(kliknij w obrazek po większy) |
Gdyby rzetelnie wyjaśnić sprawę nieruchomości przy ul. Noakowskiego 16, to byłyby tylko dwa wyjścia: oddanie jej spadkobiercom prawowitych żydowskich właścicieli albo, w razie braku takowych – Skarbowi Państwa. Natomiast jeżeli odnajdą się spadkobiercy prawowitych żydowskich właścicieli, to Skarb Państwa, czyli my, podatnicy, zapłacimy im odszkodowanie.
Historia choroby
Andrzej Waltz i jego krewni odziedziczyli większość udziałów w kamienicy po Romanie Kępskim, wuju męża prezydent stolicy. Jak wynika z akt policji II RP i peerelowskiej milicji, Kępski kupił udziały w kamienicy od szajki oszustów, najprawdopodobniej tzw. szmalcowników. Oszuści mieli pecha, bo wdowa po właścicielu kamienicy przeżyła Holokaust i upomniała się o swoje.Właścicielami budynku przy ul. Noakowskiego 16 byli Szlama Oppenheim, Pessa Regirerowa, Artur P. Regirer i Hirsz Freudenberg. Tuż po wojnie objawił się Leon Kalinowski, podając się za pełnomocnika właścicieli. Do spółki z dwoma kompanami – Leszkiem Wiśniewskim i Janem Wierzbickim, sfałszował zarówno pełnomocnictwo, jak i wiele aktów notarialnych i odpisów z nich. Liczyli na bezkarność, bo żydowscy właściciele kamienicy zginęli podczas wojny, a archiwa notariusza, który rzekomo sporządził owe pełnomocnictwo, spłonęły podczas bombardowania.
W grudniu 1945 r. Kalinowski za „szacunkowy milion złotych” sprzedał trzy czwarte kamienicy Romanowi Kępskiemu i jedną czwartą Zygmuntowi Szczechowiczowi. Wtedy okazało się, że żona i spadkobierczyni Szlamy Oppenheima, Maria, przeżyła wojnę i rozpoczęła w 1946 r. starania o zwrot należących do jej rodziny kamienic (w tym tej przy ul. Noakowskiego 16). Wpisała swoje roszczenia do księgi wieczystej nieruchomości. Wkrótce Kalinowskiego, Wiśniewskiego i Wierzbickiego aresztowano za fałszowanie dokumentów (w maju 1950 r. zostali prawomocnie skazani; potem Kalinowski za kolejne oszustwa trafił znów – tym razem na kilkanaście lat – do więzienia).
Sąd grodzki w lipcu 1947 r. oddalił wniosek adwokata Marii Oppenheim o wykreślenie Kępskiego i Szczechowicza z księgi wieczystej, ale to orzeczenie zostało zaskarżone. Sprawę zawieszono z powodu procesu karnego Kalinowskiego i jego szajki. Jak wynika z pisma prezydium warszawskiej Rady Narodowej do Wydziału Gospodarki Mieszkaniowej i Terenów z 1 sierpnia 1952 r., toczyła się wtedy sprawa o uznanie za nieważne sprzedaży przez nich kamienic przy ul. Noakowskiego 10, 12 i 16. Także ona została zawieszona, dlatego że na mocy tzw. dekretów bierutowskich najpierw stołeczna gmina, a potem Skarb Państwa przejęły wspomniane nieruchomości. Dla prawowitych właścicieli sprawa stała się bezprzedmiotowa.
Przychylni urzędnicy
W 1997 r. Kępski wszczął w Urzędzie Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast starania o odzyskanie kamienicy przy ul. Noakowskiego 16. Zrobił to, mimo że musiał mieć świadomość, iż są prawowici właściciele (był uczestnikiem kilku postępowań, w których podważano legalność sprzedaży tej nieruchomości w 1945 r.). Powinni o tym wiedzieć również warszawscy urzędnicy, bo były odpowiednie wpisy w księdze wieczystej. Tymczasem w ciągu sześciu lat Kępski, a później jego spadkobiercy uzyskali trzy decyzje niezbędne do odzyskania kamienicy (w tym kluczową decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego). W Warszawie na te decyzje czeka się około 10 lat, a na decyzję prezydenta miasta (końcową formalność) – kolejne 3-5 lat. Przy czym urzędnicy wykorzystują każdą, najmniejszą szansę na przeciąganie sprawy i wstrzymywanie zwrotu.Dziwić musi fakt, że w ogóle uznano Romana Kępskiego za stronę w postępowaniu, choć z dokumentów wynikało, że tytuł jego własności był oprotestowany, a postępowanie w sprawie unieważnienia zakupu przez niego kamienicy zawieszono tylko z uwagi na przejęcie jej w 1952 r. przez państwo.
Ciekawa jest linia obrony rodziny Waltzów, która sprowadza się do powtarzania, jak mantry, że wszystko jest w porządku, bo kluczowe decyzje o zwrocie zapadły, gdy stolicą rządził jako prezydent Lech Kaczyński. Nikt nie komentuje faktu, że rodzina Waltzów „odzyskała” nieswoją kamienicę.
Tuż po odzyskaniu nieruchomości rodzina Waltzów błyskawicznie sprzedała swoje udziały w kamienicy za kilka milionów złotych. Zapewne na wszelki wypadek.
© Jan Piński
16 maja 2016
źródło publikacji: „Warszawski geszeft. Jak rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz zarobiła miliony na pożydowskiej kamienicy”
www.warszawskagazeta.pl
16 maja 2016
źródło publikacji: „Warszawski geszeft. Jak rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz zarobiła miliony na pożydowskiej kamienicy”
www.warszawskagazeta.pl
Drobne korekty tekstu pochodzą od redakcji ITP.
Ilustracja ©2016 Google
Jak można odziedziczyć coś co nigdy nie było własnością darczyńcy
OdpowiedzUsuńZłodzieje z PełO lepsze cuda wyprawiali!
Usuńi dalej wyprawiają...
UsuńStare żydowskie powiedzenie (tak tak - to wcale nie jest amerykańskie powiedzenie jak się powszechnie w Polsce uważa) twierdzi:
OdpowiedzUsuń"pierwszy milion ZAWSZE trzeba ukraść"
"pierwszego miliona nigdy nie zdobędziesz z pracy" albo (zależnie od tłumaczenia) "pierwszego miliona nigdy nie uzbierasz pracując" - tak ono brzmi w rzeczywistości
UsuńTyle lat wiadomo że ta tłusta świnia i jej mąż nakradli miliony, a ona nadal jest prezydentem stolicy i nikt z okradzionych nie jebnie jej maczugą w ryj i nie rozjedzie samochodem na ulicy jak robala!!!
OdpowiedzUsuńNaród bez jaj