Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Za wszelką cenę...

        Jak wiadomo, pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Zwłaszcza teraz, gdy panuje demokracja, w ramach której rządy muszą przekonać obywateli, że – jak twierdził Józef Stalin - „nasze dieło prawoje”, co się wykłada, że nasza sprawa jest słuszna i w związku z tym to właśnie ona powinna zwyciężyć. Aleksander Sołżenicyn opowiada, jak to hasło wykorzystali rosyjscy knajacy w pierwszych miesiącach wojny: „zwycięży nasza sprawa, zwycięży nasza z lewa, dlaczego każdy zmiata, dlaczego każdy zwiewa...” Zresztą mniejsza o knajaków, bo przecież chodzi o prawdę.
Otóż każdy rząd, nawet zanim jeszcze padną pierwsze strzały, podaje swoim obywatelom do wierzenia, że „oni kłamią, my mówimy prawdę” - po czym kłamie, ile tylko się da. Akurat teraz mamy znakomitą ilustrację tego widowiska w związku z napięciem, jakie pojawiło się między Rosją i Ukrainą na tle sytuacji na Krymie. Rosja oskarżyła Ukrainę o wysyłanie na Krym dywersantów z zadaniem dokonywania tam aktów terrorystycznych i twierdzi, ze nawet niektórych złapała, na co Ukraina odpowiada, że to nieprawda, a Rosjanie w charakterze ukraińskich terrorystów prezentują osoby podstawione, które recytują uzgodnione wyuczone rewelacje. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że i jedno i drugie może być prawdą, to znaczy – że Ukraina rzeczywiście wysłała na Krym dywersantów, którzy albo już wcześniej byli rosyjskimi agentami i wybrali taką drogę powrotu do Rosji, albo po schwytaniu i podłączeniu do prądu, zaczęli ćwierkać zgodnie z oczekiwaniami ruskich śledczych. Takie cyniczne pomysły przychodzą mi do głowy również w związku z kazaniem, jakie JE abp Henryk Hoser wygłosił 14 sierpnia w Ossowie. Powiedział m.in., że wzięci tam do niewoli bolszewiccy jeńcy zeznali, iż na niebie nad Warszawą widzieli Matkę Boską, jak błękitnym płaszczem osłaniała Warszawę. Na pewno tak było, chociaż nie od rzeczy będzie zauważyć, że wzięty do niewoli jeniec gotów jest poświadczyć wszystko, czego oczekuje od niego przesłuchujący oficer. Zwłaszcza dotyczy to jeńców bolszewickich, którzy pod kątem tak zwanego „świergolenia” zostali nieźle wytresowani przez swoich komisarzy, a wiadomo, że taka umiejętność przydaje się też w niewoli. W tej sytuacji zarówno obecność ukraińskich dywersantów na Krymie, jak i szczerość ich zeznań nie powinna budzić naszego zdziwienia. Znacznie ciekawszy jest powód, dla którego ci dywersanci, prawdziwi, czy fałszywi, pojawili się na Krymie akurat teraz. Czy dlatego, że prezydent Obama dodatkowo chciał w ten sposób dopomóc Hilarii Clintonowej do zwycięstwa nad znienawidzonym Donaldem Trumpem i nakazał CIA zorganizowanie incydentów w jakiejś krymskiej Zatoce Świń, by znienawidzonego Trumpa skonfundować, czy też zimny rosyjski czekista Putin, który – jeśli wierzyć wychodzącej w Warszawie żydowskiej gazecie dla Polaków – jest w Rosji powszechnie znienawidzony i „obawiając się sądu zagniewanego ludu” oraz gwoli powstrzymania swego ześlizgu w polityczny niebyt, postanowił wciągnąć Rosję w „małą zwycięską wojnę” z Ukrainą – tego pewnie nigdy się nie dowiemy. Nawiasem mówiąc, opowieści żydowskiej gazety o tym jak to Putin jest w Rosji znienawidzony, wcale nie muszą być nieprawdziwe. Z pewnością jest on znienawidzony przez tamtejsze lobby żydowskie, którego pozbawił bajecznych wprost alimentów – ale zamieszczenie tego uzupełnienia pan red. Michnik z pewnością ma od grandziarza surowo zakazane,wskutek czego mikrocefale skazani są na półprawdy, dzięki czemu stają się jeszcze bardziej podatni na propagandę – o co przecież tak naprawdę chodzi.

        Ponieważ nasz nieszczęśliwy kraj stoi na nieubłaganym gruncie wspierania Ukrainy, to znaczy – wspierania oligarchów rozmaitego pochodzenia, którzy z łaski Stanów Zjednoczonych otrzymali ten nieszczęśliwy kraj w arendę, niezależne media głównego nurtu, zarówno wspierające obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i wspierające rząd, mają rozkaz demaskowania poczynań złego ruskiego czekisty Putina. Okazuje się, że Putin rozpoczyna wojny zawsze, gdy nadchodzi sierpień. Podobnie rozumował pewien stangret, który odmawiał przejeżdżania przez most twierdząc, że tam „zawsze” pada deszcz. Okazało się, że przejeżdżał tamtędy dwukrotnie i za każdym razem - w strugach deszczu i to skłoniło go do sformułowania takiego prawa fizyki. Podobnie rozumują „eksperci brytyjskiej armii” na których nasze niezależne media się powołują. Ci z kolei podają trzy możliwe powody, dla których Rosja koncentruje wojsko na Krymie: po pierwsze – żeby przykryć aferę dopingową rosyjskich sportowców, po drugie – żeby skłonić Europę do zniesienia sankcji (najpierw Rosja uda, że chce zając Ukrainę, co Europę wprawi w drżączkę, a potem od tych zamiarów ostentacyjnie odstąpi, a wtedy uszczęśliwiona Europa, w nagrodę zniesie sankcje i wreszcie – by wyrąbać lądowy korytarz z Krymu do Donbasu. Ponieważ każdy powód jest bardzo prawdopodobny, prezydent Poroszenko postawił ukraińskie wojsko w stan najwyższej gotowości. To znaczy – przede wszystkim tak zwane „ochotnicze bataliony”, czyli prywatne wojska poszczególnych oligarchów, które specjalnie nadają się do prowadzenia „zażartych walk”. O charakterze takich walk pouczają nas komunikaty; po kilku dniach „zażartych walk” straty wynoszą... trzech ludzi, niekoniecznie żołnierzy. Ale bo też uczestnicy „ochotniczych batalionów” zaciągają się tam dla zarobku, więc nic dziwnego, że nie chcą chwalebnie ginąć, tylko zarobić na godne życie w świetlanej przyszłości. Z drugiej jednak strony oligarcha płaci i wymaga, więc „zażarte walki” trzeba jakoś symulować. Najlepiej przy pomocy dalekonośnej artylerii, dzięki której obydwie Wojujące Strony bezpiecznie haratają się z dużej odległości. Huku przy tym powstaje co niemiara, ale nikomu nic złego się nie dzieje – może z wyjątkiem głupich cywilów, jeśli przypadkowo napatoczą się akurat pod ostrzał. Dzięki temu i wilk jest syty, to znaczy – ochotnicy mają zarobek, a biznes „sze kręczy” - również ten polityczny, po którym tak wiele obiecują sobie przyjaciele Ukrainy.

        Jednym z nich jest pan Kazimierz Wóycicki, z pierwszorzędnymi, żydowskimi korzeniami, uczony doktor - obecnie ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Przelicytował wszystkich dotychczasowych przyjaciół Ukrainy uwagą, że Polska powinna bronić tego państwa „za wszelką cenę”. Wszelką – a więc również za cenę własnego istnienia? Wprawdzie dr Wóycicki nadaje temu pozory racjonalnego uzasadnienia twierdząc, że obecnie Ukraina stała się „państwem granicznym”, a tym samym – gwarantem bezpieczeństwa Polski – ale czy aby na pewno w polskim interesie leży Ukraina mocarstwowa – jakby pragnął pan dr Wóycicki – czy raczej Ukraina, której istnienie zależy od polskiej życzliwości, o którą państwo to powinno codziennie od nowa zabiegać? Najwyraźniej za parawanem pozornej racjonalności, pan dr Wóycicki może zwyczajnie kierować się solidarnością rasową, podobnie jak pani Anna Applebaum, która wprawdzie bezwarunkowo potępia polski nacjonalizm, natomiast dla nieporównanie bardziej brutalnego nacjonalizmu ukraińskiego wykazuje jeśli nie aprobatę, to bardzo daleko idącą wyrozumiałość. Taka zbieżność poglądów świadczy z jednej strony o wadze, jaką międzynarodowe żydostwo przywiązuje do utrzymania Ukrainy w swoim posiadaniu, a z drugiej strony – o lekceważeniu polskich interesów państwowych, skoro nasz nieszczęśliwy kraj powinien popierać Ukrainę „za wszelką cenę” bez względu na to, co rząd w Kijowie zrobi. Warto dodać, że żydowskie lobby ostentacyjnie zaangażowało się w popieranie Hilarii Clintonowej, zarzucając Donaldowi Trumpowi, że jest ni mniej, ni więcej, tylko „ruskim agentem”. Hilaria Clintonowa i jako senator i jako sekretarz stanu USA pokazała, że Polskę traktuje wyłącznie jako skarbonkę żydowskich organizacji przemysłu holokaustu. W tej sytuacji „wszelka cena”, jaką Polska powinna zapłacić gwoli utrzymania Ukrainy w żydowskich rękach, staje się bardziej zrozumiała.


© Stanisław Michalkiewicz
17 sierpnia 2016
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA






Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2