Antypolska operacja postępuje
Skończyły się letnie kanikuły, więc i antypolska operacja nabrała dynamiki. W sobotę 3 września odbył się w Warszawie nadzwyczajny Kongres Sędziów Polskich, zwołany przez Krajową Radę Sądownictwa i różne organizacje sędziów. Z zagadkowych przyczyn decyzja o zwołaniu nadzwyczajnego kongresu zapadła prawie jednocześnie z ultimatum, jakie Komisja Europejska wystosowała wobec Polski pod postacią tak zwanych zaleceń, którego termin upływa w październiku.
Ultimatum polega na tym, że jeśli polski rząd tych „zaleceń” nie wykona, to Komisja Europejska może podjąć wobec naszego nieszczęśliwego kraju kolejne wrogie kroki – aż do zastosowania procedury, jaką pod nazwą „klauzuli solidarności” przewiduje traktat lizboński. W przypadku zagrożenia demokracji w jakimś kraju członkowskim Unia Europejska może udzielić mu „bratniej pomocy”, również w postaci interwencji wojskowej, by zagrożenia dla demokracji usunąć.
Oczywiście do takiej interwencji władze Unii Europejskiej muszą mieć mocne i przekonujące argumenty – i właśnie Krajowa Rada Sądownictwa najwyraźniej wykonała swoją część zadania, zwołując nadzwyczajny kongres, który nie tylko potwierdził wszystkie oskarżenia wysuwane pod adresem rządu, ale również wystawił środowisku sędziowskiemu już nie to, że certyfikat niewinności, ale rodzaj patentu arystokratycznego. Jakże inaczej rozumieć słowa przemawiającej na kongresie damy, że sędziowie są „solą” tej ziemi? Jakże tę pełną pychy deklarację skomentować? Najlepiej słowami poety: „I ty, co mieszkasz dziś w pałacu, a srać chodziłeś za chałupę…”.
Skąd u demokratów takie poczucie wyższości? Przychodzi mi na myśl tylko jedno wyjaśnienie, korespondujące zresztą z faktem, że w nadzwyczajnym kongresie wzięło udział ponad tysiąc sędziów, co stanowi około 10 proc. ogólnej ich liczby. Słowem – 3 września w Warszawie zebrał się „aktyw sędziowski”. Co to za aktyw, w jaki sposób właśnie ci, a nie inni sędziowie, zostali zmobilizowani do udziału w kongresie?
Wśród wszystkich możliwych wyjaśnień tego fenomenu nie można wykluczyć również i tego, że trzon uczestników nadzwyczajnego kongresu stanowili konfidenci różnych tajnych służb, przede wszystkim – Wojskowych Służ Informacyjnych, które już w III RP pracowicie rozbudowywały agenturę, roztropnie plasując ją w kluczowych dla funkcjonowania państwa i w ogóle – życia publicznego środowiskach – między innymi w środowisku sędziowskim, które jako jedyne uniknęło zlustrowania w swoich szeregach starej, jeszcze ubeckiej agentury. To wyjaśnienie ma jeszcze i tę dodatkową zaletę, że znakomicie wyjaśnia zarówno panegiryczną ocenę własnego środowiska, jak i moment podjęcia decyzji o zwołaniu kongresu, a także – termin, w jakim się odbył. Pokazuje ono bowiem, że antypolska operacja Komisji Europejskiej jest ściśle skoordynowana z Razwieduprem w kraju, którego funkcjonariusze jeszcze w latach 80. zaczęli przewerbowywać się na służbę do naszych aktualnych sojuszników – między innymi na służbę wywiadu niemieckiego i izraelskiego. Te dwie centrale najwyraźniej za całą antypolską operacją stoją, na co wskazywałyby zarówno publikacje i ton mediów niemieckich, jak i oskarżenia miotane pod adresem Polski przez media pozostające pod wpływem lobby żydowskiego, zarówno za granicą, jak i w Polsce.
W podobnych kategoriach oceniam wniosek, jaki Platforma Obywatelska skierowała do Prokuratora Generalnego o delegalizację Obozu Narodowo-Radykalnego. Pretekstem był incydent w Gdańsku, kiedy to przybycie na pogrzeb „Inki” i „Zagończyka” funkcjonariuszy Komitetu Obrony Demokracji z filutem „na utrzymaniu żony”, czyli panem Mateuszem Kijowskim, zostało przez znaczą część uczestników tej uroczystości uznane za prowokację. Myślę, że jak najbardziej słusznie – bo celem obecności pana Kijowskiego, którego podejrzewam, iż przez WSI został wykreowany na „Bolka naszych czasów”, było właśnie sprowokowanie uczestników pogrzebowych uroczystości do takiej reakcji, by z kolei dla innych konfidentów posłużyła ona za pretekst do wniosku o delegalizację ONR. Taką „kombinację operacyjną” wymyślił Razwiedupr, najwyraźniej też zadaniowany przez zagraniczne centrale. Tym centralom chodzi o stworzenie wrażenia, że w Polsce „faszyzm” podnosi głowę, bo w tej sytuacji przekonanie opinii europejskiej o zasadności interwencji w Polsce będzie łatwiejsze, a w każdym razie – będzie wyglądało bardziej wiarygodnie.
Oczywiście oskarżanie ONR o „faszyzm” nie ma podstaw i jeśli o czymś świadczy, to przede wszystkim o ignorancji świeżo wyjrzałych z rozporka działaczy Platformy Obywatelskiej. Oto bydgoski wojewodzic, syn – trzeba to powiedzieć – sowieckiego kolaboranta, bo przecież PZPR sojusz z Sowietami miała wpisany do statutu, a członkostwo było dobrowolne – poseł Paweł Olszewski przedstawił jako uzasadnienie fotografie, na których członkowie ONR wykonują „faszystowskie gesty”. Najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że istota faszyzmu nie polega ani na rzymskim salucie (bo taki jest rodowód „gestu” – o czym wojewodzic może nie wiedzieć), ani na przykład na tym, że ktoś nie lubi Żydów (co najmniej 300 Żydów w czarnych koszulach wzięło udział w zorganizowanym przez Benita Mussoliniego „marszu na Rzym”), tylko na przekonaniu, że państwu wszystko wolno. Aby nie być gołosłownym, przypomnę formułę autorstwa twórcy faszyzmu Benita Mussoliniego: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu”.
ONR tymczasem propaguje nacjonalizm, którego istotą jest przekonanie, że każda wspólnota etniczna powinna się politycznie zorganizować w państwo. Ideologia jak każda inna; w niektórych sytuacjach to przekonanie jest trafne (na przykład tylko taki wróg narodu polskiego jak kanclerz Otto Bismarck odmawiał tego prawa Polakom), a w innych – już niekoniecznie (grupą etniczną są niewątpliwie górale – ale o ile mi wiadomo, wcale nie chcą tworzyć państwa góralskiego). Nie ma jednak w nacjonalizmie niczego demonicznego. Na przykład syjonizm, czyli nacjonalizm żydowski, jest dominującą, a nawet obowiązującą ideologią w Izraelu i nikt nie ośmieli się wytykać tego temu państwu, chociaż syjonizm ewoluuje w kierunku wyraźnie szowinistycznym. O ile bowiem twórca syjonizmu Teodor Herzl wywodził prawo Żydów do własnego państwa z faktu, że są oni takim samym narodem jak każdy inny, to obecnie syjonizm bazuje na innym punkcie wyjścia: Żydzi są narodem wyjątkowym, z czego wywodzą uroszczenie do instrumentalnego traktowania innych narodów.
Zatem oskarżanie ONR o „faszyzm” nie ma żadnego sensu poza jednym – ma ono stworzyć wrażenie, że w Polsce faszyzm podnosi głowę, a przede wszystkim – w przypadku odmowy delegalizacji – dostarczyć pretekstu do oskarżenia rządu o sprzyjanie faszyzmowi, a przynajmniej – o jego tolerowanie. Podejrzewam, że Razwiedupr, na polecenie BND i Mosadu tak właśnie zadaniował władze Platformy Obywatelskiej w ramach antypolskiej operacji, która cały czas rozwija się według własnej dynamiki.
„Polska Niepodległa” 18.09.2016
http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/8583-tylko-u-nas-stanislaw-michalkiewicz-antypolska-operacja-postepuje
Przyspieszenie i katalizatory
Realizacja wrogiego wobec Polski scenariusza w ostatnich dniach doznała gwałtownego przyspieszenia. Niezależnie od „nowych frontów”, których otwarcie w Polsce zapowiadał przegrany prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Bronisław Komorowski jeszcze pod koniec maja, uwijają się również osobistości zagraniczne. Jeszcze nie rozwiał się smród po Nadzwyczajnym Kongresie Sędziów Polskich, a już zwaliła się nam na głowę Komisja Wenecka. Po wysłuchaniu żalów prezesa Rzeplińskiego, rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, byłego pracownika Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, sponsorowanej przez finansowego grandziarza Jerzego Sorosa oraz innych płomiennych szermierzy demokracji, zagrożonych przez faszystowski reżym prezesa Jarosława Kaczyńskiego, Komisja orzekła, że – uuu – z demokracją w Polsce nie jest dobrze. Na takie dictum Parlament Europejski głosami 510 posłów przeciwko 160 przyjął rezolucję wytykającą Polsce „paraliżowanie” Trybunału Konstytucyjnego. Widać wyraźnie, że Komisja Europejska gromadzi argumenty na wypadek konieczności podjęcia wobec naszego nieszczęśliwego kraju zdecydowanych kroków, kiedy już minie trzymiesięczny termin wyznaczonego w lipcu ultimatum. Zadania zostały rozpisane i teraz „czyń każdy w swoim kółku, co każe Duch Boży, a całość sama się złoży” - jak radzi poeta. Skoro zaś mowa o Duchu Bożym, to niepodobna pominąć propagandowej operacji „Znak Pokoju”, którą z inspiracji pierwszorzędnych fachowców z bezpieki zainicjowały organizacje sodomitów w kolaboracji z Żywą Cerkwią w postaci środowisk „Tygodnika Powszechnego”, „Więzi” i „Znaku”. Celem tej akcji jest pobudzenie społeczności katolickiej do refleksji, jak rżnąć się sodomicko po Bożemu – bo na pomysł, żeby może się nie rżnąć, nikt oczywiście nie wpadł. To znaczy – taki jest pretekst, bo naprawdę celem tej, trzeba powiedzieć – finezyjnej operacji – jest pogłębienie kryzysu przywództwa w Polsce w momencie, gdy przyjdzie co do czego. No i już pokazały się pierwsze efekty. Konferencja Episkopatu Polski wydała specjalny komunikat, że katolicy nie powinni się do tej operacji włączać – na co przedstawiciele Żywej Cerkwi odpowiedzieli w stylu przypominającym wyjaśnienia biskupa inflanckiego Józefa Kazimierza Kossakowskiego. Ten wybitny targowiczanin rozwiewał wzruszające wątpliwości posłów na „rozbiorowy” sejm grodzieński w roku 1793. Ponieważ targowiczanie złożyli wcześniej solenną przysięgę, że nie oddadzą nikomu „ani cząsteczki” polskiego terytorium państwowego, biskup Kossakowski uspokajał ich, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo przecież nie chodzi o żadne „cząsteczki”, tylko olbrzymie obszary państwa, więc śmiało i z czystym sumieniem mogą traktaty rozbiorowe zatwierdzić. Widzimy choćby na tym przykładzie, podobnie jak na przykładzie współczesnej Żywej Cerkwi, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie politykuje także. Nie o to wszelako przede wszystkim chodzi, tylko o to, że RAZWIEDUPR zdecydował się na zdekonspirowanie Żywej Cerkwi, chociaż z taktycznego punktu widzenia jest to błąd, bo w interesie Żywej Cerkwi leży działanie wewnątrz Kościoła, ponieważ tylko wtedy może skutecznie rozkładać go od środka. Skoro jednak RAZWIEDUPR zdecydował się na dekonspirację, to wypada nam rozebrać z uwagą przyczyny, jakie nim kierowały. Otóż inaczej Żywa Cerkiew nie mogłaby wciągnąć Kościoła w groteskową wojnę z sodomitami, której celem jest pogłębienie i tak już postępującej erozji autorytetu Kościoła. Toteż ociekająca obłudą odpowiedź Żywej Cerkwi na deklarację Konferencji Episkopatu Polski, że przecież im chodzi tylko o krzewienie wśród katolickiej społeczności postawy szacunku wobec sodomitów, nie tylko ośmiesza Episkopat, ale wciąga go coraz głębiej w tę groteskę – o co właśnie pomysłodawcom chodzi.
Jakby wychodząc naprzeciw tym wszystkim przedsięwzięciom, koła rządowe też uruchomiły inicjatywy, które mogą odegrać rolę katalizatorów antypolskiego scenariusza. Ruszyła właśnie sejmowa komisja badająca sprawę Amber Gold, w którą zamieszani są nie tylko „małżonkowie P.”, którzy, moim zdaniem, byli tu raczej dekoracją, za którą ukrywali się inni szatani, przede wszystkim z bezpieki, która w ten sposób zbiera sobie pieniądze na czarną godzinę. Zamieszani są również prokuratorzy i sędziowie, dzięki którym oszustwo nie tylko było możliwe, ale możliwe stało się też ukrycie ukradzionego szmalcu w bezpiecznym miejscu. Prokuratura i niezawisły sąd podjęły „energiczne kroki” dopiero wtedy, gdy pieniądze rozpłynęły się we mgle pierwszorzędnego zresztą gatunku. Podejrzewam tedy, że zarówno prokuratorzy, jak i niezawisły sąd pozostawali na usługach bezpieczniaków – czy to jako wspólnicy, czy też jako konfidenci. Komisja to właśnie powinna ustalić – ale czy potrafi i przede wszystkim – czy w ogóle będzie chciała? Dotychczas bowiem, nawet przy gwałtownym zaostrzeniu politycznej wojny, przestrzegana była jednak zasada: my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych. Jeśli tedy nawet się kopano – bo przecież trzeba jakoś pięknie się różnić, zwłaszcza gdy jest wojna – to jednak tylko po kostkach, ale nie wyżej. Czy zatem sejmowa komisja pod przewodnictwem pani Małgorzaty Wassermann też będzie mitygowała swoją ciekawość wedle stawu grobla – tego oczywiście nie wiemy, ale na wypadek, gdyby nie powściągała i zaczęła wymierzać kopniaki powyżej kostek, RAZWIEDUPR chyba nie zechce ryzykować. Tym bardziej, że będąca przedmiotem salonowych żartów podkomisja powołana przez Antoniego Macierewicza właśnie ujawniła nagrania – chyba z jakichś podsłuchów – z których wynika, że pan minister Jerzy Miller jednak kręcił i to najwyraźniej na zamówienie premiera Donalda Tuska. Salon wydaje się zaskoczony, a to nieomylny znak, że RAZWIEDUPR nie udzielił mu żadnych instrukcji, w jaki sposób dawać odpór znienawidzonemu ministrowi Macierewiczowi. Zaskoczony, a właściwie nawet skonfundowany wydaje się nawet pan doktor Maciej Lasek, zwany „Laskiem Smoleńskim”. Podobnie skonfundowany był Józef Stalin, kiedy 22 czerwca 1941 roku Adolf Hitler uderzył na Rosję – ale potem odzyskał kontenans. Podobnie mogłoby być i z panem doktorem i z Salonem – no i naturalnie będzie – ale jednocześnie RAZWIEDUPR może dojść do wniosku, że nie ma co czekać, aż Komisja Europejska zbierze komplet dokumentów i może zacząć naciskać na Naszą Złotą Panią, by podjęła decyzję. „Barinia – prosit – daj prikaz” - jak Caryca Leonida relacjonowała skomlenie marszała Greczki – ale zanim taki prikaz zostanie wydany, Nasza Złota Pani będzie musiała odpowiednio porozdzielać zadania między askarisów z naszej niezwyciężonej armii – bo wydaje się, że to właśnie ona będzie musiała zapewnić Komitetowi Obrony Demokracji osłonę siłową, podczas gdy Nasza Złota Pani za pośrednictwem instytucji Unii Europejskiej zapewni interwencji w Polsce osłonę polityczną.
„Goniec” (Kanada) 17.09.2016
http://www.goniec.net/goniec/teksty/przyspieszenie-i-katalizatory.html
Ilustracja © GlowImages
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz