Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

„Hołd warszawski” w Filharmonii Narodowej

Jest sobota, 12 marca 2016 roku. W Filharmonii Narodowej w Warszawie odbywa się inauguracja Wielkanocnego Festiwalu Ludwika van Beethovena. Sala wypełniona po brzegi „elitą” w wieczorowych toaletach, smokingach i garniturach. W programie koncertu fantazja c–moll i IX Symfonia Ludwiga van Beethovena. I nagle rozlega się głośne chóralne buczenie widowni. Powodem jest obecność ministra kultury i dziedzictwa narodowego oraz wicepremiera polskiego rządu, pana Mirosława Glińskiego. Po chwili wielkie brawa i aplauz zgotowany obecnemu na koncercie ambasadorowi Niemiec w Polsce. Koncert kończy się burzliwymi oklaskami dla „Ody do radości” nazywanej „hymnem” Unii Europejskiej.

Wtorek, 7 listopada 1939 roku. Wjeżdżającego do udekorowanego swastykami okupowanego Krakowa, Hansa Franka entuzjastycznie wita znany na Podhalu działacz ludowy, Wacław Krzeptowski
otoczony góralami i góralkami w ludowych strojach. Jego wiernopoddańcze w treści przemówienie zapisze się w historii haniebnie, jako „Hołd krakowski”. Pięć dni później, w niedzielę 12 listopada 1939 roku ten sam Krzeptowski powitał Hansa Franka w Zakopanem przystrojonym w hitlerowskie symbole. Od tego dnia na całym Podhalu coraz popularniejsza stanie się przyśpiewka, „Oj Wacuś, Wacuś będziesz wisiał za cóś”. W sobotę, 20 stycznia 1945 roku na mocy wyroku Armii Krajowej Wacław Krzeptowski zostaje powieszony. Zanim zawisł na smreku prosił o kulę, ale odmówiono mu honorowej śmierci. Jedyne co zdążył to spojrzeć na krzyż majaczący na pokrytym śniegiem Giewoncie.

Choć oba wydarzenia dzieli prawie osiemdziesiąt lat to mechanizm uruchomiający u ludzi „gorszego sortu” drzemiące w ich antypolskich duszach predylekcje do zdrady i chęci służenie obcym i silniejszym są podobne. Krzeptowski był człowiekiem prostym o wybujałych ambicjach i jakieś wrodzonej przemożnej chęci bycia na świeczniku i przewodzenia innym. To dlatego tragedię Polski postanowił wykorzystać dla swojej własnej kariery i zabiegał u gubernatora Franka o utworzenie marionetkowego góralskiego państewka, na którego czele on sam by stanął.

A skąd ta spontaniczna i dla normalnego Polaka odrażająca reakcja „elity” zgromadzonej w Filharmonii Narodowej? I tu mechanizmy są podobne. Utrata władzy przez koalicję PO-PSL oraz groźba wyrzucenia na margines samozwańczych pasożytniczych „elit” III RP każe im szukać każdego nawet ocierającego się o zdradę narodową sposobu na utrzymanie dotychczasowych uprzywilejowanych pozycji. Spadające sondaże wskazujące na błyskawiczną utratę popularności oraz społecznego poparcia uzmysłowiają tym ludziom, że jedyne znaczące wsparcie mogą uzyskać już tylko z zagranicy. Dzisiaj widać już jak na dłoni, że oni nie wierzą w odzyskanie władzy i przywilejów poprzez opozycyjną działalność w parlamencie i przekonywanie do siebie Polaków swoją pozytywną działalnością, w wyniku której powstać by mógł jakiś porywający program dla Polski mający szansę dać im zwycięstwo w następnych wyborach. Oni wolą tak jak Grzegorz Schetyna, Janusz Lewandowski, Tadeusz Zwiefka, Róża Thun i Julia Pitera, pielgrzymować do Brukseli, pluć na Polskę antyrządową rezolucją i namawiać głównie Niemcy do pomocy w obaleniu demokratycznego rządu, który powstał w wyniku wyborczych decyzji Polaków. Im jak Wacusiowi Krzeptowskiemu marzy się marionetkowe kompletnie nieliczące się i podporządkowane obcym państewko. Jedyny zaś cel to utrzymanie dawnych pozycji i wpływów nawet wbrew żywotnym interesom całego narodu.

Niech nas nie zmylą te wytworne eleganckie kreacje i smokingi, które przywdziali przybyli na koncert do Filharmonii Narodowej. To są ludzie mentalnie, a często także rodzinnie wywodzący się z motłochu, który przybył na nasze tereny wraz z sowiecką dziczą. I choć dzisiaj paradują w wytwornych strojach, władają obcymi językami i spożywają kawior popijany szampanem to pamiętajmy, że ich narodowy strój to kufajka i cuchnące walonki, z których wystaje słoma, a ulubiony utwór koncertowy to śpiewana przy akompaniamencie harmoszki piosenka „Dawaj zakurim”. Oni tak mocno przyspawali się do koryta, że aby ich od niego oderwać potrzebny jest wielki ogólnonarodowy i wytwarzający bardzo wysoką patriotyczną temperaturę palnik.


© Mirosław Kokoszkiewicz
30 marca 2016
źródło publikacji:
www.warszawskagazeta.pl




Ilustracja © domena publiczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2