Otóż nie ma co się dziwić, oni wszyscy są po tamtej stronie. Cytując Jarosława Kaczyńskiego, są tam, gdzie w sierpniu 1980 roku, stało ZOMO. Nie ma znaczenia, czy partia nazywa się PZPR, SLD, PO, Nowoczesna i czy jakaś organizacja nazywa się ORMO czy KOD.
Kiedyś też zmieniali nazwy, była PPR a później kazali na siebie mówić PZPR, było sobie UB, a później SB, była sobie Informacja Wojskowa, później Wojskowe Służby Wewnętrzne, a jeszcze później WSI. Teraz nazywają się jeszcze cudaczniej.
Nie zmienia się natomiast to, że rządzi Polską, pisząc w największym uproszczeniu, partyjno-ubecka zorganizowana grupa przestępcza. Zmianie ulega co najwyżej to, kto w tym układzie ma przewagę, partia czy tajne służby. Jakoś tak wychodzi, że przed stanem wojennym przewagę nad PZPR zdobyły służby wojskowe i tak już zostało. Pewnie gdzieś tak między dopchaniem się Michaiła Gorbaczowa do funkcji genseka, a okrągłym stołem, czerwoni wymyślili, żeby ulepszyć demokrację ludową. To znaczy będą mogły powstawać partie, które będą mogły startować w wyborach do parlamentu. Ale jak powiedział generał Czesław Kiszczak, partie mają być operacyjnie opanowane. Ludzie będą sobie mogli głosować. Ale aparat propagandowy będzie społeczeństwo nieustannie tresował kogo lubić, a kogo nienawidzić.
W praktyce wygląda to tak, że partie są tylko przedstawicielstwami służb (służby natomiast mogą wysługiwać się Niemcom, USA, Rosji, to już zagadnienia na inny artykuł) i mają za zadanie odegrać przed społeczeństwem polskim teatrzyk pod nazwą demokracja. Politycy tworzą partie, pokazują się w telewizorze, udają, że to wszystko na poważnie i kłócą się zaciekle o drugorzędne sprawy. (W zamian mogą nachapać się kosztem społeczeństwa, zupełnie jak strażnicy w Auschwitz). Bo by to głupio wyglądało, gdyby jakiś generał raz na rok odwiedzał sejm i dyktował wszystkim co ma być i jak. Ludzi mogłoby to wkurzyć. A przecież chodzi o to, żeby ludzi trzymać krótko za pyski, mają pracować i pokornie pozwalać się obłupiać z pieniędzy podatkami. Wkurzać się mogą co najwyżej na wroga podsuniętego przez propagandę, na przykład na księdza.
Trzy razy już taka ulepszona ludowa demokracja była zagrożona, gdy Polacy, tak głosowali, że możliwe było powstanie rządu, który wyraźnie nie podobał się ubekom, więc pewnie nie reprezentował ich interesów. (Nie oceniam tu tych rządów, czy podejmowali dobre decyzje, czy nie, tylko zauważam, że nie spodobały się ubekom.) W kolejności były to rządy Jana Olszewskiego, Kazimierza Marcinkiewicza (czego się pewnie ten wstydzi do dziś, gdy przebywa na salonach), Jarosława Kaczyńskiego i Beaty Szydło. I za każdym razem legalnie wybrane polskie rządy były zwalczane przez ubeków, którzy zaraz uruchamiali agenturę, aparat propagandowy i tak dalej. Jest to zachowanie całkowicie logiczne, ubecy uważają, że skoro oni wyrywali paznokcie żołnierzom AK, WiN, NSZ, strzelali do Polaków w Czerwcu 1956 roku, w Grudniu 1970 roku, lali i mordowali ludzi w stanie wojennym, to im się władza nad Polakami najzwyczajniej należy. W końcu nikt nie odwołał słów Władysława Gomułki, który w swoim czasie powiedział, że władzy raz zdobytej, nie oddamy nigdy.
Teraz w pierwszym szeregu walczących z polskim rządem jest Komitet Obrony Demokracji. Ten cały KOD przypomina trochę ORMO, a trochę PKWN. PKWN też nie był polski, niczego nie wyzwalał i nie miał wiele wspólnego z narodem polskim. Zgadza się tylko komitet. Z KOD jest podobnie. Komitet się zgadza, ale z demokracją to już nie mają nic wspólnego, ani z jej obroną, bo w końcu chcą obalić rząd wybrany w wyniku „demokratycznych procedur” przez „demokratycznie wyłonioną większość, w „demokratycznych wyborach”.
Na razie reprezentantom ubeków nie udało się doprowadzić do otwartej interwencji zagranicy, wobec tego zaczęli namawiać sferę budżetową (policja, wojsko, urzędnicy, nauczyciele itd.,) w znacznej części złożoną z ludzi najzwyczajniej okupujących Polskę, aby wypowiedzieli posłuszeństwo rządowi. Nie bardzo wiem, jak miałoby to wyglądać, oni i tak nie słuchają rządu pani premier Beaty Szydło. Najlepiej to widać, gdy minister Mariusz Błaszczak, podlizuje się milicyjnym dygnitarzom, którzy swoją drogą wyglądają na tęgich kryminalistów. Przyznaję, że pan minister Błaszczak wykazuje się pewną odwagą. Ja bym się bał w takim towarzystwie przebywać, a pan minister ma czelność nawet odzywać się w ich obecności bez pytania.
Skoro demokracja ludowa jest zagrożona, to pozwólcie, że i ja powalczę o demokrację. Stary już jestem i nie taki zdrowy jak dawniej, więc będzie to tylko rada. Otóż trzeba znowu wprowadzić stan wojenny i Kaczyńskiego i wszystkich jego zwolenników internować w obozie Auschwitz. Baraki stoją, druty też są, więc nie trzeba będzie poważniejszych inwestycji. Strażnikami w tym nowym Auschwitz będą aktywiści KOD-u, w nagrodę za to, że tak donośnie domagali się obrony demokracji. Wiadomo, przy pilnowaniu więźniów będą mogli się nachapać. Komendantem obozu zostałby pan Mateusz Kijowski. Uszyje się im ładne uniformy, na jednym kołnierzyku będą mieli litery KOD, na drugim tradycyjne SS. A później to wiadomo, głód, zimno, praca. I od razu będzie demokracja! I wszyscy będę szczęśliwi! Co źle mówię?
© Michał Pluta
27 grudnia 2016
źródło publikacji:
www.michalpluta.bloog.pl
27 grudnia 2016
źródło publikacji:
www.michalpluta.bloog.pl
Ilustracja © Vincent (@krytyk85 / Twitter.com)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz