03.07.2017. Warszawa – feministki atakują przy użyciu noża wolontariuszy Fundacji Pro-life. To tylko kilka wydarzeń z ostatniego roku w Polsce, podczas których, szeroko pojęta lewica dokonywała aktów przemocy umotywowanej politycznie. Gdyby wziąć pod uwagę podobne „incydenty” z innych państw europejskich lub nawet z USA, uzbierałoby się kilkanaście stron samych „suchych faktów”. Co więcej, w innych państwach europejskich odnotować możemy nawet zabójstwa nacjonalistów, dokonywanych przez antyfaszystowskie bojówki.
Zdarzenia przywołane w poprzednim akapicie wskazują, że wbrew przekazowi mediów głównego ścieku, nacjonaliści, czy nawet szeroko pojęta prawica, wcale nie mają monopolu na przemoc w przestrzeni publicznej.
W większości wywiadów czy też reportaży, to właśnie nacjonaliści tłumaczą się z tego, że wcale nie są bojówkarzami nastawionymi tylko na bicie swoich oponentów. Jak pod tym względem wygląda lewica i liberałowie? Antifa w swoich manifestach pisze wprost, że jej celem jest fizyczna eliminacja przeciwników z życia publicznego. Obywatele RP i ich lokalne odnogi przy każdej możliwej okazji dążą do konfrontacji, niezależnie czy „blokują” rocznicowy pochód Obozu Narodowo- Radykalnego czy PiS-owską miesięcznicę smoleńską. Znani z mainstreamu publicyści i dziennikarze poza sloganami o swojej antyprzemocowej postawie, co rusz nawołują do „bicia faszystów”.
Skąd więc wynika próba wymuszenia na nacjonalistach spokoju, przez środowiska lewicowo- liberalne? Głównie z powodu ich słabości w niemal wszystkich polskich miastach. Liderzy liberałów i ugrupowań lewicowych wiedzą, że w otwartej konfrontacji nie mają szans na pobicie nacjonalistów. W związku z tym próbują nałożyć kaftan bezpieczeństwa na oponentów, którzy górują nad nimi pod względem fizycznym. Gdyby w Polsce sytuacja wyglądała tak samo jak w Wielkiej Brytanii czy Niemczech, publicyści głównego nurtu wcale nie apelowaliby o nieużywanie przemocy w sporach politycznych.
Bojąc się delegalizacji zarejestrowanych organizacji oraz systemowych represji, część środowiska narodowego na prawie każdym kroku podkreśla, że daleka jest od używania argumentów siłowych. Jest to oczywiście błąd. Przemoc była jest i będzie obecna w życiu publicznym. Przykładowo współcześnie na Ukrainie bójki zdarzały się nawet pomiędzy posłami w parlamencie, o „Rewolucji Godności” i walkach ulicznych nie wspominając.
Warto także wziąć pod uwagę, iż stworzenie najlepiej zakonspirowanej organizacji niepodległościowej podczas II wojny światowej przez przedwojenny ONR, czyli OW Związek Jaszczurczy, wynikało w znacznej części z doświadczeń lat ’30, wyniesionych przez narodowych radykałów, którzy zmuszeni byli działać nielegalnie, a także siłowo. We wspomnianych czasach każda partia posiadała swoją bojówkę, a zamachy – nazywając je współcześnie – terrorystyczne, dokonywane były przez wszystkich od prawa do lewa, zahaczając o mniejszości narodowe. To właśnie z tych bojówek wywodziła się część późniejszych bohaterów partyzantki antyniemieckiej oraz antysowieckiej.
Z pewnością wielu czytelników zada sobie pytanie, czy namawiam do tworzenia wzorem lat ’30 bojówek partyjnych/organizacyjnych? Niekoniecznie. W polskich realiach, gdzie aktywistów narodowych wciąż jest mniej niż na Ukrainie, Węgrzech czy we Włoszech, szkoda tracić cenny materiał ludzki na poświęcanie go wyłącznie działalności bojowej. O wiele lepszym rozwiązaniem jest rozwijanie wszystkich działaczy pod względem ideowym, formacyjnym, ale także sportowym. W końcu hasło: „Sport, Zdrowie, Nacjonalizm” oraz hasła o obronie polskości do czegoś zobowiązują prawda?
© Bartosz Poznański
7 lipca 2017
źródło publikacji:
www.kierunki.info.pl
7 lipca 2017
źródło publikacji:
www.kierunki.info.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz