W szczególności nie obowiązują nas umowy przestępcze albo skierowane przeciwko nam. Czy jeżeli dwóch włamywaczy umawia się, że korzystając z otwartych drzwi wejściowych wspólnie obrabują moje mieszkanie powinnam dopilnować aby te drzwi rzeczywiście pozostały otwarte? Czy wręcz przeciwnie, powinnam starannie zamykać drzwi i wystrzegać się włamywaczy.
Obecna polska totalna opozycja ubolewa nad losem ubeków pozbawionych przez nowe władze części niezwykle wysokich emerytur. „Prawo nie działa wstecz”, ” Pacta sunt sevanda” pouczają nas domorośli moraliści spod znaku czerwonej gwiazdy. Szybko się jednak okazuje, że ich zdaniem trzeba dotrzymywać tylko niektórych umów. Przede wszystkim tych, które zawarli sami ze sobą no i oczywiście dla nich korzystnych. Ciągłość instytucji państwa, na którą się nieustannie powołują też okazuje się być ciągłością wybiórczą. Nikt z nich jakoś nie ubolewa nad faktem, że wyrzucany na bruk lokator, który miał bezterminowy przydział lokalu kwaterunkowego doświadcza jednostronnego zerwania umowy zawartej z nim przez państwo polskie przed zmianą ustroju. Dlaczego w przypadku lokatora ciągłość instytucji państwa okazuje się nieistotna natomiast w przypadku funkcjonariuszy bezpieki postuluje się zachowanie w imię tej ciągłości ich przywilejów?
Trzeba rozumieć, że każdy rodzaj stosunków własnościowych i społecznych jest formą umowy, a zmiana tych stosunków złamaniem tej umowy. Postulat naprawienia krzywd wynikających ze złamania historycznych już umów prowadzi najczęściej do następnych krzywd. Nie da się honorować wszystkich umów zawartych od czasów prehistorycznych. Aborygeni na przykład dopiero w drugiej połowie XX wieku zostali wykreśleni z listy flory i fauny Australii i uznani za ludzi. Niektóre z dzieci Aborygenów porwane i przymusowo resocjalizowane przez białych w domach dziecka w ramach programu „White Australia Policy” uzyskują teraz za swoje krzywdy spore odszkodowania. Nie mamy wątpliwości, że rugowanie Aborygenów z ich terenów, odbieranie im ziemi i domów było krzywdzące. Nie ma jednak prostej możliwości naprawienia tych krzywd. Czy można unieważnić wszystkie umowy prawne zawarte po 1966 roku kiedy uznano Aborygenów za ludzi i czy można oddać im w naturze ich ziemie. Czy zwykły mieszkaniec australijskiego miasteczka powinien się obawiać, że jego kupiony kilka lat temu w dobrej wierze dom zostanie wydany jakiemuś potomkowi rodzimej rasy australijskiej? A może gorzej, czy jak w Polsce powstaną gangi skupujące od rdzennych Australijczyków roszczenia i rugujące białych z ich posiadłości.
Podobnie pozbawiani ziemi byli rdzenni mieszkańcy Stanów Zjednoczonych czyli Indianie. Świadomość tego niewiele jest w stanie zmienić. Choć Papież Franciszek podczas niedawnej wizyty w Meksyku powiedział zgodnie z prawdą, że na przestrzeni wieków ludy indiańskie były w sposób systematyczny i strukturalny wyniszczane i wykluczane z ludzkiej wspólnoty oraz wzywał do rachunku sumienia, praktyczne działania w celu zadośćuczynienia za te winy wydają się być pozbawione sensu. Zwrot w naturze potomkom plemion indiańskich ich historycznych terenów jest po prostu niemożliwy, natomiast odszkodowania, na które rząd Stanów Zjednoczonych przeznaczył spore środki trafiają do późnych wnuków eksterminowanych Indian, najczęściej zdemoralizowanych , rozpitych ludzi marginesu społecznego. Rozpitych i zdemoralizowanych oczywiście nie tylko z własnej winy. Jak wiadomo częścią polityki wyniszczania rdzennych mieszkańców różnych podbijanych terenów było ich rozpijanie i demoralizowanie. Nękani przez alkoholizm oraz przywleczone przez białych najeźdźców choroby Indianie tracili ducha walki i łatwiej dawali się wepchnąć do rezerwatów. Podobną politykę stosował rosyjski zaborca wobec społeczeństwa polskiego. Pomimo, że obecnie władamy sporą częścią polskich ziem, dalekosiężnym skutkiem rosyjskiej polityki demoralizowania społeczeństwa polskiego jest tak zwana mentalność porozbiorowa sprowadzająca się najczęściej (poza nadużywaniem alkoholu) do lekceważenia instytucji państwowych, omijania prawa i braku uczciwości w relacjach handlowych i zawodowych.
Przybysze do Australii, jak wiadomo często przestępcy albo ludzie, którzy delikatnie mówiąc byli persona non grata w swoich krajach, traktowali Aborygenów jak florę i faunę tych terenów. Oligarchowie nomenklaturowego pochodzenia, bardzo często komunistyczni zbrodniarze albo ich potomkowie traktują nas wszystkich jak florę i faunę nadwiślańskich ziem.
Bezwzględna walka polityczna, którą toczą obecnie potomkowie akowców i potomkowie ubeków nie dotyczy wyłącznie imponderabiliów. Wbrew pozorom nie chodzi o uprawnienia Trybunału Konstytucyjnego, o mechanizm wybierania sędziów czy kadencyjność funkcji w samorządach. Chodzi przede wszystkim o to żeby ze zrabowanych dóbr i uzyskanych przywilejów komunistyczna grupa interesu nie musiała oddać nawet guzika i żeby trwale ukonstytuowała się jako warstwa uprzywilejowana, uprawniona aby „doić strzyc to bydło” jakim dla byłych komunistycznych aparatczyków, ich progenitury i ich najemnych błaznów, czyli artystów, jest społeczeństwo polskie.
Podobnie jak król Midas, który zamieniał wszystko czego się dotknął w złoto komunistyczny czy postkomunistyczny anty -Midas zamienia wszystko czego się dotknie w guano. Braterstwo, równość i sprawiedliwość w komunistycznym wydaniu oznaczały śmierć milionów ludzi, tortury, prześladowania i nędzę. Sztuka wysoka w postkomunistycznym wydaniu to Jan Paweł II z doczepionym gumowym dildo ( czy jak się to paskudztwo nazywa). Reprywatyzacja w ich wydaniu to dalszy ciąg komunistycznego bezczelnego rabunku naruszającego prawa prawdziwych właścicieli i lokatorów.
Musimy wreszcie zrozumieć, że umowy Onych nas nie dotyczą.
© Izabela Brodacka Falzmann
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz