Ano właśnie, magiczne zawołanie wszelkiej maści cwaniaków – „z moich podatków” i dalej cała litania, czego to sobie cwaniak nie życzy finansować. Oczywiście kryteria cwaniactwa są proste, kto jest melomanem ten nie życzy sobie budowania stadionu narodowego, bo nie starczy na dotowanie opery. Kto ma 20 lat, temu nie w smak rewaloryzowanie emerytur i tak dalej. Zastanawiam się, czy ze swoim podejściem do życia nie powinienem się udać do specjalisty od głowy?
Nie mam absolutnie nic przeciw finansowaniu 500+ i miejsc kultu religijnego, chociaż żaden z tych wydatków w najmniejszym stopniu mnie nie dotyczy. Z 500+ nie mam ani grosza, do tego od 26 lat jestem ateistą, ale nie płaczę na swoimi podatkami, które finansują dwa ważne dla Polski fundamenty społeczne. Kościoły to w tej chwili jedyna zapora dla europejskiej paranoi i islamskiego fanatyzmu, pieniądze wydane przez rodziców na polepszenie jakości życia rodziny to po prostu radość i duma, że Polacy zaczynają żyć jak ludzie.
Społeczny darwinizm jest czymś, co mnie mierzi i przyprawia o fizyczne mdłości, chociaż w takich realiach, jako wieczny indywidualista i „złota rączka”, byłbym królem życia. Patrzenie z perspektywy własnej „d” na cele i duże projekty społeczne, jest wyjątkowo małe i żadnym socjalizmem tej małostkowości wytłumaczyć się nie da. Z drugiej strony jeśli już coś próbować tłumaczyć, to takie egoistyczne postawy, które noszą znamiona logiki i racjonalności. Melomana żądającego dotacji na opery i ścierającego się z kibicem domagającym się budowy stadionu narodowego, mogę sobie w głowie poukładać. Nie sposób jednak w jakikolwiek sposób wytłumaczyć postawę cwaniaków, którzy zachowują się jak pies ogrodnika i tak się dzieje w przypadku kredytów frankowych. Powinienem drzeć się wniebogłosy, że projekt ustawy przedstawiony przez kancelarię Prezydenta Andrzeja Dudy to kpina. Nie drę się, chociaż rzeczywiście inaczej tej propozycji niż kpiną nazwać się nie da, ale nigdy nie oczekiwałem i nie oczekuję, że państwo spłaci za mnie kredyt kosztem ważniejszych rzeczy i przede wszystkim kosztem Polaków, którzy pomocy potrzebują bardziej. Domyślam się też, co spowodowało, że ta ustawa wygląda tak, a nie inaczej, mówiąc krótko Polska nie ma szans wygrać w otwartej wojnie z międzynarodową lichwą. Prawdopodobnie doszło do jakiegoś porozumienia po cichu, co widać po umocnieniu złotego.
Może to naiwne, ale wierzę, że Prezydent Andrzej Duda wybrał odpowiedzialność, nawet kosztem swojej wizerunkowej porażki. Gdy tak dobrze pomyśleć to Prezydent w ogóle nie musiał pakować się w takie kłopoty, ale złożyć do sejmu radykalny projekt ustawy i przerzucić cały ciężar odpowiedzialności na partię rządzącą. Stało się inaczej i dobrze, że tak się stało, nie mam większych problemów ze zrozumieniem uwarunkowań. Natomiast za cholerę nie rozumiem tych wszystkich egoistów-idiotów, którzy drą się z dziką satysfakcją, że 700 tysięcy ludzi, czytaj jakieś 2,5 miliona Polaków żyjących w rodzinach, zostało orżniętych przez „banki” i dobrze im tak. Coś naprawdę niebywałego, że takie prymitywy w przestrzeni publicznej uchodzą za racjonalnych i inteligentnych. Niczego nie oczekuję, żadnej pomocy, ani państwowej, ani nawet ustawowej, ale w głowie mi się nie mieszczą „argumenty” typu: „wiedzieli co robią”, „trzeba było myśleć”, „niech płaczą i płacą”. Przepraszam za dosadność stwierdzenia, ale w taki sposób zachowują się jedynie dewianci, a największymi dewiantami są ci, którzy nazywają bankierów „banksterami” i jednocześnie protestują przeciw obciążaniu tych złodziei za swoje oszustwa. Nic mnie to nie obchodzi jako obywatela praworządnego państwa, że są jakieś spredy, libory i inne france. Oczekuję, że instytucje będą się zachowywać jak instytucje, nie jak Franek Dolas na arabskim bazarze.
Mam prawo się nie znać na geopolitycznych uwarunkowaniach ekonomicznych i mechanizmach forex, tak jak się nie znam na wycinaniu woreczka żółciowego dlatego poszedłem do chirurga. W życiu nie byłem w kasynie i nie zamierzam pójść, w życiu nie poszedłem do Providenta, ani nie zapisałem się na Fiata Uno w systemie argentyńskim. Powód moich wyborów był prosty – z definicji nie mam zaufania do takich „instytucji”. Bank to nie kasyno i nie Provident, bank, o zgrozo, nadal jest instytucją zaufania publicznego, która ma nadzór wielu nadrzędnych instytucji, a przede wszystkim banki obowiązuje prawo. Proszę w związku z powyższym kierować na Berdyczów swoje „genialne” uwagi „wiedziałeś, co robisz”. Odrobinę konsekwencji albo te wszystkie „banki” trzeba przemianować na Providenty i wtedy rzeczywiście każdy wie w co się „bawi” albo nie ma mowy, aby w bankach klienci mieli podejmować jakąkolwiek grę. Równie dobrze fachowej wiedzy można wymagać od pacjentów neurologii, czy klientów warsztatów samochodowych. Jest instytucja, jest prawo, w takich warunkach każdy klient powinien mieć wielkimi literami napisane jaką ofertę otrzymuje, co więcej takiej oferty, jak „kredyt we franku” nigdy w banku być nie powinno. Do cwaniaków się nie zwracam, ale prosiłbym moich Rodaków, aby za cwaniakami nie powtarzali tych idiotyzmów i nie roznosili wirusa egoizmu pod staropolską nazwą „pies ogrodnika”.
© MatkaKurka
5 sierpnia 2016
źródło publikacji: „Co w człowieku takiego małego siedzi? O kredytach frankowych!”
www.kontrowersje.net
5 sierpnia 2016
źródło publikacji: „Co w człowieku takiego małego siedzi? O kredytach frankowych!”
www.kontrowersje.net
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz