Szanowni Państwo!
Starsi ludzie pamiętają zapewne rok 1980, a zwłaszcza rok 1981, kiedy to w naszym nieszczęśliwym kraju pojawiła się dwuwładza. Z jednej strony była partia i rząd, czyli tak zwana „strona rządowa” a z drugiej strony - „Solidarność”, czyli tak zwana „strona społeczna”. Stan dwuwładzy nigdy nie jest trwały, toteż 13 grudnia 1981 roku generał Jaruzelski ogłosił wprowadzenie stanu wojennego, w którym „strona społeczna” została zepchnięta do podziemia, a na placu pozostała tylko „strona rządowa”.
Nawiasem mówiąc, również i tam doszło do przetasowań, bo wśród internowanych znalazł się były I sekretarz KC PZPR Edward Gierek i jego pierwszy minister Piotr Jaroszewicz. Była to ważna informacja, aluzyjnie przekazana opinii publicznej, że oto punkt ciężkości władzy przesunął się ze struktur oficjalnych w stronę tajnych służb, a konkretnie – wywiadu wojskowego, czyli starych kiejkutów. Warto to przypomnieć tym bardziej, że jak się wtedy tam przesunął, to już pozostał, aż do dnia dzisiejszego. Gdyby tak nie było, to nie byłoby w naszym nieszczęśliwym kraju żadnej politycznej wojny. Jeśli jest, to – po pierwsze – dlatego, że stare kiejkuty nie zamierzają oddać władzy („władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy” - twierdził Władysław Gomułka), a po drugie – że również Nasz Najważniejszy Sojusznik wciągnął starych kiejkutów na listę swoich faworytów, żeby w ich postaci mieć rodzaj bata na Prawo i Sprawiedliwość, czyli rząd, który wskutek tego jest zmuszony do nieustannego licytowania się ze starymi kiejkutami o względy Naszego Najważniejszego Sojusznika. Nazywa się to „divide et impera”, czyli dziel i rządź. Ta metoda stosowana jest z powodzeniem już od czasów starożytnych, więc nic dziwnego, że jest wykorzystywana również i dzisiaj.
Warto również przypomnieć, że wraz z proklamowaniem stanu wojennego, generał Jaruzelski ogłosił również doktrynę polityczną pod nazwą „linia porozumienia i walki”. Chodziło to to, żeby przeciwników komunistycznej władzy podzielić na umiarkowanych i nieprzejednanych. Z tymi pierwszymi istniała szansa na „porozumienie”, podczas gdy tych drugich czekała już tylko „walka”, co na ówczesnym etapie oznaczało rozmaite formy prześladowania. W rezultacie stare kiejkuty zbudowały sobie „stronę społeczną”, z którą następnie porozumiały się w Magdalence i przy „okrągłym stole”, co do sposobu podziału władzy nad narodem polskim: jak pamiętamy, „strona społeczna” dostała 35 procent politycznego wpływu, podczas gdy stare kiejkuty zawarowały dla siebie i swoich przyszłych politycznych ekspozytur aż 65 procent. I o to właśnie, to znaczy – o zachowanie tych proporcji - toczy się dziś w Polsce polityczna wojna.
Ponieważ reprezentujące na obecnym etapie „stronę społeczną” Prawo i Sprawiedliwość objawia apetyt znacznie wykraczający poza przyznane 35 procent, to nic dziwnego, że stare kiejkuty, nie bez zachęty ze strony zagranicznych central wywiadowczych, podjudzają swoje polityczne ekspozytury w rodzaju Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej do politycznej wojny. 16 grudnia pod pretekstem walki o wolność słowa, nastąpiła próba sparaliżowania Sejmu, by w ten sposób nie dopuścić do uchwalenia ustawy budżetowej w przepisanym terminie, co stworzyłoby przesłanki prawne do skrócenia kadencji Sejmu i rozpisania nowych wyborów. Ale ustawa budżetowa została uchwalona w Sali Kolumnowej i w ten sposób pierwotny plan spalił na panewce. Nie znaczy to jednak, by stare kiejkuty nie miały planu alternatywnego. Skoro już groteskowa okupacja sali plenarnej sejmu stała się faktem, to plan alternatywny polega na obwołaniu okupantów drugim, a właściwie nie „drugim”, tylko pierwszym, ośrodkiem władzy, broniącym demokracji przed rządem. Następny krok, to apel do zagranicy, by cofnęła uznanie rządowi, a obdarzyła nim samozwańczych obrońców demokracji – podobnie jak to było w roku 1945, kiedy to alianci cofnęli uznanie rządowi Rzeczypospolitej w Londynie. Najwyraźniej jednak Niemcy nie życzyły sobie aż takiej ostentacji, która mogłaby spłoszyć pozostałe państwa Unii Europejskiej, a zwłaszcza Francję. W rezultacie niezależne media nagle wyeksponowały znane i wcześniej fakty kompromitujące obrońców demokracji, wskutek czego prezes Jarosław Kaczyński mógł przystąpić do realizowania linii porozumienia i walki, żeby zakończyć przynajmniej ten etap politycznej wojny. Bo sama wojna się nie skończy, dopóki nie zostanie przywrócona równowaga według proporcji 65 do 35 procent.
© Stanisław Michalkiewicz
11 stycznia 2017
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
11 stycznia 2017
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja i wideo © Radio Maryja / Telewizja Trwam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz