Nie chce tutaj zanudzać Czytelników jakimiś encyklopedycznymi opisami szkoły fraknkfurckej. Jest to ten podnoszony często marksizm kulturowy lub rewolucja kulturowa, której prekursorami byli niemiecko-żydowscy lewicujący intelektualiści, założyciele Frankfurckiej Szkoły Badań Społecznych. Wbrew pozorom nie wymyślili oni prochu, a jedynie podążyli nie tylko za Marksem, Leninem i Gramscim, ale przede wszystkim za słowami żyjącego na przełomie XVIII i XIX w. nawróconego masona, Josepha Comte de Maistre, który pisał: Do chwili obecnej narody zabijano w podbojach, czyli przez inwazje: ale tutaj nasuwa się ważne pytanie: czy naród nie może umierać na własnej ziemi, bez przesiedlania czy inwazji, a przez to, żeby szkodniki rozkładały samo sedno tych oryginalnych i ustanowionych zasad, które czyniły ten naród takim jaki jest? Jednym słowem oni za niemieckim komunistą i synem żydowskiego oberżysty, Willi Münzenbergiem wołają: Uczynimy Zachód tak zepsutym, że aż będzie śmierdział. To właśnie temu służy wprowadzenie do prawniczego języka określenia, mowa nienawiści. To temu służy promocja dewiacji seksualnych, ze szczególnym nobilitowaniem homoseksualizmu, wspieranie imigracji ludzi z innych kultur w celu podmycia tożsamości narodów. Taki był cel opanowania przez lewaków mediów, niszczenia autorytetu szkoły i nauczyciela, upowszechniania rozwodów oraz prawne usankcjonowanie jednopłciowych małżeństw z możliwością adopcji dzieci.
Ktoś zapyta jak z tym walczyć? Otóż przede wszystkim należy przeciwstawić się terrorowi poprawności politycznej. Właśnie w przypadku rozpoczętego medialnego pompowania Roberta Biedronia na przyszłego prezydenta Polski lewactwo jest pewne, że spętana poprawnością polityczną prawica, konserwatyści i Kościół krytykując kandydata lewactwa wyartykułują wszystkie argumenty przeciwko niemu oprócz jednego kluczowego, czyli faktu, że jest on pederastą. Z kolei lewacy wiedząc o skuteczności tego poprawnościowego terroru wymieniać będą wszystkie najbardziej wydumane atuty kandydata choć promują go tylko z powodu jego orientacji seksualnej. I tak toczą się polskie debaty, w których jedni boją się powiedzieć prawdy, a drudzy do bólu to wykorzystują. Wielokrotnie jestem upominany, że w swoich artykułach używam zbyt ostrego i dosadnego języka i te zarzuty o dziwo padają głównie z prawej strony. Tymczasem lewactwu trzeba przy każdej nadarzającej się okazji bez ogródek i owijania bułki w bibułkę demonstrować, że mamy głęboko gdzieś ten poprawnościowy terror. Jednym słowem już dziś mogę stanowczo powiedzieć, że ja nie życzę sobie homoseksualisty jako prezydenta Polski oraz pierwszej damy w garniturze zamiast garsonki lub sukienki z modnym kilkudniowym zarostem na twarzy. Ja stawiam bardzo niewygórowany i oczywisty warunek. Chcę, aby głową polskiego państwa zawsze była osoba o orientacji heteroseksualnej, czyli normalna i reprezentująca przytłaczająca większość. Nie widzę żadnego powodu, aby najwyższe urzędy w państwie sprawowali dewianci. To moje stanowisko tylko z pozoru jest oczywiste, bo zaręczam, że nie padnie ono ze zbyt wielu ust prawicowych publicystów, polityków czy biskupów zwłaszcza z warszawki i krakówka. Niestety, lewactwo tak zdołało już wytresować wielu z nas i pozamykać w klatkach zbudowanych z języka politycznej poprawności, że boimy się mówić tego, co myślimy. Przestańmy gryźć się ze strachu w język przed wypowiedzeniem oczywistych prawd i podawaniem argumentów, które normalnemu człowiekowi, jako pierwsze przychodzą do głowy i cisną się na usta. Dlaczego tak mało jest naśladowców Wojciecha Cejrowskiego czy Witolda Gadowskiego, którzy mówią i piszą wprost to, co myślą udowadniając, że są ludźmi wolnymi? Jeżeli w tej grze o być albo nie być dla naszego narodu będziemy dostosowywać się do reguł gry narzucanych przez naszych wrogów to nigdy ich nie pokonamy. A więc niech nasza mowa będzie „Tak-tak, nie-nie. A co nadto, z zepsucia jest”.
Trzeba wierzyć, że eksperyment z Biedroniem, który przywołałem tylko jako przykład lewackiej ofensywy zakończy się podobnie jak polityczna kariera Anny Grodzkiej vel towarzysza Krzysztofa Bęgowskiego. Takim symbolem gnicia Zachodu i triumfu lewackich sztukmistrzów ze szkoły frankfurckiej był w 1985 roku wybór do włoskiego parlamentu z okręgu Lazio w Rzymie, Ilony Staller, aktorki występującej w twardych pornograficznych filmach pod pseudonimem „Cicciolina”. Zasłynęła ona później na międzynarodowej arenie nawoływaniem do wystąpienia Włoch z NATO oraz ofertą seksu publicznie skierowaną do Saddama Husseina i Osamy bin Ladena. Jeżeli coś jest nienormalne, niemoralne, obrzydliwe i odrażające to mówmy o tym wprost bez stosowania tych wszystkich narzucanych nam lewackich kalk i frazesów o „pięknych, wrażliwych i kochających inaczej”.
Lewaccy piewcy demokracji tak naprawdę ją niszczą i wkrótce nienażarci wpływów i władzy doprowadzą do upadku głównie poprzez zawładnięcie środkami medialnego przekazu. Demokracja, bowiem może, jako tako sprawdzać się tylko w wówczas, gdy istnieją liczne i obiektywne źródła informacji, na podstawie, których ludzie podejmują wyborcze decyzje. Światowe media zdominowane przez lewaków takimi obiektywnymi źródłami informacji od dawna już nie są. Tylko czy rzeczywiście powinniśmy płakać z powodu zbliżającego się kresu demokracji fasadowej nazywanej mediokracją? A może z narastającego buntu narodów i nadchodzącego chaosu wyłoni się coś dla ludzkości pozytywnego?
W książce Polonia, ta co nie zginie, która jest zapisem mojej rozmowy z prof. Tomaszem Panfilem z KUL zadałem mu takie pytanie: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” – powiedział papież Jan Paweł II. Czy nie można odnieść wrażania, że im bardziej ta przemiana demokracji w totalitaryzm jest widoczna tym bardziej poprzez terror poprawności politycznej zmusza się nas do traktowania jej jako otaczany czcią fetysz?
Zakończę ten artykuł odpowiedzią udzieloną mi przez pana profesora: „Ja też zacznę od cytatu: „Na to, by w danym kraju zapanował socjalizm, wystarczy wprowadzić w nim demokrację.” To słowa Karola Marksa – ten chyba dobrze znał się na totalitaryzmie: jawnym, nie zakamuflowanym. A Róża Luksemburg dodawała „Nie ma prawdziwego socjalizmu bez demokracji. Podobnie jak nie ma prawdziwej demokracji bez socjalizmu.” Zabawne, jakich orędowników miała nowożytna demokracja.
Demokracja i politpoprawność- tematy rzeki. Demokracja to straszliwa koncepcja (i co gorsza zrealizowana w praktyce)– zwalczając monarchię usunęła z polityki Boga, na Jego miejscu stawiając coś tak enigmatycznego, niestałego, nieokreślonego, przyziemnego jak „wola ludu”. Zamiast stałych i uniwersalnych norm etycznych wprowadziła kaprys niestałych tłumów, dyktaturę mód i przemijających koncepcji, odebrała władzę etycznym, zdolnym i przygotowanym jednostkom i pozwoliła masom kierującym się emocjami desygnować do rządów też jednostki – ale przypadkowych amatorów, często wątpliwych zasad moralnych. Twórcy współczesnej demokracji, czyli oświeceniowi francuscy jakobini, masoni i antyklerykałowie wykonali jednak fantastyczną robotę propagandową – zdołali w ciągu długiego wieku XIX przekonać ludzi, że demokracja może nie jest najlepszym z ustrojów, ale inne są jeszcze gorsze. Proszę zobaczyć – do dziś w podręcznikach szkolnych jako źródło demokracji wskazuje się starożytne Ateny. Tymczasem w demokracji ateńskiej prawo głosu miało około 5% mieszkańców Aten, zaś ich władza nie miała żadnych ograniczeń – w wyniku głosowania można było kogoś pozbawić majątku, wygnać z ojczyzny lub zmusić do śmierci. Powiedziałem „kogoś” – ale to nieprecyzyjne, bowiem ofiarami „woli ludu” padali z reguły ludzie wybitni, wyrastający ponad tłum –Tukidydes, ojciec historiografii, trafnie odczytując nastroje tłumu udał się dobrowolnie na dwudziestoletnie wygnanie, Sokratesa zaś, ojca filozofii zmuszono do samobójstwa. Liczba bezwzględnie niszczy jakość. Inne osiągnięcie starożytnej demokracji i „woli ludu”: Pytał ich namiestnik: Którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił? Odpowiedzieli: Barabasza. Rzekł do nich Piłat: Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem? Zawołali wszyscy: Na krzyż z Nim! Namiestnik odpowiedział: Cóż właściwie złego uczynił? Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: Na krzyż z Nim! Oto głosowanie ludu, oto demokracja w stanie czystym. […] W jednej z piosenek Stanisława Staszewskiego śpiewanych przez Kazika, w Balu kreślarzy padają jakże doskonale charakteryzujące demokrację słowa:
Padniemy, ale zgódźcie się
Że z tylu różnych dróg przez życie
Każdy ma prawo wybrać źle.”
© Mirosław Kokoszkiewicz
30 maja 2017
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
30 maja 2017
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz