Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Wywiad z weteranem Powstania Styczniowego

Wywiad z panem Telesforem Mickiewiczem (tak, potomkiem właśnie tego Adama Mickiewicza) przeprowadzony tuż przed jego śmiercią i opublikowany w 1935 roku.

Moja rozmowa z potomkiem „Wieszcza”
Telesforem Mickiewiczem – weteranem powstania 1863 r.

Korzystając z krótkiego pobytu w Radomsku, a dowiedziawszy się, że zamieszkuje tutaj potomek naszego „Wieszcza” weteran powstania 1863 roku, Telesfor Mickiewicz, postanowiłem złożyć mu wizytę. Bo i jakże mógłbym odmówić sobie tej niezwykłej przyjemności zetknięcia się z 90–letnim bohaterem powstania 63 roku, skoro od dziecka wpajano we mnie kult dla tych szaleńców, którzy gwoli podtrzymania ducha w narodzie i dania całemu światu świadectwa, że Polacy nie wyzbyli się myśli zrzucenia barbarzyńskiego jarzma – porwali się do walki, walki z góry przegranej i przesądzonej.

Ten bohaterski wysiłek szaleńców, to rzucenie rękawicy tysiąckrotnie silniejszemu wrogowi, było konieczne i stało się jednym z przyczynków, żeśmy poprzez rewolucję 1904 – 1907 roku, poprzez legiony i inne formacje – doszli do Niepodległości. I, ta właśnie świadomość wielkiego czynu i ogromu zasług powstańczych – parła mnie poprostu do złożenia wizyty bohaterskiemu powstańcowi.

Uprzedzony przez p. Kurpiosa, prezesa Stowarzyszenia b. Więźniów Politycznych, o mojej zamierzonej wizycie – odniósł się staruszek do mego zamiaru przychylnie, wyznaczywszy dzień i porę pogawędki.
Gdyśmy już z prezesem Kurpiosem wkraczali na schody, prowadzące do mieszkania weterana, odczułem jakby dreszcze, dreszcze takie, jakie miewamy w chwilach, gdy przekroczyć musimy progi, poza któremi spotkać nas ma osoba, dla której żywimy bezgraniczny kult i szacunek, a jednocześnie zapowiadamy sobie sympatyczną emocję przeżyć.

Dzwonek... i za chwilę otwierają się drzwi. Na progu spotyka nas córka weterana, która spieszy do pokoju, by zawiadomić niewidomego już od kilku lat i leżącego w łóżku ojca. Po chwili proszą nas do pokoju weterana. Trudno się opanować... staruszek w granatowej bluzie z naramiennikami, na których widnieją cyfry... 1 8 6 3. Z wysiłkiem siada na łóżku... wyciąga rękę, lecz oczy i ręka błądzą... jest przecież niewidomy.
Ściskam tą rękę... panuję poprostu nad nerwami, bo chciałbym tą dłoń ucałować, wdzięczny, że ona podtrzymała tradycję naszych walk o Niepodległość, godnie wypełniwszy testament bohaterów 1831 roku.
Zdradzam cel mojej wizyty i proszę staruszka, by mi opowiedział coś ze swoich przeżyć.

Blada, trupio blada twarz ożywia się, starzec zaczyna snuć kanwę swego ciekawego życia. Z osłabłych płuc stara się wydobyć siły... by mnie, niby spowiednikowi, wypowiedzieć radości i smutki, jakich życie jego zaznało.
– Miałem ledwie lat dziewiętnaście, gdy Naród... nie tylko część Narodu, zbudziła się z przymusowego letargu. Niby lotem błyskawicy, rozeszła się wieść po całym kraju, że rozpoczyna się walka o Wolność, walka na śmierć i życie. Zdawałem sobie wówczas sprawę, że w walce tej braknąć mnie nie może, że powinienem stanąć w szeregach powstańczych..., bo taką jest Wola Boga i... przodków moich. Zewsząd dochodziły słuchy, że w lasach zbierają się ludzie, że tworzą się oddziały, na czele których stają najodważniejsi synowie Ojczyzny.
Pożegnałem się wówczas z rodziną i wstąpiłem do partji Selewicza w Grodzisku. Cóż... była nas garstka i, w jednej z większych potyczek z moskalami, zostaliśmy rozbici. Wtedy przystąpiłem do partji Orłowskiego. Byłą to już większa partja, zebrana i, ukrywająca się w lasach Grabskiego w Łowickiem, licząca około 1,000 ludzi. Z partją tą wziąłem udział w kilku bitwach, między innemi pod Strykowem, gdzie zostałem ciężko ranny i gdzie spadłszy z konia, uległem złamaniu żeber.
Pamiętam jeszcze, że w potyczce pod Dobrą, zabraliśmy do niewoli 3–ch oficerów moskiewskich, feldwebla, 2–ch podoficerów i kilkudziesięciu żołnierzy, których zwolniliśmy na słowo honoru i zapewnienie, że z polakami walczyć nie będą. – Widać staruszek mój uśmiech pod nosem i tem lekki odcień bezwiednej ironji, spowodowanej szlachetną naiwnością ówczesnych naczelników oddziałów powstańczych, bo pospieszył z wyjaśnieniem.
– Tak, proszę pana, myśmy moskali według siebie sądzili i... muszę przyznać, że nie często zdarzały się wypadki złamania słowa honoru przez naszych wrogów, ale... dziś... rozumie... takie coś jest nie do pomyślenia. – Widać rozmowa męczy staruszka... porywa go kaszel... mała przerwa w opowiadaniu i... nić swych wspomnień snuje znów dalej...
– Tak proszę pana... znam oddziały Zajferta, Czechowicza... a wszystkie wcześniej czy później spotykał los jednakowy. Walczono wówczas bohatersko, wydobywano z siebie wszystko, co tylko było możliwe... lecz cóż znaczyła kiepsko uzbrojona garstka wobec potęgi Cara ? Pamiętam gdym był w partji Pawełka, technika z fabryki w Modelach. Wśród białego dnia, wiedząc, że w Żychlinie stoją wojska moskiewskie, wpadliśmy do miasta, zrobiliśmy zamieszanie wśród wrogów i, bez strat prawie, wycofaliśmy się z niebezpieczeństwa. W czasie powrotu z Żychlina, na moście, spadł Pawełek z konia i, zawdzięczając tylko ukryciu się pod mostem – uniknął wzięcia do niewoli.
Przyszedł jednak i na tę partję koniec.
W jednej z bitew, z przeważającym wrogiem, partja została doszczętnie rozbita i, z całego oddziału, pozostało nas przy życiu zaledwie trzech. Zanim opowiem panu o moim ostatnim udziale w partji Becka, muszę sobie zapalić fajeczkę – drżącą ręką, szuka leżącej na stoliku paczki z tytoniem i fajki, instynktem napełnia ją i... gdy mu podałem ogień wciągnął w swe wątłe płuca kłęb dymu. Widać, że palenie tytoniu sprawia staruszkowi przyjemność.

– Po rozbiciu partji Pawełka, wstąpiłem do oddziału Becka. Muszę panu powiedzieć, że Beck był kapitanem w wojsku włocha Gariballdiego i odznaczał się niepospolitą brawurą.
Gdyśmy pewnego dnia, w sile 26 konnych, przybyli do cukrowni w Belnie, wprowadzono nas na postój do owczarni. Administratorem czy innym oficjalistą, był tam niemiec Szeffel, który zawiadomił wojska moskiewskie o naszym przybyciu. Nic nie wiedząc o zdradzie podłego niemca, zostaliśmy otoczeni przez jeden szwadron ułanów i szwadron huzarów rosyjskich. O jakiejkolwiek obronie nie było już czasu myśleć... nie pozostawało nic innego, jak złożyć broń, co się też stało. Becka przewieźli moskale do Włocławka, gdzie został rozstrzelany, nas zaś uwięziono, by potem zesłać do katorg i rot aresztanckich na Sybir. Długa i ciężka to była droga na Syberję... Pamiętam, że wigilję Bożego Narodzenia w roku 1863 spędziliśmy w Pskowie... w okropnych warunkach, nie mając kawałeczka chleba. Jednym śledziem, który kosztował rubla i bochenek chleba 2 ruble, podzieliło się nas kilkunastu. Wówczas to przypomnieliśmy sobie, jak to w Grodnie polacy zaopatrzyli nas w żywność na drogę. Ileż to szynek, wędlin, konserw i tego wszystkiego, przyniosła nam tamtejsza ludność, żegnając ze łzami w oczach na daleką podróż... a tutaj... w Pskowie... głód... i to w wigilję, kiedy w dalekiej Ojczyźnie, stoły uginały się pod ciężarem tradycyjnych potraw i przysmaków.
Pieszo i kibitkami dotarliśmy wreszcie do Włodzimierza nad rzeką Klaźmą, gdzie odbył się Sąd Wojenny nad nami i, gdzie losy nasze ostatecznie zostały zdecydowane. Mnie skazano na 10 lat aresztanckich robót i zesłanie do Wiatki na Syberji.
Byłbym niesprawiedliwy, gdybym do garści moich ws[pomnień nie dorzucił, że, chociaż były chwile straszne, wyczerpujące resztki sił z organizmu, a odnosi się to przedewszystkiem do rot aresztanckich, w których praca trwała od świtu do nicy, gdzie trzeba było robić drogi, przekopując tereny, które to drogi, do dziś dnia, jak na przykład w Omsku, noszą nazwę „Polskaja doroga” – nie mniej jednak, trzeba oddać sprawiedliwość tamtejszej ludności rosyjskiej, wychowanej wśród zesłańców 31 roku, że odnosiła się ona do powstańców więcej niż po ludzku. W rocie aresztanckiej, w której ja byłem, było nas 375, pochodzących z różnych sfer społecznych. A więc, byli akademicy, robotnicy, chłopi, rzemieślnicy, obywatele ziemscy, oficjaliści... jednym słowem reprezentowane były wszystkie sfery. Dziś już dokładnie wymienić moich współtowarzyszów nie jestem w stanie i, pamiętam tylko takie nazwiska jak: Kierbedź – stryjeczny brat budowniczego mostu na Wiśle, Narbut, Butkiewicz, ksiądz Żmijewski, w–ch braci Brzeskich, żyd Zelek, którego zesłano na Sybir za szycie mundurów dla powstańców, Siekierzyński, Gromski, Maciejewski, Piechociński, Grandes, Wolski, Pietraszewski i Sułkowski.
Tam właśnie, wśród zesłańców, mówiono mi, że pierwszy strzał powstańczy padł w Radomsku – lecz dziś już szczegółów pamięć moja ogarnąć nie może. – Wiele, bardzo wiele, ciekawych rzeczy opowiedział mi potomek „Wieszcza”, szczególnie jeśli idzie o życie naszych zesłańców na Syberji – lecz ramy jednodniówki są zbyt szczupłe, bym mógł to wszystko opisać. Na każdym kroku podkreślał jednak przychylność ludności rosyjskiej względem powstańców i, to z obowiązku poprostu notuję.
– Byłoby mi niezmiernie przykro, gdybym nie skorzystał z tego, że pan, jako publicysta, rozmowę naszą utrwalając w druku, nie wspomniałby o tej wdzięczności mojej i towarzyszy dla ludu rosyjskiego z Syberji. Bo, czyż takie fakty nie są warte tego, by je mile wspominać...?
Gdyśmy jako zesłańcy, pod eskortą wkraczali do wsi, witano nas biciem dzwonów cerkiewnych, przy akompanjamencie których, ludność wychodziła na nasze spotkanie, niosąc pożywienie i witając nas – W imię Chrystusa. Są to niezatarte wspomnienia, przesłaniające i takie przykre chwile, jak wybryki łobuzerji w Moskwie. Ale... i tam odruchy prostej duszy rosyjskiej zniwelowały inspirowaną krzywdę, jaką usiłowano nam wyrządzić. Bo, gdyśmy maszerowali przez ulice Moskwy, łobuzerja moskiewska obrzuciła nas śnieżnemi kulami, wznosząc drwiące okrzyki „Ej, polaki, prochlebali Polszu na mołoko”*. Obok tych drwin, inspirowanych łobuzów, spotkaliśmy się również i z takiemi faktami, jak rzucanie nam 100 rublówek przez kupców moskiewskich.
A wreszcie, ja osobiście, zawdzięczam życie włościance Annie Kazanowej, która, gdy byłem śmiertelnie chory, nietylko że opiekowała się mną jak własnem dzieckiem, dając lekarstwa – lecz, gdy chciałem jej za leczenie i 6–cio tygodniowy pobyt zapłacić – przyjąć grosza odemnie nie chciała, mówiąc „Ty jesteś biedny polak, pozbawiony Ojczyzny, jakże ja mogłabym od ciebie wziąć pieniądze... Chrystus gniewałby się, gdybym tobie nie pomogła, byś mógł jeszcze kiedyś wrócić do twej Ojczyzny.”
Proszę pana, lud rosyjski, a szczególnie ten ze Syberji, zrosły z zesłańcami polakami – to naprawdę uosobienie szlachetności, którą carat usiłował zdeprawować... lecz z małemi tylko skutkami. W tym celu przysyłano na Syberję podłe elementy urzędnicze, usunięte z Centralnej Rosji za różne przewinienia i sprawki, jak takiego n. p. felczera Onuczyna, który w Omsku truł naszych polaków, chcąc w ten sposób przypodchlebić się władzom moskiewskim. – Widząc przemęczenie staruszka, zaproponowałem małą przerwę, w czasie której, staropolskim zwyczajem poczęstowano nas lampką miodu.
Nie mogłem odmówić, chociaż wiedziałem, że weteran w dostatki nie opływa, a butelka miodu, jaką posiada, służy mu poprostu za lekarstwo, w podtrzymaniu osłabłych już sił.

Po kilkuminutowej przerwie nawiązujemy dalszą nić rozmowy, staruszek ożywia się i, jak gdyby nowe w niego wstąpiły siły, głosem równym zaczyna...
dokończenie ☞ TUTAJ



DeS
Transkrypcja specjalnie dla ITP / styczeń 2016
Ilustrowany Tygodnik Polski    tiny.cc/itp2


Creative Commons License
Wolne do kopiowania na tej samej licencji: CC-BY-NC-ND
(Creative Commons Licence - By Attribution, No Commercial Use, No Derivatives -
polskie tłumaczenie tutaj)




* prawdopodobnie: "Ей Поляки, прохлебали Польшу на молоко!" - "Polacy, przechlapaliście Polskę za mleko" - chodzi o to, iż według carskiej propagandy Powstanie Styczniowe nie miało żadnego poparcia w społeczeństwie polskim, a car miał być uwielbiany w "Kraju Przywiślańskim" (jak nazywano część Polski będącą pod okupacją rosyjską) za różne przywileje i ulgi, jakie przyznał niektórym warstwom społecznym, w tym m.in. pozwalając chłopstwu polskiemu zachować dla siebie kwartę mleka więcej, niż to było wymagane od chłopów rosyjskich; po Powstaniu Styczniowym wszystkie takie przywileje zostały zniesione.


Notatki:
W materiale źródłowym brak informacji o Autorze wywiadu z p. Telesforem Mickiewiczem.
W transkrypcji wywiadu zachowano oryginalną pisownię z 1935 roku - tak ortografię, jak i interpunkcję.
Fotografie użyte w tym artykule pochodzą z archiwum rodziny Mickiewiczów: www.powstaniestyczniowe.pl

Fotografia pana Telesfora Mickiewicza została cyfrowo odrestaurowana przez Kai Imaging specjalnie dla nas i jest wolna do kopiowania na tej samej licencji:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2