Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Abdykujcie jak najprędzej!

        Pani Krystyna Janda najwyraźniej otrząsnęła się już z traumy po doznanym męczeństwie i przeszła do ataku na jego sprawców. Męczeństwo pani Krystyny polegało na tym, że zamiast 1,5 miliona rocznej państwowej subwencji dla jej teatrzyku piątej klepki, minister kultury zaproponował jej zaledwie dziesiątą część tego, czyli 150 tysięcy złotych. Nie wiem, czy pani Krystyna wzięła tę forsę, czy też - uniósłszy się honorem – wzgardliwie ją odrzuciła, ale to bez znaczenia, bo ważniejsze jest przecież, że w ten sposób doświadczyła ze strony reżymu straszliwego męczeństwa w postaci małpiego okrucieństwa. Nic dziwnego, że postanowiła się na reżymie odegrać i oto wreszcie nadarzyła się okazja. Reżym poparł skierowanie do komisji społecznego projektu ustawy ograniczającej dotychczasowe ramy dopuszczalności aborcji. Ponieważ ten pomysł spotkał się z energicznym przeciwdziałaniem postępowych pań, broniących reżymowi dostępu do swoich „wagin” i „macic”, pani Krystyna postanowiła skorzystać ze sposobności, by – jak to się kiedyś mawiało - „i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić”.
Wianuszka bowiem trzeba strzec, niczym socjalizmu – oczywiście przed znienawidzonym reżymem – bo nawet a właściwie nie „nawet”, tylko zwłaszcza panie postępowe demonstrują taką czujność wokół swoich „wagin” i „macic” tylko w przypadku reżymu, bo w przypadku - jak to nazywał Stanisław Grzesiuk - „miłości głodnych płeciów” żadnej czujności nie zachowują i rozkładają nogi już na pierwszy znak („Pierwszy znak, gdy serce drgnie, ledwo drgnie, a już się wie...”). Toteż praktyczne postępowe panie co noc kogoś kochają, z czego wynikają potem rozmaite niepożądane następstwa i stąd tak się uwijają wokół rozszerzenia możliwości likwidowania owych następstw. Nawiasem mówiąc, to rozszerzanie możliwości nazywane jest powszechnie „liberalizacją”. Jest to jeszcze jedna ilustracja chaosu semantycznego, jaki rozszerza się u nas na podobieństwo pożaru – chyba sztucznie podsycanego. Jak bowiem można nazywać „liberalizacją” drastyczne zaostrzenie możliwości zabijania ludzi – co prawda jeszcze bardzo małych, ale nikt nie powiedział jeszcze w tej sprawie ostatniego słowa, bo w kolejce czekają przecież ludzie bardzo chorzy? Zmiana ustawy postulowana przez postępactwo nie jest żadną „liberalizacją” tylko rozszerzeniem prawa mordowania na osoby nie będące nawet funkcjonariuszami publicznymi. To nawet w Sowietach panował w podobnych sprawach jakiś porządek; Feliks Dzierżyński mógł aresztować, a nawet zastrzelić każdego, ale już czekiści niżsi rangą mogli aresztować tylko do stopnia pułkownika. Tymczasem określenia „liberalizacja” używa nawet przewielebne duchowieństwo i walczy z „liberalizmem” niczym komuniści z wrogą stonką ziemniaczaną. Ale mniejsza z tym, bo chodzi przecież o panią Krystynę i jej zbawienne pomysły.

        Otóż gwoli zrobienia na złość złowrogiemu reżymowi a jednocześnie podlizania się postępactwu, które w przeciwny razie mogłoby zacząć lekceważyć rozmaite stare próchna, pani Krystyna zaapelowała do kobiecej solidarności – by mianowicie wszystkie kobiety podjęły strajk, powstrzymując się od czynności składających się na prowadzenie gospodarstwa domowego, opiekę nad dziećmi i tak dalej. Pani Krystyna taktownie nie wyjaśnia, czy strajk obejmowałby również odmowę bliskich spotkań III stopnia z mężami w alkowie, ale to się rozumie samo przez się. Powołując się na przykład Islandii dowodzi skuteczności tej formy protestu, a jedyna wątpliwość, jaka ją przy tym nachodzi, to niepewność, czy kobiety w naszym nieszczęśliwym kraju wykażą się świadomą dyscypliną.

        Tymczasem wątpliwości jest chyba znacznie więcej, z czego pani Krystyna najwyraźniej nie zdaje sobie chyba sprawy. Ilustruje to scena spotkania meksykańskiej cesarzowej Charlotty, żony Maksymiliana Habsburga z cesarzem Napoleonem III. Charlotta przyjechała do Paryża by prosić Napoleona III o pomoc dla Maksymiliana, zagrożonego przez rewolucjonistów. Napoleon wykręcał się jak tylko mógł, ale Charlotta nalegała i w końcu użyła decydującego w jej mniemaniu argumentu, to znaczy – zagroziła, że w razie odmowy pomocy Maksymilian i ona też abdykują. - Ależ abdykujcie jak najprędzej! - wyrwało się Napoleonowi, na co Charlotta dostała spazmów, zaczęła wyrzucać mu niskie pochodzenie, aż wreszcie zwariowała. Wyobrażam sobie tedy, że dla wielu, może nawet dla wszystkich mężczyzn, taki strajk mógłby stać się znakomitą okazją do wyzwolenia. Skoro małżonki odmówiłyby prowadzenia własnego przecież gospodarstwa domowego, opieki nad własnymi przecież dziećmi i bliskich spotkań III stopnia w alkowie, to po cóż komu jeszcze takie żony, zwłaszcza gdy w międzyczasie zdążyły obetrzeć sobie resztki puszku niewinności – o ile kiedykolwiek go miały? Takie żony byłyby potrzebne jak psu piąta noga. Wielu mężczyzn z ogromną ulgą zaczęłoby stołować się na mieście, dając również dzieciom na ten cel kieszonkowe, zaś niedogodności spowodowane strajkiem w alkowie dałoby się usunąć w sposób trwały dzięki przedsiębiorczości. Gdyby tylko apel pani Krystyny spotkałby się z masowym rezonansem, to w odpowiedzi, niczym grzyby po deszczu, zaczęłyby powstawać agencje towarzyskie i inne domy publiczne, obliczone na każdą kieszeń. W tej sytuacji postępowe żony musiałyby się przekwalifikować na pracownice przemysłu rozrywkowego, gdzie nie byłoby miejsca na żadne dąsy, ani tak zwane „bóle głowy” - bo jak klient płaci, to wymaga. W dodatku ogromna podaż tych usług, zgodnie z prawem podaży i popytu, musiałaby doprowadzić do spadku cen, co mogłyby wpłynąć na ożywienie innych gałęzi gospodarki, w których zaznaczyłby się wzrost popytu. Paradoksalnie sytuacja wytworzona w następstwie masowego zastosowania się kobiet do apelu pani Krystyny, mogłaby przyczynić się do ograniczenia dotychczasowych wydatków zwłaszcza w przypadku mężczyzn nie korzystających z agencji towarzyskich, którzy jednak ustawiliby relacje z żonami na zasadach komercyjnych. Wcale bowiem nie jest nigdzie napisane, że w przypadku bliskich spotkań III stopnia w alkowie mężczyzna jest jedynie nabywcą usługi. Również i on mógłby żądać za swoje czynności stosownego wynagrodzenia, zwłaszcza, gdyby małżonka była w typie pani Katarzyny Bratkowskiej. Wygląda na to, że apel pani Krystyny Jandy przyniósłby ogromne i niespodziewane korzyści mężczyznom. Powinienem się z tego egoistycznie cieszyć, ale wznosząc się ponad egoizm jednak apeluje do pani Krystyny Jandy, żeby jeszcze raz sobie to wszystko przemyślała.


© Stanisław Michalkiewicz
27 września 2016
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2