy „Rzeczpospolitej”, ale krzyczące tytuły z pierwszych stron tabloidów.Najważniejsze pytanie, którego Krasowski nie podejmuje, brzmi: czy to oczekiwania społeczne i postawy partyjnego zaplecza zrobiły z Kaczyńskiego i Tuska brutalnych i nieufnych graczy, czy też oni odcisnęli tak silne piętno na polityce mocą swych charakterów? Albo, mówiąc inaczej: czy gdyby nie było Kaczyńskiego i Tuska, konflikt byłby równie ostry, szeregi partyjne równie bezwzględnie pacyfikowane, sprawowanie władzy równie cyniczne? Czy oglądalibyśmy mniej więcej ten sam spektakl, tyle że w gorszej obsadzie?
Czas Kaczyńskiego to jednak nie tylko okres gniewu wymierzonego w politykę, ale także bardzo zaostrzonych apetytów materialnych. I nie mówimy tu już tylko o postawie elektoratów, ale szerokich klienteli partyjno-politycznych, złożonych z ludzi, gotowych na wszystko w zamian za etat, kontrakt, dostęp do władzy. Ludzi, których nie trzeba było przekonywać argumentami. Którym należało tylko wysłać „przekazy dnia”, by czegoś nie pomylili. To tło Krasowski pomija, w jego wizji partie są anonimowym chórem, bezmyślnie powtarzającym sformułowania liderów.
Kaczyński dominuje nad Tuskiem tworząc wielkie narracje, które stanowią punkt odniesienia dla pozostałych, ale paradoksalnie pozwalają głównemu rywalowi na nieformułowanie własnej wizji i poprzestawanie na straszeniu PiS-em. Kaczyński bowiem „był wielkim liderem partyjnym, a postępował jakby był wielkim przywódcą narodu, któremu Bóg dał misję do spełnienia. Wszystkie jego cele były pompatyczne – obrona narodowej tożsamości, odzyskanie państwa, przetrwanie polskiej kultury, ochrona polskiej rodziny. Roznosiły go ambicja i pycha”.
Prawdziwi przegrani
Kogo pokonali zatem Tusk i Kaczyński? Nie tylko postkomunistów, których szczerze nie znosili, ale także tę część elity intelektualnej, która określała sens przemian w latach 90. XX w. Zresztą koniec SLD przypominał raczej przemyślane samobójstwo niż porażkę w walce z dominującymi siłami prawicy. Pogrążona w wewnętrznej walce partia Millera raczej usunęła się z pola walki, niż poniosła spektakularną klęskę. Drugi przeciwnik, jakim dla obu polityków była elita intelektualna powiązana wcześniej z Unią Demokratyczną i „Gazetą Wyborczą”, okazał się wobec zasadniczych zmian życia publicznego, do jakich doszło u progu XXI wieku, bezradny. Nie odnalazł się w nowych regułach gry, nie wytrzymał tempa i stylu dyktowanego przez telewizje informacyjne i tabloidy.I choć Krasowski dość uważnie opisuje problem skomplikowanych relacji między swoimi dwoma bohaterami a opiniotwórczymi kręgami inteligencji, to zdaje się nie dostrzegać, że w opisywanym okresie miejsce dawnych autorytetów „Gazety” czy Unii Demokratycznej zajęli niestroniący od brutalności i świetnie czujący się w nowych czasach Tomasz Lis czy Kuba Wojewódzki.
Tej inteligencji, która głosowała na UD, a rozczarowana mogła poprzeć prawe skrzydło politycznego centrum, jakim była w początku lat 90. partia Kaczyńskiego, już nie ma. Ostatnie opinie wypowiadała w początkach koalicji AWS-UW, ale po klęsce tej drugiej partii w roku 2001 przestała się politycznie liczyć. Jej reprezentanci byli jeszcze gośćmi programów publicystycznych, ale tylko dlatego, że gwarantowali krytyczną ocenę Kaczyńskiego, podtrzymującą rządy Tuska. Kilku reprezentantów tej formacji zostało zaproszonych do Kancelarii Prezydenta Komorowskiego, ale ich obecność była jedynie symbolem uznania dla wcześniejszych dokonań.
Gdy zatem Krasowski pisze o inteligentach, że Kaczyński „uwodził ich diagnozą, ale zawstydzał praktyką”, mam wrażenie, że te obserwacje pasują być może do Jadwigi Staniszkis, może do jakiegoś kręgu znajomych Autora, ale nie do większości znanych mi komentatorów, którzy brutalność Kaczyńskiego uważają za co najmniej korzystną dla siebie. Bez względu na to, czy reprezentują prawą czy lewą stronę sporu. Brutalna polityka PiS okazała się łatwym wyzwaniem, co sprawiło, że stronami sporu stali się nie wyrafinowani intelektualiści, ale niemający skrupułów pałkarze.
Środowiska opiniotwórcze rozpadły się na dwa obozy, bezwzględnie lojalne wobec swoich politycznych liderów. Niezdolne do formułowania odważniejszej krytyki, ba – pilnujące, by nie pojawiło się nic znaczącego pomiędzy nimi. By świat pozostał czarno-biały, a sztuka jego opisu sprowadzała się do odgrzewania latami kilku, tych samych argumentów. To pęknięcie pogłębiło pułapkę, którą zastawili na polską myśl polityczną Kaczyński i Tusk. Odebrało jej możliwość samoobrony, formułowania własnych – niezależnych od bieżącej taktyki – tez. Usunęło też ważny przedmiot tej dyskusji, jakim tradycyjnie było państwo. Debata skoncentrowała się na emocjach i na słowach, na zarzutach i epitetach.
Państwo, czyli rzeczywistość
Jarosław Kaczyński składa gratulacje Donaldowi Tuskowi po wyborze Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej |
Nie idealizuje przy tym lat 90. Pisze wprost, iż wcześniej władza premiera była osłabiona przez partie – jego własną i koalicyjną. Ograniczana przez wspierających oligarchów lub związki zawodowe, przez prezydenta. U fundamentów III RP legł zatem – zdaniem Krasowskiego – egoizm partyjny. Jednak – jak pisze Krasowski – „w 2005 roku państwo znalazło się w rękach nie partii, lecz jednostek. Tyleż utalentowanych, co toksycznych, które swoimi emocjami zarażały państwo”.
Nawet sam spór o Trzecią Rzeczpospolitą był pozorny: „ani Kaczyński niczego nie burzył, ani Tusk niczego nie bronił”Krasowski powtarza swoją główną tezę bardzo dosadnie: „Tusk i Kaczyński krytykowali postkomunistów za to, że państwo uczynili własnym folwarkiem obsługującym ich materialne potrzeby. Nie byli lepsi, zamienili państwo w narzędzie rozładowywania własnych, niezdrowych emocji”. Pytanie tylko, czy tacy byli w momencie startu ich wielkich karier. Wszak Tusk zakładał formację „trzech tenorów” i szeroko otworzył drzwi przed nowymi ludźmi, nienależącymi wcześniej do KLD czy UW. Kaczyński respektował kolegialne instytucje PiS, przynajmniej do zwycięstwa w 2005 roku.
Jaką rolę w zmianie odegrały cechy charakteru, a jaką zimna kalkulacja? Tusk – zdaniem Krasowskiego „miał rację, że społeczeństwo jest kapryśne, że nie chce reform, że uśmierca każdą ambitną władzę”. Ale skończyło się na tym, że „miał władzę kanclerza, a samopoczucie urzędnika, który drży przed dymisją. (…) Tusk nie był chciwy, był raczej ostrożny na granicy tchórzostwa”. Skazywało to władzę PO na jałowość, na pasywność w sprawach, od których nie zależało samo utrzymanie się u władzy.
Podobnie jałowe okazały się jednak także wcześniejsze rządy PiS. Czytamy u Krasowskiego, że „partia, która z Rydzykiem i Lepperem u boku prowadziła wojnę z establishmentem, stała się formacją jałowego protestu. Mogła wszystko obiecać, ale nie mogła niczego zrobić. (…) Mała i zanarchizowana Unia Wolności zmieniała rzeczywistość, wielki i sprawny PiS o zmianach jedynie gawędził”. Nawet sam spór o Trzecią Rzeczpospolitą był pozorny: „ani Kaczyński niczego nie burzył, ani Tusk niczego nie bronił”.
Dwie następne dekady
„Czas Kaczyńskiego” zamyka trzyczęściowy cykl o historii najnowszej Polski. Pokazuje znakomicie personalne sprężyny polityki, uważnie milcząc o czynnikach instytucjonalnych i ekonomicznych. Nie opowiada o roli Tuska w betonowaniu status quo, ani o tym, jak relacje między zarobkami w sferze budżetowej i poza nią kształtowały klientelistyczne mechanizmy polskiej polityki. Nie wspomina o roli Dorna i Rokity w przekazaniu władzy Kaczyńskiemu i Tuskowi. Roli, jaką ci pierwsi politycy odegrali wprowadzając w 2001 roku nowy mechanizm budżetowego finansowania partii. To jednak, co wydaje się wadą książki, jest jej wielką zaletą. Redukując świat do konfliktu wybitnych jednostek, pokazuje to, co dla innych pozostaje niewidoczne. Krasowski nie dzieli włosa na czworo, ale błyskotliwie przechodzi niemal w każdym akapicie od obserwacji do konkluzji. Zmusza do weryfikowania naszych intelektualnych przyzwyczajeń.Dlatego książkę Krasowskiego trzeba nie tylko przeczytać, ale dobrze przemyśleć – autor bowiem namawia nas do trzeźwej oceny najważniejszych graczy, a zarazem do nieulegania ich emocjom. Podpowiada sprytny sposób uwolnienia się z pułapki, w jaką wepchnął nas spór Tuska z Kaczyńskim, spór obozu liberalnego z patriotycznym. Gdyby książka ukazała się w latach 90. byłbym pewien, że za Krasowskim pójdą inni, że ten styl pisania znajdzie licznych naśladowców, że uwolni stłumione dotąd idee i argumenty.
Dziś – rozumiejąc sposób, w jaki podzielone zostało pole gry – sądzę, że punkt widzenia Krasowskiego może nie znaleźć zrozumienia w kręgu zawodowych komentatorów i publicystów. Media tożsamościowe żadnej ze stron nie udźwigną bowiem ciężaru „odprzekonywania” czytelników od tez głoszonych z wielką przesadą od dekady. Nie odżegnają się wszystkich podgrzewających emocje epitetów i oskarżeń pod adresem przeciwników.
Jednak wiele spraw zostało nazwanych po imieniu. Ci, którzy chcą się uwolnić z pułapki PO-PiS zyskali cenne argumenty i sporo pomysłowych forteli, potrzebnych w wyplątywaniu się z emocjonalnych więzów, które nas krępują i skłaniają do opowiadania się – mimo wszystko – po jednej ze stron. I choć Krasowski kończy swą opowieść na wydarzeniach sprzed pięciu lat, to bez wątpienia jego książka jest jednym z najważniejszych głosów politycznych nowej, rozpoczynającej się od spektakularnego zwycięstwa Jarosława Kaczyńskiego, epoki.
ARTYKUŁ POWSTAŁ DZIĘKI DARCZYŃCOM. ZOSTAŃ JEDNYM Z NICH!
© Rafał Matyja
6 kwietnia 2016
źródło publikacji: miesięcznik „Nowa Konfederacja” nr.4(70)/2016
www.nowakonfederacja.pl
6 kwietnia 2016
źródło publikacji: miesięcznik „Nowa Konfederacja” nr.4(70)/2016
www.nowakonfederacja.pl
Żródła wymienione przez Autora:
Robert Krasowski, „Czas Kaczyńskiego. Polityka jako wieczny konflikt”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2016, ss. 320.
Ilustracje:
fot.1 © Wydawnictwo Czerwone i Czarne
fot.2 © Jerzy Dudek / Agencja Forum
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz