Co zresztą wcale nie musi być złym układem. Pod warunkiem, że wszyscy zdają sobie z tego sprawę. W PRL tak było – dziś niektórzy wydziwiają.
Gdy Gomułka wygłaszał ważne przemówienie, wysłuchiwali Go w skupieniu premierzy, ministrowie i tabuny rozmaitych dygnitarzy. Takie przemówienia wytyczały kierunek polityki państwowej. I komentatorzy polityczni (w tym i ja...) starannie je analizowali.
Co niniejszym czynię. Trzeba odkurzyć zapomniana aparaturę. Zresztą zauważyłem, że dzisiejsi komentatorzy, którzy w PRLu nie żyli, też umieją to robić.
Tematem wystąpienia była„odpowiedzialność przedsiębiorców”. Otóż w normalnym kraju każdy przedsiębiorca jest człowiekiem odpowiedzialnym – bo przy każdej decyzji ryzykuje swoim majątkiem. W kraju socjalistycznym jest odpowiedzialny znacznie mniej – bo (a) jest zazwyczaj pod przymusem ubezpieczony (b) sporą część decyzyj podejmują za niego aparatczycy reżimu. Jednak WCzc.Jarosławowi Kaczyńskiemu chodziło o coś innego.
W kraju normalnym każdy odpowiada za swój odcinek: np. przedsiębiorca ponosi całość odpowiedzialności za swoją firmę. W kraju totalitarnym wszyscy odpowiadają za wszystko. Każdy obywatel PRL miał np. czuwać i wykrywać obcych szpiegów i dywersantów. Jeśli zsiadłem z motocykla, wszedłem do knajpy, wypiłem ćwiartkę, wsiadłem na motor i kogoś rozjechałem – to odpowiedzialna jest również bufetowa (bo przecież widziała, że mam kask!). I Prezesowi PiSu chodziło o to, że przedsiębiorca nie ma odpowiadać tylko za to, by jego firma maksymalizowała zysk w granicach prawa i możliwości – ale również za swoich pracowników i za stan państwa. Bo w normalnym kraju przedsiębiorca płaci podatek – i za kraj odpowiada już król czy prezydent oraz parlament, a za państwo odpowiada premier i jego urzędnicy. W totalitarnym, oczywiście, nie.
Zdaniem Prezesa wolność gospodarcza musi być ograniczona, a odpowiedzialność przedsiębiorców ma dwa poziomy. "Po pierwsze to zdanie sobie sprawy z tego, że istnieje państwo, że istnieją inni, że to wszystko trzeba brać pod w uwagę. Jeżeli ktoś nie jest w stanie prowadzić działalności gospodarczej w takich warunkach, to znaczy, że się po prostu do tego nie nadaje".
Formalnie jest to banał. Każdy przedsiębiorca wie, że istnieją klienci (i starannie bada ich preferencje!), wie, że istnieją dostawcy, odbiorcy – a także, niestety, konkurenci... Wie też świetnie, że istnieje potwór zwany „państwem”, które doi go z pieniędzy i narzuca (co znacznie gorsze) siatkę potwornych przepisów. I, oczywiście, z definicji słowa „przedsiębiorca”, prowadzi działalność właśnie w tych warunkach. Innych przedsiębiorców nie ma – z czego wynika, że wszyscy się nadają.
Jednak, jak podczas przesłuchań w „Ministerstwie Prawdy”, Prezesowi wcale nie idzie o to. Jemu chodzi, by przedsiębiorcy zrozumieli działalność reżymu i ją polubili; by się w tę działalność włączyli. I odpowiadali nie tylko za to, by pracownik dostał płacę stosowną do pracy – ale też by ta płaca była „godziwa”. tj. wystarczała na utrzymanie rodziny (za co dawniej odpowiadała głowa rodziny). Zresztą uczciwie trzeba przyznać, państwo część tej odpowiedzialności wzięło na siebie poprzez kodeks pracy i program 500+.
Przedsiębiorcom, którzy tego nie chcą, wyjaśnił: "Jeżeli ktoś we współczesnej Europie, współczesnej Polsce, nie jest w stanie działać efektywnie jeżeli te ograniczenia nie będą odrzucone - to po prostu powinien zająć się czymś innym”.
Niektórzy mogą zająć się prowadzeniem firm w Wielkiej Ameryce JE Donalda Trumpa. Lub w Zjednoczonym Królestwie po Brexicie. Lub w Rosji. Lub w Chinach. Lub gdzie indziej.
Prezes otwarcie oznajmił, że będzie budował socjalistyczne państwo totalitarne. Przedsiębiorcy w takim państwie mają "zobowiązania wobec wspólnoty". Istnieje „rozwój sprawiedliwy” i „rozwój niesprawiedliwy”. Otóż w normalnym państwie wolny rynek dba o to, by ci, co dużo i wydajnie pracują zarabiali dobrze – a lenie i durnie w jednej osobie przymierali głodem. W/g Prezesa ma się tym zajmować państwo – a rozwój jest „sprawiedliwy” gdy różnice są małe. Otóż chcę przypomnieć wypowiedź p.Daniela Olbrychskiego sprzed 30 laty – w stylu: „Jeśli aktor marny będzie zarabiał 2000, a wybitny 4000 – to nic z tego nie będzie; slaby aktor ma zarabiać 1000, a wybitny 100.000. I wtedy będą żyły ze siebie wypruwać”.
I to samo dotyczy praktycznie każdej dziedziny życia. Problem nie w różnicach: problem w tym, że ludzie może niezbyt rozgarnięci, ale pracujący uczciwie, zarabiają za mało. Gdyby zamiast 2500 zarabiał taki 3500 – to by mu nie przeszkadzało, że szef zamiast 60.000 zarabia 150.000.
Niestety: system podatkowy właśnie TEMU zapobiega. Prezes ujął to tak: "Do państwa należy to, żeby ten rozwój był możliwie sprawiedliwy, by nie prowadził do zbyt wielkich różnic społecznych, by korzyści z niego odczuwały wszystkie większe grupy społeczne, wszyscy, którzy pracują. Natomiast do przedsiębiorców - i to jest ich ogromna odpowiedzialność - należy to wszystko, co jest potrzebne, by ten rozwój następował. A tu mamy dwa problemy".
I tu dochodzimy do spraw ciekawych. Otóż pierwszym jest "problem skłonności do inwestowania i związanego z tym ryzyka. To jest kwestia, która w Polsce stoi, bo skłonność do inwestowania jest niewielka"; a drugim: skłonność przedsiębiorców do wprowadzania innowacji, "z którą też jest w tej chwili nie najlepiej".
Tymczasem w/g Prezesa po odejściu od systemu komunistycznego Polska "weszła w fazę wolności anarchicznej", a potem przeszła do "fazy bardzo daleko idącego ograniczenia wolności". Otóż ta „wolność anarchiczna” (NB. wprowadzona w 1988 roku, jeszcze za PZPR) zdaniem Prezesa jest czymś złym – tymczasem skłonność do inwestowania i skłonność do wprowadzania innowacji była wtedy ogromna... Prezes zresztą mówi: "jeśli spojrzeć na ostatnie 27 lat, to można powiedzieć, że najpierw mieliśmy do czynienia z taką swobodą, w wielkiej mierze anarchiczną (…) Taką, która po części była w ogóle nieregulowana i nie objęta działalnością państwa. Znaczna część tej wybuchającej w końcu lat 80. i 90. działalności gospodarczej początkowo nie była objęta, albo w minimalnym stopniu objęta, ograniczeniami związanymi z podatkami". I obecnie jest szansa na powtórzenie "wielkiej aktywności założycielskiej trwającej od połowy lat 80-tych, a bardzo intensywnie od końca lat 80-tych i w pierwszych latach 90-tych". "Ten proces, który wtedy przyniósł Polsce około sześciu milionów miejsc pracy i przyniósł ruszenie z miejsca po latach spadków PKB, mógłby być powtórzony".
Jednak zamiast powtórzenia tego procesu, np. przez wprowadzenie na nowo Ustawy Wilczka, Prezes PiSu chce coś na kształt kompromisu, „doprowadzenia do sytuacji, którą można by określić jako racjonalną. To znaczy mamy ideę szybkiego rozwoju, także ideę sprawiedliwości - tę ideę realizujemy - mamy pewien kontekst kulturowy w Polsce, mamy także kontekst zewnętrzny związany przede wszystkim z Unią Europejską i musimy w tym szukać możliwie szerokiej sfery swobód, wolności". Nie bardzo rozumiem: czy „szerszą sferę wolności” mamy osiągnąć z pomocą UE – czy mimo oporu UE?
W każdym razie jeśli ktoś mówi: "To jest szansa, przed którą stoimy - nie mając jednocześnie złudzeń, że możemy w Polsce stworzyć system libertariański, że polskiej kulturze można narzucić taki zupełnie skrajny indywidualizm" – to powinien pamiętać, że w 1988 roku taki (nie całkiem zresztą libertariański) system przecież udało się wprowadzić – pardon: „narzucić polskiej kulturze”. A warto dodać, że w porównaniu z innymi narodami Polacy uchodzą przecież właśnie za indywidualistów – a nawet warchołów.
Więc w czym problem?
Problem w tym, że w głębi duszy Prezes PiSu jest faszystą (UWAGA: „faszysta” to socjalista, który zmądrzał i zaczął popierać rodzinę, zamiast ją zwalczać – a nie morderca Żydów; istnieją całkiem liczni Żydzi-faszyści!!) - i to etatystą, jak śp.Benio Mussolini, a nie narodowcem jak piekłoszczyk Adolf Hitler. Wyznaje zasadę Mussoliniego: „wszystko w państwie, nic bez państwa, nic przeciwko państwu”. Myśl, że coś mogliby zrobić sami przedsiębiorcy – albo, nie daj Boże: Niewidzialna Ręka Wolnego Rynku – budzi w Nim takie przerażenie, jak w poczciwym właścicielu kopalni myśl, by odpowiedzialną funkcję utrzymywania poziomu ciśnienia zamiast odpowiedzialnemu, doświadczonemu pracownikowi powierzyć jakiemuś „regulatorowi Watta”.
Zabawny jest stosunek Prezesa do firm zagranicznych. Nie wiadomo zresztą, co to jest „firma zagraniczna”? Czy „zagraniczna” jest firma zarejestrowana przez obywatela RFN w Polsce, czy „zagraniczna” jest firma zarejestrowana przez Polaka w Niemczech? Podejrzewam, że JE Mateusz Morawiecki chce tu posługiwać się kryterium innego wybitnego socjalisty, śp.Hermana Göringa: „O tym, kto jest Żydem w III Rzeszy, decyduję JA!”. W każdym razie zdaniem Prezesa ta „anarchia” 88-91 została w stosunku do firm polskich zastąpiona "fazą bardzo daleko idącego ograniczenia wolności" – a firmy zagraniczne nadal cieszą się wolnością. Zapomniał zauważy, że jeśli jest to prawdą (często jest!) to nie w wyniku działania Niewidzialnej Ręki Rynku, lecz w wyniku decyzyj podejmowawanych przez urzędników tego ukochanego Państwa...
Prezes dostrzega to w sposób zabawny: „Mamy tutaj do czynienia z takimi elementami kolonialnymi, jeżeli chodzi o nasz kraj. Mamy do czynienia z sytuacją, w której te przedsiębiorstwa nie przestrzegają pewnych reguł prawnych, ale także moralnych. Krótko mówiąc, funkcjonują w sposób, który w ich własnych krajach byłby absolutnie niemożliwy do przyjęcia". Tu, szczerze pisząc, chodzi chyba o to, że w Polsce taka firma może dać ogłoszenie, że „przyjmie do pracy mężczyzn” - a na Zachodzie zostałaby natychmiast zaszczuta za seksizm... Ktoś ma inne, konkretne przykłady?
Z zasady Mussoliniego „wszystko w państwie, nic bez państwa, nic przeciwko państwu” wynika teza: "na pierwszym miejscu trzeba wymienić państwo, bo bez państwa nie mógłby istnieć rynek, ale przede wszystkim nie mogłaby istnieć własność". Otóż: nie jest to prawdą – ale o to nie będę kruszył kopij, bo państwo potrafi „zagwarantować bezpieczeństwo ogólne, osobiste tych, którzy funkcjonują na rynku, bezpieczeństwo obrotu”. Zaraz potem Prezes dodaje jednak: „Musi powołać także różnego rodzaju instytucje, które funkcjonują na rynku, w związku z rynkiem, no i przede wszystkim pieniądz" – a tego już na pewno nie musi. Wszelako z tym można by się pogodzić – jednak musi to być, oczywiście, państwo ograniczone. Tymczasem Prezes uważa, że „musi też istnieć pewien poziom bezpieczeństwa socjalnego, który jest zapewniany przez państwo, a także pewien poziom bezpieczeństwa osobistego [Jak to zapewnić przy zniesionej karze śmierci i braku broni w rękach obywateli? - JKM] oraz zdolność do działań antykryzysowych ze względu na zmiany koniunktury. (…) Państwo musi dysponować zasobami, czyli musi ściągać podatki, składki, daniny publiczne. Czyli wolność doznaje tutaj pewnego ograniczenia, bo część owoców działalności gospodarczej musi być przejęta przez państwo i to jest konieczność obiektywna, dyskutowalna tylko w tym zakresie, w jakim stawiamy pytanie o to, jak wielkie te podatki mają być i jaką metodą mają być ściągane". Otóż: NIE! Chodzi nie tylko o wielkość podatków i metodę ich ściągania – ale i o to, na co są używane. Czy, np. można działać metodą tow.Janošika i zabierać Kowalskiemu by dać Wiśniewskiemu?
W tej sprawie wyjaśnienia Prezesa są absolutnie bełkotliwe, np.: "Takie ograniczenia muszą istnieć także ze względu na to wszystko, co można odnieść do innych jednostek (...) ich prawo do życia, prowadzenia działalności gospodarczej. Inni stanowią też pewne ograniczenia, które muszą znaleźć wyraz w przepisach prawa, muszą być egzekwowane przez państwo" czy: „jednostki żyją we wspólnotach, a te tworzą sytuacje, które można określić, jako wymogi a te wymogi - jeżeli tylko są egzekwowane przez państwo - to są ograniczeniami wolności".
Tak czy owak: widzimy tu dążność do kompromisu: "Te idee to szybki rozwój, sprawiedliwość społeczna. To nie jest tylko idea czysto komunistyczna, to jest także idea, która - jeśli ją traktować, jako dążenie do zmniejszenia różnic społecznych - funkcjonowała i funkcjonuje w różnych innych niekomunistycznych ustrojach" [Skandynawia]. Co gorsza Prezes PiS odwołuje się do koncepcji, która dla konserwatywnych liberałów działa jak płachta na byka: do amerykańskiego „New Deal'u”!!
Na zakończenie Prezes stracił szanse zadbania o interes kraju oświadczając: „Swoboda gospodarcza zawsze podlega daleko idącym ograniczeniom. Te ograniczenia są różne w różnych momentach. Dzisiaj na przykład ograniczeniem, które nas wszystkich bardzo dotyka, nie będę tutaj dyskutował, na ile jest słuszne, na ile jest niesłuszne, jest ograniczenie związane z ekologią". A warto było o tym właśnie podyskutować.
Podsumowując: nie ma w tym przemówieniu NIC, co mogłoby powstrzymać JE Mateusza Morawieckiego i resztę PiSmenów przed przerobieniem Polski na Włochy Mussoliniego lub Słowację Hlinki. A Jego poczynania budzą coraz większy opór. Już nawet nie ludzi: materii.
© Janusz Korwin–Mikke
5 luty 2017
źródło publikacji:
www.korwin-mikke.pl
5 luty 2017
źródło publikacji:
www.korwin-mikke.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz