Chodzi o niedawną krytyczną wypowiedź pana profesora Wojciecha Sadurskiego o sytuacji w Polsce – że „to, z czym mamy dziś do czynienia w Polsce, to triumf aroganckiego i ignoranckiego plebsu”. Plebs, to po łacinie nic innego, jak „lud”. Taka charakterystyka „plebsu”, czyli ludu może wydawać się trochę dziwna, zwłaszcza w przypadku pana prof. Wojciecha Sadurskiego, którego ojciec był znanym politycznym działaczem - właśnie ludowym, czyli tak zwanym „ludowcem” - jak jeszcze przed pierwszą wojną światową i później zresztą też, określano członków i działaczy „ruchu ludowego”, to znaczy – partii zrzeszających przede wszystkim obywateli pochodzenia chłopskiego. Wprawdzie niektórzy pięknoduchowie, w rodzaju Juliana Tuwima, trochę z takich arywistów szydzili – co wyraźnie wynika choćby z fragmentu „Wiersza, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali”: „I ty, co mieszkasz dziś w pałacu, a srać chodziłeś za chałupę...” Jestem pewien, że pan prof. Sadurski srać za chałupę nie chodził, a jeśli nawet chodził, a potem przestał, to czy z tego powodu ma jakiś tytuł do pogardzania tymi współobywatelami, którzy też tak robili, a dzisiaj mieszkają w pałacach? Przecież między innymi o to właśnie działaczom ludowym chodziło – żeby plebs mógł srać jak się należy, to znaczy – w „surowo higienicznym, przesadnym komforcie”, który można osiągnąć nie tylko w „wielkim hotelu”, czy „pałacu”, ale również w mieszkaniach komunalnych, które obecnie są przedmiotem refleksji komisji badającej sprawę reprywatyzacji. Gdyby akurat ta okoliczność była przyczyną wyraźnego poczucia wyższości nad „plebsem”, jaką pan prof. Wojciech Sadurski właśnie zademonstrował, to trzeba by ją uznać za podstawę nieuzasadnioną.
Ale nie to nawet jest najważniejsze – bo deklaracja pana prof. Sadurskiego wpisuje się w konflikt między modelem demokracji kierowanej i demokracji spontanicznej. Przypomnijmy, że demokracja kierowana polega na tym, że obywatele – a wśród nich i „plebs”, który w rozmaitych ustawach zasadniczych, niewątpliwie panu prof. Sadurskiemu znanych, awansowany jest do rangi „suwerena” do znaczy – posiadacza zwierzchniej władzy w państwie - wprawdzie głosują, ale zgodnie ze wskazówkami Pani Wychowawczyni. W demokracji spontanicznej obywatele głosują, jak chcą. Wypowiedź pana prof. Sadurskiego dowodzi, ze jest on zwolennikiem demokracji kierowanej, w której „plebs”, czyli „lud” słucha się starszych i mądrzejszych. Skąd wiadomo, że ci starsi są jednocześnie mądrzejsi – tego nie wiadomo – i to jest niestety nieusuwalna słabość modelu demokracji kierowanej. Ale nie rozpamiętywaniem tej słabości chciałbym się tu zająć, tylko ustaleniem, kim właściwie jest Pani Wychowawczyni? Za komuny była to Partia – co nawet znalazło wyraz w art. 3 konstytucji PRL głoszącym, że „przewodnią siłą społeczeństwa w budowie socjalizmu jest Polska Zjednoczona Partia Robotnicza”, a jej współdziałanie ze „stronnictwami sojuszniczymi”, czyli m.in. z „ludowcami” stanowi podstawę Frontu Jedności Narodu, który z kolei jest „wspólną płaszczyzną”... - i tak dalej. W swoim czasie przeprowadziłem egzegezę tego artykułu i udało mi się wydestylować z tego bełkotu sens następujący – że mianowicie współdziałanie jest podstawą płaszczyzny współdziałania. Czy jednak Partia rzeczywiście była tą Panią Wychowawczynią? Wszystko wskazuje na to, że nie, a najlepszym tego świadectwem jest początek stanu wojennego, kiedy to między 10 tysiącami internowanych znalazł się były I Sekretarz KC PZPR Edward Gierek i jego pierwszy minister Piotr Jaroszewicz. Któż wpakował Edwarda Gierka do „internatu”? A któż by, jeśli nie „premier-generał” Wojciech Jaruzelski z ramienia Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego? Ten incydent dowodzi, ze najtwardszym jądrem systemu komunistycznego były tajne służby – RAZWIEDUPR i Służba Bezpieczeństwa, które stan wojenny przygotowały i przeprowadziły, pokazując Partii, gdzie jest jej miejsce. Wygląda zatem na to, że za komuny Panią Wychowawczynią była bezpieka – wojskowa i „cywilna” - i że to ona wydawała wskazówki nie tylko „suwerenom”, czyli obywatelom PRL, którzy zostali wytresowani, by głosować „bez skreśleń”, ale nawet działaczom Partii oraz „stronnictw sojuszniczych” między innymi - „ludowcom” - z jakiego klucza maja ćwierkać.
No dobrze – a kto jest, albo kto ma być Panią Wychowawczynią w III Rzeczypospolitej? Wiele nostalgicznych świadectw dowodzi, że wśród płomiennych szermierzy demokracji dominuje pragnienie, by wszystko było „jak przedtem”. To znaczy – konkretnie jak? Wypowiedź pana prof. Sadurskiego nie pozostawia wątpliwości: tak, żeby „plebs” znowu został zmuszony do głosowania zgodnie ze wskazówkami Pani Wychowawczyni! „Tak wylazła z Archanioła stara świnia reakcyjna”, to znaczy – nie tyle może „reakcyjna”, co totalniacka. Zawsze podejrzewałem płomiennych szermierzy demokracji o skłonności totalniackie, więc chyba wypada wyrazić wdzięczność panu prof. Wojciechowi Sadurskiemu, że tak szczerze tę tęsknotę wyraził.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz