Jednego się tylko zrobić nie udało. Nie udało się „opozycji totalnej” wyjaśnić społeczeństwu, dlaczego ta reforma ma być taka zła. Jedyne argumenty merytoryczne, a i te podnoszone raczej przez Kukiza niż „totalniaków”, szybko odpadły – najpierw PiS sam wycofał się z pomysłu mianowania sędziów Sądu Najwyższego przez ministra sprawiedliwości,
przenosząc tę kompetencję na Krajową Radę Sądownictwa, a potem prezydent wymógł na sejmowej większości zmianę sposobu powoływania tejże Rady. Nie przez zwykłą sejmową większość, jak zakładał projekt pierwotny – co by w tym Sejmie oznaczało, że przez sam PiS – ale większością kwalifikowaną 3/5 głosów.
Pozostaje sprawa sposobu wprowadzania ustawy. Przyzwoitość wymagałaby, żeby projekt, o którym wszyscy wiedzą, że przygotowało go odnośne ministerstwo, został przedstawiony jako przedłożenie rządowe, przeszedł normalną procedurę kolejnych czytań i konsultacji społecznych z możliwością tak zwanego wysłuchania publicznego. Zamiast tego PiS użył po raz kolejny sztuczki prawnej, zgłaszając ustawę jako projekt poselski, i ścisnął czytania w dwa dni, praktycznie uniemożliwiając opozycji ocenę projektu przed głosowaniem.
Ale silnego argumentu, by tak właśnie zrobić, dostarczyły rządzącej partii opozycyjna Platforma i próbująca się z nią licytować w radykalizmie Nowoczesna. Każdy, kto obserwował tę, nie waham się powiedzieć, małpiarnię w Sejmie, musiał sobie powiedzieć – skoro tak to miało wyglądać tygodniami, to już niech lepiej utną ten ogon jednym cięciem. Bo że ogon uciąć trzeba – to znaczy, że polskie sądy potrzebują zmiany – nikt poważny nie ma wątpliwości. Miażdżąca większość Polaków ocenia je źle, powszechna jest świadomość bezkarności sędziów, nawet dosłownie złapanych za rękę, powszechne jest domniemanie korupcji wśród sędziów, zwłaszcza w Sądzie Najwyższym – i proszę mi wierzyć, jest to domniemanie poparte licznymi konkretnymi przesłankami.
W tej kwestii „opozycja totalna” postanowiła pójść na całkowite zderzenie z nastrojami społecznymi. Po raz kolejny przyjęła postawę – nie, bo nie, żadnych zmian, ani kroku w tył, żadnego uszczuplenia kastowych przywilejów rządzących przez ćwierć wieku elit.
A to z góry przesądza, że tak czy owak PiS musi batalię wygrać (w chwili, gdy piszę ten tekst, nie jest ona jeszcze zakończona). Skakanie po Sejmie, wyrywanie przewodniczącemu mikrofonów, obstrukcje, manifestacje zwolenników ze świecami, pajacujący celebryci i pogróżki z Unii – przecież już to wszystko było. Choćby podczas „ciamajdanu”, kiedy to przed zamachem broniły PO i Nowoczesna „wolnych mediów”. Nie obroniły, i jakoś, każdy Polak widzi, nic się strasznego nie stało.
© Rafał A. Ziemkiewicz
24 lipca 2017
źródło publikacji: „Dziennik Związkowy” (USA)
www.dziennikzwiazkowy.com
24 lipca 2017
źródło publikacji: „Dziennik Związkowy” (USA)
www.dziennikzwiazkowy.com
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz