Kiedy świat wstrzymuje oddech w obliczu fundamentalnych pytań odnoszących się do jego przyszłości – czy wybuchnie III wojna światowa, czy tylko kamień na kamieniu nie pozostanie wskutek intensywnej walki o pokój - kiedy oddech wstrzymuje nawet nasz nieszczęśliwy kraj, zachodząc w um („zachodzim w um z Podgornym Kolą...”) co takiego stało się w dniach ostatnich, że PiS zmienił zdanie w sprawie społecznego projektu ustawy „Stop aborcji” o 180 stopni - swoje rozterki przeżywają też środowiska salonowe. Nie chodzi tylko – jak ktoś mógłby sobie pomyśleć – o łatwą forsę z różnych państwowych kas w rodzaju Instytutu Sztuki Filmowej, do których poprzysysały się całe dynastie z „córuniami lesbijkami” inclus – bo w tej sprawie, jak wiadomo właśnie odbył się Kongres Kultury – ale o kwestie praktyczne.
Na przykład – czy przychodząc z wizytą należy zdejmować buty. Wbrew pozorom nie tyle chodzi o wygodę, co przede wszystkim – o prestiż, na co wskazują porady zamieszczane na portalu „Onet”, który podejrzewam o przynależność do medialnej ekspozytury Stronnictwa Pruskiego w Polsce. W takich ekspozyturach uczestniczą przedstawiciele starych rodzin, których początki tkwią w pierwszorzędnego gatunku mgle spowijającej aferę Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (z 1700 mln dolarów, jakie Polska wyasygnowała na nielegalny wykup długów, skupiono długi tylko za 60 mln, a reszta rozeszła się w środowisku RAZWIEDUPR-a albo na tworzenie takich właśnie koncernów medialnych, albo na zakładanie starych rodzin), ale obok nich również tacy, którzy starą rodzinę dopiero zamierzają założyć. Otóż o ile na użytek tych pierwszych, co to już z obecnością w starych rodzinach trochę się oswoili, prowadzone są dyskusje, czy zdejmować buty, czy nie, to dla tych drugich – porady, w jaki sposób usunąć z butów „nieprzyjemny zapach”. Myślę, że nic złego by się nie stało, gdyby stanowisko również w tej sprawie zajął Kongres Kultury, bo – jak poucza poeta - „nie jest światło, by pod korcem stało”, więc skoro „ludzie kultury” skwapliwie pouczają mikrocefali, w jaki sposób i co mają myśleć w tej, czy innej sprawie, to mogliby im też pomóc w trudnych sprawach życia codziennego – ot choćby w sprawie „nieprzyjemnego zapachu” z butów. Nie każdy bowiem „podskakiewicz pod kulturę” może pochwalić się posiadaniem specjalnego nosa, który zresztą też nie zawsze pomaga – na co zwrócił uwagę jeszcze Stefan Żeromski, nie bez pewnej odrazy wspominając w „Przedwiośniu” o „przemoczonych żydowskich skarpetkach”. Widok prezesa Banku Światowego Pawła Wolfowitza, który nieopatrznie zdjął buty przed wejściem do tureckiego meczetu i ukazał światu dziurawe i niezbyt świeże skarpetki pokazuje, że sprawa nie tylko nie jest błaha, ale nadal aktualna. Wcale bym się jednak nie zdziwił, gdyby na te sprawy zabrakło już czasu w związku z intensywnym przeżywaniem triumfu odniesionego nad klerofaszystowskim reżymem za sprawą „czarnych dam”, które znienawidzonemu faszyzmowi nie tylko pokazały środkowy palec, ale i urządziły „no pasaran” przy pomocy swoich „wagin” i „macic”. Na taki widok każda Moc truchleje, co zresztą przewidział poeta, retorycznie pytając: „któż widok ten opisać zdoła? Fiedin, Simonow, Szołochow? Ach, któż w ogóle go wytrzyma?” - zwłaszcza gdy w dodatku towarzyszą mu rozmaite wonie. Również i w tej sprawie mamy świadectwa literackie, choćby w postaci westchnienia Boya Żeleńskiego, by „cnota dziewic niewinnych, o spraw to Panie nad pany, miała ZAMIAST WSZYSTKICH INNYCH, zapach esencji różanej”.
Ale dość już o tych drobiazgach, bo chciałbym zwrócić uwagę na znacznie ważniejszy aspekt „czarnego protestu”, który takiego stracha napędził prezesowi Kaczyńskiemu, że nie tylko całym PiS-em zawrócił o 180 stopni, ale, „obawiając się sądu zagniewanego ludu”, jednym susem schronił się za murami leninowskiego przykazania, by w celu zrobienia kroku naprzód, cofnąć się o dwa kroki wstecz. Okazuje się, że Lenin jest dobry na wszystko, nie tylko za pierwszej komuny, ale i za demokracji. Nie o to jednak chodzi, tylko o motyw przewodni „czarnego protestu” w postaci „prawa wyboru”. Protestujące damy domagały się zagwarantowania „kobietom” prawa wyboru, czy mianowicie poćwiartować jakiegoś bardzo małego człowieka, czy nie. Ponieważ Cezary Lombroso utrzymywał, iż kobiety w rozwoju intelektualnym z reguły zatrzymują się na poziomie dziecka, to pewnie i one nie zdają sobie sprawy z odległych następstw takiego przywileju. Tymczasem nie żyjemy w jakiejś prawnej próżni, przeciwnie – jest ona wypełniona rozmaitymi regulacjami i zasadami, między innymi – zasadą równości i to nie tylko między kobietami i mężczyznami, ale w ogóle – między ludźmi. Nie ma zatem żadnego powodu, by przywilejem decydowania o ćwiartowaniu ludzi bardzo małych obdarzać tylko kobiety tym bardziej, że granica między kobietami i mężczyznami coraz bardziej się zaciera. Podobnie nie ma żadnego powodu, by zawężać ten przywilej, który powinien przysługiwać symetrycznie każdej możliwej płci, jedynie w stosunku do ludzi bardzo małych. Ludzie wyrośnięci czy zwłaszcza przerośnięci nie tylko zajmują więcej przestrzeni w naturalnym środowisku, ale stwarzają znacznie więcej i poważniejszych problemów, niż ludzie bardzo mali. W tej sytuacji należałoby przyznać ludziom reprezentującym wszystkie możliwe płcie przywileju samodzielnego decydowania, czy poćwiartować, albo uśmiercić w jakiś inny sposób upatrzonego osobnika, czy też pozwolić mu na kontynuowanie nędznej egzystencji. Pewne wątpliwości mogłyby pojawić się tylko w przypadku osobników pochodzenia żydowskiego, ale jeśli nawet w stosunku do nich uczyniono by wyjątek, to nawet dobrze, bo – podobnie jak każdy inny wyjątek – również i ten dodatkowo potwierdzałby, czyli wzmacniał, regułę. Dlaczego jednak mielibyśmy ograniczać ten – co tu ukrywać – radosny przywilej tylko do materii ścisłej egzystencji? Skoro już zdecydowaliśmy się na śmiałe przełamywanie anachronicznych konwenansów, to trzeba by również zmodyfikować zakres ochrony innych wartości – na przykład – wolności i własności. Dlaczegóż to wolność, czy własność miałaby być bardziej chroniona prawem, niż życie? W końcu zarówno wolność, jak i własność są pochodnymi egzystencji, więc skoro wchodzimy na drogę likwidacji ochrony życia to nie ma co się trząść ani nad wolnością, ani nad własnością. Wyobraźmy sobie tylko, ileż cierpień, a być może nawet dolegliwości natury medycznej, powoduje niemożność natychmiastowego odbycia stosunku płciowego z upatrzoną damą tylko z powodu konieczności respektowania jej kaprysów, nie wiedzieć czemu awansowanych do rangi „prawa wyboru”? Skoro człowieka bardzo małego bez ceregieli takiego prawa pozbawiamy, to dlaczego mielibyśmy nabożnie respektować uroszczenia jakiejś klempy? Niech nie marudzi, tylko w podskokach rozkłada nogi. Podobnie z właścicielami. Któż to widział, by jeden miał całą fabrykę gwoździ, a drugi żeby nic nie miał? Jak jeden ma całą fabrykę gwoździ, to i drugi niech ma całą fabrykę gwoździ, a jak jeden nie ma nic, to i drugi niech nie ma nic. Tak właśnie tłumaczył mi zasady sprawiedliwości społecznej mój przyjaciel z dzieciństwa, pięcioletni Henio Zielski z Markuszowa. Za sprawą „czarnych dam” chyba się wreszcie tego doczekamy.
Ilustracja © Capitol Hill Seattle / www.capitolhillseattle.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz