Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Dranie tanie niesłychanie

Było to kilka lat temu. Mój kolega ze studiów, obecnie profesor politechniki zadzwonił do mnie żeby w trybie pilnym wezwać mnie do siebie do katedry. Powiedział, że sprawa jest bardzo dyskretna, jak to się mówi „nie na telefon”. Zachodziłam w głowę dlaczego nagle sobie o mnie przypomniał. Ponieważ mówił dość przejętym głosem doszłam do wniosku, że ma jakieś poważne problemy i szuka dobrego adwokata. Mógł wiedzieć, że zdarzyło mi się polecić komuś godnego zaufania i odważnego obrońcę. Okazało się jednak, że mój były kolega chciał tylko namówić mnie na ubezpieczenie na życie. Jego córka była akwizytorem pewnej firmy amerykańskiej działającej w Polsce w dziedzinie ubezpieczeń. Firma działająca prawidłowo na rynku amerykańskim w Polsce wsławiła się tym, że w przypadku śmierci ubezpieczonego nie wypłacała należnych odszkodowań. Cała armia agentów tej firmy przetrzepywała akta zmarłego w celu znalezienia pretekstu do odmowy wypłaty świadczeń. Takim pretekstem mogło być na przykład zatajenie przed agentem firmy faktu, że w wieku trzech lat klient spadł w przedszkolu z huśtawki albo, że ugryzł go pies.
Oczywiście nie było to żadne zatajenie- klient po prostu nie pamiętał wydarzeń z wczesnego dzieciństwa albo nie przywiązywał do nich wagi. Nazwy firmy nie wymieniam bo do jej modus operandi należy również wytaczanie procesów o zniesławienie, które dziwnym trafem w cuglach wygrywa. Nie mam pieniędzy na sprawy sądowe, a poza tym nie mam zamiaru dorabiać oszustów.
Kiedy dowiedziałam się o co chodzi poczułam się nieswojo. To, że moi byli koledzy traktują mnie jak babę z siatą wcale mnie nie uraża. Nie obrażam się za prawdę. Jednak fakt, że mój kolega zakładał, że zauroczona podniosłą atmosferą katedry naukowej i kawą ze śmietanką podaną w pięknych filiżankach przez sekretarkę dam się naciągnąć na oszukańczą polisę naprawdę mnie zabolał, gdyż oznaczało to, że uważa mnie za kompletną idiotkę. Zarzuciłam mu, że dla kilku złotych prowizji chciał mnie po prostu oszukać. „Przynajmniej próbowałem”- odpowiedział niczym nie zmieszany pan profesor.
Przypomniałam sobie to wszystko słuchając ( z prawdziwym niesmakiem) zeznań Michała Tuska przed Komisją w sprawie Amber Gold. Otóż Michał Tusk przyznał szczerze, że zarówno on jak i jego ojciec Donald Tusk, wówczas urzędujący premier rządu polskiego, doskonale wiedzieli, że Amberd Gold to „jakaś lipa”. Wynika z tego, że choć premier rządu wiedział, że intensywnie rozwijająca się firma jest zwykłą piramidą finansową w niczym nie przeszkadzało mu, że na liście jej płac jest jego własny syn. Nie przeszkadzała mu również świadomość, że nieuchronnie zostaną oszukani obywatele jego własnego kraju. Wystarczyło mu przeświadczenie, (jak się okazało mylne), że „z tego komisji śledczej nie będzie”.
Dla mnie przede wszystkim porażająca jest perspektywa życiowa i intelektualna tych ludzi. Jak już kiedyś pisałam znakomicie ilustruje ją stara anegdota. Kiedy zapytano Cygana co zrobiłby gdyby został królem odpowiedział: „ najadłbym się słoniny, ukradł bym coś i uciekł”. Nic innego nie potrafił sobie wyobrazić. Donald Tusk już uciekł przed polityczną odpowiedzialnością za całokształt swoich rządów , a dla jego syna wystarczającą gwarancją były jak widać zapewnienia ojca, że nie muszą się bać komisji śledczej. Wydaje się, że fakt uczestniczenia w oszustwie nie miał dla nich obydwu większego znaczenia.
Sprawa pracy Michała Tuska na rzecz Amber Gold ma raczej wymiar symboliczny niż praktyczny. Za rządów jego ojca nie takie afery były zamiatane pod dywan. Zlikwidowano nasze stocznie przy akompaniamencie zapewnień Tuska, że prowadzi negocjacje z inwestorem z Kataru, które zdementował zniecierpliwiony katarski rząd. Ministrowie Tuska spotykali się na cmentarzach aby umawiać się na przestępcze przedsięwzięcia, żona jednego z ministrów została złapana w USA na kradzieży futra. Przy tych osiągnięciach bledną nawet pijackie wybryki Kwaśniewskiego i skoki po krzesłach Komorowskiego w japońskim parlamencie.
Ktoś ze znajomych przekonywał mnie, że w dziejach ludzkości bywało gorzej. Zdarzali się królowie i papieże truciciele, a historia pełna jest niesprawiedliwych wojen, zdrad, intryg i oszustw. Jestem tego świadoma. Nigdy nie wierzyłam w związany rzekomo z zaletami liberalnej demokracji i wolnego rynku koniec historii głoszony przez Francisa Fukuyamę i raczej zgadzam się z wizją zderzenia cywilizacji Samuela Huntingtona oraz z postulowanym przez Ulricha Becka powrotem państw narodowych. Bolesny jest jednak dla mnie format naszych rodzimych małych oszustów, którzy jak ów Cygan z anegdoty nie wyobrażają sobie nic więcej niż najeść się słoniny ukraść coś i uciec, nie rozumiejąc nawet jak wielkie społeczne problemy generują ich na pozór nieistotne czyny. Michał Tusk jako niejaki Bąk zarobił podobno w OLT Exspress raptem 21000 złotych. Gdyby jednak ziścił się plan zbankrutowania i przejęcia LOT-u oraz sprzedania go potem tureckiej firmie, dla którego to planu Tusk junior był nolens volens parasolem ochronnym, utrata krajowego przewoźnika byłby już sprawą poważną. Chciałabym być dobrze zrozumiana. 21000 dla mnie, jak dla większości społeczeństwa to duża suma. Jednak wobec zarobków prezesów banków oraz spółek państwowych jest to kwota śmieszna. A przede wszystkim jest śmieszna wobec skali strat społecznych generowanych przez oszukańcze działania. Zabójstwo pozostaje zabójstwem niezależnie od jego motywów. Jednak najbardziej przerażające wydaje się nam zabójstwo dokonane przez bezmyślnego pijaczka dla kilku złotych. Podobnie jest ze sprawami społecznymi. Bezdomność i bieda wywołane przez kataklizmy, choć powodują wielkie emocje, wydają się być łatwiejsze do zaakceptowania niż bezdomność 40 000 ludzi w Warszawie wyrzuconych na bruk przez złodziei kamienic. Utrata źle zainwestowanych pieniędzy jest w kapitalizmie rzeczą normalną. Ale utrata pieniędzy ukradzionych przez szajkę tanich drani firmowanych za 21000 złotych przez syna premiera już normalną rzeczą nie jest.


© Izabela Brodacka Falzmann
8 lipca 2017
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2