Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Prawdziwi ludzie „Solidarności”: Joanna i Andrzej Gwiazda

Jerzy Dąbrowski (JD):
- W połowie lat 70-tych w Polsce zaczęła się organizować antykomunistyczna opozycja. Czy wówczas byli Państwo obecni w jakiś opozycyjnych strukturach?

Joanna i Andrzej Gwiazdowie (J.A.G):
- Oficjalnie weszliśmy w struktury opozycji w 1976 r., pisząc do sejmu PRL list w obronie KOR-u. Pozostaliśmy jego sympatykami aż do 88r, kiedy spod maski dawnego KOR-u wylazła „Gazeta Wyborcza”. 1 maja 1978r ogłosiliśmy powołanie Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych.
Od tego momentu zaczęła się poważna działalność opozycyjna. Głównie w środowiskach robotniczych.


JD: Życie opozycjonisty w PRL – u nie było łatwe. Jak wyglądała inwigilacja ze strony bezpieki?

J.A.G: Łaziła za nami bez przerwy „obstawa”, mieszkanie pod obserwacją i na podsłuchu. Gdy wyłączali prąd w dzielnicy (oszczędność), nasz blok świecił jak latarnia na morzu ciemności. Bali się zostawić nas bez posłuchu nawet na jeden dzień. A my opowiadając o wycieczkach, psach, kotach i wspomnieniach, pisaliśmy na karteczkach natychmiast palonych. Mieliśmy też symbole migowe: Mysz trzymana za ogon – Myszk, nożyczki – Mec. Taylor, dłoń nisko – mały czyli Borusewicz. Ale podsłuch to świetne narzędzie dezinformowania SB i wpuszczania ich w kanał. Wiele akcji udało się tylko dzięki umiejętnemu wykorzystaniu podsłuchu.

JD: A agenci? Byli obecni i aktywni. Czy nikt nie miał wobec nich cienia podejrzenia? Jak to możliwe, że podczas sierpniowych strajków, oni w ogóle znaleźli się w Prezydium Komitetu Strajkowego? Jak Pan mówił, na 11 jego członków, aż 5 było agentami.

J.A.G: Przykrą stroną opozycji była konieczność podejrzewania wszystkich najlepszych kolegów. A proces potwierdzenia lub wykluczenia agentury jest długi i uciążliwy. Dziś wiemy, że proces przygotowania pieriestrojki zaczął się w 1968r. Mieli więc 10 lat na werbunek i wyszkolenie nowej agentury. Zadaniem tej agentury nie była obrona komunizmu, lecz takie mentalne obezwładnienie, by społeczeństwo pozwoliło komunistom zmienić się na kapitalistów, rozkraść narodowy majątek i utrzymać władzę.

JD: Ciągle jednak zadajemy sobie pytanie, jak to możliwe, że nikt nie domyślał się nawet, że w opozycji było tylu agentów?

J.A.G: Trzeba sobie raczej zadać pytanie, jakim cudem w wolnych związkach, oprócz agentów, my się tam znaleźliśmy? Agenci odgrywali pierwszoplanową rolę. Myśmy tam byli jak ziarnka piasku, które wpadły w dobrze naoliwioną maszynę. Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża, to był taki wypadek przy pracy. To, że ideę WZZ-tów podjęły miliony, o mało nie zakończyło się katastrofą komunizmu. Pomimo wszystkich zastrzeżonych w IPN-ie zbiorów, wychodzi na jaw, że w opozycji i w Solidarności było aż gęsto od agentów.

JD: A Państwo podejrzewali kogoś o współpracę z SB?

J.A.G: Mieliśmy oko na Lecha Wałęsę i na Myszka. Edwin Myszk cieszył się dużym zaufaniem Bogdana Borusewicza, który stawiał go nam za wzór. Borusewicz mówił, że jak trzeba pojechać po powielacz, to my sobie nie potrafimy załatwić urlopu, a Myszk dostawał delegację z pracy. Gdy dowiedzieliśmy się, że Myszk był oszustem matrymonialnym, doszliśmy do wniosku, że skoro facet jest w stanie udawać miłość, to jest też w stanie udawać przyjaźń. On się do tego przyznał. Przy okazji doniósł nam, że Wałęsa nie rozdał ulotek w Somoninie, które od nas dostał. Jak ich razem skonfrontowaliśmy, to obaj krzyczeli na siebie – ty Ubeku! Gdy Myszk potwierdził swą agenturalność wydając fałszywy numer Robotnika Wybrzeża, większość kolegów uznała, że Wałęsa został oczyszczony.

JD: W książce „Anna Solidarność” Cenckiewicz pisze, że Wałęsa spóźnił się na sierpniowy strajk. Jaka była jego prawdziwa rola w strajku?

J.A.G: Każdy z działaczy WZZ przygotowywał swój zakład do strajku. Jedynym niepracującym był Borusewicz, zaproponował więc, że wspomoże Stocznię Gdańską i zainstalował Wałęsę w mieszkaniu opozycyjnym, na rogu ul. Wałowej i Gazowniczej, żeby mógł rano wejść do stoczni.Po latach, w 1991 roku, były pracownik Elmoru i były Ubek powiedział mi, że, Wałęsa był zainstalowany w mieszkaniu operacyjnym SB i pokazał mi okna tego samego mieszkania. Jest kilka wersji tego, jak Wałęsa dostał się do stoczni. W „Nie” był rysunek: spocony Kwaśniewski podsadza Wałęsę, by mógł przeleźć przez mur, ale bez skutku, więc mówi: „Lechu może lepiej wrócimy do motorówki.” Coś z tą motorówką musiało być, bo Wałęsę nazywali pontonem. Tak na prawdę, to nikt tego nie widział jak on się dostał do stoczni. Żołnierz pełniący wartę w porcie Marynarki Wojennej 13.08. widział jak o godz. 18-tej Wałęsa wsiadał do motorówki d-cy Marynarki Wojennej. Tylko jak on rozpoznał, nikomu nieznanego Wałęsę? W 2000 roku śp. pan Mościbrocki opowiedział mi, że w pierwszym dniu strajku spytał Wałęsę, czy nie boi się, że ten strajk się za bardzo rozbucha. Wałęsa odparł: „coś pan, za 3 dni zagonię hołotę do roboty”. To było pierwsze zadanie. Lecz odpowiedzią na zerwanie strajku, było powołanie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, który mógł się okazać całkowicie niezależny. Dlatego Wałęsie kazano wrócić na Stocznię by wejść do MKS-u. Możliwa jest też inna interpretacja: Wałęsa jako agent SB, podlegał ministrowi Spraw Wewn. S. Kowalczykowi. Kowalczyk uspakajał Edwarda Gierka, żeby się nie martwił, bo na czele strajku stoi jego człowiek. Gierek posłał potem Wałęsie książkę „Przerwana Dekada”, w której było napisane, że był on człowiekiem Kowalczyka, a Wałęsa posłał Gierkowi książkę „Droga Nadziei”, w której napisał na okładce, że z bezpieką współpracował na gruncie politycznym, a gdy się umocnił, to pokazał im drzwi. I że to było jego pokerowe zagranie. Wałęsa zerwał strajk jako człowiek Kowalczyka, ale zaraz zdradził Kowalczyka i Gierka, przechodząc na stronę Kani czyli ekipy pierestrojki.

JD: Do sierpniowego strajku w Stoczni doszło po zwolnieniu Anny Walentynowicz. Czy uczestniczyli Państwo w jego ogłoszeniu?

J.A.G: Strajk ogłaszała załoga każdego zakładu indywidualnie. Stocznia Gdańska stanęła na apel WZZ o obronę Anny. Do apelu dołączona była instrukcja: „Jak strajkować”. 15-tego zastrajkowało kilka następnych fabryk, w tym Elmor. 16-tego kilkadziesiąt. Oczywistą koniecznością stało się powołanie wspólnego kierownictwa strajku. Z tą propozycją grupa WZZ udała się do Stoczni. Lecz Wałęsa z Borusewiczem nie wpuścił nas na obrady Komitetu Strajkowego. Czekając na zakończenie obrad, ze zdumieniem usłyszeliśmy przez głośniki Wałęsę, ogłaszającego zakończenie strajku, wzywającego do opuszczenia Stoczni i obiecującego: „wytężoną pracą nadrobimy wszystkie straty spowodowane strajkiem”. Pobiegliśmy do Elmoru, mijając stoczniowców ze spuszczonymi głowami słuchających, jak Wałęsa solo śpiewa Hymn. W Elmorze zwołaliśmy załogę na plac. Powiedziałem, że wobec zdrady Stoczni, jedyną szansą uratowania strajku jest utworzenie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Mówiłem, że musi się znaleźć jedna załoga, która obieca, że się nie wyłamie niezależnie od tego, co by się działo. W razie przegranej, cała nienawiść władzy skupi się na tej załodze. Tak się złożyło, że obowiązek ratowania strajku spadł na nas. Pytałem kto jest za. Powoli podniósł się las rąk. Na 2200 pracowników Elmoru tylko 2 osoby się wstrzymały. No, to pojechaliśmy po strajkujących zakładach, wzywając na zebranie MKS-u w Elmorze. Wracając zobaczyliśmy na murach stoczniowców z polskimi flagami. Strajk w Stoczni trwał, gdyż Anna Walentynowicz, Alina Pieńkowska i Ewa Osowska (wykreślona z historii) przekonały niewielką część załogi do dalszego strajkowania.Wobec tego zdecydowaliśmy by zebranie założycielskie MKS-u przenieść na teren Stoczni. Uczestniczyło w nim 28-u delegatów strajkujących zakładów, którzy mieli czynne i bierne prawo wyborcze, oraz wiele osób bez uprawnień delegata. Ci ludzie widzieli się po raz pierwszy w życiu. W ciągu 8-u godzin ustaliliśmy regulamin działania, zasady podejmowania decyzji i uchwał, stworzyliśmy listę 21 żądań strajkowych oraz wybraliśmy władze MKS-u. O godz. 6.oo rano mieliśmy wszystkie dokumenty, oraz listę 21 żądań strajkowych porządnie przepisane na maszynie.

JD: Jak to możliwe, że Wałęsa został wybrany na przewodniczącego MKS?

J.A.G: To proste. Delegaci nie znali się. Gdy trzeba było zgłaszać kandydatów na przewodniczącego, ktoś rzekł: „Proponuję aby przewodniczącym MKS-u, został gospodarz, czyli przewodniczący Komitetu Strajkowego Stoczni Gdańskiej”. Logiczne prawda? Wniosek został przegłosowany. A wnioskodawca nie musiał być agentem. Ja już od trzeciego dnia strajku wiedziałem, że Wałęsa był agentem. Kiedy ktoś przemawiał na sali obrad, to Wałęsa dawał znaki swojemu zaufanemu koledze, który obsługiwał mikrofon, kiedy ma go wyłączyć. Nazywaliśmy go „ministrem łączności”. On się okazał agentem w stanie wojennym. Kiedy powiedziałam Wałęsie, że jest agentem, to on odpowiedział: dobrze, zawsze będziesz miała prąd w mikrofonie. Poza tym Wałęsie pomagał inny agent, Florian Wiśniewski. Jakaś dziewczyna z Warszawy spała pod stołem nakrytym serwetą i słyszała jego rozmowę z czerwonymi przez telefon. Wywaliliśmy go z władz pod pretekstem przyjęcia talonu na samochód, bo też nie mieliśmy dowodu.

JD: A rola Bogdana Borusewicza w strajku?

J.A.G: Borusewicz powiedział, że to on sam osobiście zastrajkował i ponoć Wałęsa umówił się z Borusewiczem, który go wprowadził. Nikt z nas i naszych znajomych nie pracował w Stoczni Gdańskiej. Myśmy robili strajki w naszych zakładach. Tym młodym chłopakom ze Stoczni Borusewicz obiecał, że przyśle im kogoś, no i przysłał Wałęsę. Myśmy chcieli Wałęsę wyrzucić, ale zawsze wstawił się za nim Borusewicz. Kilkakrotnie go zresztą ratował.

JD: Proszę podać przykłady?

J.A.G: Zrobiliśmy takie duże zebranie i była ciekawa dyskusja na temat strajku grudniowego w 70 r. Podczas tego spotkania Wałęsa przyznał się, że po 1970 roku rozpoznawał dla milicji kolegów na zdjęciach, bo mówił, że władza musi wiedzieć. Borusewicza nie było na tym spotkaniu. Mieliśmy dowód nagrany na taśmę i dałem ją Bogdanowi, bo chciał ją przesłuchać. W rezultacie nigdy tej taśmy nie dostałem z powrotem, a Borusewicz zawsze uchylał się od odpowiedzi co się z nią stało.

JD: Jaka była rola Lecha Kaczyńskiego w podczas sierpniowego strajku? Czy był obecny w Stoczni?

J.A.G: My wróciliśmy z urlopu w początku sierpnia na wiadomość o ciężkiej chorobie Mamy. Leszek był na urlopie w Bułgarii, wrócił natychmiast na wiadomość o strajku. Ale wtedy kierownictwo strajku było już wybrane. Gdyby był od początku, z całą pewnością zostałby członkiem prezydium, a być może przewodniczącym MKS. Leszek był popularny i niezwykle ceniony wśród robotników. Przez ponad rok, prowadził szkolenia z prawa pracy na tajnych kilku osobowych zebraniach. Ich uczestnicy przekazywali zdobytą wiedzę kolegom. Wieść, że doktor Prawa Pracy, naukowiec z uniwersytetu, uczy prawa robotników rozchodziła się szeroko. Ponieważ Mazowiecki nie zgodził się włączyć Kaczyńskiego do swego zespołu, MKS mianował go niezależnym doradcą.

JD: No właśnie. Doszliśmy do grupy tak zwanych „ekspertów” i doradców. Jak oni się znaleźli wśród strajkujących?

J.A.G: W strajku nie było ekspertów, byli doradcy, a to istotna różnica. Doradcy nie mieli prawa podejmować żadnych decyzji, mogli jedynie odpowiadać na zadane pytania. Za podjęte decyzje odpowiadały wyłącznie władze strajku, a nie doradcy. Doradcami MKS-u byli: Lech Kaczyński, Jan Olszewski, Romuald Kukułowicz, Jadwiga Staniszkis, oraz zespół T. Mazowieckiego. Zespół Mazowieckiego utworzył warszawski „salon” na prośbę premiera Jagielskiego. Do Gdańska przywieziono ich specjalnym samolotem i zakwaterowano w hotelu. Ich zadaniem było zmiękczenie naszego stanowiska, co się im nie udało. My przyjęliśmy ten zespół, gdyż w niczym nie mógł nam zaszkodzić, a mógł pomóc w załagodzeniu ostrego konfliktu z komisją rządową. Czarna legenda „ekspertów” Mazowieckiego, powstała znacznie później, gdy ludzie winę za szkodliwe wypowiedzi Wałęsy zwalali na doradców. Było to o tyle słuszne, że Mazowiecki i s-ka, mając znikomy wpływ na prezydium i Komisję Krajową, realizowali swe cele poprzez Wałęsę.

JD: A jak wyglądała sytuacja po podpisaniu porozumień sierpniowych?

J.A.G: To był czas niesłychanie intensywnej pracy nad budową Związku. Pracy z załogami w całym kraju, które popierały Gdańsk i 21 postulatów, ale nie bardzo wiedziały co dalej. Nie znały sposobu działania związków zawodowych. Dla „warszawki” był to „karnawał”, dla nas mordercza praca. Wiedzieliśmy, że „porozumienie” jest wybiegiem, wiedzieliśmy o licznej agenturze. Musieliśmy przed agenturą dotrzeć do załóg i tak je przygotować, by agentura stała się bezradna. Aby wybuch sierpniowego entuzjazmu przekuć w sprawną, bojową i zdyscyplinowaną organizację, konieczna było poświęcenie, inteligencja i ciężka praca tysięcy ludzi. Oczywiście wiedzieliśmy o walce doradców o ucho Wałęsy, walkę karierowiczów o solidarnościowe stołki kwitowaliśmy: „ci durnie nie wiedzą, że walczą o długość wyroku”. Pomimo tak ogromnej liczby agentów, komunistom nie udało się całkowicie przechwycić władzy w związku i trzeba było wprowadzić stan wojenny. Płynie z tego ważna nauka na przyszłość: Jeżeli naród kieruje się solidarnością i demokracją, nawet tak liczna i fachowa agentura okazuje się bezradna. Ewa Kubasiewicz, skazana na 10 lat w stanie wojennym opowiadała, że prosiła Bogdana Borusewicza o jakąś maszynę, aby mogła drukować ulotki. Borusewicz odmówił jej, pomimo, że był szefem podziemnej Solidarności w Gdańsku. Mówił otwarcie, że nie chce, aby ludzie Gwiazdy mieli na czym drukować. Każdy, kto miał niezależne poglądy, kto drukował pisma niecenzurowane przez Borusewicza, stawał się jego wrogiem, zwalczanym bez etycznych czy moralnych ograniczeń, np. ogłaszając, że niewygodna osoba jest agentem SB. Borusewicz w swych magazynach miał ogromne ilości powielaczy i offsetów, lecz nie tylko Ewa ich nie dostała, nie miała maszyny nawet podziemna drukarnia Stoczni Gd. A gdy świetnie zakonspirowane pismo „Robotnik Lęborski” dostało powielacz, to z nadajnikiem „tu jestem”. W piętnaście minut po włączeniu do prądu weszła bezpieka. My mamy mocne podstawy do skrajnej nieufności wobec Borusewicza. Po wyjściu z internowania, przez Alinę Pieńkowska posłałam Borusewiczowi pytanie, w czym mogę mu pomóc? Borusewicz odpisał, żebym nigdy nie próbowała się z nim kontaktować, zakazał mi działalności związkowej i polecił żebym zajęła się rozdawnictwem darów u księdza Henryka Jankowskiego. A gdy ja wyszedłem z więzienia, w wielkiej konspiracji koledzy z „S” przepraszali, że nie mogą się ze mną kontaktować, bo Borusewicz im kategorycznie zabronił.

JD: Co Państwo myślą o ostatnim konflikcie Wałęsy z Borusewiczem?

J.A.G: Jeżeli główni fałszerze historii się kłócą, to otwiera się furtka dla prawdy. W tym sporze Borusewicz jest bez szans. Wałęsa jest zdemaskowany, nie ma już nic do stracenia. A Wałęsa kradnąc swoje donosy z akt SB, ponoć ukradł też akta Borusewicza. Konflikt zgasł, gdy Wałęsa zagroził, że powie kto nas truł w czasie strajku.

JD: Czy oprócz Pana, w latach osiemdziesiątych, siedzieli w więzieniu jeszcze inni działacze Solidarności?

J.A.G: Tak. Ok. 10 000 w internie, kilka tysięcy w więzieniu, kilkuset z dużymi wyrokami. Ze znanych – Romaszewski, Rozpłochowski no i Jacek Kuroń, który podczas przesłuchań doradził gen. Kiszczakowi, żeby skłócił nas o pieniądze.

JD: Niemożliwe?

On sam mi to powiedział. A po uwolnieniu, na naradach „pod legendą przesłuchań” obiecywał Kiszczakowi utworzenie listy osób, które nie będą się mogły zapisać do nowej Solidarności. /patrz raport o likwidacji WSI/.

JD: Czy na takich samych zasadach siedział w więzieniu Adam Michnik? Pisał tam przecież książki, więc miał raczej luksusowe warunki.

J.A.G: On mógł pisać książki, a ja nie mogłam Andrzejowi wysłać nawet Głosu Wybrzeża. Przy kapusiu pod każdą celą, częstych „kipiszach” i drobiazgowej rewizji osobistej z obmacywaniem szwów ubrania, z trudem dawało się wynieść gryps na kawałku bibułki z papierosa. Ale książkę można było napisać wyłącznie za zgodą władz.


© Jerzy Dąbrowski
Australia, 16 sierpnia 2013
źródło publikacji: „Joanna i Andrzej Gwiazda: O niewygodnej prawdzie sierpniowych strajków”
www.pomniksmolensk.pl








ARTYKUŁ PRZYWRÓCONY Z KOPII ZAPASOWYCH, Z TEGO POWODU ORYGINALNY FORMAT ARTYKUŁU MOŻE NIE PASOWAĆ DO FORMATU OBECNEGO BLOGU. NIEKTÓRE ILUSTRACJE MOGĄ BYĆ OBECNIE NIEDOSTĘPNE, A LINKI MOGĄ BYĆ NIEAKTUALNE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2