Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Temidę do okulisty

Trzy rodzaje władz miały się nawzajem pilnować i ograniczać. W praktyce wygląda to tak, że judykatywa kontroluje pozostałych oraz samą siebie.

Słynny francuski mason, popularnie zwany w naszym kraju Monteskiuszem, projektując model ustrojowy oparty na trójpodziale władzy zakładał, że wolności obywateli sprzyja ograniczenie władzy poprzez jej rozdzielenie. Wykładając swoje pomysły w traktacie „O duchu praw” i przeciwstawiając legislatywie oraz egzekutywie judykatywę twierdził, że „władza sądu jest poniekąd żadna”, oraz że jej przedstawiciele, czyli sędziowie, „to jedynie usta, które wygłaszają brzmienie praw; nieożywione istoty, które nie mogą złagodzić ich siły ani surowości”.

Monteskiusz projektując ustrojową rolę sędziów uległ oświeceniowej modzie intelektualnej, wedle której uważano, że człowiek jest świadomy i racjonalny, że myśli zgodnie z regułami logiki klasycznej, że emocje to tylko lokalne zakłócenia procesów rozumowych, które można opanować siłą woli. Dziś wiemy, że sędziowie są tylko ludźmi i nie nadają się do roli, jaką zaplanował im autor idei trójpodziału władzy. Musimy na nowo przemyśleć ustrojową rolę sędziów. I nie jest to problem prawny, ale przede wszystkim ustrojowy a także psychologiczno-organizacyjny.

Pękający paradygmat

W grudniu ubiegłego roku prof. Bartosz Brożek z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie otrzymał prestiżowy grant „Mistrz” Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, w celu zbadania niespójności między wizją człowieka funkcjonującą w systemie prawnym a aktualnym stanem wiedzy naukowej na ten temat.

Od kilku dekad prężnie rozwija się subdyscyplina badawcza – psychologia podejmowania decyzji przez sędziego (psychology of judicial decision making). Podejmuje się w jej ramach zaawansowane badania nad ingerencją czynników pozamerytorycznych (w literaturze określa się je także jako „niedoktrynalne”) w treść orzeczeń. Wyniki analiz dostarczają argumentów podważających podstawy doktryny o niezawisłości sędziego. W tym nurcie badań zwraca się uwagę na pomijanie w modelu pracy sędziego czynnika ludzkiego, na co dobitnie zwraca uwagę badacz z Uniwersytetu Stanowego w Nowym Jorku Jeffrey A. Segal, tytułując swój klasyczny już artykuł: „Sędziowie Sądu Najwyższego jako podejmujący decyzje ludzie” („Supreme Court Justices as Human Decision Makers”). Warto przywołać tu także fascynujący przykład ustaleń zespołu psychologa z Uniwersytetu w Tel Awiwie Shai Danzigera, który wykazał istotną korelację między surowością kar orzekanych przez izraelskich sędziów a faktem, czy byli oni przed, czy po przerwie lunchowej. Oczywiście głodni sędziowie orzekali bardziej surowo, a syci łagodniej. Brożek podaje podobny interesujący przykład:
„W Stanach Zjednoczonych badano, w jaki sposób decyzje podejmują sędziowie. Okazało się, że ci z nich (w sądach pierwszej instancji), którzy mają bezpośredni kontakt z oskarżonym i poszkodowanym, opierają swoje wyroki raczej na reakcjach emocjonalnych, podczas gdy sędziom apelacyjnym, którzy orzekają w oparciu o dokumenty, łatwiej przychodzi przeprowadzenie odpowiednich rozumowań i podjęcie decyzji na ich podstawie”.
Testowane są także próby oparcia orzecznictwa na zalgorytmizowanych procedurach analizy danych, gdzie człowieka wspierałby (żeby nie napisać – kontrolował) komputer, który doczekał się określenia „smart sentencing”.

Nie tylko koncepcja sędziego jawi się jako problematyczna w świetle aktualnego stanu wiedzy naukowej, ale również wizja człowieka w systemie prawa w ogóle. Przykładowo, idea indywidualnej odpowiedzialności karnej opiera się na założeniu, że oskarżony podjął suwerenną decyzję zanim popełnił podlegający osądzeniu czyn (także, że dopuścił się zaniedbania). W teorii prawa karnego istnieje pojęcie „mens rea” („zbrodniczy zamysł”) oraz zasada „actus reus non facit reum nisi mens sit rea” („nie jest winien czynu ten, którego zamysł nie był zbrodniczy”). Wobec tego, kluczowym elementem orzekania o winie jest to, jak sędzia rozstrzygnie, czy w danym wypadku mieliśmy do czynienia ze „zbrodniczym zamysłem”, czy nie. A to zależy od wyobrażeń sędziów na temat funkcjonowania ludzkiego umysłu. Tymczasem w Polsce aplikanci sędziowscy nie są systematycznie zapoznawani z aktualną wiedzą naukową z psychologii. Tę ostatnią studenci prawa mogą poznać na studiach, jeśli wybiorą ją jako kurs dodatkowy. Zatem w tak kluczowej sprawie, jak pozbawienie człowieka wolności, sędziowie opierają się na środowiskowych wyobrażeniach, często rozbieżnych względem aktualnego stanu wiedzy naukowej.

Znany amerykański noblista w zakresie ekonomii Douglass C. North w 2008 roku zwrócił uwagę, że dominujący do niedawna w naukach społecznych paradygmat racjonalnego wyboru funkcjonuje także na gruncie teorii prawa, co związane jest ze wspólną, neoklasyczną genezą ekonomii i prawa. Tymczasem, zdaniem Northa, współczesne ustalenia nauk o poznaniu oraz ekonomii eksperymentalnej poważnie kwestionują założenia o racjonalności człowieka. Jednakże model podejmowania decyzji w postępowaniu procesowym wciąż opiera się na silnym założeniu o racjonalności i logiczności (konsekwentności) postępowania stron. North postuluje zbudowanie modelu podejmowania decyzji przez sędziów w oparciu o najnowsze ustalenia naukowe na temat funkcjonowania ludzkiego umysłu, które uwzględniłyby wpływ czynników pozamerytorycznych. Warto zadać tutaj pytanie: czy w konsekwencji nie oznaczałoby to podważenia idei niezawisłości sędziego?

Dla konserwatysty zabrzmi to jak strzał w stopę, ale żyjemy w świecie instytucji stworzonych w przeszłości przez ludzi, którzy projektując te instytucje opierali się często na fałszywych założeniach. Co usprawiedliwia trwanie instytucji poza samą ich sztywnością, inercją? Oczywiście interesy. Jest mało prawdopodobne, aby postulaty Northa mogły zostać uwzględnione w doktrynie, ponieważ aktualny stan jest zbyt opłacalny dla tych wpływowych aktorów politycznych, w których gestii leżałoby przeforsowanie niezbędnych zmian. Dogmat bowiem o racjonalności i niezawisłości sędziego, jak i wiele innych fałszów, może służyć m.in. interesom podmiotów o międzynarodowych wpływach.

Wzrost władzy sędziów

Główny problem polega na tym, że wyłanianiu się na gruncie nauki coraz poważniejszych wątpliwości, w zakresie możliwości wypełniania przez sędziów powierzonej im roli ustrojowej, towarzyszy globalny trend jurydyzacji stosunków społecznych, czyli wzrostu znaczenia prawa i władzy sędziowskiej, jako regulatora w relacjach między ludźmi, między przedsiębiorstwami oraz między państwami.

W naukach politycznych karierę robi koncepcja judykalizacji polityki, czyli zjawiska wzrostu znaczenia decyzji i działań sędziów w procesie politycznym, zarówno wewnątrz państwa, jak i na arenie międzynarodowej. Spory prawne coraz częściej stają się kolejnym, po wojnie i dyplomacji, narzędziem polityki. Judykalizacja jest trendem światowym, nie zawinionym przez sędziów. Jeśli doszukiwalibyśmy się jakichś sił, które proces ten wspierają, to uwagę należałoby raczej kierować w stronę międzynarodowych korporacji.

Opinia publiczna często nie zdaje sobie sprawy z tego, że sędziowie mają coraz więcej do powiedzenia w polityce. Raczej w debacie publicznej słyszy się o niebezpieczeństwach związanych z ingerencją czynników politycznych w pracę sądów.

Lamentujący nad presją polityczną na sędziów nie rozumieją, że sędziowie na skutek działania innych procesów już dawno w polityce są i na nią silnie oddziaływają. To dwie strony tego samego medalu. Nie można narzekać na naciski polityczne na sądy i jednocześnie nie robić nic, aby z orzekania w sprawach o kapitalnym znaczeniu politycznym sędziów i sądy wyłączyć.

I nie jest tak, że udział sędziów w polityce zawsze władzy przeszkadza. Często możemy mieć do czynienia z sytuacją symbiozy. Każdy król potrzebuje kata. Machiavelli radził księciu w „Księciu”, aby ten osobiście nagradzał, zaś karał przez pośredników. „Niezależny” sędzia jest dla władzy bardzo funkcjonalny: bierze na siebie ciężar podjęcia decyzji w trudnych i mniej ważnych dla polityka kwestiach. Polityk w kraju demokratycznym pracuje pod presją czasu, warunkowaną dynamiką kaprysów opinii publicznej. Sąd to dobre miejsce na urządzenie w nim śmietnika, w którym umieścić można trudne problemy na czas wygaśnięcia zainteresowania nimi opinii publicznej. Sędzia to gość od takiej właśnie czarnej roboty. I aby sędzia był w tej robocie skuteczny, to nie może zbyt sztywno podlegać rozliczaniu za efektywność.

Sędzia jest potrzebny politykowi także dla uprawomocnienia różnych niepopularnych i ryzykownych politycznie decyzji. W przeciwieństwie do władzy, sędzia nie ponosi odpowiedzialności politycznej. Sędziemu grozi naprawdę niewiele, jeżeli tylko zadba się o odpowiednie uzasadnienie, żeby wszystko było lege artis, co w praktyce zależy od wyobraźni, kreatywności i talentów literackich. Współczesnym przykładem jest zalegalizowanie przez Trybunał wyprowadzenia pieniędzy z OFE. Nawiasem pisząc, jako badacz przyglądający się korupcji w Polsce, muszę przyznać, że było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, że tak duże podmioty finansowo-ubezpieczeniowe nie dały rady zrzucić się na na tyle dużą łapówę, aby powstrzymać polityków i sędziów przed wyprowadzeniem pieniędzy.

Powspółczujmy sędziom. Kiedy wydadzą wyrok „niesprawiedliwy”, wtedy sypią się na nich gromy. Kiedy wydadzą wyrok „sprawiedliwy”, wtedy ci, których on dotyczy, najczęściej nie poczuwają się do żadnej wdzięczności względem sędziów. Taka to niewdzięczna robota. Co szczególnie ciekawe, rządzącym nie jest potrzebne, aby sędziowie w ogólności orzekali „sprawiedliwie” – wystarczy, że nie będzie zbyt wiele rażących przypadków orzekania „niesprawiedliwego”. Potrzeba też zapobiegać powstawaniu wśród zaprzyjaźnionych lub neutralnych wpływowych grup interesu poczucia niesprawiedliwości. Chodzi tylko o to, aby niesprawiedliwie potraktowani nie poczuli się ci silniejsi aktorzy, od których poparcia zależy władza aktualnie rządzących.

Drogie, niekontrolowalne, spetryfikowane

Jeśli w następstwie procesu judykalizacji, rola sędziów w procesie politycznym jest coraz większa, a grupa ta nie podlega wyborowi demokratycznemu, jest względnie trwała, to tworzy się niebezpieczeństwo utrwalania pewnego establishmentu, mimo pozornej wymiany przedstawicieli władz. Jak pokazują dane porównawcze, omówione poniżej, środowisko sędziowskie w Polsce jest względnie liczne i wyjątkowo spetryfikowane.

W aktualnej wersji raportu „European judicial systems – Edition 2014: efficiency and quality of justice”, oceniającego jakość funkcjonowania sądownictwa w państwach europejskich (łącznie z Rosją i Izraelem, państwami kaukaskimi), pod względem bezwzględnej liczby sędziów Polska, gdzie ich liczba przekracza nieco 10 tys., znajdowała się w ścisłej czołówce zestawienia ponad czterdziestu państw. Według dostępnych w raporcie danych, więcej sędziów było w Rosji i Niemczech. Zaś w bardziej zasobnych ludnościowo od Polski krajach, jak we Francji czy we Włoszech, sędziów było zdecydowanie mniej, odpowiednio 7 tys. i 6,3 tys.

Z analiz przedstawionych w raporcie wynika, że funkcjonowanie systemu sprawiedliwości w ogólności i sądów w szczególności kosztuje nasz budżet dość dużo. Polska znalazła się na 6. miejscu pod względem wysokości wydatków państwa na cały system sprawiedliwości (razem z więziennictwem, kosztem funkcjonowania ministerstwa itp.). Stanowi to w Polsce 3,2% rocznych wydatków publicznych, zaś średnia unijna to 2,2%. Co dostajemy za to, że płacimy za system wymiaru sprawiedliwości proporcjonalnie o połowę więcej niż pozostali Europejczycy?

Mając to na uwadze warto zauważyć, że z puli przeznaczanej na utrzymanie systemu sprawiedliwości wydatki na sądownictwo wynoszą dla Polski 73,9%, co daje nam 4. miejsce na 43 ujęte kraje, przy średniej dla nich wynoszącej 49,2%! Zatem w innych krajach europejskich wydatki na sądownictwo przeciętnie to 50% całości kosztów funkcjonowania systemu wymiaru sprawiedliwości. W Polsce to znów o połowę więcej. Jak się okazuje, tylko w niewielkim stopniu różnice te tłumaczy fakt, że w Polsce, podobnie jak np. w Austrii, na sądach ciążą także pewne obowiązki związane m.in. z rejestrowaniem podmiotów prowadzących działalność gospodarczą, podczas gdy w innych krajach robią to wydzielone instytucje.

Otóż okazuje się, że ujęte w raporcie ogólne wydatki na sądownictwo uwzględniają także koszty funkcjonowania prokuratury oraz zapewniania pomocy prawnej obywatelom. I tu jest jeszcze ciekawiej. W Polsce działalność sądów pożera 75% wydatków na sądownictwo, na prokuraturę idzie 23%, zaś na pomoc prawną dla obywateli 1,3%. W tym samym czasie w słynącej z kultury prawnej Anglii i Walii na sądy idzie 44%, na prokuraturę 13%, zaś na pomoc prawną dla obywateli 43%!

Polski obywatel w konfrontacji z sądem rzadziej może liczyć na pomoc państwa i musi często polegać na prywatnej inwestycji w adwokata. A z tym wiąże się poważny problem, w literaturze określany jako tzw. problem agencji. Ilustruje go dowcip, w którym pewien socjolog, badający zjawisko długowieczności odkrył, że przeciętny prawnik żyje dwukrotnie dłużej niż przeciętny lekarz i trzykrotnie dłużej niż przeciętny nauczyciel szkolny; długość życia prawników została ustalona na podstawie liczby godzin pracy podanej przez nich w wystawionych klientom rachunkach.

Wspomniany raport przywołuje także ciekawe dane porównawcze na temat liczby postępowań dyscyplinarnych, wszczynanych przeciwko sędziom. I tak, w Anglii razem z Walią było ich aż 55 na 100 sędziów, w Norwegii 12 na 100, w całym zbiorze porównywanych państw było ich przeciętnie 3,2 na 100, zaś w Polsce – 0,5 na 100.

Nieuchronność konfliktu

Z przytoczonych danych porównawczych wynika, że sędziów mamy wielu, na sądy płacimy dużo, także kosztem wsparcia prawnego dla obywateli. Jednocześnie pozycja sędziego w naszym kraju jest wyjątkowo stabilna, trudno rozliczyć go z błędów, nieefektywności, nierzetelności czy wręcz lenistwa. Postępowania dyscyplinarne w naszym kraje są względnie rzadkie w porównaniu z innymi państwami europejskimi.

Brak zinstytucjonalizowanego systemu sankcjonowania pracy sędziów i egzekwowania ich odpowiedzialności w dłuższej perspektywie naturalnie skutkować musi powstaniem konfliktów tego środowiska z władzą i ze społeczeństwem.

Z punktu widzenia troski o jakość rządów, konfrontacja władzy ze środowiskiem sędziowskim jest bardzo potrzebna obu stronom. Bardziej potrzebna jest jednak sędziom: żeby przypomnieli sobie oni, albo uświadomili to, na jakich kruchych podstawach zbudowana jest ich – zdawałoby się – wygodna pozycja. Dzięki mechanizmom okresowej wymiany elit w demokracji, przedstawiciele zarówno egzekutywy, jak i legislatywy chronieni są przed zbytnim popadnięciem w samozachwyt i złudne poczucie niezależności. W przypadku sędziów brakuje tego rodzaju mechanizmów. Być może, gdyby standardy ostrożności w środowisku sędziowskim były bardziej powszechne, sędzia Łączewski nie dałby się tak łatwo wrobić w aferę z jego udziałem.

W jaki sposób suweren, społeczeństwo może dyscyplinować sędziów? Pojedynczych, ale też sędziów jako całą klasę urzędników, czyli sług. Jaką sędzia ma motywację, aby być wydajnym, sprawiedliwym? Jeśli suweren uzna, że z sędziami trzeba zrobić porządek, to może próbować zmienić prawo. Jednakże sędziowie, jako całe środowisko broniące swojej pozycji, mogą mu to prawo odrzucić, bo nie dość, że są sędziami we własnej sprawie, to jeszcze grają na własnym boisku.

Jak to naprawić?

Z naszkicowanego obrazu sytuacji wynika potrzeba zastanowienia się nad wypracowaniem i wprowadzeniem mechanizmów. Po pierwsze, niezależnej kontroli jakości pracy sądów, po drugie, realnego sankcjonowania odpowiedzialności sędziów za niskie standardy ich pracy. Z ustrojowego punktu widzenia, trzy rodzaje władz miały się nawzajem pilnować i ograniczać. W praktyce wygląda to tak, że judykatywa kontroluje pozostałych oraz samą siebie. W świetle trendów naukowych opisanych na początku można zakładać, że idei niezawisłości sędziowskiej być może nie da się dłużej utrzymać.

Próbą ograniczenia swoistej izolacji sędziów są właśnie takie inicjatywy, jak obywatelski nadzór na pracą sądów (CourtWatch), czy też funkcjonowanie w amerykańskim systemie instytucji ławy przysięgłych, w której losowo wybrani, „zwyczajni obywatele” mają dokładać do działalności sądu pierwiastek potocznego poczucia sprawiedliwości. Można podnieść tu zarzut, że to kolejne zwiększenie roli czynnika „ludzkiego”; nie jest to zarzut trafny, gdyż problemem nie jest sam „czynnik ludzki”, który jest nieredukowalny z żadnej sytuacji społecznej. Problemem jest fałszywe wyobrażenie o „niezawisłości” organu, który feruje orzeczenie. Co więcej, rozważenie dodania czynników politycznych czy obywatelskich do pracy sądów ma ten dodatkowy sens, że te pierwsze mają większy mandat do sprawowania władzy. Z tej perspektywy legitymacja władzy sądowniczej jest w pewnym sensie domniemana, gdyż niepoddawalna sprawdzeniu.

Jednocześnie należy z ostrożnością podchodzić do prób poważniejszego wykorzystywania technik zautomatyzowanego wspomagania decyzji sędziów przez algorytmy komputerowe, wykorzystujące bazy danych. Wbrew deklaracjom, nie przysłużą się one istotnie redukowaniu tzw. „czynnika ludzkiego”: same algorytmy bowiem, podobnie jak prawo, nie zostały objawione, ale stworzył je człowiek, mający swoje (świadome i nieuświadomione) interesy i uprzedzenia. Kolejne zagrożenie z tym związane opisywał Stanisław Lem w „Podróży dwudziestej czwartej”, gdzie bezstronna maszyna do rządzenia, która w oczekiwaniach ludu miała zaprowadzić ład sprawiedliwy, przyjemny i estetyczny, zamieniła obywateli w lśniące krążki.

Władza sędziów jest nieproporcjonalna do odpowiedzialności za nią. Potrzeba nam odczarowania mitu niezależności roli sędziego od uniwersalnie ludzkich ograniczeń. Praktyczna realizacja tego postulatu nie uda się bez współpracy samych sędziów. Okazuje się, że Temida nie jest ślepa, ale co najwyżej krótkowzroczna. Albo społeczeństwo faktycznie ją oślepi, albo wyśle do okulisty.

ARTYKUŁ POWSTAŁ DZIĘKI DARCZYŃCOM. ZOSTAŃ JEDNYM Z NICH!


© Maciej Gurtowski
6 kwietnia 2016
źródło publikacji: miesięcznik „Nowa Konfederacja” nr.4(70)/2016
www.nowakonfederacja.pl




Ilustracja © Magalhães e Gabriel Advogados / magalhaesgabrieladvogados.com.br

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2