A dla PO i Nowoczesnej (startujących razem!) – 3,5 proc. Kolejną pozycję zajmuje Kukiz ’15 z poparciem 10 proc., a ponad 16 proc. nie wie, na kogo głosować.
To badanie, nawet z uwzględnieniem wszystkich wahań i ewentualnych błędów w sondażach, zdecydowanie pokazuje, że w Polsce nadchodzi znacznie głębsza polityczna zmiana niż do tej pory. Wynika z niego bowiem, że nawet jeżeli PiS straci władzę, to nie odbierze mu jej „koalicja III RP”, tylko inna, być może bardziej radykalna w zmianach partia.
Desperację sierot po III RP najlepiej pokazuje fakt, że próbuje się wykreować 62-letniego Władysława Frasyniuka na nową siłę polskiej sceny politycznej („Władku”, musisz). W rezerwie jest oczywiście 60-letni Donald Tusk, a także ostatnio lansowany jako remedium na PiS Jerzy Owsiak (63 lata). W tym zaawansowanym wiekowo towarzystwie za młodzież robi 41-letni prezydent Słupska Robert Biedroń. Salon III RP dobrze jednak wie, że jawny homoseksualista, którym jest Biedroń, nie ma szans zdobycia poparcia większości Polaków. Wszyscy wymienieni nie chcą zmian, a jedynie powrotu do tego, co było. Ich hasło da się sprowadzić do jednego: wybierzmy przeszłość.
Towarzysze broni komunistycznych elit
Restytucja III RP może liczyć na poparcie 25–30 proc. społeczeństwa, dlatego protesty w obronie demokracji przeciwko PiS-owi nie są dla obozu rządzącego groźne. To niewiele więcej niż poparcie, jakim po wojnie cieszyli się w Polsce sowieccy komuniści. Gdy dziś padają wezwania do tworzenia „frontu demokratycznego” przeciwników PiS-u, to aż trudno uwierzyć, że rzucający hasło nie widzą negatywnych skojarzeń z sowieckim „blokiem demokratycznym”, który w 1947 r. bezskutecznie walczył o głosy Polaków (ci gremialnie poparli jedyną opozycyjną partię – PSL Stanisława Mikołajczyka, więc wybory trzeba było sfałszować).
Czołowe postacie III RP miały naród w głębokim poważaniu (aby nie użyć bardziej dosadnego określenia), więc teraz naród ma gdzieś ich skargi na monopolizację władzy przez PiS. Najlepszą ilustracją odjechania „elit” III RP była odpowiedź ubiegającego się w 2015 r. o ponowny wybór na prezydenta Bronisława Komorowskiego, który na pytanie, jak na mieszkanie ma zarobić młoda dziewczyna, skoro dostaje 2 tys. zł pensji, odpowiedział: zmienić pracę i wziąć kredyt. Teraz wyborcy mówią to samo Komorowskiemu i jego kolegom. To nie wyjątek, ale reguła, co pokazała tegoroczna wypowiedź I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf, która wypaliła, że za 10 tys. zł to może można na prowincji wyżyć. Dziennikarze szybko sprawdzili, że pensja pierwszej prezes SN jest znacznie wyższa niż zarobki premiera i prezydenta. I to zestawienie pokazało, kto naprawdę rządził w Polsce.
Demokrację, o której marzyły pokolenia Polaków, a każdym razie pokolenia polskich elit, odebrano nam więc niemal bezszelestnie – załamywał ostatnio ręce redaktor naczelny „Newsweeka” Tomasz Lis. Przekonywał, że Polacy godzą się na likwidację najlepszej Polski, jaka była w historii. Właśnie to oderwanie elit od rzeczywistości jest dziś siłą PiS-u i innych partii kwestionujących III RP. Prawdziwość starego przysłowia, że syty głodnego nie rozumie, jest widoczna tutaj w całej okazałości. Ironią losu jest dziś, że o demokrację, likwidowaną rzekomo przez PiS, walczy dziś Adam Michnik z ludźmi poprzedniego systemu, którzy upominają się o odebrane im przywileje emerytalne.
Polacy chcą Polski dla Polaków
Gdy w 1989 r. komuniści tracili władzę, Adam Michnik i jego środowisko roztoczyło nad nimi specjalną ochronę. Tłumaczono Polakom, że potrzebna jest „gruba kreska” (co ciekawe, nie był to nowy termin, a powtórzenie manewru z 1956 r., gdy chciano ograniczać rozliczenia po stalinizmie), która sprawi, że będziemy budować przyszłość, a nie rozpamiętywać i rozliczać przeszłość. Z drugiej strony „Gazeta Wyborcza” – wówczas najpotężniejsze medium drukowane w kraju – rozpoczęła tropienie antysemityzmu w Polsce i tępienie wszelkich przejawów dumy narodowej. Aplikowano nam historyczną pedagogikę wstydu (określenie Bronisława Wildsteina), w której tradycja i duma narodowa miały być unicestwione jako przeszkody na drodze Polski do cywilizacji Zachodniej Europy. Pedagogika wstydu – z różnych względów – załamała się. Dziś młodzi Polacy nie chcą być przycięci do formatu obywatela Unii Europejskiej. Chcą być dumni z dziedzictwa i odrębności Polski.
Fałszywi obrońcy demokracji
Charakterystyczne dla obrońców III RP jest ich stanowisko w sprawie uchodźców. Respektując demokrację, nie da się do Polski sprowadzić uchodźców muzułmańskich, bo ¾ Polaków sobie tego nie życzy. I tutaj właśnie dochodzi do pokazania prawdziwej twarzy „obrońców demokracji”. Otóż gdy lud nie chce poprzeć tego, co chcą elity, to się zwyczajnie nie daje ludowi prawa głosu. Tak było w przypadku kary śmierci, zniesionej w Polsce wbrew większości społeczeństwa. Tak było też w przypadku przyjmowania w Polsce traktatu lizbońskiego, który przekazał znaczną część polskiej suwerenności UE. Zwyczajnie nie spytano Polaków w tej sprawie o zdanie, obawiając się, że podobnie jak Irlandczycy, odrzucą ów traktat (głosowano jednak „do skutku” i w kolejnym referendum już się zgodzili).
Obóz III RP zarzuca PiS-owi dokładnie to, co sam przez ćwierć wieku robił – zawłaszczanie państwa. Instytucje stworzone u zarania III RP siłą rzeczy oparły się na ludziach dawnego systemu. W Polsce nie było żadnej dekomunizacji ani lustracji. Nie przeprowadzono nawet reprywatyzacji. De facto usankcjonowano dorobek komunistycznej rewolucji w Polsce. Twierdzenie, że po 1989 r. decydowały kompetencje i zdolności, a nie układy, jest fundamentalnym kłamstwem III RP. I młodzi, którzy dziś gremialnie dają partiom i ludziom III RP czerwoną kartkę, tego nie wiedzą, ale to emocjonalnie czują. Bo chociaż Donald Tusk jest sympatyczny i nie popełnia tyle gaf co Komorowski czy inni zwolennicy powrotu „starych czasów”, to wciąż jest symbolem epoki „ciepłej wody w kranie”, podwyżek podatków i łamania obietnic wyborczych. Można być przeciwnikiem politycznym PiS-u, ale trudno odmówić Kaczyńskiemu, że ma wizję państwa i ją wdraża w życie, biorąc jednocześnie odpowiedzialność za efekt końcowy.
Przez pierwsze miesiące rządów PiS-u, szczególnie gdy powiązane z naszymi politykami zagraniczne agencje ratingowe zaczęły wieszczyć krach finansowy w Polsce, opozycja żyła nadzieją, że upadek gospodarki spowoduje koniec rewolucji PiS-u. Teraz, po nowych wynikach, przy niskim deficycie budżetowym, ten scenariusz na razie w najbliższych latach wygląda nie tyleż nierealnie, co zgoła fantastycznie.
Czas radykałów
Zwycięstwo PiS-u w ostatnich wyborach pokazało, że III RP w Polsce wyczerpała możliwości istnienia. Ludzie nie chcą ciepłej wody w kranie. Chcą polityków, którzy mówią w stylu prezydenta USA Donalda Trumpa: w sposób prosty i jasny, i starają się dotrzymywać obietnic wyborczych.
Pokoleniu ich rodziców, którzy gremialnie załatwiali sobie u psychiatrów tzw. żółte papiery, żeby nie iść do wojska, ten pęd za mundurem i tęsknota za unifikacją z trudem mieszczą się w głowie – ubolewała Joanna Pogórska na łamach „Polityki”, próbując dociec, dlaczego polska młodzież się radykalizuje. Tytuł tekstu – Szpetni dwudziestoletni był chyba najkrótszą oceną tego, do czego doszła, czyli że młodzież, która garnie się do obrony terytorialnej Antoniego Macierewicza, jest godna pogardy. Autorka, przypominając miganie się od wojska, zapomniała o jednym fakcie. Polacy gremialnie migali się od komunistycznego i postkomunistycznego wojska. Bo różnica między LWP a WP w latach 90. polegała tylko na wykreśleniu jednego przymiotnika z nazwy i usunięciu Związku Sowieckiego z roty żołnierskiej przysięgi.
Tomasz Lis przekonuje w ostatnim felietonie w „Newsweeku”, że oto „po 28 latach wracamy do PRL-u”. Jedni przyjmują to z satysfakcją i ulgą. Inni z przerażeniem, a może w jeszcze większym stopniu z jakimś nieogarnionym smutkiem, w poczuciu, że zabiera im się to, co najcenniejsze. Tlen – ubolewa Lis. Problem w tym, że myśmy PRL-u nigdy nie opuścili. Między innymi dzięki dziennikarzom takim jak Tomasz Lis, nigdy w Polsce nie dokonano rozrachunku z przeszłością.
© Jan Piński
21 sierpnia 2017
źródło publikacji: „Koniec świata Michników. Naczelny „Gazety Wyborczej” dożył dni w których realizuje się jego najgorszy koszmar!”
„Warszawska Gazeta” / www.warszawskagazeta.pl
21 sierpnia 2017
źródło publikacji: „Koniec świata Michników. Naczelny „Gazety Wyborczej” dożył dni w których realizuje się jego najgorszy koszmar!”
„Warszawska Gazeta” / www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja © DeS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz