Te dodatkowe zadania mają na celu nie tylko stworzenie wrażenia, iż opinia publiczna już traci cierpliwość do krwawego reżymu Jarosława Kaczyńskiego, ale również, a może nawet przede wszystkim, psychiczne nakręcenie samych konfidentów – żeby żadnemu nie drgnęła ręka, kiedy podczas ostatecznej rozprawy będzie mordował przedstawicieli znienawidzonej „reakcji”.
Wprawdzie na obecnym etapie nienawiść oficjalnie jest znienawidzona, ale warto przypomnieć, że nie zawsze tak było i na przykład nie tylko za Józefa Stalina, ale i później, tak zwana „nienawiść klasowa” nie tylko nie była potępiana, a przeciwnie – uważana za najcenniejszą zaletę bojowników o demokrację ludową. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci, więc trudno się dziwić, że absolwenci akademii pierwszomajowych i ku czci rewolucji październikowej nasiąknęli marksistowsko-leninowską politgramotą, którą przekazują kolejnym pokoleniom ubeckich dynastii i kolejnym pokoleniom konfidentów. Może demonstrowanie obawy przed mordowaniem „reakcji” komuś wyda się przesadne, ale z bolszewikami nigdy nic nie wiadomo, to znaczy – wiadomo, że można spodziewać się po nich wszystkiego najgorszego, bez względu na to, w jaki kostium aktualnie się drapują – czy w rewolucyjny, czy w demokratyczny. Wilk zmienia skórę lecz nie obyczaje – powiedział cesarzowi Wespazjanowi pewien Rzymianin i tę sentencję powinniśmy sobie zapamiętać.
Wreszcie – wprawdzie wielokrotnie powtarzałem, że kto słucha byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lecha Wałęsy, ten sam sobie szkodzi - ale warto zwrócić uwagę, co ostatnio ślina Kukuńkowi przyniosła na język. Otóż powiedział on, że kiedy wybuchnie u nas wojna domowa, to on znowu stanie na czele i poprowadzi do zwycięstwa. Obawiam się, że mógł podsłuchać strzępy rozmowy jakichś starszych i mądrzejszych, którzy rozprawiali między sobą o tej wojnie, no i chlapnął. Ale bo też głównym zadaniem Komitetu Obrony Demokracji jest wywołanie na skalę krajową rozruchów połączonych z niszczeniem mienia i aktami przemocy, by w ten sposób sprowokować rząd do działań pacyfikujących, by na tej podstawie oskarżyć go o „terroryzm państwowy”, który stwarza śmiertelne zagrożenie dla demokracji i dostarczyć Niemcom oraz lobby żydowskiemu pretekstu do zastosowania wobec Polski procedury zapisanej w traktacie lizbońskim w postaci tzw. „klauzuli solidarności”. Przewiduje ona, jak wiadomo, że w razie zagrożenia demokracji w kraju członkowskim UE, może ona udzielić mu „bratniej pomocy” - również w postaci interwencji wojskowej. Do spacyfikowania naszego nieszczęśliwego kraju wielkich sił wcale nie trzeba, zwłaszcza, że jest prawie pewne, iż nasza niezwyciężona armia bez wahania stanęłaby po stronie interwentów, którzy zresztą – nauczeni doświadczeniem Norymbergi – jej właśnie powierzyliby najbrudniejsza robotę, a ci z kolei – konfidentom, których już zawczasu należy psychicznie ponakręcać, żeby obowiązki oprawców pełnili z zaangażowaniem. Dymisje ważnych generałów stanowią tylko wierzchołek góry lodowej, zwiastuny nadchodzącej felonii. Toteż wybuch nienawiści, wywołany wypadkiem prezydenckiej limuzyny nie powinien nikogo dziwić, przeciwnie – powinien utwierdzić go w przekonaniu, iż opowieści Kukuńka o wojnie domowej wcale nie muszą być zwyczajowym bredzeniem.
Ważnym elementem stanu posiadania RAZWIEDUPR-a w naszym nieszczęśliwym kraju jest stacja telewizyjna TVN, którą podejrzewam, że została założona przy udziale wojskowej bezpieki i przy wykorzystaniu resortowych aktywów. Przejęcie jej przez amerykańskiego właściciela niczego tu nie zmieniło, co może wskazywać na dwie rzeczy: po pierwsze – że polityczna wojna w naszym nieszczęśliwym kraju jest w istocie wojną o inwestyturę: kto z punktu widzenia Amerykanów będzie bardziej użyteczny dla rozgrywki z Moskalikami w Europie Wschodniej: PiS, czy RAZWIEDUPR, a po drugie – skłania do zastanowienia, jaka jest struktura kapitałowa Southbank Media LTD, która należy do amerykańskiej grupy Scripps Networks Interactive. Istotne jest bowiem nie tylko to, że załoga stacji pozostała ta sama, ale również, a może nawet przede wszystkim – że nie zmieniły się ani na jotę panujące tam ubeckie metody, w których celuje przodująca w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym resortowa „Stokrotka”. Ze swoimi rozmówcami nie rozmawia, tylko ich przesłuchuje i to nie w normalny sposób, ale właśnie na sposób ubecki. Normalne przesłuchanie bowiem ma na celu wydobycie z przesłuchiwanego prawdy, podczas gdy przesłuchanie ubeckie ma na celu zmuszenie delikwenta do udzielenia odpowiedzi oczekiwanej przez przesłuchującego, która z prawdą wcale nie musi mieć nic wspólnego. Toteż resortowa „Stokrotka”, a za nią, jak za panią matką, również pani Lewicka, do niedawna zasiadająca w państwowej telewizji, czy rozmaite „gwiazdy” Superstacji, zaszczepiły w mediach tę ubecką manierę. Dziwię się w związku z tym, że szanujący się ludzie, wśród nich również dygnitarze państwowi, przyjmują zaproszenia do TVN. Należałoby w związku z tym przypomnieć im zasady, jakie jeszcze za pierwszej komuny zalecał w „Małym konspiratorze” Czesław Bielecki. Delikwent wzywany do SB powinien domagać się wezwania na piśmie, z zaznaczeniem numeru sprawy i w jakim charakterze ma być przesłuchany: podejrzanego, czy świadka. I kiedy pewnego razu zadzwonił do mnie fagas resortowej „Stokrotki” z zaproszeniem do programu, odpowiedziałem, że oczywiście się stawię, ale proszę o wezwanie na piśmie z numerem sprawy i zaznaczeniem, czy będę przesłuchiwany w charakterze świadka, czy podejrzanego. UB, nie UB, „Stokrotka” nie „Stokrotka” – porządek musi być. Od tamtej pory mam już spokój i gdyby tak właśnie w stosunku do TVN zaczęły postępować osoby publiczne, to bardzo szybko stacja ta udusiłaby się we własnym sosie. Kto chce być szanowany, najpierw musi się sam szanować, nie chodzić do żadnych podejrzanych miejsc i nie zadawać się z podejrzanym towarzystwem.
Ilustracja: CC-BY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz