Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Trzeci test

Poświęcanie czasu analizie rzeczywistości pod rządami „dobrej zmiany” jest czynnością tyleż jałową, jak bezużyteczną. Apologeci Prawa i Sprawiedliwości nie są zainteresowani podobnymi refleksjami, zaś  stali czytelnicy bezdekretu mogą poczuć znużenie powielaniem krytycznych uwag.  Byłaby to reakcja tym bardziej uzasadniona, że sierpniowym tekstem „NIE BĘDZIEMY RAZEM. KONKLUZJA” zakończyłem publicystyczną przygodę z partią pana Kaczyńskiego i nie mam tym ludziom nic więcej do powiedzenia.
Po tym, co wydarzyło się w ostatnich dniach, muszę jednak powrócić do niewdzięcznej tematyki i zaproponować refleksję bynajmniej nieświąteczną. Nie robię tego, by okazać troskę o dalsze losy „dobrej zmiany” i przyszłość polityków PiS, ale z powodu zagrożeń, jakie w najbliższej perspektywie przyniesie nam bezmierna słabość i indolencja zakładników mitologii demokracji.
Trzeba o tym powiedzieć, nim świąteczny nastrój lub zalew partyjnej demagogii „wolnych mediów”, zatrą pamięć o skali zagrożenia.
W styczniowym tekście  „SAMOBÓJSTWO W OBRONIE DEMOKRACJI” sformułowałem opinię, że „jeśli nawet nastąpi dziś wyciszenie kombinacji i chwilowa zmiana retoryki, to doświadczenia płynące z reakcji PiS-u zostaną z pewnością zapamiętane i spożytkowane” oraz prognozę, iż celem ówczesnej kombinacji było „zainicjowanie procedury obalenia tego rządu i w najbliższej przyszłości należy się spodziewać powtórzenia sprawdzonego scenariusza.”
Prognoza była tym łatwiejsza, że rząd PiS cyklicznie popełnia te same błędy i panicznie boi się siłowej rozprawy z Obcymi. Nigdy nie podjęto tematyki zagrożeń dywersją polityczną i atakami ośrodków propagandy, zignorowano kolejne odsłony wojny hybrydowej i pozwolono na eskalację szeregu negatywnych czynników. Ówczesna kombinacja związana z tzw. unijną „debatą nad stanem demokracji” w III RP i kampanią szkalowania państwa na arenie międzynarodowej, była pierwszym, przygotowawczym etapem.
Autorzy kombinacji mogli się dowiedzieć, że rząd „georealistów” z PiS uczyni wszystko, by w drodze „dialogu i porozumienia” zadowolić oczekiwania eurołajdaków i uchronić się od najgorszego przekleństwa poprawności politycznej – posądzeń o niedemokratyczność. Zrozumiano też, że, Jarosław Kaczyński, słynący z poszanowania zasad demokracji i zapewnień o jej prymacie, zawsze podda się dyktatowi tej mitologicznej normy. Cele ówczesnej kombinacji obejmowały testowanie reakcji grupy rządzącej, przećwiczenie procedur służących obaleniu rządu, związanie uwagi ośrodków rządowych sztucznie wywołanymi problemami, destabilizacje organów państwa oraz pacyfikację (uprzedzenie) ewentualnych działań wymierzonych w wewnętrznych wrogów.
Kolejny etap dywersji politycznej przećwiczono w przeddzień lipcowego szczytu NATO. Poprzez fałszywe i całkowicie irracjonalne oskarżenia, zaatakowano wtedy nie tylko osobę szefa MON, ale również jego małżonkę, generując w ten sposób patologiczne zainteresowanie opinii publicznej oraz budując atmosferę podejrzeń i pomówień. Kolejny krok polegał na włączeniu w akcję politycznej agentury wpływu i wykorzystaniu fałszywych zarzutów, jako pretekstu do sformułowania wniosku o odwołanie Antoniego Macierewicza. Korelacja poszczególnych etapów dowodziła, że mieliśmy do czynienia z działaniem zsynchronizowanym i całkowicie zamierzonym, którego kulminacja miała nastąpić w przededniu warszawskiego szczytu. Dzięki ścisłej współpracy prorządowych „wolnych mediów”, rezonujących każdy występ „opozycji” oraz braku reakcji ze strony organów państwa, łatwo osiągnięto cele operacji. Podważono zaufanie do osoby ministra, przekierunkowano uwagę opinii publicznej, wywołano chaos i zamęt informacyjny oraz doprowadzono do osłabienia pozycji negocjacyjnej Polski i wytworzenia negatywnego wizerunku grupy rządzącej w oczach natowskich partnerów.  
Powodzenie tych wstępnych etapów wojny hybrydowej, zawdzięczamy dwóm czynnikom: dominacji dogmatyki politycznej (partyjnej) nad sprawami bezpieczeństwa oraz braku procedur i mechanizmów obronnych służących eliminowaniu zagrożeń wewnętrznych. W obu przypadkach ujawniła się kompletna bezczynność i indolencja służb specjalnych oraz podatność partii rządzącej na retorykę mitologii demokracji.

Obecny, trzeci etap testowania, jest tylko naturalną konsekwencją wcześniejszych błędów i politycznej głupoty PiS, ale świadczy też o postępującej dynamice działań zaczepno-sondażowych. Pretekst, pod jakim podjęto próbę puczu antyrządowego jest całkowicie nieistotny, zaś skupianie „analiz politycznych” na poszczególnych decyzjach PiS (farsa ustawy dezubekizacyjnej, rozporządzenie marszałka Sejmu, itp.) dowodzi niezrozumienia logiki agresora.
Jeśli większość zwolenników rządu uważa, że sejmową awanturę wywołały decyzje legislacyjne lub porządkowe, potwierdza tym samym skuteczność dezinformacji stosowanej przez przeciwnika, który w tych właśnie kategoriach tłumaczy swoje reakcje i osłania je retoryką „obrońców demokracji”. Ta zbieżność nie jest przypadkowa, bo świadczy o doskonałym rozpoznaniu charakteru partyjnej demagogii, w której to udowadnia się, że reakcje „opozycji” są odpowiedzią na heroiczne czyny „dobrej zmiany” i świadczą o doniosłości decyzji podejmowanych przez rząd Beaty Szydło. Nic bardziej błędnego.    
Logika obecnej wojny hybrydowej nie jest zależna od tego, co zrobi lub czego nie zrobi PiS w ramach pokracznej „demokracji parlamentarnej”, bo żadne z dotychczasowych działań w niczym nie zagroziły decydentom III RP. Jest natomiast zależna od pragmatyki pracy służb specjalnych i metod operacyjnych, bo z takim mechanizmem i środowiskiem decydenckim mamy dziś do czynienia. Tzw. politycy „opozycji” oraz poszczególne indywidua wystawiane na widok publiczny, spełniają tylko rolę „słupów ogłoszeniowych” i nie posiadają żadnych właściwości sprawczych.
Po to, by kombinacja zmierzająca do obalenia rządu PiS była skuteczna, muszą ją poprzedzać etapy: rozpoznania (wywiadu) o reakcjach przeciwnika, działań maskujących cel operacji (narracja o „obronie demokracji” itp.) oraz wytworzenia korzystnej (sprzyjającej bezprawiu) atmosfery. Nim nastąpi właściwy atak, trzeba ustalić - jak daleko można się posunąć w antypolskiej propagandzie, co jeszcze wolno wymyślić i jakim pseudo zarzutem posłużyć, jakie zachowania zostaną przemilczane i zaakceptowane przez społeczeństwo.
Bez trudu można tu zauważyć analogię do operacji poprzedzającej zamach smoleński.
Nim 10 kwietnia nastąpiła kulminacja, sprawdzono reakcje polityków i służb ochrony państwa (tzw. incydent gruziński, awarie systemów przesyłowych infrastruktury krytycznej, ataki hakerskie na instytucje rządowe), przetestowano przydatność aparatu propagandowego do rozpowszechniania kłamstw smoleńskich, wytworzono klimat nieufności i nienawiści do prezydenta oraz atmosferę bagatelizowania antypaństwowych zagrożeń.
Dziś dochodzi do powtórzenia tej samej sekwencji i niemal tych samych czynności operacyjno-rozpoznawczych. Może to wskazywać na źródła inspiracji, ale też świadczy o ogromnej arogancji i poczuciu bezkarności agresora.  Najwyraźniej ma on świadomość, że politycy PiS i służby bezpieczeństwa III RP nie wyciągnęły żadnej lekcji z doświadczeń smoleńskich.
Analiza wydarzeń z ostatniego roku jasno dowodzi, że mamy do czynienia z elementami wojny hybrydowej o charakterze niemilitarnym, w której działania dezintegrujące podejmuje środowisko ulokowane wewnątrz atakowanego państwa. Nowością niedawnej próby puczu jest testowanie reakcji na utrudnienia w funkcjonowaniu sieci przesyłowych oraz dezinformacje rozpowszechniane przez zagraniczne agendy. W każdym przypadku powtarza się podobny schemat: poczynając od akcji propagandowych i dezinformacyjnych (z wykorzystaniem ośrodków medialnych), poprzez generowanie sztucznych problemów i konfliktów, po działania polityczno-dywersyjne, podejmowane przez partie i grupy określane mianem „opozycji”.
Wspomnę jedynie, że w niemal identyczny sposób  inspirowano „rewolucje" w Gruzji i Kirgistanie.
Nie zamierzam analizować bełkotu dochodzącego ze strony rządu PiS (prym wiodą tu premier i minister spraw wewnętrznych) ani oceniać rażącej nieadekwatności (to wielce łagodne określenie) odzewu na próbę antyrządowego zamachu. Jeśli zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości godzą się z tym, że po publicznej deklaracji szefa MSWiA o „nielegalnej próbie przejęcia władzy" nie następują zatrzymania i aresztowania puczystów, zaś szef partii rządzącej „wyciąga rękę” do zamachowców i „apeluje o spokój” - nie warto tracić czasu na tłumaczenie grozy tej sceny. Ludzie, którzy akceptują taką pogardę dla prawa i nonszalancję w traktowaniu bezpieczeństwa obywateli, nie zasługują na uwagę i szacunek.
Nie ma też potrzeby, (jak uczyniłem to w tekście PRZEGRANA WOJNA – (2) TERAPIA) wskazywania środków czy rozwiązań systemowych. Nikt ich nie podejmie i nie znajdą uznania w oczach zakładników mitologii demokracji. Brak informacji o zaangażowaniu służb ochrony państwa w stłumienie puczu oraz całkowita pasywność kontrwywiadu (jedynego organu, który powinien rozmawiać z „opozycjonistami”) są widocznym dowodem intencji grupy rządzącej i ważną wskazówką dla inspiratorów antypolskich działań.
Nie mam natomiast cienia wątpliwości, że kolejne miesiące przyniosą potężną eskalację wojny hybrydowej i przesunięcie granic akceptacji społecznej poza, choćby minimalny margines bezpieczeństwa. Czekają nas nowe i coraz bardziej agresywne ataki Obcych, wsparte o dotychczasowe „zdobycze” i  doświadczenia. Byłbym ogromnie zdziwiony, gdyby rząd PiS, działający w obecnej formule i w sposób urągający jakimkolwiek zasadom ochrony państwa, przetrwał następny rok.
Wynika to nie tylko z dotychczasowych postępów w dezintegrowaniu i osłabianiu grupy rządzącej, ale z prognoz związanych z rozwojem sytuacji międzynarodowej. Dziś jest ona wyjątkowo niekorzystna i groźna dla polskich interesów – czego również nie dostrzegają rządzący. Próbę naświetlenia tej sytuacji podejmę w osobnym tekście, ograniczając się obecnie do wskazania niezwykle niebezpiecznej przesłanki -„nowej jakości” w pragmatyce działań rosyjskich specsłużb. Tzw. „zamach” na rosyjskiego ambasadora w Turcji dowodzi ogromnej determinacji Putina w rozgrywce o Bliski Wschód i może sygnalizować sięgnięcie po mocne narzędzia politycznych prowokacji. Wprawdzie polska scena nie należy do najważniejszych w teatrze globalnych rozgrywek, to atmosfera przyzwolenia i bierności ze strony polskich decydentów, zdecydowanie sprzyja przyspieszeniu akcji dywersyjnych.
Z mojej perspektywy – upadek tego rządu i fiasko eksperymentu „nowego rozdania”, nie będzie głównym problemem. Znacznie groźniejsze mogą być następstwa i reakcje społeczne – apatia, negacja, ucieczka od spraw polskich oraz skutki kolejnych lat upodlenia pod rządami antypolskiej zgrai.  
Cytowane tu wielokrotnie słowa  Ronalda Reagana – „Jesteśmy w stanie wojny, a przegrywamy ją dlatego, bo nie chcemy zdać sobie sprawy, że ją toczymy”, muszą wytyczać ostateczne mementum dla obecnej klasy politycznej i zdecydować o przegranej bitwie.
W perspektywie długiego marszu, upadek tego rządu byłby jednym z elementów porządkujących i weryfikujących polską rzeczywistość. Elementem z pewnością tragicznym dla wielu z tych, którzy zaufali partii pana Kaczyńskiego i pokładali nadzieje na realne zmiany, ale nie decydującym o naszej drodze do wolności.


© Aleksander Ścios
bezdekretu@gmail.com
21 grudnia 2016
www.bezdekretu.blogspot.com





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2