Do tego dorabia się całą historię i mity, jak to nawet sam prezes nie jest zwolennikiem pani Szydło na stanowisku premiera, że rząd w obecnym układzie to eksperyment itd. Media kochają takie dywagacje, to było zawsze bardzo ciekawe, jest i będzie, wynik nie ma znaczenia, chodzi o to, że można nad procesem rozwadniać się w nieskończoność i nawijać makaron na uszy.
Rzeczywiście niewiele można powiedzieć o obecnej pani premier, nie poznaliśmy jej sposobu myślenia, ani nawet poglądów na tematy zasadnicze dla państwa. Pani premier Beata Szydło niczym nie zachwyciła, nie przedstawiła się w zasadzie z żadnej strony, poza sprawną organizacją kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości w ostatnich wyborach. Jak się okazało jednak, dla pana Prezesa i innych ludzi z tej partii, było to wystarczające, żeby została Prezesem Rady Ministrów naszego państwa. Można byłoby zapytać, co takiego zrobiliśmy wszyscy panu Prezesowi, że w taki sposób nas doświadczył? Już kiedyś zrobił premierem zdaje się nauczyciela historii z jakiejś miejscowości w Polsce zachodniej. Skończyło się tak, że nawet nie wypada tego opisywać. Po co więc pan Prezes zrobił premierem panią samorządowiec z Małopolski Zachodniej? Nie wiem czy państwo czujecie ciężar gatunkowy sprawy – mówimy o tym, że pewna osoba formalnie rządzi Polską, całym naszym krajem i jest formalnie naszym przywódcą. Tymczasem jest w istocie tylko nominowaną przez swojego lidera, sama nie jest liderką niczego. Co więcej jeszcze zmarnowała wiele czasu na to, żeby się dać poznać Polakom od jak najlepszej strony. Zero pogłębionych wywiadów, żadnych głębszych myśli, nawet nie ma dyskusji z tą panią! To jest coś niesamowitego, żeby w taki sposób potraktować 36 mln ludzi!
Równolegle w tym samym rządzie pan Prezes uczynił dwóch ludzi o znacznie większych możliwościach percepcyjnych niż pani premier – jej podległymi. Mówimy oczywiście o panu prof. Glińskim i panu ministrze Morawieckim, oraz jakbyśmy się zastanowili jeszcze o kilku innych osobach. Na tą chwilę, mamy do czynienia z sytuacją, w której pani premier formalnie jest zwierzchnikiem ludzi, którzy mają o wiele głębsze postrzeganie rzeczywistości niż ona. Prowadzi to do pewnego naturalnego dysonansu, wynikającego z różnicy potencjałów i presji jaka z nich wynika. Panowie są zbyt mądrzy, żeby ze sobą rywalizować, ponieważ mają absolutną świadomość co do faktu, że tutaj ktoś inny podejmuje decyzje i dobrze wiedzą, kto jest tym „ktosiem”. Dlatego prawdopodobnie nie ma tam nic, ponad formalny „wersal” w odnoszeniu się, jednakże na pewno nie uważają pani premier za partnera, z którym można przedyskutować np. to czy budujemy elektrownie jądrowe, czy idziemy w energię odnawialną wspomaganą węglem? Itp.
Pan Mateusz Morawiecki również w istocie jest człowiekiem nieznanym, sam fakt bycia prezesem zagranicznego banku w Polsce, to jeszcze jest za mało, żeby powiedzieć że ktoś zna się na ekonomii, czy też jest wybitnym ekonomistą, albo ma kwalifikacje na premiera, bo był wicepremierem! Również w istocie niewiele wiadomo o percepcji tego pana, w jaki sposób myśli, co uważa za pryncypialnie ważne, a co mniej. Z tych wypowiedzi publicznych, bo było ich trochę z jakimi ujawnił się w życiu publicznym po nominacji – najdelikatniej mówiąc, to nie zachwycił. Co prawda jego diagnozy ekonomiczno-społeczne są jak najbardziej poprawne, jednak uderza pewna sprzeczność. Przecież ten pan przez lata był „po drugiej stronie” systemu, służył mu swoją fachową pracą. Skąd nagle mamy zaufać, że poważny dyrektor banku zrobił się społecznikiem i chce działać dla dobra społeczeństwa i kraju?
Oczywiście nie można nikogo dyskwalifikować w życiu politycznym z tego powodu, bo miał taką a nie inną pracę lub takie a nie inne poglądy. Wiadomo, to jest polityka, poglądy się zmienia, a pracę można w każdej chwili porzucić. To nie są kwestie definiujące człowieka w sposób ostateczny. Niestety jednak, za mało wiemy o poglądach na świat i Polskę wyrażanych przez tego pana, żeby móc to w jakiejkolwiek formule analizować, czy też ocenić.
Jest jednak jedna sprawa, która bezwzględnie powinna dyskwalifikować tego pana ze skutecznego ubiegania się o jakiekolwiek funkcje publiczne w naszym kraju. Jeżeli oczywiście jest prawdziwa, ponieważ niesłychanie trudno jest znaleźć oficjalne dokumenty potwierdzające te kwestie. Otóż pan Morawiecki prawdopodobnie był Konsulem Honorowym innego państwa w Polsce! Formalnie to nie grzech, ani nie przestępstwo. Zwłaszcza że rzekomo była to Irlandia. Można powiedzieć – nie ma problemu – i o co chodzi?
Właśnie, tutaj mamy problem z naszym rozumieniem państwa i lojalności wobec niego. Dlatego w dalszej części tekstu przejdziemy na rozważania modelowe – oderwane od osoby pana ministra, bo identyfikacja personalna nie ma tutaj żadnego znaczenia. Czy człowiek, który pełnił czynności dla innego państwa – nie ważne jakie – może być poza wszelkimi podejrzeniami, jeżeli chodzi o bezwzględną lojalność wobec własnego państwa? Przecież dobrowolnie zgodził się pełnić honory na rzecz innego podmiotu państwowego? Oczywiście nie ma w tym nic złego, zwłaszcza jeżeli jest się np. znaną i szanowaną osobą w danym regionie, mieście. Jeżeli jednak ma się być premierem, to fakt wypełniania funkcji dla innego rządu – jest i powinien być oceniany w sposób dyskwalifikujący.
Abstrahując od tego konkretnego przypadku, który nie jest potwierdzony i należy do niego podchodzić bez emocji, to musimy pamiętać, że zbyt wiele w naszej historii wycierpieliśmy z rąk obcych, a jeszcze więcej z rąk tych, którzy służyli obcym. Jeżeli ktoś poczuwał się do bycia Konsulem Honorowym dowolnego kraju w Polsce, to bardzo dobrze. Jednak to powinno wykluczać ze zdolności do piastowania funkcji publicznych w Polsce, ponieważ to nie o to chodzi, naprawdę nie o to chodzi.
Jeżeli bowiem uznamy, że nie ma z tym problemu i to nawet dobrze, że premier naszego państwa ma taką przeszłość. To dlaczego nie pójść krok dalej? Dlaczego w ogóle obcy Ambasador nie miałby być premierem w Polsce? Przecież to by bardzo wiele uprościło Zachodowi? Wszystko zostałoby w rodzinie!
Uwaga – nikt tutaj nie sugeruje niczyich złych intencji, ewentualnie tajemniczych powiązań wynikających z siły obcego rządu. Chodzi po prostu o higienę relacji i natury stosunków. Jeżeli się służyło obcemu rządowi, a bezwzględnie takim stanem rzeczy jest pełnienie funkcji Konsula Honorowego, to właśnie dla higieny relacji i zachowania właściwej natury stosunków – nie powinno się zabiegać o zaszczyty i funkcje decyzyjne w państwie. Proszę się teraz tak na marginesie zastanowić, a co jeżeli ten pan lub ktokolwiek inny, o kim mówiłoby się w kategoriach nominacji na premiera, byłby wcześniej Konsulem Honorowym np. Izraela lub Niemiec w Polsce? Mało? To proszę sobie wyobrazić, że nasz kandydat, kimkolwiek on by nie był – bo mówimy o modelu – byłby Konsulem Honorowym Federacji Rosyjskiej w Polsce? Czy taką osobę również byśmy rozważali na stanowisko premiera? Proszę zwrócić uwagę na fakt, że to zagadnienie w ogóle nikomu nie przeszkadza, jednak czego się spodziewać po przeważnie zagranicznych mediach w kraju?
© Krakauer
21 kwietnia 2016
źródło publikacji: „Pan Mateusz Morawiecki premierem?”
www.obserwatorpolityczny.pl
21 kwietnia 2016
źródło publikacji: „Pan Mateusz Morawiecki premierem?”
www.obserwatorpolityczny.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz