— Spotykamy się na wywiad mniej więcej raz na dwa lata. Poprzednim razem był Pan zaangażowany w różne projekty w Polsce, mówiliśmy o Ruchu Narodowym, jeździł Pan na Marsze Niepodległości, poparł Pan kandydata Ruchu Narodowego Mariana Kowalskiego w wyborach prezydenckich, był Pan felietonistą, pisał na różnych portalach, m.in. w „Gońcu”. Co się zmieniło od 2014 roku? Czy stracił Pan wiarę w to, że w Polsce możliwa jest zmiana?
Stanisław Tymiński:
— W dużym stopniu tak, straciłem wiarę, że zmiana jest możliwa, ponieważ każdego roku jeżdżę do Polski z wizytą, aby zobaczyć, co się dzieje, i niestety, cały czas widzę tylko puste gadanie i brak akcji. Nie ma konkretnych akcji, nawet w Sejmie jest widoczne, że opozycja nie spełnia swojej roli, aby podpowiadać partii rządzącej, co ma zrobić, co ma zrobić lepiej. No więc jest po prostu marazm. Marazm i jakaś gnuśność i brak odwagi do zmiany czy brak wiary w samego siebie.
Nie wiem, co to jest. To jest jakaś choroba. Ja tej choroby nie widzę w innych krajach, a w Polsce to jest notorycznie to samo. No więc ile można pisać dla ludzi, którzy tych tekstów nie odbierają praktycznie i to jest tak jak rzucanie grochem o ścianę. To demotywuje, a ja już nie jestem młodym człowiekiem, moje życie szybko ucieka, mało mi tego zostało i chciałbym ten czas, który mi został, poświęcić na szukanie – ja to nazywam – cudownych wielkości. Ja tej cudownej wielkości w Polsce nie widzę.
— Szuka Pan heroizmu?
— Heroizm, powiedziałbym, to jest jedna z tych cech wielkości, ale jeśli na przykład ktoś ma jakieś cudowne osiągnięcia artystyczne czy cudowne osiągnięcie gospodarcze, czy cudowne osiągnięcie społeczne, ja to doceniam.
— Szuka Pan ludzi z pasją?
— Właśnie, szukam właśnie specjałów, bym powiedział, kwintesencji życia na wysokim poziomie i wtedy to potrafię docenić i się w tym lubuję. A w Polsce tego nie widzę, tylko jakaś taka szarość, taka złość, wściekłość, ataki między sobą i przeciętność.
— Nie widzi Pan w Polsce dążenia do wielkości; wszyscy chcą mieć tylko ten średni poziom, tę pełną miskę, a nie idą za swoim powołaniem, nie idą za swoim talentem? Bo jest przecież dużo Polaków, którzy się realizują.
— W jednym aspekcie widzę wielkość, to jest owczy pęd do wszelkiego rodzaju zysku, czyli mamona, mamona jest królem.
— Mówił Pan o życiu na wysokim poziomie, co Pan przez to rozumie? Zwykły człowiek mówi, że taki poziom jest wtedy, gdy mam duży dom, samochody, jeżdżę, gdzie chcę.
— Ludzie, którzy po prostu są bardzo majętni, mogą sobie pozwolić na wyjazdy na wakacje kilka razy w roku gdzieś tam do egzotycznych krajów. Oni są często opętani; coraz więcej pieniędzy, coraz więcej pieniędzy. Nie widzę jakiegoś altruizmu czy wielkości. Sama akumulacja pieniędzy mnie nie bawi. To nie jest wielkość! To jest, bym powiedział, jakiś nałóg czy choroba, bo wiadomo, że do następnego życia ze sobą tych pieniędzy nie weźmiemy. I reguła jest taka, że jak odejdziemy z tego świata, to wszystkie zabawki musimy zostawić tutaj, na ziemi. To jakie wartości się w końcu liczą?
— Zabieramy dobre uczynki.
— No tak, i cały bagaż emocji. I właśnie szukam tych dobrych emocji, a ja tych dobrych emocji w Polsce nie mogę znaleźć.
— Czuje Pan, że jest złość, że jest napięcie, że jest pretensja?
— Po prostu ludzie są zazdrośni o małe rzeczy jeden o drugiego, zawistni. O, ten ma lepiej niż ja, to jest zły człowiek. To jest straszne.
— Rozmawialiśmy wiele razy o tym, czy Polskę stać na podmiotowość, to znaczy na to, żeby to był kraj prawdziwie niepodległy; bo tak jak mówi Stanisław Michalkiewicz, to w zasadzie Polska jest rozgrywana między agenturami, niemiecką, rosyjską i żydowsko-amerykańską. Czy widzi Pan tam jakiś ośrodek polski, tej podmiotowości polskiej, jeśli tak, to co by to było?
— W przeszłości miałem nadzieję, że wyłoni się jakiś ruch narodowy, prawdziwie narodowy, bym powiedział nawet nacjonalistyczny, który zajmie stanowisko na scenie politycznej i uzyska szerokie poparcie społeczne dla swojego istnienia. Niestety, Polacy nie chcą wspierać takiego ruchu, zresztą Polacy w ogóle nie chcą nikogo wspierać i dlatego są ofiarami tych układów międzynarodowych, o których Pan wspomniał. Polska praktycznie jest marionetką obcych interesów i widać towyraźnie na przykład w postaci obecnego rządu, który wykonuje polecenia z zagranicy, a nie wykonuje swojej misji, czyli służebności dla narodu polskiego. No więc trudno. Miałem nadzieję, że Ruch Narodowy będzie potężny, niestety, to wszystko spaliło na panewce.
— Mówi Pan, że obecny rząd wykonuje polecenia obcego mocarstwa, mówi się, że to jest partia amerykańska czy żydowska.
— Widać to z obecności wojsk amerykańskich w kraju.
— Ale świat się zmienia, zmieniają się te wszystkie układanki międzynarodowe. Od kilku lat mówi się o nowym Jedwabnym Szlaku, o jednoczeniu Eurazji przez Chińczyków, współpracy tego rodzaju. Czy w tym jest miejsce na Polskę?
— Dla mnie to są wszystko fantazje, fantazje. Ja zawsze byłem wierny powiedzeniu – lepszy domek ciasny, ale własny, bo to mi daje pewność siebie, że coś mam, na czym mogę polegać. Nigdy nie polegałem na interesach silniejszych ludzi czy większych ludzi, czy większych organizacji, bo wiedziałem, że tam nie ma stabilności i nie ma lojalności przede wszystkim. Tak że jak można budować przyszłość na układach, które nie są na sto procent lojalne, pewne.
— Dzisiaj są, jutro ich nie ma.
— Tak. I w każdej chwili możemy zostać sprzedani, zdradzeni. Przecież każdy ma swój interes. Wielu ludzi uważa, że o, teraz, Chiny w przyszłości będą górą, złączmy się z nimi. Chiny są tak samo, albo i jeszcze bardziej pazerne niż Amerykanie. Przecież one wszystko robią dla siebie, dla zysku. Każdy ciągnie w swoją stronę, a Polska na przestrzeni ostatnich dwudziestu siedmiu lat nigdy nie ciągnie w swoją stronę. I to mnie martwi, i to jest moim bólem, nikt nie ciągnie w naszą stronę. Wszystko oddajemy walkowerem. I jeszcze z nawiązką.
— Mówi się o tym, w kontekście interesów żydowskich czy amerykańskich, że ten związek Polski z Izraelem, ale i z kapitałem żydowskim jest coraz większy. Czy nie sądzi Pan, że jest taka możliwość, iż na terenie Polski powstanie coś takiego jak Słowianie pod nową szlachtą żydowską, która ma szerokie kontakty międzynarodowe, wie, jak co robić, jest tym elementem właśnie przedsiębiorczym? Tu Pan mówi o tym, że Polacy właśnie są tacy, jacy są; że jesteśmy, jacy jesteśmy, nie potrafimy się zorganizować, nie potrafimy bronić swojego interesu. Czy to nie jest realna możliwość, że będziemy właśnie takim narodem drugiego sortu w tej nowej, krystalizującej się rzeczywistości międzynarodowej? Ludzie z Izraela mówią, no przecież Europa Wschodnia – bo chodzi o Ukrainę, Polskę – to wspaniały rynek zbytu, żyzne ziemie, geostrategicznie świetnie położony obszar. Nie sądzi Pan, że jesteśmy świadkami takiego przekształcenia?
— No, ale ten proces idzie od dawna, chyba od końca II wojny światowej jest intencja budowy tego rodzaju państwa, gdzie Polacy będą po prostu w roli podrzędnych niewolników. I w tej chwili, w obecnej sytuacji z Ukrainą, jest to poszerzone też o Ukrainę, bo to jest łakomy kąsek. 40 milionów ludzi w Polsce i 60 milionów na Ukrainie to jest 100 milionów słowiańskich niewolników. Ja to nazywam budową wielkiej Chazarii. I oczywiście, widzę elementy tej budowy w postaci wspólnych zobowiązań, w postaci haniebnej ukrainizacji polskiego rynku pracy, w postaci dotacji pieniędzy i wojska czy broni dla Ukrainy przez rządy niepolskie – bo nie mogę ich nazwać polskimi rządami w obecnej chwili.
Jest cały czas tendencja budowy wielkiej Chazarii. No więc to jest bardzo łakomy kąsek, ponieważ nigdzie na świecie nie ma ludzi tak potulnych i tak zdolnych mechanicznie, bym powiedział, do wykonywania robót precyzyjnych, jak Polacy i Ukraińcy. Nie ma tego w Afryce, nie ma tego w Ameryce Południowej. I tu jest wielka gratka.
— Dużo zdolnych robotników.
— Absolutnie. 100 milionów robotników pod kontrolą małej grupy żydowskiej czy amerykańskiej to jest niesamowita gratka na świecie. Nie ma gdzie indziej w tej chwili takiej okazji.
To jest lepsze niż ropa naftowa.
— Zapytam Pana tak – gdyby Pan miał wizję wielkiej Polski dzisiaj, to jaki to byłby plan, jak to by miało wyglądać?
— No... (śmiech).
— Wiem, Pan już powiedział, że to groch o ścianę...
— Jedyna możliwość, jaką ja widzę po wszystkich moich doświadczeniach, to jest – powiem dosadnie – ein Volk, ein Fuehrer. Nie ma innego wyjścia z sytuacji, żeby naród stanął za jednym człowiekiem. Oczywiście, ten człowiek musi mieć swojego zastępcę, w przypadku gdyby zginął, żeby ten ruch się nie zmarnował, ale taka jest obecnie dzisiaj sytuacji, że naród musi stanąć za jednym liderem, który jest patriotą i ciągnie dla siebie. A w tej chwili ja tego nie widzę. Nie widzę tego w obecnej sytuacji z tym prezydentem, który jest w Polsce, czy z tym premierem, czy z ministrem finansów, czy z ministrem obrony narodowej. To jest haniebne, co się dzieje w tej chwili w Polsce. To jest dalsza destrukcja kraju.
— Widzi Pan takich liderów na świecie? Niektórzy mówią Erdogan... Widzi Pan tego rodzaju przywódców, którzy dbają o swój naród?
— Zdecydowanie w obecnej chwili, co jest wielką zmianą na świecie, to jest Donald Trump. Donald Trump, w mojej opinii, jest zdecydowanie amerykańskim nacjonalistą. Tu nie ma żadnych dwóch zdań na ten temat. W tej chwili robi się sytuacja tam, że może są głosy podziału i krytyki, jednak to, co nastąpiło, to jest ein Volk, ein Fuehrer.
— Myśli Pan, że to tak będzie działać w Stanach Zjednoczonych? Przecież za Donaldem Trumpem stoi cała maszyna ludzi, tzn. stoją i byli wojskowi, i ludzie służb wywiadu, nie jest to tylko jeden człowiek.
— No więc o to chodzi. Przede wszystkim, co się stało w Stanach Zjednoczonych?
Dla mnie Stany Zjednoczone zawsze były krajem wojennym, z tego powodu, że największe wydatki w Stanach są na budżet wojskowy. Budżet wojskowy w Stanach Zjednoczonych jest wiele większy niż reszty całego świata. To jest zdecydowanie kraj wojenny. Numer jeden w budżecie w Ameryce to jest wojsko i dlatego wojsko ma bardzo dużo do powiedzenia.
Ludzie mówią, że Żydzi rządzą Ameryką. Według mnie, to jest nieprawda, to jest mała grupa. Są głośni w mediach, filmach, w prasie, co widać gołym okiem, prawda? A ta realna władza dla mnie to zawsze była West Point, szkoła oficerska, gdzie oficerowie są głównie pochodzenia niemieckiego.
— Dużo jest też Polaków.
— Mało brakowało, a język niemiecki by się stał językiem oficjalnym w Stanach Zjednoczonych, z tego powodu że w pewnym czasie w przeszłości główna grupa emigracyjna to była grupa niemiecka.
— Ceni Pan Niemców za zdolności organizacyjne, za możliwość takiej real politik, realnego spojrzenia na to, co się liczy? Czy uważa Pan, że oni mają tego rodzaju predyspozycje, bo Pan mówi tu o haśle Hitlera?
— Przede wszystkim widzę tu charakterystykę taką, że ja ją nazywam ordnung.
— Co ciekawe, w wywiadzie dla „Bilda”, pierwszym dla Niemców, Trump powiedział, że to właśnie ceni w Niemcach – porządek.
— Nie wiedziałem, ale o tym samym mówimy. Właśnie byłem w północnym Peru, w miejscu Cajamarca, gdzie są wspaniałe wody wulkaniczne, i tam stałem w hotelu, który jest prowadzony i którego właścicielem jest rodzina niemiecka, mieszkająca w Limie; od dawna prowadzą ten hotel. No i doceniam to, że tam właśnie był ten ordnung widoczny w tym całym bałaganie peruwiańskim na zewnątrz. W środku tego miejsca jest ordnung, porządek, i to mi się bardzo podobało.
Przyznam, czego większość ludzi nie wie, że ja jestem jedną czwartą Niemcem, ponieważ mój dziadek, mimo że rodzina mieszkała w Polsce, była niemieckiego pochodzenia. No więc praktycznie jedną czwartą jestem Niemcem, chociaż jestem wychowany jako Polak.
— Wierzy Pan w geny, czy wierzy Pan w wychowanie raczej?
— Trudno powiedzieć, genetyka ma duży wpływ, chociaż charakter to jest cecha nabyta przez ducha, które wchodzi w dziecko w stanie poczęcia. Tak że tutaj nie myślę, że mój duch był pochodzenia niemieckiego (śmiech). A wychowany byłem jako Polak, tylko że genetycznie jedną czwartą jestem Niemcem, chociaż mi to nie robi żadnej różnicy.
— Długo moglibyśmy dyskutować, bo jesteśmy Polakami, ale mamy bardzo zróżnicowane geny, bo i niemieckie, i nawet tatarskie itd. Mieszanka, i ta mieszanka powinna być dobra.
— Absolutnie, dla mnie każdy, kto ma jakiekolwiek pochodzenie, ale ma obywatelstwo polskie, jest Polakiem. Tak samo jak w Kanadzie, tutaj jest wielokulturowość, i w Polsce tak samo jest wielokulturowość. Wielu ludziom się wydaje, że wszyscy to są rdzenni Polacy, ale tak nie jest, bo przecież Polska istnieje tak długi czas, mieliśmy tyle wojen i zawsze na każdej wojnie żeśmy zdobywali kobiety.
— Chciałem to jasno powiedzieć, bo Pan tutaj odniesienia robi do ein Volk, ein Reich itd. i ludzie mogą sobie pomyśleć, że jest Pan rasistą, gdzie chyba jest to przeciwieństwo?
— To by było sprzeczne z tym, co reprezentuję całe moje życie, ponieważ moja rodzina – co wielu ludzi ogromnie dziwi – to jest prawdziwe narody zjednoczone, przecież mam w rodzinie i Włochów, i Chińczyków, i Niemców, i Japończyków, i Finów i czego tam nie ma. Wielu ludzi to zaskakuje, bo większość ludzi ma jednak rodziny monolityczne, z tego samego środowiska. A u nas... Właśnie obchodziłem urodziny i zjechała się rodzina, około 30 osób, i prawie każdy z innego środowiska.
— Ja jestem Polakiem, Pan jest Polakiem, jest dużo Polaków, którzy myślą o Polsce, mają nadzieję, że Polska jednak kiedyś będzie wielka. Czy jest ten potencjał, czy widzi Pan potencjał w młodych ludziach w Polsce na przykład?
— Nie, nie widzę tego potencjału.
— Co by musiało nastąpić, żeby był?
— Musiałaby nastąpić chyba taka sytuacja, jaka była w Niemczech, kiedy Hitler doszedł do władzy, gdzie ludzie po prostu umierali z głodu. A w Polsce jest jeszcze tyle dobrobytu, że zawsze coś tam się znajdzie do jedzenia, zawsze coś się znajdzie do wypicia, zawsze jest coś do zapalenia i jakoś się żyje z dnia na dzień. I to jeszcze nie jest bieda.
— Czyli jeszcze nie ma tej mobilizacji, którą bieda wymusza?
— Tak. Uważam, że dopiero jak ludzie są naprawdę dociśnięci do ekstremów, wtedy przychodzi chęć zmiany. Ja to nazywam, że w człowieku, żeby nastąpiła zmiana, to musi leżeć w rowie twarzą do ziemi, deszcz na niego pada czy śnieg i on tam leży przez trzy dni i myśli, że już umarł, dopiero wstanie i wtedy jest zmartwychwstanie i wtedy jest nadzieja, że zmieni się na lepsze. Ale do tej pory Polacy nie leżą w tym rowie, nie są tak dociśnięci, to każdy ma swoją fantazję, każdy krytykuje, każdy jest bohaterem, bo jeszcze ma coś do jedzenia, może szpanować.
— Wróćmy do Stanów Zjednoczonych, bo to jest ciekawa sytuacja. Wielu ludzi, widziałem na forach, porównuje Pana do człowieka właśnie takiego antysystemowego, za którego uchodzi Donald Trump.
— Skromnie powiem, że wtedy dałem przykład, że coś takiego jest możliwe.
— Ale Pan nie został prezydentem, a Trump został, co było innego w Polsce?
— Niestety w Polsce wybory były sfałszowane.
— Dlaczego nie były sfałszowane w Stanach Zjednoczonych?
— No bo to są Stany Zjednoczone. W Stanach Zjednoczonych jest zupełnie inny system wyborczy i Amerykanie pilnują swoich głosów, a w Polsce ludzie byli wtedy na tyle naiwni, że myśleli, że dadzą swój głos tajnie za kurtynką i pójdą sobie do domu i zobaczą wynik wyborczy w telewizji. Tak nie ma.
— I wszystko za nich zostanie zrobione.
— Tak. Walka wyborcza polega na tym, żeby nie tylko dać głos wyborczy, ale on jeszcze musi być poprawnie zliczony. A w 90. roku w Polsce była wielka naiwność i ignorancja.
— No i był też przygotowany grunt przez tę całą transformację, która miała nastąpić, czyli Polska była pewnego rodzaju eldorado, ludzie tam sobie zęby ostrzyli na to, co z Polski można było zrobić.
— Jak najbardziej. Przecież wszystkie kraje Zachodu chciały wejść na polski rynek i go zagrabić, wziąć dla siebie, każdy swoje poletko.
— Czy nie sądzi Pan, że ten nacjonalizm czy reamerykanizacja Ameryki, którą Trump lansuje, doprowadzi do konfliktu, może nawet zbrojnego, właśnie z tym mocarstwem, które rośnie, z Chinami, na Pacyfiku, czy nie jesteśmy w przededniu tego rodzaju silnych, ważnych rozstrzygnięć?
— Prędzej czy później taki konflikt jest nieunikniony. Czy to nastąpi w ciągu pierwszej, czy drugiej kadencji pana Donalda Trumpa, ja tego nie wiem, ale długofalowo ten konflikt jest nieunikniony, ponieważ Chiny rosną w siłę i już nikt ich nie zatrzyma. To jest naród bardzo inteligentny, bardzo pracowity, konsekwentny i bardzo dobrze zorganizowany, właśnie na zasadzie ein Volk, ein Fuehrer. I są bardziej nacjonalistyczni niż Stany Zjednoczone. Tu mamy przykład komunistycznego nacjonalizmu.
— Opartego jeszcze na wielkiej historii, Konfucjusz itd., tradycja, moralność.
— Tak. I w konflikcie wojennym, po II wojnie światowej, kiedy Stany Zjednoczone zaatakowały Koreę Północną – nazywają to wojną koreańską, ale to była wojna amerykańsko-chińska – Mao puścił 300 tysięcy chińskich żołnierzy z gór na Amerykanów i to była najdłuższa ucieczka armii amerykańskiej w historii Stanów Zjednoczonych, do morza, do statków.
— Generał MacArthur zastanawiał się wtedy nad użyciem bomby atomowej.
— Wtedy puszczono bombowce B-52, które pozostały po II wojnie światowej, na Chiny. Zbombardowano im milion cywilów, i na co Chińczycy mówią, nas było na to stać. To była cena wolności. A my ludzi mamy dużo.
— To takie rosyjskie zawołanie, ludiej u nas mnogo, to za Stalina.
— Zdecydowanie nie jest to katolickie, gdzie każda dusza i każde życie się liczy, a tutaj, och, milion, mały milion, nas było na to stać. To jest taka kultura. Podaję tutaj przykład, że ten kraj jest tak zorganizowany, więc w przypadku konfliktu, jeśli on nastąpi w przyszłości – a w mojej opinii, to jest nieuniknione, to tylko kwestia czasu – to będzie bardzo poważna sprawa.
— Czy prezydentura Donalda Trumpa będzie dobra dla biznesu, czy będzie dobra dla takich firm jak Pańska? Bo Pan kooperuje i ze Stanami Zjednoczonymi, i z Chinami, i przez Stany Zjednoczone ma pan kontrakty z Chinami, jak to wygląda z perspektywy Pana przedsiębiorstwa?
— Tego nie jestem pewien, mimo że zawsze popierałem kandydaturę pana Trumpa. Jeśli chodzi o nasz interes w Kanadzie, to jest on zagrożony z tego powodu, że on powiedział, że mu się NAFTA nie podoba, czyli Free Trade Agreement, układ gospodarczy między Stanami, Kanadą i Meksykiem. Tu chodzi głównie o Meksyk, mam nadzieję, że Kanada nie będzie za dużo poszkodowana w tym sensie, że dla nas eksport do Stanów Zjednoczonych, szczególnie naszej firmy, jest bardzo ważny. Ponad połowa naszej produkcji idzie do Stanów Zjednoczonych i jeśli będą wprowadzone jakieś dodatkowe opłaty celne, to, niestety, to przyhamuje nasze wysyłki do naszych amerykańskich klientów.
— A Chiny? Eksportuje Pan cokolwiek do Chin?
— Tak, ale my eksportujemy głównie przez Stany Zjednoczone, przez firmy amerykańskie, które oferują Chinom rozwiązania kluczowe. Tak że my jesteśmy tutaj w sytuacji naszych niezawodnych komputerów jesteśmy kontrahentem dla firm amerykańskich. To i tak musimy eksportować do Stanów Zjednoczonych.
— Jak Pan ocenia przyszłość tej dziedziny produkcji komputerów, czy ona się całkowicie do Azji przeniesie, czy jednak pana firma budująca komputery, czy ta wysoko zaawansowana technologia, która stąd się bierze, czy ma przyszłość tutaj, czy jednak zostanie przeniesiona?
— Tutaj muszę rozdzielić komputery, powiedziałbym, przemysłowe czy wysokiej jakości od komputerów konsumenckich, to jest zupełnie inna dziedzina. Komputery przemysłowe czy bardzo niezawodne to jest zupełnie dziedzina komputeryzacji niż te komputery konsumenckie. Komputerów konsumenckich używam w domu, jak się zepsuje, to kupuję nowy. I tak jest w krajach mało rozwiniętych technologicznie, gdzie jest niska cena pracy człowieka i wtedy mogą wysłać człowieka w dwa dni drogi, żeby jakiś komputer wymienił. A dla wielu naszych klientów koszt awarii jest w naszych komputerach znacznie wyższy od kosztu komputera. Im nie chodzi o to, jak tani jest komputer, tylko jak bardzo jest niezawodny. I to jest specjalistyczna dziedzina, gdzie my musimy sprostać programom jakości technicznej na bardzo wysokim poziomie, jesteśmy kontrolowani.
— Miał Pan kontrolę ISO.
— Tak, mieliśmy kontrolę ISO wczoraj. I poza tym mamy też kontrole nuklearne. Od czasu do czasu nasi klienci przysyłają kontrolerów tutaj i to są bardzo dokładne kontrole, gdzie każdy proces, każda czynność musi być potwierdzona.
— Nuklearne, bo Pana komputery są w elektrowniach atomowych.
— Tak, mają atesty do monitorowania i też awaryjnego zatrzymania komputera w przypadku awarii. I to są komputery najwyższej klasy, według standardów amerykańskich zwane 1E, których właściwie, jeśli chodzi o moją znajomość rynku, nikt nie ma w tej chwili na świecie.
— Czyli Pan jest w tej chwili jedynym producentem?
— Tak, na to wygląda.
— Panie Stanisławie, obchodził Pan urodziny, czego można życzyć człowiekowi takiemu jak Pan, który praktycznie rzecz biorąc, tyle zrobił, tyle ma doświadczeń, jest człowiekiem majętnym – czego można jeszcze życzyć Panu na ten – jak Pan mówi – pozostały wciąż czas?
— Każdemu w moim wieku trzeba życzyć zdrowia, bo niestety, jak człowiek jest starszy, to coraz więcej czasu spędza z lekarzami na różnych testach. I to jest czasem kłopotliwe.
Z drugiej strony, tak jak powiedziałem wcześniej, z tego co mi zostało w życiu – ja szukam wielkości. I najlepsze życzenia dla mnie, to żebym znalazł więcej tej humanistycznej wielkości, bo to jest dla mnie największa nadzieja.
— Panie Stanisławie, w takim razie życzę Panu, żeby Pan w tym pokoju ducha znalazł optymizm i docenił wielkość człowieka czy człowieczeństwa w innych ludziach. Wszystkiego co najlepsze, i miejmy nadzieję, że będzie nam dane spotkać się znów za dwa lata, żeby porozmawiać o sytuacji Polski i świata.
— Bardzo dziękuję.
Ilustracja © Andrzej Kumor
Wideo © GoniecTV Toronto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz