Jestem aktorką od "wesołych rzeczy". Zdążyłam się przyzwyczaić do tej opinii.
Rozmowa na temat wojny i Powstania Warszawskiego jakoś rzadko wchodziła w grę. Żyłam w takich czasach, że udział w patriotycznym zrywie, jakim było Powstanie Warszawskie, uważałam za normalny obowiązek i starałam się spełniać go najlepiej, jak mogłam. To wyniosłam z domu.
W czasie powstania byłam łączniczką w III plutonie [8. kompanii] batalionu "Kiliński". Pełniłam tę służbę po przeniesieniu się w najbliższe sąsiedztwo najbardziej strategicznego punktu w Warszawie, czyli skrzyżowania Marszałkowskiej z aleją Sikorskiego, dzisiejszymi Alejami Jerozolimskimi. W poprzek alei ustawiona była ogromna barykada, która dość skutecznie chroniła przed ostrzałem od strony zachodniej. Tę pozycję nazywaliśmy "Żywiec", od baru, który znajdował się niedaleko na parterze, w tym miejscu, gdzie teraz stoi Rotunda PKO.
Atakowani byliśmy właściwie bez przerwy, każdym rodzajem broni. Najbardziej dotkliwe były strzały oddane z tak zwanej "Grubej Berty" - ciężkiego działa nazwanego tak na pamiątkę żony Kruppa. Ostatni meldunek brzmiał (zacytuję za książką Nycza, który opisał dzieje naszego batalionu): "8. kompania batalionu "Kiliński" przez cały czas Powstania Warszawskiego utrzymała pozycję, walcząc z nieprzyjacielem, który bezskutecznie usiłował się przebić i oczyścić arterię wschód - zachód wzdłuż alei Sikorskiego i południe - północ wzdłuż ulicy Marszałkowskiej". To były nasze zadania.
Łączniczki w głównej kwaterze batalionu; p. Alina Janowska trzecia od lewej |
Czy jako powstańcy mieliśmy świadomość osamotnienia w walce? Na początku liczyliśmy na pomoc aliantów. Od 8 września, kiedy usłyszeliśmy w radiu Londyn, że wojska sowieckie stanęły na Wiśle "celem przegrupowania i odpoczynku", zrozumieliśmy, że praktycznie jesteśmy skazani na siebie.
Jako były więzień Pawiaka [Alina Janowska przez 9 miesięcy siedziała na Pawiaku] długo nie byłam w stanie wejść po raz drugi w te mury. Od lat związana jestem z warszawskim Teatrem Syrena i zawsze dojeżdżałam tam ulicą Marszałkowską, choć znacznie wygodniej byłoby przez aleję Szucha. Ta jednak, jak wiadomo, wiąże się z najbardziej mrocznymi wspomnieniami. Pamiętam, jak Andrzej Wajda zaproponował mi udział w filmie "Samson". Z przefarbowanymi włosami grałam Żydówkę, która zgłasza się do gmachu Gestapo właśnie przy alei Szucha. W czasie jednego z ujęć zaczął padać śnieg. Wszyscy schowaliśmy się więc do środka. Doznałam wstrząsu, bo poczułam zapach tych sal, który znałam z czasu wojny. Przed kamerą pojawiłam się więc w nastroju adekwatnym do tego, co przeżywała grana przeze mnie bohaterka.
kadr z filmu "Zakazane piosenki" |
Nie byłam zaproszona na premierę, bo przecież grałam w nich epizod. W tym roku, otwierając wystawę powstańczą w Paryżu, miałam okazję zaśpiewać znów "Czerwone jabłuszko". I co ciekawe, dopiero teraz nauczyłam się go na pamięć. W filmie bowiem śpiewałam z kartką w ręku, czego na szczęście nie było widać. Pierwszy raz, kiedy obejrzałam film, poczułam pewne rozczarowanie. Wydawało mi się, że Warszawa nie była nigdy tak rozśpiewana, jak tego chcieli scenarzyści. Za każdym następnym razem oglądało mi się go jednak coraz lepiej. I myślę, mimo zastrzeżeń, że dobrze, iż taki film powstał.
W naszej historii przez całe lata było wiele przekłamań. Długo nie godzono się na budowę pomnika Powstania Warszawskiego. Potem wybudowano go po decyzji generała Jaruzelskiego w kształcie takim, jaki możemy obserwować na placu Krasińskich. Bardzo się cieszę, że wtedy nie zgodziłam się wejść do Komitetu Honorowego. Kiedy popatrzyłam niedawno na rzeźby dwóch zabandażowanych głów autorstwa Igora Mitoraja, pomyślałam, że to właśnie byłby piękny, symboliczny pomnik ku czci powstańców. Z Muzeum Powstania było jeszcze gorzej. Skandaliczne jest to, że nie udało się uratować reduty przy Bielańskiej. Mam nadzieję, że sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Cieszę się jednak, że w ogóle udało się je otworzyć. I że ja dożyłam tych czasów. Nieprawdopodobne!
Mówiła pani Alina Janowska.
Notował:
© Jan Bończa-Szabłowski
1 sierpnia 2004
źródło publikacji:
„Rzeczpospolita”, dodatek specjalny, sierpień 2004
1 sierpnia 2004
źródło publikacji:
„Rzeczpospolita”, dodatek specjalny, sierpień 2004
Pani Janowska w filmie "Niezawodny system" (2008)
ARTYKUŁ PRZYWRÓCONY Z KOPII ZAPASOWYCH, Z TEGO POWODU ORYGINALNY FORMAT ARTYKUŁU MOŻE NIE PASOWAĆ DO FORMATU OBECNEGO BLOGU. NIEKTÓRE ILUSTRACJE MOGĄ BYĆ OBECNIE NIEDOSTĘPNE, A LINKI MOGĄ BYĆ NIEAKTUALNE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz