![]() |
Flota USA na Morzu Południowochińskim |
Głównymi uczestnikami sporu były początkowo głównie Chińska Republika Ludowa oraz Republika Chińska (Tajwan), Wietnam, Filipiny, Malezja i Brunei, z biegiem czasu włączyły się do niego jednak także Indonezja, Japonia, Australia i Stany Zjednoczone, a pośrednio także Indie, Wielka Brytania, Rosja i Nowa Zelandia.
Przedmiotem sporu są setki małych wysepek, skał i raf, tworzących Wyspy Paracelskie (chiń. Xisha), Spratly (chiń. Nansha), Pratas orał Ławicę Scarborough. Dążenie do kontroli nad obiektami, które często nawet nie wystają ponad powierzchnię wody, i powoływanie się przy tym na wielowiekowe pretensje, wydaje się mało poważne. Przyczyny sporu są jednak jak najbardziej poważne.
Chińskie uderzenie w amerykański ład
Pod dnem morskim znajdują się niezbadane jeszcze złoża ropy naftowej i gazu ziemnego, oceniane, według najśmielszych szacunków, na ustępujące jedynie Zatoce Perskiej. Ponadto, przez wody Morza Południowochińskiego przebiega jeden z najbardziej uczęszczanych szlaków morskich świata, a łączna wartość handlu morskiego na tym akwenie wynosi już pięć bilionów dolarów. Tamtędy przebiegają szlaki łączące Chiny i Japonię z Bliskim Wschodem, Afryką i Europą. Nic dziwnego zatem, że Chińczycy starają się uzyskać jak największą kontrolę nad akwenem. Zaowocowałaby ona jednak dominacją Chin w Azji Południowo-Wschodniej i poważnym wzmocnieniem ich pozycji na całym zachodnim Pacyfiku. Państwa regionu nie są zainteresowane chińską hegemonią, nie jest ona także w smak Stanom Zjednoczonym i pozostałym mocarstwom.![](http://en.people.cn/NMediaFile/2015/0724/FOREIGN201507240324000286352718579.jpg)
Niepożądana militaryzacja
W zaistniałej sytuacji Chiny musiały uciec się do innych sposobów dochodzenia swoich roszczeń. Przybrały one formę najpierw naruszania wód, uznawanych przez innych uczestników sporu za swoje terytorialne przez chińskich rybaków, którzy na całym świecie są znani z nieprzestrzegania podziału na wody międzynarodowe, terytorialne i wyłączne strefy ekonomiczne, co prowadzi do częstych starć ze strażami wybrzeża innych państw. Na Morzu Południowochińskim doprowadziło to do przydzielenia im ochrony chińskiej straży wybrzeża i prawdziwych bitew na armatki wodne z jednostkami innych państw.Analogiczne działania można było obserwować na Morzu Wschodniochińskim, w okresie nacjonalizacji przez Japonię spornych Wysp Senkaku. Działania te przyniosły efekt w postaci zwrócenia się Wietnamu o pomoc do USA, a w ostatnich miesiącach także poważnego zrażenia Indonezji, która dotychczas zachowywała neutralność w sporze.
![]() |
Pierwsza chińska platforma wiertnicza |
Rychło jednak okazało się, że platforma wiertnicza służyła przede wszystkim odwróceniu uwagi od dużo bardziej niekonwencjonalnego i ambitnego projektu. W sytuacji, w której wszystkie większe wyspy są już zajęte, Chiny postanowiły zbudować nowe.
![](http://ichef-1.bbci.co.uk/news/660/cpsprodpb/3A71/production/_86116941_86116938.jpg)
Wybór Woody Island nie był przypadkowy; wyspa jest położona w archipelagu Paracelskim, do którego pretensje oprócz ChRL zgłaszają jedynie Tajwan i Wietnam. Tym samym rozmieszczenie systemu przeciwlotniczego dalekiego zasięgu ma mniejszy ciężar gatunkowy, niż gdyby zrobiono to na Wyspach Spratly. Sama wyspa została zajęta przez Chiny jeszcze w roku 1956, od lat istniał tam port, a już w 1990 roku powstało lotnisko. Wyspy Paracelskie mają dla ChRL o tyle duże znaczenie, że umożliwiają osłonę Hajnanu, gdzie znajduje się baza atomowych okrętów. Południowe wybrzeże od lat jest uważane za „miękkie podbrzusze” Chin i dowództwo Chińskiej Armii Ludowej jest zdeterminowane zmienić ten stan. Równie duży niepokój budzą wspomniane wyżej stacje radarowe. To oznacza już poważne przygotowania Chin, do co najmniej monitoringu ruchu powietrznego w regionie, a powszechnie jest przyjmowane, że jest to wstęp do ustanowienia strefy identyfikacji obrony powietrznej (ADIZ) na Morzu Południowochińskim.
Wątpliwi partnerzy
Stany Zjednoczone wpadły jedynie na dwa pomysły, jak skontrować chińskie działania.![]() |
Chiny chcą Morze Południowochińskie dla siebie (kliknij w obrazek po większy) |
Okazało się jednak, że Nowe Delhi chętnie przyjmie wsparcie USA w swoich rozgrywkach z Pekinem, ale zamierza je prowadzić na własnych warunkach.
Szczyt USA-ASEAN, który odbył się w lutym w Sunnylands w Kalifornii, wyraźnie ukazał panujące w Azji Południowo-Wschodniej tendencje. Zgodnie z przewidywaniami Kambodża i Laos pozostały w orbicie chińskich wpływów, a co gorsza, w deklaracji końcowej zabrakło jakiegokolwiek odniesienia do Chin i kwestii Morza Południowochińskiego. Przywódcy ASEAN byli dużo bardziej zainteresowani sprawami gospodarczymi. Singapur, Indonezja i Tajlandia dążą do lepszej koordynacji gospodarczego zaangażowania Stanów Zjednoczonych w regionie. Spośród dziesięciu członków ASEAN, czterech (Brunei, Malezja, Singapur i Wietnam) jest już członkami TPP, a kolejnych trzech (Filipiny, Indonezja i Tajlandia) wyraża zainteresowanie dołączeniem do porozumienia. Prawdopodobnie przywódcy tych państw uznali, że zacieśnianie współpracy ekonomicznej, i wzmocnienie tym samym własnych gospodarek, skuteczniej ograniczy chińskie wpływy niż operacje FONOP i rotacyjna obecność amerykańskich wojsk. Zaniepokojenie chińskimi działaniami pojawiło się dopiero w oświadczeniu po późniejszym o dwa tygodnie spotkaniu ministrów spraw zagranicznych ASEAN. Nie przeszkadza to jednak państwom regionu dbać o jak najlepsze stosunki gospodarcze z ChRL. Warto dodać, że podczas swojego wystąpienia na ceremonii podpisania TPP, premier Japonii Shinzō Abe wyraził nadzieję na jak najszybsze dołączenie Chin do układu.
Działania Chin wywołały także poważne zaniepokojenie na Kremlu. Chcąc uniknąć zdominowania przez coraz silniejszego sąsiada, Rosja zaczęła zacieśniać stosunki z Wietnamem. Obustronne kroki są na razie ostrożne, chociaż Hanoi widzi w Moskwie partnera zdolnego spowolnić ekspansję Pekinu. W ostatnich tygodniach Rosja zaczęła intensyfikować swoje relacje z całym ASEAN. Innym frontem, na którym kremlowska dyplomacja usiłuje podejmować ofensywne działania, aczkolwiek z miernym skutkiem, są Japonia i Korea Południowa. Jednocześnie wzajemne powiązania między Moskwą a Pekiem są na tyle silne, że Rosja nie występuje otwarcie przeciwko Chinom. W trakcie ostatniego spotkania z dziennikarzami z Chin, Japonii i Mongolii, szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow opowiedział się przeciwko umiędzynarodawianiu sporu na Morzu Południowochińskim i za dążeniem do jego rozwiązania na drodze dialogu.
Brak strategii
W środowisku amerykańskich think tanków coraz donośniejsze są głosy o fiasku dotychczasowej polityki względem Chin. W analogicznym sporze o Wyspy Senkaku doszło do pewnej stabilizacji. Jej główną przyczyną nie są jednak amerykańskie działania, ale siła i determinacja władz w Tokio, zdolnych do samodzielnej obrony swoich interesów. Nie bez znaczenia może być też fakt, że podobnie jak w wypadku chińskich przywódców, umysły japońskich liderów są kształtowane grą w go, a nie szachy, co pozwala sprawniej reagować na niestandardowe zagrywki Pekinu.![](https://app.rspread.com/Spread5/SpreaderFiles/1276/files/upload/Bill%20Hayton2.jpg)
Morska odnoga jedwabnego szlaku
Dla Chin Morze Południowochińskie ma jeszcze inne, olbrzymie znaczenie – jest punktem wyjściowym morskiej odnogi nowego jedwabnego szlaku. Ten niezwykle ambitny projekt, mający usprawnić przepływ towarów między Chinami a Europą, stał się sztandarowym elementem chińskiej polityki zewnętrznej. Pomijana zwykle w Polsce nitka morska ma jednak olbrzymie znaczenie, i staje się główną osią rywalizacji chińsko-indyjskiej. Dla Indii, uważających Ocean Indyjski za swoje podwórko, „panoszenie” się tam Chińczyków jest nie do przyjęcia. Coraz większą popularność zdobywa koncepcja zbliżającej się zimnej wojny 2.0. Będzie ona jednak zupełnie inna od rywalizacji Wschód-Zachód. W Azji Wschodniej powoli krystalizuje się podział na obóz proamerykański i prochiński. Sojusznicy USA to bardzo niejednorodna grupa, w której poszczególne państwa często mają sprzeczne interesy, własne ambicje i wzajemne animozje, utrudniające formowanie zwartego frontu. Ponadto, jak już 20 lat temu prognozował Samuel Huntington, Chiny są w stanie zaoferować państwom regionu tak duże korzyści, że te same porzucą Waszyngton i uznają zwierzchność Państwa Środka. Wszystko pozostaje kwestią odpowiedniego rozegrania sprawy. Mimo asertywnego i momentami aroganckiego postępowania Chin, scenariusz ten zdaje się spełniać na naszych oczach.Na obecnym etapie ciężko wyrokować, czy ChRL zdecyduje się na toczenie wojen zastępczych. Na razie skuteczniejsze i tańsze okazują się zachęty gospodarcze i działania niejawne, z cyberatakami na czele. Kolejnym problemem pozostaje Korea Północna. W ostatnich miesiącach irytacja Pekinu na postępowanie Pjongjangu osiągnęła tak wysoki poziom, że zgodził się on podjąć współpracę z Waszyngtonem. Jest to kolejny przykład dwutorowości stosunków chińsko-amerykańskich. Z jednej strony jest bezwzględna rywalizacja, z drugiej coraz głębsze powiązania, prowadzące nawet do ukucia terminu „Chinameryka”.
Zachowanie status quo
Wśród analityków i obserwatorów panuje dość zgodna opinia, że w ciągu najbliższych miesięcy na Morzu Południowochińskim niewiele się zmieni. Chiny nadal będą budować strefę identyfikacji obrony powietrznej (ADIZ), którą zapewne uda im się do 2017 r. ukończyć. Z kolei Stany Zjednoczone będą nadal przeprowadzać operacje swobody żeglugi (FONOP). USA mają zresztą obecnie wiele innych problemów poza Chinami, włącznie ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, które odciągają uwagę amerykańskiej administracji od Azji. Pekin doskonale zdaje sobie z tego sprawę i w pełni to wykorzystuje.ARTYKUŁ POWSTAŁ DZIĘKI DARCZYŃCOM. ZOSTAŃ JEDNYM Z NICH!
![](http://www.nowakonfederacja.pl/wp-content/uploads/userphoto/54.thumbnail.jpg)
Ilustracje:
fot.1 © Asia News
fot.2 © People Daily (English Edition)
fot.3 © Asahi Japan
fot.4 © BBC
fot.5 © brak informacji
fot.6 © Bill Hayton
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz