Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Śmigłowce, „elity”, wstyd

Sprawa niezrealizowanego ostatecznie kontraktu na import francuskich śmigłowców pokazała jedną rzecz, o której w ogóle się nie pisze. Chodzi o stan tak zwanych „elit” w Polsce. Uważna obserwacja reakcji różnych polityków, dziennikarzy i komentatorów na fakt, że Polska ośmieliła się nie kupić francuskich helikopterów świadczy o swoistym syndromie klientyzmu.

Oczywiście biorę poprawkę na to, że zbójeckim prawem opozycji jest dokuczać rządowi. Tak się dzieje wszędzie i zawsze, pod każdą szerokością geograficzną i niezależnie od tego kto rządzi, a kto się tym rządom sprzeciwia. Zwracam jednak uwagę na kierunek owej krytyki rządu Rzeczpospolitej.
W praktyce owe ataki były, gdyby je przetłumaczyć na francuski, niemal bliźniacze z tym co pisała francuska prasa i co mówili francuscy politycy. Charakterystyczne, że tak wielu polityków w Polsce (sic!) w praktyce w ogóle odmawiała suwerennemu rządowi prawa do takiej decyzji. Jakże wielu opozycyjnych posłów czy żurnalistów ancien regime’u wchodziła w buty rzeczników Airbus Helicopters. I kupowała, zupełnie bezrefleksyjnie, argumenty Francuzów. Nienawiść do PiS-u była zdecydowanie ważniejsza niż, nie mówię nawet: miłość do ojczyzny, ale zwykła, elementarna lojalność wobec własnego państwa.

Słyszeliśmy zatem, że obrażamy Francję i jej prezydenta. Ergo ważniejsze jest dla tych pań i panów samopoczucie głowy państwa francuskiego niż miejsca pracy w Polsce i interesy naszego przemysłu obronnego! Za dobrą monetę, „na wiarę”, brano wszelkie „argumenty” strony francuskiej i – rzecz wstydliwa – część polskich mediów stała się pudłem rezonansowym interesów francuskiej firmy, ambasadorem (na ochotnika!) cudzego punktu widzenia. Tak bezkrytycznie powtarzano informacje, jakie to dobra oferowali nasi partnerzy z Trójkąta Weimarskiego i jak ten okropny rząd te dobrodziejstwa odrzucił. Przy okazji suflowano wzajemnie wykluczające się powody takiego stanu rzeczy. Podkreślano zatem jednocześnie rzekome ideologiczne uprzedzenia MON-u, ale też równolegle nieracjonalność, bezmyślność i nieroztropność strony rządowej.

Przypomniała mi się stara śpiewka z okresu komunizmu, gdy znowu, po latach, usłyszałem, że polska decyzja w sprawie francuskich śmigłowców „godzi w sojusze”… Logika była identyczna jak kiedyś: na ołtarzu sojuszów należy położyć interesy ekonomiczne, nie dbać o pieniądze i miejsca pracy. Czemuż to, czemuż przypomniał mi się dowcip z okresu PRL-u o wymianie handlowej ze Związkiem Sowieckim: „My im milion ton węgla, oni nam milion par butów – do podzelowania”?

„Eksperci” od polityki międzynarodowej pouczali też większość rządową, że MON z resortem rozwoju wybrali fatalny moment na ogłoszenie tej decyzji tuż przed wizytą Hollande’a, która w efekcie została „odwołana”. Po pierwsze – nie odwołana, tylko przełożona. Po drugie – czy owi specjaliści od siedemdziesięciu siedmiu boleści sugerują, że taką decyzję należałoby ogłosić w trakcie wizyty prezydenta Francji? Przecież byłoby to dla niego totalne upokorzenie i to parę miesięcy przed wyborami prezydenckimi i jego walką (raczej z marnymi szansami) o reelekcję. A może owe fachury od hmm… dyplomacji, uważają, że należało to ogłosić po wizycie Hollande’a? Cóż, wtedy Polska pokazałaby go jak polityka całkowicie nieskutecznego.

Gdy publicznie przedstawiłem, ujawnione przez Kuwejt, warunki kontraktu na sprzedaż francuskich śmigłowców do tego jednego z najbogatszych państw świata (umowę podpisano dwa miesiące temu) i podkreślałem, że jeden z sześciu najbiedniejszych ‒ pod względem PKB na głowę mieszkańca ‒ krajów Unii Europejskiej czyli Polska, musi bulić o sto milionów więcej za śmigłowiec niż mogące sobie pozwolić na finansową rozpustę państwo szejków, to wówczas polityk opozycji (a do niedawna opcji rządzącej) argumentował, że „każdy kontrakt jest inny…” Tak, jak by to miało usprawiedliwiać doprawdy kiepski efekt negocjacji przeprowadzonych przez rząd PO-PSL.

Cóż, opozycja jest mistrzem świata w wyręczaniu obcych państw w atakach na polski rząd. Jak to nazwać?


© Ryszard Czarnecki
19 października 2016
źródło publikacji: „Gazeta Polska”
www.gazetapolska.pl





Ilustracja © DeS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2