Cała akcja z pospiesznymi pochówkami ofiar Smoleńska w zaplombowanych trumnach była możliwa dzięki kłamstwom Ewy Kopacz,
która z trybuny sejmowej twierdziła, że: Pierwsze godziny nie były łatwe i to państwo musicie wiedzieć. Przez moment nasi polscy lekarze byli traktowani, jako obserwatorzy tego, co się dzieje. To trwało może kilkanaście minut. A potem, kiedy założyli fartuchy i stanęli do pracy razem z lekarzami rosyjskimi, nie musieli do siebie nic mówić. Wykonywali jak fachowcy swoją pracę, z wielkim poszanowaniem ofiar tej katastrof.
I dalej: Najmniejszy skrawek, który został przebadany, najmniejszy szczątek, który został znaleziony na miejscu katastrofy – wtedy kiedy przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku na głębokości ponad 1 metra i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny – każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie.
Te kłamstwa miały przekonać opinię publiczną, że wszystkie prawne obowiązki przed pochówkami zostały dopełnione, a państwo zdało egzamin. Tymczasem w ubiegły czwartek ambasador Rosji, Siergiej Andriejew w programie Jana Pospieszalskiego, „Warto rozmawiać” przewidując, co owe ekshumacje ujawnią powiedział: Rosyjskie sekcje zwłok były robione w pośpiechu i pobieżnie, dlatego nie dziwi mnie, iż mogły zajść pomyłki w identyfikacji ciał. Rosyjski dyplomata niczego nie mówi przypadkowo. Wyraźnie widać, że Putin zadecydował, że nie będzie już dłużej krył bandy polskojęzycznych wspólników i zdrajców, którzy zdecydowali się na spiskowanie z nim przeciwko głowie własnego państwa.
Dziś wiemy, że polskich lekarzy nie było przy sekcjach. Nie było polskiego lekarza nawet przy sekcji zwłok śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wiadomo również, że nie „każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie”. 24 kwietnia 2010 roku do Polski przyleciała skrzynia zawierająca 200 kg wymieszanych szczątków ludzkich. W miarę upływu czasu i demaskowaniu kolejnych kłamstw Ewy Kopacz musiała ona wić się jak piskorz i próbować jakoś wszystko odkręcać. Musimy pamiętać, że w dawaniu jej szans na „prostowanie” tych ewidentnych kłamstw brylowała dziennikarka o imieniu Monika, nazwisku Olejnik i kwiecistym przydomku „Stokrotka”. To ona rzucała jej z anteny TVN24 i Radia Zet niezliczone koła ratunkowe. I dziś „Stokrotka” nie próżnuje pisząc w organie sekty pancernej brzozy, „Gazecie Wyborczej”: Teraz władza funduje rodzinom smoleńskim kolejne przeżycie, oto prokuratura zadecydowała, że będą ekshumacje wszystkich ofiar, poza tymi, które były już ekshumowane dla potrzeb śledztwa. Są tacy, którzy chcą tego, ale są tacy, którzy sobie nie życzą, niestety nic nie mogą zrobić. Z komunikatu prokuratury wynika jasno, że pary prezydenckiej też. Czy czeka nas powtórny pogrzeb prezydenta Kaczyńskiego i jego żony na Wawelu? Myślę, że śledczy oraz odpowiednie służby powinny zwrócić baczną uwagę na specyficzna smoleńską aktywność „Stokrotki”.
Jak wiadomo po 10 kwietnia dokonano tylko dziewięciu ekshumacji, po których okazało się, że sześć ciał zostało zamienionych? Wiemy również, że podczas autopsji w ciałach znajdowano śmieci ze stołów sekcyjnych, grudy ziemi, kawałki drewna i niedopałki papierosów. Dlatego nie dziwi, że po sekcji zwłok śp. Zbigniewa Wassermanna, którego serce i śledzionę znaleziono zaszyte w nodze jego córka i dzisiejsza posłanka PiS, pani Małgorzata Wassermann powiedziała: Myślę, że zwierzęta się lepiej traktuje niż traktowano ciała naszych bliskich i to również wynika z polskiej opinii.
Przypominam te fakty gdyż wiem, jaką kampanię rozpętają za chwilę wyznawcy sekty pancernej brzozy ślepo wierni ruskiej wersji generał Anodiny. Oczywiście zagrają na emocjach w takt batuty dyrygentki Moniki Olejnik, o czym już świadczą komentarze na stronie „Gazety Wyborczej” pod tekstem informującym o zarządzeniu ekshumacji. Oto mała próbka:
Janzdechlak: Szaleńcy rzadzą Polską i nic ich nie powstrzyma - nawet szacunek dla zmarłych.
Stettinshark: czy będą te szczątki obnosić w procesjach, jako relikwie?
he219: Ale jazda! Dalszy ciąg jazdy po trumnach do władzy. Co to za ludzie są, jak pragnę zdrowia? Czy oni nie mają poczucia absolutnego wstydu, obciachu, śmieszności? Coraz mniej mi z takimi Polakami po drodze.
Chcę także przypomnieć, że pogrzeby 20 ofiar katastrofy wojskowego samolotu CASA pod Mirosławcem, która miała miejsce 23 stycznia 2008 roku odbyły się dopiero 18 lutego. Dlaczego tak późno? Otóż tyle czasu trzeba było, aby zidentyfikować ciała, dokonać sekcji zwłok, przeprowadzić badania genetyczne i zgodnie z wojskową tradycją uszyć ofiarom na ostatnią drogę nowe mundury. Pierwsze pogrzeby ofiar Smoleńska, których było niemal pięciokrotnie więcej odbyły się już tydzień po zamachu. Pamiętajmy o tym, zwłaszcza, że obowiązujący przekaz dnia partii zdrady będzie mówił o haniebnym pisowskim tańcu nad trumnami ofiar. Możemy znowu liczyć na wzmożoną aktywność „Stokrotki” i podobnych jej funkcjonariuszy medialnych.
Pamiętajmy, że nie da się ustalić przyczyn żadnej katastrofy lotniczej nie mając nieograniczonego dostępu do oryginalnych czarnych skrzynek i wraku samolotu oraz bez przeprowadzenia sekcji zwłok ofiar. Czasem jednak przy odrobinie szczęścia możliwe jest ustalenie przyczyn katastrofy na podstawie wykonania tylko jednej z tych trzech czynności. Na dziś w Polsce znajdują się jedynie pochowane ciała ofiar i niezwłocznie trzeba je zbadać. Szkoda, że dopiero po przeszło sześciu latach.
Przeprowadzenie sekcji zwłok po tragedii smoleńskiej było obowiązkiem prawnym, a więc zaniechanie tych czynności było ewidentnym złamaniem prawa, czyli przestępstwem. Czy prokuratura postawiła już komuś w tej sprawie zarzuty?
Na koniec z dość smutną satysfakcją odnotuję, że prawdą okazało się wszystko to, co pisałem o komisji Millera. Ona nie tyle dążyła do ustalenia przyczyn katastrofy, ile zabiegała, aby uwiarygodnić kłamstwa generał Tatiany Anodiny z MAK, podczas których wygłaszania Tusk został oddelegowany na narty w Dolomity. Ten wyjazd potrzebny był, aby kłamstwo mogło szybko pójść świat, a on miał wytłumaczenie, dlaczego natychmiast na te łgarstwa nie zareagował. Tak pisałem o tym w „Warszawskiej Gazecie” w 2011 roku, zaraz po ogłoszeniu w Moskwie raportu MAK, czyli ponad pięć lat temu: Aby przedstawienie, jakie odbyło się 12 stycznia w Moskwie odniosło sukces i Polacy przedstawieni zostali skutecznie światu, jako zgraja nieodpowiedzialnych i niedoszkolonych matołów z alkoholem w tle, potrzebny był zaplanowany udział, a w zasadzie absencja jednego z głównych aktorów. Do porażki ruskiego przekazu mogło dojść tylko w wypadku natychmiastowej i stanowczej reakcji polskiego premiera i specjalistów z tak zwanej komisji Millera.
Jak wiemy w momencie ogłaszania raportu MAK dziwnym zbiegiem okoliczności Donald Tusk przebywał w Dolomitach. Zaczynam mieć poważne wątpliwości czy był to tylko zwykły wypoczynek czy może podróż służbowa zadysponowana mu przez Putina.
Trudno przecież uwierzyć, że premier prawie 40 milionowego państwa posiadającego służby specjalne i dyplomatyczne nie wiedział o konferencji, jaka odbędzie się 12-go stycznia. Przypomnijmy, że rzecznik rządu Paweł Graś na samym początku mówił, że „nie widzi potrzeby” natychmiastowego powrotu premiera do kraju, a Jerzy Miller zapowiedział, że jego raport "jeszcze bardziej zaboli Polaków”.
Przytoczmy teraz fragment ujawnionego w ostatnich dniach nagrania wypowiedzi wygłoszonej 28 kwietnia 2010 roku do członków komisji przez jej przewodniczącego Jerzego Millera: My mamy tutaj cztery podmioty, które będą publikowały coś. Komisję rosyjską, prokuratora rosyjskiego, komisję polską, prokuratora polskiego. Wszystkie te cztery podmioty są wzajemnie od siebie niezależne. A w związku z tym, albo zadbamy o spójność dialogu ze społeczeństwami – zwłaszcza ze społeczeństwem polskim, bo rosyjskie społeczeństwo, powiedzmy sobie szczerze, przez dwa tygodnie żyło również jakimś tam współczuciem, a po następnych dwóch miesiącach, oprócz garstki – w ogóle nie będą zainteresowani. Albo zadbamy o jednolity przekaz, który nie sprzyja budowaniu mitów i podejrzeń, albo sami sobie ukręcimy bicz na własne plecy.
Sytuacja komisji Millera bardzo się skomplikowała, kiedy 8 lipca 2010 roku pod kierownictwem Antoniego Macierewicz powołano Zespół Parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154 M z 10 kwietnia 2010 roku, który z niezwykłą determinacją i energią rozpoczął prace nad wyjaśnieniem przyczyn tragedii. Był to kolejny „ukręcony bicz na plecy” ekipy Tuska i moskiewskich lokajów z komisji Millera. Tym razem bicz w postaci polskiej opinii publicznej, która powoli dzięki pracy zespołu Macierewicza poznawała prawdę. I dlatego w dzień św. Mikołaja, 6 grudnia 2010 roku przybył do Polski ówczesny prezydent Rosji, Dmitrij Miedwiediew, aby publicznie w Warszawie zdyscyplinować swoich polskojęzycznych najemników. Powiedział wtedy: Nie wyobrażam sobie, by polskie i rosyjskie ustalenia w śledztwie po katastrofie smoleńskiej się różniły. Jednym słowem nadzorca niemal dosłownie powtórzył swój rozkaz przekazywany kilka miesięcy wcześniej członkom komisji przez Jerzego Millera.
Mocno wierzyłem przez te wszystkie lata, że przyjdzie taki czas, gdy zdrajcy zaczną drżeć ze strachu i nocami miotać się z przerażenia w mokrej pościeli. Dzisiaj parasol ochronny zwinął nad ich głowami nawet Putin, o czym świadczą słowa ambasadora Rosji. Kreml nie ma wyjścia i całą winę za smoleńską zbrodnię będzie starał się zrzucić na polskich zdrajców, których uczynił swoimi wspólnikami i zakładnikami kłamstwa.
Rządzący dzisiaj powinni pamiętać, że o wolnej i suwerennej Polsce będzie można mówić dopiero wtedy, kiedy cała ta banda sprzedawczyków zdrajców i targowiczan wyląduje w więzieniach. Przerażające jest to, że wśród nich są osoby piastujące najwyższe urzędy w państwie, ministrowie i cała rzesza zaprzańców w polskich oficerskich mundurach oraz eksperci z naukowymi tytułami, a wśród nich łotr, który umieścił śp. gen. Błasika w kokpicie TU-154. O medialnej psiarni z sekty pancernej brzozy już nawet nie wspomnę. Pamiętajmy - żadnej odpowiedzialności politycznej czy zawodowej. Wszyscy bez wyjątków muszą ponieść odpowiedzialność karną. Potrzebna nam jest „polska Norymberga”.
Panie Jerzy Miller zgodnie z wykonywanym przez pana nikczemnym zadaniem i zapowiedziami, Polaków rzeczywiście zabolało. Zapewniam jednak, że ci sami Polacy dopilnują żeby wkrótce mocno zabolało także pana. Wypadałoby już zacząć się bać.
© Mirosław Kokoszkiewicz
30 września 2016
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
30 września 2016
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja © MAK (Межгосударственный авиационный комитет)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz