Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Popiełuszko, Jerzy Aleksander

Ksiądz Jerzy
jedna z ostatnich fotografii
Dokładnie 30 lat temu oficerowie służb bezpieczeństwa PRL zamordowali księdza Jerzego Popiełuszkę, kapelana warszawskiej „Solidarności” i obrońcę praw człowieka w czasach PRL-u.

MBP/UB/SB, MO i inne służby komunistycznych okupantów Polski mordowały księdzów od samego początku istnienia PRL, np. tuż po "wyzwoleniu" Katowic 2 księży zostało zamordowanych tylko dlatego, że wyrazili swoje oburzenie wobec gwałtów i napastowania miejscowych Ślązaczek przez komunistycznych "wyzwolicieli".
Jednak ze wszystkich morderstw właśnie porwanie i zamordowanie księdza Popiełuszki odbiło się największym echem w Polsce i świecie.
Stało się tak przede wszystkim z uwagi na jego znaną, często i głośno wyrażaną w kazaniach antykomunistyczą postawę, a także z powodu bestialskiego sposobu wykonania egzekucji przez oficerów ówczesnej Służby Bezpieczeństwa komunistycznych okupantów Polski.

Do dzisiaj nie wiadomo kto naprawdę stał za zorganizowaniem tego morderstwa.

Z zachowanych dokumentów, które są w posiadaniu IPN-u, wiadomo jednak, że przynajmniej od połowy 1982 roku ksiądz Popiełuszko był inwigilowany przez co najmniej czterech tajnych współpracowników SB, a prace śledcze o kryptonimie „Popiel” prowadziło - zależnie od okresu - równocześnie od 6 do 22 oficerów SB.
Od chwili pogrzebu Grzegorza Przemyka - nastoletniego studenta zamordowanego przez MO - który odbył się 19 maja 1983 i prowadzony był przez księdza Jerzego oraz zakończony przez niego wybitnie antykomunistyczną mową, ksiądz Popiełuszko uznany został przez władze PRL-u za nieoficjalnego "wroga publicznego #1".
Kilka miesięcy później oficerowie SB, przed kamerami telewizji, "odnaleźli" różne skrytki w mieszkaniu księdza, a w nich ukryte m.in. granaty łzawiące, naboje do pistoletu maszynowego, materiały wybuchowe, farbę drukarską i inne rzeczy podłożone tam wcześniej przez nich samych. Ksiądz Jerzy został natychmiast aresztowany, ale dzięki interwencji arcybiskupa został warunkowo zwolniony następnego dnia.
Natychmiast po tym wydarzeniu ks. Popiełuszko stał się przedmiotem wielu publicznych ataków propagandowych i publicystycznych władz PRL-u w prasie, radiu i telewizji. Rewizja w jego mieszkaniu została opisana w artykule Michała Ostrowskiego w „Expressie Wieczornym”, a omówienia i obszerne fragmenty artykułu zamieszczały inne gazety. Odczytano go nawet w całości w programach I i IV Polskiego Radia. Jednak gdy ksiądz Popiełuszko próbował skontaktować się z autorem artykułu, okazało się, że nikt taki w redakcji nie pracuje.
Ostatecznie cała ta sprawa została zamknięta pomimo oficjalnego śledztwa i przedstawienia oskarżenia księdzu Jerzemu, gdyż 22 lipca 1984 roku, z okazji 40-lecia PRL-u została ogłoszona amnestia.

Ksiądz Jerzy nadal jednak prowadził swą antykomunistyczną krucjatę i nie miał zamiaru przestawać, a jego "sławą" zainteresowano się już w Związku Sowieckim. Gdy we wrześniu 1984 w sowieckiej gazecie "Izwiestia" pojawił się artykuł znanego sowieckiego dziennikarza o księdzu Jerzym "ziejącym z ambony nienawiścią do socjalizmu", zaniepokoiło to nawet ówczesnego I Sekretarza PZPR i zarazem premiera PRL, Jaruzelskiego (dzierżącego wtedy także kilka innych funkcji, m.in. dowództwo "ludowego" wojska polskiego). Podczas spotkania z Czesławem Kiszczakiem (ówczesnym Ministrem Spraw Wewnętrznych PRL) i innymi wysokimi urzędnikami, 13 września 1984 Jaruzelski miał powiedzieć do Kiszczaka: „Załatw to, niech on nie szczeka".
Jednocześnie w komunistycznych mediach rozpoczęła się ogromna nagonka na księdza Jerzego.

Miesiąc później, niedaleko Gdańska, przyszli mordercy próbowali dokonać porwania ks. Popiełuszki rzucając w szybę jadącego samochodu kamieniem, jednak kierowcy księdza udało się opanować pojazd i uciec.
Tydzień później, w przebraniu funkcjonariuszy MO oficerowie Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW zatrzymali na drodze koło Górska samochód księdza wracającego z Bydgoszczy. Kierowcy udało się uciec, a księdza Jerzego związano i uprowadzono w bagażniku.
30 października 1984 z zalewu na Wiśle koło Włocławka wyłowiono jego zwłoki. Sekcja wykazała ślady torturowania.

Na tym kończą się fakty, a wszystko co wydarzyło się między 19 a 30 października 1984 pozostaje nadal niejasne bądź zostało tak zagmatwane i pomieszane, że poczynając od samego momentu zatrzymania samochodu i "cudownej" ucieczki kierowcy, aż do chwili przeprowadzenia sekcji zwłok księdza nie wiadomo niczego pewnego, włącznie z datą śmierci księdza. Farsa władz komunistycznych zwana "procesem", jaki błyskawicznie wytoczono oficjalnym mordercom Popiełuszki, nigdy nie ujawniła niczego ponad to, co komuniści sami chcieli ujawnić społeczeństwu. Zeznania domnienanych morderców (gdyż nawet to, czy to rzeczywiście oni byli jego mordercami do dzisiaj nie jest pewne) były wielokrotnie zmieniane i nie pokrywały się ze sobą  w tak wielu szczegółach, że aż trudno uwierzyć czasami, że ci ludzie w ogóle współpracowali ze sobą.

Sprawa morderstwa księdza Jerzego była ponownie badana przez IPN.
W 2002 roku prokurator Andrzej Witkowski z pionu śledczego IPN w Lublinie zasugerował nową wersję zabójstwa ks. Popiełuszki. W 2008 sformułowaną przez Witkowskiego hipotezę, zakładającą, że Jerzy Popiełuszko nie zginął 19-go, lecz 25 października, po kilkudniowych torturach w bunkrach w Borze Kazuńskim, ponownie przywołał były prokurator IPN Leszek Pietrzak.
Pomoc w uprowadzeniu i współpracę z SB zarzucano również Waldemarowi Chrostowskiemu, kierowcy księdza, który zastąpił jego regularnego kierowcę w feralnym dniu porwania. Historyk Jan Żaryn uważa, że ta teza nie ma oparcia w zachowanym materiale dowodowym.

Tak więc, pomimo upływu 30 lat od tych wydarzeń i 25 lat istnienia tzw. "wolnej" Polski, do dzisiaj tak naprawdę nie wiadomo nic pewnego o zamordowaniu Jerzego Popiełuszki, włącznie z rzeczywistą datą jego śmierci. Jedynym absolutnie pewnym faktem jest jego śmierć i to, że został zamordowany przez komunistycznych okupantów Polski, jego "oficjalni" mordercy są na wolności od kilkunastu już lat i żyjąc sobie wygodnie - tak jak absolutnie wszyscy inni dawni komunistyczni okupanci - dzisiaj pobierają ogromne emerytury i sowite dodatki za wierną służbę Polsce (Ludowej), tak ochoczo wypłacane im przez kolejne (nie)rządy III Rzeczypospolitej...


tekst pierwotny napisany przez 888 w 2004 r. i uaktualniony wiosną 2012;
kolejne aktualizacje i rozszerzenia:  J.A., DeS, Doksa - lipiec 2014; FP889 - październik 2014;
www.FilmyPolskie888.blogspot.com


P.S.
Jeśli ktoś chce wierzyć ubekowi, oto co jeden z morderców - Leszek Pękala - powiedział w 2008 roku:
Żałuje Pan tego, co Pan zrobił w 1984 roku? Żałuje Pan tego, że ksiądz Jerzy Popiełuszko został zamordowany?
- Żałuję przede wszystkim tego, że pracowałem z takimi ludźmi jak Grzegorz Piotrowski. Żałuję, że mu tak zaufałem, że fanatycznie wykonywałem jego polecenia. No i oczywiście bardzo żałuję tego, co zrobiono z księdzem Jerzym.

„Zrobiono”?! Kto? Niewidzialna ręka? Radzieckie KGB? PRL-owska WSW? NRD-owska STASI? Kto?
- Mogę tylko powiedzieć tyle, że nie byłem przy śmierci księdza Popiełuszki i nie przyczyniłem się do niej. Nie byłem przy jego śmierci i wiem też, że nie dokonał tego Piotrowski. Mówię to z calą stanowczością, mimo że go nie cierpię. Ale on był cały czas z nami, nie opuścił nas nawet na minutę. Myśmy nawet siusiać chodzili razem, gdy stawaliśmy w lesie. On nie miał takiej możliwości, aby zabić kapelana. To nie on...

Zatem kto?
- Tego nie wiem.

Ksiądz Jerzy urodził się 14 września 1947 roku w Okopach (województwo podlaskie, gmina Suchowola) jako trzecie dziecko gospodarzy Władysława i Marianny z Gniedziejków. Pierwotnie otrzymał imię Alfons po bracie matki i po świętym Alfonsie Liguorim, który wywarł ogromne wrażenie na matce przyszłego księdza, jednak w 1971 roku oficjalnie zmienił imię na Jerzy Aleksander.
Jako dziecko był ministrantem i wyróżniał się głęboką religijnością. W szkole był sumienny, ale uczył się przeciętnie. Natomiast z powodu jego religijności rodzice byli często wzywani do szkoły. Nic więc dziwnego, że po maturze w 1965 roku wstąpił do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Po pierwszym roku studiów został skierowany do obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej, którą odbywał w latach 1966–1968 w specjalnej jednostce dla kleryków o zaostrzonym rygorze w Bartoszycach. W wojsku podtrzymywał na duchu kolegów, choć spotykały go za to bezwzględne kary: wyśmiewanie, wielogodzinne ćwiczenia, czołganie się na mrozie, czyszczenie toalety w masce przeciwgazowej, co wwyniszczyło go fizycznie. Po powrocie do seminarium, ciężko zachorował i niemal cudem udało się go uratować, jednak kłopoty zdrowotne nie opuściły go do końca życia.
Od sierpnia 1980 był związany ze środowiskami robotniczymi, aktywnie wspierał także „Solidarność”. W czasie strajku został wysłany do odprawiania mszy w Hucie Warszawa, a w stanie wojennym w kościele św. Stanisława Kostki organizował Msze za Ojczyznę, przez co zyskał autorytet, szerokie poparcie społeczne i popularność w Warszawie, a później także w innych miastach. Jednocześnie stał się wrogiem publicznym dla komunistycznych władz PRL-u i całego systemu "obozu socjalistycznego", przez co został porwany i zamordowany w 1984 roku.
Jedną z hipotez dotyczących jego śmierci jest udział KGB w morderstwie (zobacz artykuł z 2008 roku; aktualny link poniżej)


IMDb (angielski)
Wikipedia (polski)

Zabić niewygodnego księdza - bardzo dobry artykuł z 2008 roku







Oficjalnie skazani bandyci:
Opluj te parszywe gęby komunistycznych pachołków jeśli ich gdziekolwiek/kiedykolwiek spotkasz; powieszenie takich zdrajców Polski na najbliższym drzewie byłoby najlepszą reakcją i oczywistym wręcz nakazem moralnym, aczkolwiek jest to zakazane prawem "wolnej" Polski.


Grzegorz Piotrowski w 2011
Grzegorz Piotrowski
obecnie posługuje się imieniem i nazwiskiem:
Grzegorz Piotrowski

urodzony: 23 maja 1951 w Łodzi
kapitan Służby Bezpieczeństwa komunistycznych okupantów Polski (zdrajca)
małżonka: Janina Pietrzak

Obecne miejsce zamieszkania:
Bałuty, Łódź

Skazany na 25 lat
Wyszedł na wolność w 2001 roku

nazwiska i pseudonimy jakich używa(ł) pisząc na łamach „Faktów i Mitów” od 2001 roku:
Sławomir Janisz
Dominika Nagel
Anna Tarczyńska

„Fakty i Mity” współpracuje z Januszem Palikotem, który pisze w niej własny felieton, a redaktor naczelny tego gó...a, niejaki Roman Kotliński wystartował w wyborach parlamentarnych w 2011 roku, dostając się do parlamentu z listy Ruchu Palikota.



Leszek Pękala "Paweł Nowak"
Fot. ok. 2005-2010 (profil na Linked-In)
Leszek Pękala
obecnie posługuje się imieniem i nazwiskiem:
Paweł Nowak

urodzony: 30 maja 1952 w Złotoryi
porucznik Służby Bezpieczeństwa komunistycznych okupantów Polski (zdrajca)

małżonka: ?

Obecne miejsce zamieszkania:
Szczecin

Skazany na 15 lat
Wyszedł na wolność w 1990 roku





Wydawca "Życia Warszawy", Dom Prasowy Sp. z o.o, zakończył współpracę z firmą brokerską PANO Paweł Nowak. Wydawnictwo wydało taki komunikat w związku z publikacją w dzienniku "Życie", który ujawnił, że jeden z zabójców księdza Jerzego Popiełuszki - Leszek Pękala pod zmienionym nazwiskiem Paweł Nowak - od kilku lat zbiera reklamy dla "Życia Warszawy".



Waldemar Chmielewski
podczas procesu w 1985
Waldemar Marek Chmielewski
obecnie posługuje się imieniem i nazwiskiem:
??? (jeszcze nieznane)

urodzony 28 lutego 1955 r. we Wrocławiu
porucznik Służby Bezpieczeństwa komunistycznych okupantów Polski (zdrajca)

małżonka: ?

Obecne miejsce zamieszkania:
Warszawa

Skazany na 14 lat
Wyszedł na wolność w 1989 roku

"Obecnie prowadzi firmę handlującą sprzętem sportowym, nie używa tytułu magistra, zmienił wygląd i nazwisko na brzmiące szlachecko, wręcz nobliwie."





Adam Pietruszka
data fotografii nieznana (ok.2000-2010)
Adam Pietruszka
obecnie posługuje się imieniem i nazwiskiem:
Adam Pietruszka ? (niepewne)

urodzony 19 lipca 1938 w Kutnie
pułkownik Służby Bezpieczeństwa komunistycznych okupantów Polski (zdrajca)

małżonka: Róża (Rozalia)

Obecne miejsce zamieszkania:
nieznane
(ostatnie znane: Warszawa)

Skazany na 25 lat
Wyszedł na wolność w 1995 roku

Za swe "zasługi" (dla okupantów Polski) ten zdrajca jeszcze w 2007 roku pobierał emeryturę przekraczającą równowartość czterokrotnej średniej pensji (artykuł w j. angielskim z Kanady) i jest tak do dzisiaj - według TEGO artykułu ten ubecki pałkownik otrzymywał 3900 złotych podstawowej emerytury w lutym 2014...



ABSOLUTNIE PEWNY PRZYWÓDCA POWYŻSZYCH BANDYTÓW, BEZ KTÓREGO ZGODY I ROZKAZÓW POWYŻSZE BYDLAKI NIE DOKONALIBY MORDERSTWA KS. POPIEŁUSZKI:


Czesław Kiszczak, 2014
Czesław Kiszczak
urodzony 19 października 1925 w Roczynach
Minister Spraw Wewnętrznych PRL
generał komunistycznych okupantów Polski (zdrajca)

małżonka: Maria Teresa Korzonkiewicz-Kiszczak

Obecne miejsce zamieszkania:
Warszawa

Nigdy nie skazany; wieloletnie próby do wystawienia mu aktu oskarżenia (m.in. przez IPN) nigdy nie powiodły się

Posiada dom letniskowy w miejscowości Wikno na Mazurach który, niestety, tylko raz mu się spalił...







Wojciech Witold Jaruzelski
Do 23 marca 1946 agent wywiadu Armii Czerwonej "Smiersz"; od marca 1946 agent Głównego Zarządu Informacji LWP, pseudonim "Wolski" (i inne kryptonimy). Był m.in.. Pierwszym Sekretarzem PZPR,  premierem PRL, a także pierwszym prezydentem tzw. "wolnej" III RP (to nie jest żart!)

Niestety, zdążył już uciec przed sprawiedliwością
(opluć ani powiesić go już nie da rady - bydlak zdechł już ze starości w maju 2014; jednak nie tylko na zbliżające się Święto zmarłych, ale zawsze gdy jest się w pobliżu można i należy nasikać na jego grób lub przynieść ze sobą słoiczek z fekaliami i opróżnić na jego nagrobku... )





PRZYWRÓCONO Z ZAPASOWEJ KOPII ROBOCZEJ Z LIPCA 2014 ROKU GDYŻ WERSJA OSTATECZNA OPUBLIKOWANA 19 PAŹDZIERNIKA 2014 ROKU NIE ZOSTAŁA ODNALEZIONA (PRAWDOPODOBNIE PRZEPADŁA WRAZ Z USUNIĘTYM WÓWCZAS BLOGIEM).
FORMATOWANIE ARTYKUŁU LUB ZAŁĄCZONYCH DO NIEGO ILUSTRACJI MOŻE NIE PASOWAĆ DO OBECNEGO FORMATU BLOGU. TAKŻE NIEKTÓRE ILUSTRACJE MOGĄ BYĆ OBECNIE NIEDOSTĘPNE.






Kto naprawdę zabił ks. Jerzego?


Zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki wstrząsnęło społeczeństwem polskim. Komunistyczny rząd uczynił z porwania i męczeństwa ks. Jerzego prawdziwy propagandowy cyrk, łącznie ze sfingowanym procesem toruńskim. Spektakl był jednak tak dobrze wyreżyserowany, a jego twórcy są tak zakorzenieni w mit założycielski III RP, że po dziś dzień obowiązuje wersja sprawców mordu przygotowana przez Kiszczka i ogłoszona przez Urbana. Śmierć księdza Jerzego wciąż pozostaje jedną z największych, najpilniej strzeżonych tajemnic PRL. Jak straszna musi być prawda o niej, skoro nawet dziś wciąż pozostaje ukryta?

Tę wersję zdarzeń znamy wszyscy. 19 października 1984 r. kapelan „Solidarności”, słynny z odprawianych od 1982 r. mszy za Ojczyznę, ks. Jerzy Popiełuszko z parafii św. Stanisław Kostki na warszawskim Żoliborzu, wracając z Bydgoszczy do domu, został uprowadzony przez trzech funkcjonariuszy SB, przebranych za milicjantów z drogówki: Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę. Tej samej nocy ciężko pobity kapłan został wrzucony do wody na tamie we Włocławku w worku obciążonym kamieniami. Ciało „odnaleziono” 30 października. 2 listopada w Warszawie odbył się pogrzeb, w którym wzięło udział 600 tys. ludzi – największy w dziejach Warszawy. O zamordowanie księdza zostali oskarżeni: kpt. Grzegorz Piotrowski (naczelnik wydziału Departamentu IV), por. Leszek Pękala i por. Waldemar Chmielewski. Ich przełożony płk Adam Pietruszka (zastępca dyrektora Departamentu IV MSW) został oskarżony o sprawstwo kierownicze tej zbrodni. Już 7 lutego 1985 r. sąd w tzw. „procesie toruńskim” wymierzył oskarżonym kary pozbawienia wolności: Grzegorzowi Piotrowskiemu – 25 lat, Adamowi Pietruszce – 25 lat, Leszkowi Pękali – 15 lat, Waldemarowi Chmielewskiemu – 14 lat. Po interwencji Kiszczaka wszystkim skrócono wyroki. Od dawna są na wolności. Zmienili nazwiska i mają się świetnie. Na temat swojej zbrodni konsekwentnie milczą.

Esbecka pajęczyna


Oficjalną wersję śledztwa podważyły trzy osoby: dziennikarz Wojciech Sumliński (autor książki „Kto naprawdę go zabił?”) , historyk i były prokurator IPN Leszek Pietrzak, a przede wszystkim prokurator Andrzej Witkowski z pionu śledczego IPN w Lublinie. Co ustalili?

Kiedy Jaruzelski kazał gen. Czesławowi Kiszczakowi zrobić coś z księdzem, żeby „przestał szczekać” (lipiec 1984), ten polecenie uciszenia ks. Popiełuszki potraktował bardzo poważnie. Formalnie sprawę działań wobec księdza Popiełuszki przejęła grupa kpt. Grzegorza Piotrowskiego z VI Wydziału IV Departamentu MSW, zajmującego się zwalczaniem Kościoła. W lutym 1984 r. udało się ulokować w bezpośrednim otoczeniu księdza agenta – SB wpisało do swej ewidencji operacyjnej „Zabezpieczenie Operacyjne” (ZO) agenta o pseudonimie „Desperat”. „Desperatem” zabezpieczającym operacyjnie akcję „Popiel”, wymierzoną w ks. Popiełuszkę, zdaniem dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, miał być kierowca księdza Jerzego – Waldemar Chrostowski. Sam Chrostowski stanowczo temu zaprzeczył. Wiadomo jednak, że mec. Edward Wende w imieniu Chrostowskiego zawarł tajną ugodę z MSW, dzięki której kierowca księdza otrzymał 1,6 mln zł odszkodowania za „straty poniesione w wyniku działań funkcjonariuszy SB”. Ugody takiej nie zawarto z rodziną ks. Jerzego ani żadnym z jego przyjaciół. Sumliński twierdzi, że jej celem było nie odszkodowanie, tylko kupienie milczenia Chrostowskiego. O tym, że Chrostowski to „Desperat”, są także przekonani Leszek Pietrzak i prokurator Andrzej Witkowski. Stuprocentowej pewności nadal brak. Ulokowanie przy księdzu „Desperata” było sporym sukcesem esbeków. Nie tylko mieli informacje z bezpośredniego otoczenia, ale i pomoc w planach… werbunku księdza.

Trop wiedzie do KGB


Wedle ustaleń śledztwa prowadzonego przez prokuratora Witkowskiego, wiosną 1984 r. głównym celem MSW stało się zwerbowanie księdza Jerzego do współpracy. Kiszczak, oczywiście, brał pod uwagę, że księdza zwerbować się nie uda, ale liczył, że wówczas uda się go „zneutralizować”, odsunąć od spraw robotniczych i działań opozycji. Latem 1984 r. Kiszczak uznał, że ks. Popiełuszkę można uciszyć, wysyłając go za granicę, np. na studia do Rzymu, najlepiej już zwerbowanego jako agenta. Nie miał wątpliwości, że ks. Jerzy Popiełuszko bez trudu znajdzie dostęp i do Polonii, i do samego papieża Jana Pawła II. Dlatego też latem 1984 r. zasugerował arcybiskupowi Dąbrowskiemu wysłanie ks. Popiełuszki do Rzymu. Jednocześnie esbecka nagonka na księdza sprawiła, że zarówno arcybiskup, jak i prymas Glemp zaczęli rozważać taką możliwość. MSW nie planowało jeszcze zamordowania księdza. Męczennik nie był Kiszczakowi do niczego potrzebny. Mijały tygodnie, SB działało, a ksiądz pozostawał nieugięty. Esbecy powoli zaczynali tracić cierpliwość. Prokurator Andrzej Witkowski odnalazł służbowy kalendarz gen. Zenona Płatka z 1984 r., a w nim tajemniczą notatkę „Nadchodzi 19 a oni chcą”. To oznacza, że Płatek wiedział wcześniej o dacie wybranej przez kpt. Piotrowskiego. Sam Piotrowski już wtedy był inwigilowany przez Kiszczaka. Generał nie ufał mu – podejrzewał, że kapitan konsultuje swoje działania z KGB, zwłaszcza po spotkaniach, które morderca odbył z przedstawicielami KGB we Lwowie i Bułgarii. Dla gen. Kiszczaka szczególnie podejrzane były kontakty Piotrowskiego z gen. Michajłowem – rezydentem KGB w Warszawie, odpowiedzialnym za sowieckie działania w Polsce.

Męczeński szlak


Co więc naprawdę się stało? Oto najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń: 19 października 1984 r. kierowcę ks. Popiełuszki, Lipińskiego, zastąpił Waldemar Chrostowski. Zawiózł księdza do Bydgoszczy. Za nimi pojechał Piotrowski. Od momentu wyjazdu z Warszawy kpt. Piotrowski na bieżąco kontaktował się z Dyrektorem Departamentu IV – gen. Zenonem Płatkiem, a ten z ministrem Kiszczakiem. Wieczorem Piotrowski i jego podwładni czatowali na księdza pod kościołem w szarym fiacie 125P. Czekali na rozkazy. Piotrowski otrzymał je od samego gen. Płatka. Nieopodal kościoła czekały też inne samochody – z ubranymi po cywilnemu żołnierzami WSW, śledzącymi z kolei Piotrowskiego. Fakt ten potwierdził prokuratorowi Witkowskiemu już w latach 90. jeden z szefów WSI. Wiadomo już, że kiedy ksiądz odjeżdżał z Bydgoszczy, Waldemar Chrostowski miał szansę „urwać się” esbekom, ale tego nie zrobił. W okolicach Górska na drodze do Torunia Chrostowski zatrzymał samochód na żądanie „milicjantów z drogówki”, jadących za nim. Pobity i związany ksiądz Popiełuszko został wrzucony do bagażnika, a Waldemar Chrostowski w kajdankach usiadł na przednim siedzeniu esbeckiego fiata. „Wyskoczył” po drodze. Jak ustalił prokurator Witkowski, kajdanki Waldemara Chrostowskiego były spiłowane tak, aby bez problemu dało się z nich uwolnić. Wizja lokalna, którą przeprowadził Witkowski dowiodła też, że skok z samochodu jadącego z prędkością, o której w zeznaniach mówił Chrostowski, był bardzo trudny – kaskader, który go wykonał, złamał rękę. Jednak kierowca ks. Jerzego nie odniósł poważniejszych obrażeń, poza potłuczeniem i uszkodzeniem nogi, skutkiem czego utykał. Zagadka „skoku” Chrostowskiego pozostaje niewyjaśniona. Tak samo jak odpowiedź na pytanie, dlaczego esbecy nie zatrzymali się i nie wciągnęli go do samochodu, co mogli zrobić bez trudu, tylko pojechali dalej. Dokąd?

Kilka dni tortur


Pierwszy przystanek zrobili w ruinach zamku toruńskiego, gdzie w trakcie śledztwa odnaleziono różaniec księdza. Ten dowód ukryto w śledztwie. W tych ruinach kpt. Piotrowski zaczął „zmiękczać” księdza przy pomocy swojej pałki. Pobitego kapłana esbecy wrzucili do samochodu i pojechali dalej. Następny postój zrobili w jednym ze starych bunkrów wojskowych w rejonie Kazunia. Bicie zaczęło się od początku. Nad ranem już półprzytomnego księdza przejęła inna grupa operacyjna. Prawdopodobnie byli to „wojskowi”, którzy na prośbę gen. Kiszczaka śledzili Piotrowskiego. Piotrowski, Pękala i Chmielewski wrócili do Warszawy. Co się działo dalej z księdzem, oczywiście, nie wiadomo. Istnieją na ten temat tylko poszlaki. Zgodnie z nimi w dniach 20–25 października ksiądz Popiełuszko mógł przebywać na terenie jednej z sowieckich jednostek w rejonie Kazunia, gdzie była m.in. ekspozytura KGB. W tym czasie trwały akcje poszukiwawcze o krypt. „Przeszukanie” i „Sutanna” , a Urban na konferencjach zapewniał, że władza zrobi wszystko, by księdza odnaleźć. Kłamał. Kiszczak wiedział, bo wiedzieć musiał, że w tym czasie księdza swoimi metodami „zmiękczają” towarzysze z KGB. Obrażenia księdza Popiełuszki były zbyt rozległe, by mogło je spowodować trzech ludzi poprzez dwukrotne pobicie, jak to zeznali Piotrowski i jego kompani. Hipotezę o przetrzymaniu księdza Popiełuszki w Kazuniu potwierdzać może przechowywana przez IPN kopia rozkazu gen. Kiszczaka z 3 listopada 1984 r., przeprowadzenia dezynfekcji tamtejszego bunkra wojskowego i składnicy amunicji. To była jedyna dezynfekcja zlecona przez szefa MSW (a nie, co wydawałoby się logiczne – MON). Prawdopodobnie do popołudnia 25 października ksiądz Jerzy jeszcze żył. Tego właśnie dnia u jego lekarki pojawiło się trzech osobników z MSW z pytaniem o leki przyjmowane przez księdza. Przerażona kobieta udzieliła im informacji. Była przekonana, że ksiądz żyje i potrzebuje pomocy medycznej. Kiedy więc umarł? Prawdopodobnie wieczorem 25 października 1984 r. Taką opinię ogłosił prof. André Horve z Paryża, opierając się na zdjęciach ciała księdza. Wskazał na wiele obrażeń, o których nie wspominały ani raporty MSW, ani wyniki sekcji zwłok.

Umarł, bo widział?


Późnym wieczorem 25 października ciało księdza zostało wrzucone do Wisły. Widziało to trzech ludzi: Tadeusz Kowalski – rybak z miejscowej spółdzielni, jego kolega i szwagier, którzy tej nocy kłusowali na Wiśle. Przerażeni mężczyźni przysięgli sobie, że nigdy i z nikim nie będą o tym rozmawiać. Powiedzieli dopiero prokuratorom IPN. A jednak kilka tygodni po złożeniu tych zeznań Kowalski trafił do szpitala, gdzie zmarł z powodu „zatrucia alkoholem metylowym”. Wróćmy do roku 1984. 26 października ludzie gen. Kiszczaka zlokalizowali zwłoki ks. Popiełuszki po raz pierwszy, co potwierdziło zeznanie jednego z prokuratorów, któremu wydano polecenie wyjazdu i przeprowadzenia czynności na miejscu zdarzenia. Ciało księdza wyłowił z wody płetwonurek Krzysztof Mońko. Już 1 listopada 1984 r. otrzymał paszport i, nie informując rodziny, wyjechał z Polski. Nigdy nie wrócił. Wyłowione przez niego ciało księdza zostało poddane pierwszej sekcji. Następnie ponownie wrzucono je do wody. Zaraz potem szef Biura Śledczego MSW płk Zbigniew Pudysz podjął konsultacje w sprawie publicznego ujawnienia zwłok księdza. 30 października gen. Kiszczak ze swoim orszakiem przyleciał helikopterem na tamę we Włocławku i oznajmił ekipom poszukiwawczym: „Dziś musi się znaleźć”. No i „się znalazł”. Jedna grupa płetwonurków zwłoki ujawniła, a druga je wydobyła. Ludzie ci przez wiele lat byli naciskani i zastraszani przez Kiszczaka tak bardzo, że bali się zeznawać nawet po 1989 r.

Nie ma tu żadnych nowych rewelacyjnych danych


Już 30 października Kiszczak przyjął wersję z późniejszego procesu toruńskiego – „własnej” inicjatywy trzech funkcjonariuszy SB. Czwartym oskarżonym był szef Piotrowskiego – płk Adam Pietruszka, który najciężej znosił akt oskarżenia. Kiszczak miał obiecać Pietruszce w zamian za milczenie awans do stopnia generała, ale też powiedzieć wprost: – Trzeba dać się chwilowo zamknąć. Według ustaleń Leszka Pietrzaka Kiszczak obiecał całej czwórce, że nie posiedzą długo i słowa dotrzymał. Aby mieć gwarancję, że prawda o tej zbrodni nigdy nie wyjdzie na jaw, rodziny czterech esbeków były inwigilowane przez 6 lat. Zachowało się ponad 1600 godzin nagrań z lat 1985–1990! Wiadomo, że akcję tę koordynował dla Kiszczaka m.in. Zbigniew Chwaliński, który potem zrobił karierę w III RP. Za inwigilację odpowiadać miał też gen. Stanisław Ciosek, późniejszy doradca prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Przez cały czas sprawą żywo interesowali się też przedstawiciele radzieckiej rezydentury w Warszawie. Uspokoili się dopiero, gdy pewne było, że krąg osób oskarżonych został zamknięty, a resort MSW zrobi wszystko, aby nie poszerzać sprawy. Pomimo to centrala KGB w Moskwie była wściekła. W dzień pogrzebu księdza w podwarszawskim Zalesiu, w jednym z obiektów należących do MSW, zorganizowano wspólną naradę przedstawicieli kierownictwa SB i KGB pod roboczym tytułem: „Sprawa ks. J. Popiełuszki i jej skutki”, w czasie której strona polska tłumaczyła się z niej przed radzieckimi towarzyszami. Ci ostatni podsumowali ją krótko – „spartolona robota”. O czym jeszcze rozmawiali i jakie wyciągnęli wnioski poza tymi dwoma słowami, oczywiście nie wiemy. Tak samo jak o treści innych rozmów na ten temat na linii Moskwa–Warszawa.

Siedmiu świadków, siedem śmierci


Jeszcze w okresie trwania śledztwa, w ramach MSW powołano specjalną grupę operacyjną SGO II, którą m.in. kierował ppłk Edward Janczura. Podjęła ona m.in. działania zacierające ślady wcześniejszej działalności SB wobec osoby ks. Popiełuszki. Prawdopodobnie to ta grupa zniszczyła akta „Desperata” i przetrzebiła akta operacyjne samego księdza Jerzego. Aż siedmiu (sic!) świadków, którzy mogli chociaż wyjaśnić trochę okoliczności śmierci księdza Jerzego zginęło w tajemniczych okolicznościach (źródło: WPROST). Tadeusz Kowalski, który widział, jak jacyś ludzie wrzucali zwłoki, prawdopodobnie księdza, do wody we Włocławku, w czasie, gdy podejrzani o tę zbrodnię od dwóch dni siedzieli w areszcie, zmarł w szpitalu „na skutek zatrucia alkoholem metylowym”. W tajemniczych okolicznościach zmarło też dwóch członków najbliższej rodziny księdza Jerzego, w tym żona jego brata. W żadnym z przypadków nie przeprowadzono sekcji zwłok, pomimo że wnioskowały o nie rodziny zmarłych. Gdy jeden z oskarżycieli posiłkowych w procesie toruńskim zapowiedział apelację, kilka dni po ogłoszeniu wyroku, w domu osoby o identycznym nazwisku wybuchł ładunek wybuchowy. Nie wiadomo, czy zamach miał związek z procesem toruńskim, bo w 1989 r. zaginęła dokumentacja w tej sprawie. 22 lipca 1989 r. zamordowano 82–letnią matkę jeszcze jednego oskarżyciela posiłkowego w procesie toruńskim, Krzysztofa Piesiewicza. Sprawcy skrępowali ją przed śmiercią tak samo jak księdza Jerzego. Z mieszkania staruszki nic nie zginęło. W 1984 r. „niezidentyfikowana ciężarówka” staranowała osobowe auto, którym podróżowało dwóch funkcjonariuszy Biura Śledczego MSW – płk Stanisław Trafalski i mjr Wiesław Piątek. Obaj podobno „zbyt intensywnie” badali wcześniejszą działalność i powiązania morderców księdza Popiełuszki. Obaj zginęli na miejscu. W wypadku zginął również kierowca fiata. Dziennikarzom udało się odnaleźć Stanisława W., kierowcę tej „niezidentyfikowanej” ciężarówki, który powiedział im, że to fiat z ogromną prędkością uderzył w jego piaskarkę. W rozmowie z dziennikarzami Stanisław W. twierdził, że kierowca fiata żył, gdy on odjeżdżał do szpitala i że następnego dnia spotkali się z nim funkcjonariusze SB, którzy nakazali mu milczenie. Nikt nie niepokoił go aż do 2007 r., kiedy znowu został „odwiedzony” przez osoby, które kategorycznie zabroniły mu kontaktów z Romanem Giertychem – pełnomocnikiem rodziny Popiełuszków.

W latach dziewięćdziesiątych śledztwo rozpoczął prokurator Andrzej Witkowski. Bardzo szybko sprawa została mu odebrana. Stało się to po interwencji gen. Kiszczaka, a decyzję podjął minister sprawiedliwości Wiesław Chrzanowski. Gdy powstał IPN i Witkowski ponownie wszczął śledztwo, sprawę odebrał mu szef pionu śledczego IPN – Wojciech Kulesza – na dzień przed postawieniem przez Witkowskiego zarzutów Kiszczakowi. Między innymi dlatego nie zdążył on dotrzeć do Stanisława W. i go przesłuchać. Sprawy nie wyjaśniła też sejmowa komisja do spraw zbrodni MSW ani Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie. Pytanie „dlaczego?” wciąż pozostaje otwarte.


© WG
3 listopada 2019
źródło publikacji: „TYLKO U NAS! Kto naprawdę zabił ks. Jerzego?”
www.WarszawskaGazeta.pl










Źródła:
Mariusz Majewski, Kim naprawdę był Waldemar Chrostowski, kierowca ks. Popiełuszki, www.fronda.pl
Leszek Pietrzak, 27 lat po porwaniu ks. Jerzego Popiełuszki wciąż nie znamy prawdy o okolicznościach jego męczeńskiej śmierci, www.wpolityce.pl
Leszek Pietrzak, Jak zginął ks. Jerzy Popiełuszko, www.fuckpc.com
Leszek Szymowski, „Sowiecki ślad„. polskieradio.pl, 2006–12–06




OSTATNIE UAKTUALNIENIE: 2019-11-03-22:50 CET / J. (dodany felieton z Warszawskiej Gazety)

9 komentarzy:

  1. Komentarz z 1 maja 2015 roku, jaki był zamieszczony pod kopią artykułu po odnowieniu usunietego blogu (trochę skróciłem):

    Po opublikowaniu [powyższego] artykułu osobnik podający się za Pawła Nowaka ze Szczecina przysłał nam parę listów. Najpierw twierdził, że on nie jest Leszkiem Pękala i domagał się usunięcia [tego artykułu jakoby szkalującego jego imię] (...) ale najbardziej uraził go tekst o tym, że takim jak on należy napluć w twarz, o czym [rozpisywał się najwięcej] (...) i jego maska niewiniątka szybko opadła [gdyż dalej] był już oburzony tylko tym, że opublikowaliśmy jego „nowe” dane i jego fotografię z profilu na LinkedIn (...) wszystko znane przecież od wielu lat [artykuł w Wirtualnej Polsce podający jego imię, nazwisko i nazwę firmy ukazał się 10 lat wcześniej, a swoją fotografię zamieścił na LinkedIn między 2005 a 2010 rokiem] co każdy bez problemu mógł przez te lata poszukać sobie samemu. Na podstawie tych informacji w 5 minut każdy mógł wyszukać dane agencji reklamowej PANO w Szczecinie, jej właściciela Leszka Pękali vel Pawła Nowaka, jego w miarę aktualnej fotki na LinkedIn, numeru regon jego firmy i dokładnych adresów firmy a nawet domowych, włącznie z numerami telefonów.
    Nie o to więc jemu chodziło.
    Ten komunistyczny pachołek był po prostu oburzony tym, że nazwaliśmy go tym kim jest - zdrajcą, oraz że nawołujemy do plucia w twarz wszystkim takim bydlakom jak on. Tego właśnie nie mógł strawić. Kto wie - być może aż do chwili naszej publikacji - ten bydlak ubecki nawet uważał siebie za porządnego człowieka?
    (...) jego maska szybko opadła i prawie natychmiast przeszedł do swych typowo-ubeckich pogróżek: co też on takiego z nami nie zrobi, gdy już nas znajdzie itd., „zniszczę was” i „nie spocznę dopóki was nie dopadnę” są chyba jedynymi fragmentami, jakie mogę cytować bez wykropkowania (...)
    Natomiast fakt, że bardzo szybko po publikacji tego artykułu udało mu się usunąć nasz blog (nie mam tu najmniejszych wątpliwości, że użył do tego swych starych UBeckich lub WSIowych kontaktów) jest jedynie kolejnym potwierdzeniem, że nie ma żadnej pomyłki co do osoby Leszka Pękali vel Pawła Nowaka.

    888

    PS: Bardzo miło jest widzieć, że nadal kontynuujecie! Życzę Wam już teraz Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku. Pozdrowienia z wiecie-skąd! 888

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nam jest bardzo miło gdy odkrywamy, że „stara gwardia” nadal do nas zagląda co jakiś czas i się udziela choćby tylko w komentarzu!
      Panu także życzę w imieniu całej redakcji Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
      Anna :-)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  2. „Fakty i Mity” zostało założone i finansowane przez byłych funkcjonariuszy UB / WSI. Poprzedni rednacz „FiM” Kotliński był TW pracującym dla SB. Obecny rednacz Dariusz Cychol to były TW dla WSI, a możliwe że także dla SB w przeszości. „FiM” to bezpieczna przystań dla szmat ubeckich gdzie mogą sobie dorabiać nawet nic nie robiąc. „FiM” to być może pralnia WSIowych pieniędzy:

    15 lutego 2016 do redakcji wkroczyło kilkunastu agentów CBŚP[20]. Aresztowali Romana Kotlińskiego i zabezpieczyli dokumentację finansową spółki Błaja News. Kotlińskiemu postawiono zarzuty podżegania do zabójstwa byłej żony, nielegalnego posiadania broni palnej, działania na szkodę spółki i przywłaszczenia pieniędzy spółki oraz wyłudzenia pieniędzy z tytułu ubezpieczenia od kradzieży dwóch samochodów[21]. 7 lipca 2016 w związku z zarzutami prokuratorskimi postawionymi redaktorowi naczelnemu dziennikarze tygodnika m.in. zastępca redaktora naczelnego Adam Cioch, sekretarz redakcji Paulina Arciszewska-Siek oraz reporterzy Oksana Hałatyn-Burda i Ariel Kowalczyk (Ariel Szenborn) odeszli z pracy w redakcji i założyli „Tygodnik Faktycznie”. W pierwszych numerach pisma ogłosili rezultaty rzekomego śledztwa dziennikarskiego w sprawie zarzutów wobec redaktora naczelnego[22][23]. Wydawca zarzucił byłym dziennikarzom pisma nielojalność, uszkodzenie sprzętu i zniesławienie Romana Kotlińskiego, zapowiadając, że „Fakty i Mity” nadal będą się ukazywać[24].
    (wikipedia)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Błaja News” (właściciel i wydawca „FiM”) to spółka z o.o. (regon:470576990 / NIP:7250020898 / KRS:0000152053) której do 2008 lub 2009 właścicielem oficjalnie był Roman Kotliński (TW „Prep” lub „Rep”).
      Od 2003 co roku spółka ma coraz większe dochody nie wiadomo właściciwe z czego (bo ilu ludzi kupuje „FiM”?) dlatego po 2009 przybyło jej zarządców: najpierw Adam Cioch (w 2010 lub 2011), następnie Ewa Kotlińska, a ostatnio Wojciechowska Karolina Patrycja.
      W 2015 informator wsypał ich działalność do CBŚP. Obecnie prokuratura prowadzi śledztwo, ale wiadomo od początku, że wyroków jak zwykle nie będzie bo za całym towarzystwem stoją WSIowe układy.

      Usuń
    2. Ta cała „Ściema News” czyli Błaja News to na 100% jedna z wielu pralni pieniędzy dla WSIarzy „których nie ma” (jak to mówi p.Michalkiewicz).
      Nawet nie trzeba długo grzebać w dostępnych materiałach aby dojść do tak oczywistego wniosku. Dzięki anonimowy powyżej za zwrócenie uwagi i podanie info.

      Usuń
  3. Aha jeszcze jedno:
    блай (błaj) to w rosyjskim slangu ściema, zasłona dymna, mistyfikacja, itp.

    OdpowiedzUsuń
  4. CzeKiszczak zdech pare lat temu , nie czas uaktualnić artykuł?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgłaszam że fotka Pękali/Nowaka już nie działa (błąd: Page not found)

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2