Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

My i Oni. Początek drogi

Bez podziału na My i Oni, nie byłoby Polski.
Nawet ten twór, zwany III RP powstał z dychotomii różnych postaw i poglądów, choć sprowadzonych do wspólnego mianownika - „historycznego pojednania”.
Bez podziału na My i Oni nie byłoby patriotyzmu, poczucia dumy narodowej, ruchów politycznych czy religijnych.
Bez tego podziału nie byłby możliwy opór przeciwko okupantowi, sprzeciw wobec komuny, wybór między dobrem, a złem.
Dychotomia My – Oni jest w życiu niezbędna.
Organizuje i porządkuje nasz świat, pozwala odnaleźć grupową tożsamość, wydobyć się z nieokreśloności 
Bez Oni, nie byłoby My.
Poczucie odrębności wyznacza granice tego, kim jesteśmy, do jakiego kręgu kultury należymy, co identyfikujemy jako nasze. Wskazanie wrogów, nazwanie obcych - pełni ważną funkcję i buduje grupową solidarność. Jest konieczne, by świat stał się uporządkowaną rzeczywistością, a nie chaosem przypadkowych, nienazwanych relacji.
Dlatego Oni boją się podziałów. Boją – szczególnie wówczas, gdy prowadzą do budowania narodu, gdy identyfikują nas wokół wartości godnych miana Polaka.
Dlatego nie pozwolili dobić nam komuny, czyniąc z tego zaniechania największą winę mojego pokolenia.  Choć od dwóch dziesięcioleci dzielą nas sami, według mętnych kryteriów własnego interesu, boją się, gdy to my dokonujemy wyboru wprowadzając kategorię niedostępną dla ich mentalności.
Dziś doprowadzili nas do muru, poza którym nie ma drogi. Dzieląc nas nienawiścią do człowieka prawego, drwiąc z naszych wartości i z naszych marzeń.
Postawili nas pod murem obojętności na zło, przyzwolenia na rządy miernot i kanalii, wymagając zgody dla rzeczy niegodnych i fałszywych. Ale i tego było im mało. Gdy pod ciężarem ich nienawiści zginął mój Prezydent, zażądali od nas milczenia, wezwali do „pojednania” i narodowej amnezji. W imię lęku przed katem. Zniewolenie każąc nazywać „pragmatyzmem”, kłamstwo  - „polityką pojednania”, a zdradę – „racją stanu”. W obronie zafajdanych życiorysów i marnych interesów, narzucają nam semantyczne oszustwo i żądają odstąpienia od nazywania rzeczy po imieniu. Chcą dialektyki, w której prawa oprawcy mierzy się zdolnością do deptania grobów ich ofiar.
Historia nie znosi idiotów i błędów popełnianych ponownie. Doświadcza, lecz uczy.  Dla tych, którzy ją ignorują – bywa bezlitosna i spycha ich w otchłań zapomnienia.
Dlatego podział na My i Oni jest dziś konieczny. Nasz gniew jest dziś konieczny. I nasz sprzeciw. Nie okazaliśmy go, gdy był na to czas. Gdy żył nasz Prezydent i mieliśmy wokół ludzi na miarę wolnej Polski. Nie okazaliśmy go wcześniej, gdy Książę Poetów wykrzyczał nam, że „naród dostał w pysk, napluto na niego, na wszystkie jego marzenia.” Milczeliśmy tak długo, aż wina za smoleńską tragedię naznaczyła wszystkich, dających przyzwolenie na zatarcie granic dobra i zła.
Dusza polska jest chora, to prawda. [...] Głównym symptomem tej choroby jest wszak przekonanie, że nic od nas nie zależy, bo wszystkie ważniejsze role rozdano. To jest mentalność człowieka zniewolonego. [...] Najważniejsze, żeby zobaczyć tę polską niemoc i się wkurzyć. Im więcej ludzi to zobaczy i się wkurzy, tym większa szansa, że coś się zmieni. Kiedyś widziałem w filmie taką scenę: mężczyzna otwiera okno w środku nocy i krzyczy, że ma już dość i tak dalej być nie może. Po jakimś czasie zaczynają tak się zachowywać inni i powstaje reakcja zbiorowa. Może to jest jakiś pomysł?” – pytał przed dwoma laty prof. Ryszard Legutko.
Trzeba się wreszcie wkurzyć i nie powtarzać bredni o naszej jedności. Trzeba się wkurzyć, by nie usypiać Polaków opowieściami, jak wspaniałym są społeczeństwem i jak zjednoczyli się w obliczu tragedii. Trzeba się wkurzyć, by zamknąć drogę do kolejnej kampanii nienawiści. To, co chcą z nami zrobić Oni, wymaga otwarcia okien i krzyku w środku nocy.
Wymaga wyznaczenia jawnej, nieprzekraczalnej granicy - wobec retoryki rozmywania odpowiedzialności, wobec pokusy relatywizowania postaw.
Wymaga wreszcie, by słowa i wybory były wyrażane według jasnych kryteriów dobra i zła, bezświatłocienia, który jest mową oszustów.  
Jeśli ten podział nie nastąpi, będziemy skazani na „Polskę Ketmanów”, którzy usprawiedliwią każde łajdactwo i z zaprzeczenia rzeczom niezaprzeczalnym uczynią wspólną normę.
To Oni - „światli naprawiacze świata”, tchórzliwi konformiści, bufoni, karierowicze i pospolite kanalie, stworzyli przestrzeń własnej miernoty, nieistniejące „państwo Ketmana”, w którym próbują dyktować fałszywą wersję zdarzeń, pisaną językiem łgarzy. W świecie, który wznoszą – ich zaprzaństwo ma znieść wszelkie granice, zatrzeć hierarchie i zniszczyć normy.
Ma przeczyć istnieniu naturalnego porządku, w którym wybór (choćby i polityczny) dokonuje się zawsze w kategoriach dobra i zła.
Nie wolno do tego dopuścić, ponieważ „państwo Ketmanów” zabija nadzieję i niszczy prawdę o rzeczywistości, drwiąc z ludzi zdolnych udźwignąć jej ciężar. Nie wolno, – bo takie państwo jest śmiertelnym wrogiem człowieka, wszystkiego, co w nas słabe i potężne, co czyni nas wolnymi i pozwala się zmierzyć z wyzwaniem. Nawet wówczas, gdy przygniata nas ciężar tragedii.
My i Oni - to podział dziś konieczny. 
Kto boi się takiej dychotomii, niech zostanie w „Polsce Ketmanów”.
Ten podział jest konieczny, by stworzyć nową Polskę.


Tekst MY I ONI powstał w pamiętnym maju 2010 roku. Choć od publikacji upłynęło ponad sześć lat, nie sądzę, by stracił na aktualności.
Podział na MY i ONI jest dziś tym bardziej konieczny, że straciliśmy te lata na bezrozumnych próbach budowania fałszywej wspólnoty. Na destrukcyjnej polityce „pojednania” i „zgody narodowej”. Na szukaniu „dróg kompromisu”, z których każda wiedzie na antypolskie manowce.
Jestem przekonany, że gdybyśmy wówczas odważyli się zburzyć mitologię III RP i zerwać więzi z Onymi, bylibyśmy dziś ludźmi wolnymi. Ponieważ zabrakło przywódców, mądrości i odwagi – nadal tkwimy w zabójczym związku Polaków z apatrydami i jesteśmy związani tysiącem śmiertelnych „kompromisów”.
Świadomość, że takie kompromisy nie istnieją i należy wytyczyć „ostrą granicę między pojęciami” - jest darem niedostępnym dla większości naszych rodaków. Głównie z winy środowiska, które sprawuje dziś władzę. Postawa tych ludzi prowadzi nie tylko do szukania „dróg porozumienia” i zgubnego zamazywania różnic, ale do wartościowania wszystkiego, co robią lub mówią Oni oraz racjonalizowania tego przekazu. Uwagą obdarza się wytwory ośrodków propagandy, chwyta słowa wypowiadane przez Onych, przykłada wagę do ich wystąpień, wsłuchuje w głos semantycznych terrorystów.
Tak rozumiany patriotyzm ogranicza się do postawy amoralnego koniunkturalizmu, w której „prowadzenie polemiki” i ujadanie w rytm narzuconych tematów ma dowodzić odwagi i intelektualnej sprawności. W istocie – owi politycy i publicyści związani z grupą rządzącą, działają w interesie Obcych i swoją tchórzliwą „strategią” zwodzą miliony Polaków.
Na niekonsekwencji i pomieszaniu pojęć – tak charakterystycznych dla środowiska Prawa i Sprawiedliwości, nie da się zbudować nic trwałego.  Dlatego w tym środowisku nie ma dziś miejsca na ozdrowieńczą dychotomię My-Oni ani przyzwolenia na obalenie truchła III RP. Jest za to miejsce na szukanie „konsensusu” z Obcymi, na uległość wobec medialnych terrorystów i uprawianie mazgajowatej pseudo polityki.
To niepojęte, że od czasu zbrodni smoleńskiej nie chcemy dostrzec, że nie ma groźniejszych nawoływań od postulatu fałszywej zgody narodowej – osiągniętej za cenę naszych dążeń i prawdy o realiach III RP. Niezrozumiałe, że nie potrafimy odrzucić postawy, która w obliczu agresji ze strony sukcesorów komunizmu, każe mówić o porozumieniu i dialogu.  
Słowa Jarosława Rymkiewicza -„W wielkiej wspólnocie żyjących nie ma miejsca ani dla wampirów, ani dla upiorów”, pozwalają dostrzec lęk, jaki musi towarzyszyć Onym w zderzeniu ze świadomą postawą antykomunistyczną. Wyrazem tego lęku są próby budowania sztucznych wspólnot oraz postulaty „zgody narodowej”. Obawa przed wykluczeniem jest widoczna w histerycznych reakcjach na każdy przejaw tej dychotomii, na samo ujawnienie podziału lub mówienie o nim.
Pozostawienie Onych „poza wspólnotą żyjących”, wyrzucenie za granicę naszej uwagi, pozbawia tych ludzi niemal ontologicznej podstawy egzystencji, skazuje ich na pustkę i spycha w otchłań zapomnienia. W reakcji obronnej ujawnia się lęk pasożyta, który utracił organizm żywiciela, lęk herbertowskiej „czystej negatywności”, której odmówiono „ontologicznego statusu”.
W obszarze życia publicznego, takie odrzucenie jest koniecznością. Nie można budować społeczności ludzi wolnych wraz z tymi, którzy noszą piętno niewolnictwa. Ci, którzy próbują takiego kuglarstwa– nie tylko nie ocalą niewolników, ale zgubią ludzi pragnących wolności.
To nie My potrzebujemy obecności Onych i nie My znajdujemy się na obcej ziemi. Od dziesiątków lat komunizm i jego sukcesorzy chcą czerpać z naszego potencjału, żerować na naszej polskości i „jeść przy naszym stole”.
Pozwalać na to – to oddać im Ojczyznę i przyszłość narodu.
Józef Mackiewicz, którego słowa wielokrotnie przywoływałem, nakreślił kiedyś „metodę walki” z komunizmem. W tekście z 1936 roku napisał:
My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!”
Te mocne słowa są echem tradycji, którą utraciliśmy w czasie hańby komunizmu i trzech dekad sukcesji III RP. Są echem dumy z posiadania własnej Ojczyzny i narodowych świętości. Nie nawołują do nienawiści, lecz mają źródło w zrozumieniu grozy komunizmu i jego antypolskich celów. Bez obudzenia tej świadomości i zdefiniowania podziału na My i Oni, nie staniemy się narodem.
Przypominam tekst sprzed sześciu lat, bo poprzedzi on próbę wytyczenia drogi do budowania autentycznej wspólnoty narodowej. 


© Aleksander Ścios
bezdekretu@gmail.com
9 października 2016
www.bezdekretu.blogspot.com





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2