We Francji zakazano reprodukowania zdjęcia przedstawiającego uśmiechnięte dziecko dotknięte zespołem Downa ze względu na dyskomfort, który mógłby stać się udziałem osób dokonujących aborcji eugenicznej. Nie pomyślano o dyskomforcie jaki odczuwają rodzice dzieci z zespołem Downa, którzy heroicznie je wychowują poświęcając im każdą chwilę swego życia, rezygnując z własnej kariery i przyjemności życiowych gdy dowiadują się, że nie tylko ich uśmiechnięte dzieci lecz nawet ich zdjęcia są w przestrzeni publicznej niemile widziane.
Nie warto już chyba wspominać o dyskomforcie dziecka poddawanego „usunięciu”. Postępowców bardziej interesują przeżycia wigilijnego karpia czy świątecznego indyka niż cierpienia małych istot własnego gatunku.
W naszych czasach prawo bardziej troszczy się o prawa i komfort psychiczny przestępców niż ich ofiar. Ochrona praw „nabywcy w dobrej wierze” oznacza, że prawodawca bardziej troszczy się o, będących często w zmowie z oszustami, łowców okazji na rynku nieruchomości niż o losy osób oszukanych i okradzionych. Kupując na ulicy złoty zegarek czy zabytkową biżuterię powinniśmy się liczyć z możliwością, że jest ona przedmiotem przestępstwa, i że może zostać nam odebrana, a nawet możemy odpowiadać za paserstwo. To samo powinno dotyczyć okazyjnego zakupu bardzo taniej nieruchomości. Ochrona praw nabywcy w dobrej wierze jest kryminogenna co pokazały afery reprywatyzacyjne we wszystkich większych miastach kraju.
Opór wobec wprowadzenia ustaw zwalczających lichwę świadczy, że ustawodawcy bardziej się troszczą o interesy przedsiębiorców bogacących się kosztem ludzi w trudnej sytuacji życiowej niż o los tych ostatnich. Jak się okazuje oprocentowanie pożyczki czasami przekraczało 1000% i że pod zastaw niewielkich sum przyjmowano mieszkania i nieruchomości często bez wiedzy i zgody pożyczającego. Osoby starsze często nieświadomie podpisują pełnomocnictwo na dysponowanie ich mieszkaniem. Taki fałszywy pełnomocnik, albo pracownik domu opieki, który sprzedaje mieszkanie podopiecznego skazując go na bezdomność powinien mieć sprawę karną zakładaną z urzędu.
W związku z projektem uregulowania specjalnych emerytur esbeckich ukonstytuowała się w naszym kraju następna grupa gorących „obrońców demokracji”. Zmniejszenie ich emerytur to rzekomo zamach na prawa nabyte. To oczywisty nonsens. Każda regulacja podatków, czynszów czy opłat za media też narusza nasze prawa nabyte. Każda zmiana przepisów drogowych czy sposobu przeprowadzania egzaminów na prawo jazdy, może być postrzegana w ten sposób. Prawa i przywileje esbeków zostały nabyte w zbrodniczy sposób. Czy możemy sobie wyobrazić ochronę praw nabytych członków formacji SS?. Przecież oni też wiązali ze swoją służbą różne życiowe nadzieje i pozbawieni przywilejów mogli czuć się oszukani. Proces w Norymberdze sprawił jednak, że zamiast się skarżyć i protestować mogli się tylko cieszyć, że ominęła ich szubienica, albo długoletnie więzienie. Nasi komunistyczni oprawcy nie tylko pozostali zupełnie bezkarni, ale mają czelność po latach występować w obronie przyznanych im za katowanie i prześladowanie obywateli wysokich emerytur. Niejaki Humer w poczuciu całkowitej bezkarności, potrafił w trakcie toczącej się przeciwko niemu sprawy sądowej powiedzieć do świadka, schorowanej starej kobiety:” nie dokończyłem swojej roboty ale jeszcze dokończę”, nie licząc się z tym, że sąd może i powinien potraktować tę wypowiedź jako groźbę karalną. Stefan Michnik wspiera ze Szwecji awantury byłych esbeków. Jego też podobnie jak Helenę Wolińską i wielu innych ominęło spotkanie z prawem. Zawdzięczamy to grubej kresce Mazowieckiego oraz zasadzie „Pacta sunt servanda” uparcie wdrażanej społeczeństwu przez tak zwaną opozycję kontraktową . Jak wiadomo zasada ta ogranicza się jednak do umów zawartych dobrowolnie i nie dotyczy umów przestępczych. Nie musimy oddawać przestępcy swoich pieniędzy jeżeli ofiarowaliśmy je pod lufą pistoletu. Nie możemy powołując się na tę zasadę usprawiedliwiać się w sądzie jeżeli obiecaliśmy sąsiadowi zabić jego żonę. A przede wszystkim większość z nas nigdy nie dawała mandatu architektom okrągłego stołu do zawierania w naszym imieniu umów z komunistycznymi przestępcami.
Jeden z moich sąsiadów, nieżyjący już były zomowiec mawiał, że „ w stanie wojennym bił solidaruchów ze wszystkich sił, aż mu się pała grzała”. Ten niezbyt miły osobnik już w wolnej Polsce regularnie tłukł swoją rodzinę, oraz miał zwyczaj awanturować się po pijanemu na podwórku w poczuciu całkowitej bezkarności. Wzywana przez sąsiadów policja faktycznie nigdy go nie zabrała i raczej usiłowała mitygować interweniujących. Zdecydowanie był na jakiejś specjalnej ochronnej liście, gdyż do interwencji przyjeżdżali młodzi chłopcy, którzy z racji daty urodzenia nie mogli być jego kolegami, ani zwolennikami poprzedniego systemu. Gdyby sąsiad jeszcze żył zapewne manifestowałby dziś pod Sejmem w obronie należytej odpłaty za jego męczącą pracę.
Umowę okrągłego stołu uważa się powszechnie za grzech założycielski III Rzeczpospolitej. Nie jest to jednak wbrew obiegowej opinii umowa pomiędzy konstruktywną częścią opozycji i komunistycznymi władzami. Komuniści i ich następcy umówili się sami ze sobą, że tego co ukradli nigdy nie oddadzą. Ich umowy nas nie obowiązują i nie musimy specjalnymi emeryturami opłacać wysiłku włożonego przez nich w prześladowanie nas i pałowanie.
© Izabela Brodacka Falzmann
2 stycznia 2017
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
2 stycznia 2017
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz