Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Prawdziwi ludzie „Solidarności”: Adam Gajkowski

Adam Gajkowski urodził się 15 kwietnia 1960 roku w Sopocie. Ukończył Technikum Energetyczne dla Pracujących w Gdańsku (1981). W wieku lat osiemnastu rozpoczyna pracę zarobkową jako monter na Wydziale Remontu Maszyn w Zakładzie Remontowym Energetyki w Gdańsku. W sierpniu 1980 współorganizator strajku w zakładzie, delegat do MKS w Stoczni Gdańskiej, członek KS; od września w „S”, przew. Komitetu Założycielskiego, nast. KZ, współorganizator (z Grzegorzem Senkowskim) wyborów do KZ, przew. Komisji Rewizyjnej KZ, członek Regionalnego KOWzP, w dniach 14–16 grudnia 1981 reprezentuje (wraz z G. Senkowskim) ZRE Gdańsk w Regionalnym KS w SG. Organizator tajnych struktur zakładowych „S”. Wraz z Mieczysławem Nowopolskim, Kazimierzem Kosem i Grzegorzem Senkowskim drukuje i rozlepia na ulicach Gdańska plakaty i ulotki z hasłami antyreżimowymi. W marcu 1982 aresztowany, osadzony w AŚ w Gdańsku.
Skazany w trybie doraźnym przez Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni na 3 lata więzienia i 2 lata pozbawienia praw publicznych, osadzony w ZK w Potulicach (nota biograficzna z Encyklopedii Solidarności). Z więzienia wypuszczony w maja 1983 roku na skutek petycji z inicjatywy ks. Jankowskiego złożonej przez prawie całą załogę ZRE Gdańsk do Rady Państwa o akt łaski (również dla Grzegorza Senkowskiego). W czerwcu 1982 zwolniony z pracy. W czerwcu 1983 przywrócony do pracy w ZRE (z zastrzeżeniem SB, że nie może pracować na Wydz. Remontowym). Emigruje z żoną Grażyną do Australii w 1985 roku.

Adam Gajkowski
Tygodnik Polski: Co skłoniło Państwa do wyjazdu z Polski?

Mój więzienny przyjaciel Krzysztof Kapica był inicjatorem tego wyjazdu. Namawiał nas tak długo aż w końcu zdecydowaliśmy się opuścić Ojczyznę z paszportem w jedną stronę. Mimo dwukrotnego zatrzymania na kilka godzin (jedno z nich miało tak błachy powód jak złożenie wotów 31 sierpnia 84 r. przed ołtarzem Matki Boskiej Częstochowskiej w kościele św. Brygidy) oraz wezwań na przesłuchania, to muszę powiedzieć, że nie czułem się tak strasznie zaszczuty bym musiał wyjeżdżać. Zawsze wychodziłem z założenia, że komuna jak chce się mnie na siłę pozbyć, to co najwyżej może w kibitce wysłać na białe niedźwiedzie. To raczej ciekawość świata, który był poza zasięgiem robotniczej kieszeni i usilne namowy Krzysztofa były motorem tej decyzji o emigracji. Tak więc w maju 1985 przylecieliśmy do Sydney. Zamieszkaliśmy w Westbridge Migrant Centre, a następnie we wschodnich dzielnicach. Od ponad 12 lat mieszkamy na zachodzie miasta.

TP: Jeszcze przed powstaniem Solidarności kolportował Pan niezależne pisma Bratniak i Robotnik Wybrzeża...

Ten kolportaż „Bratniaka” i „Robotnika Wybrzeża” był całkowicie przypadkowy. Moim kolegą ze szkolnej ławy był Andrzej Pieklik, jego ojciec był jednym z tych, którzy za organizowanie strajku popierającego Ursus i Radom 1976 r. w ZREMB Gdańsk wylecieli z pracy. Ojciec Andrzeja był związany z WZZ od niego pochodziła bibuła, którą do szkoły przynosił Andrzej. Ja zająłem się jej rozprowadzaniem by ukryć źródło.

TP: Dlaczego Pan to robił? Czy wierzył Pan wtedy, że nadchodzi znowu „Wiosna Ludów”?

Nie, nie miałem najmniejszej nadziei na to, że system komunistyczny może się rozlecieć. Natomiast od najmłodszych lat miałem w sobie taki antykomunistyczny charakterek. W szkole podstawowej mając 10 lat bawiliśmy się w grudniu 1970 w stoczniowców i gliniarzy – biedni ci koledzy, którzy zostali okrzyknięci milicjantami. Dostawali dodatkowe kuksańce za nasze załzawione od gazu oczy. Do dziś pamiętam łunę dobrze widoczną z okien naszego mieszkania. Tata mówił, że płonie komitet. W nocy obudziły mnie czołgi jazgoczące na kocich łbach króciutkiej uliczki Szuwary. W piątej klasie byłem jedynym chłopcem w całej szkole nr 65 im. harcmistrza Alfa Liczmańskiego, który w ramach protestu nie należał do harcerstwa – zabrakło dla mnie przez czyjąś nieuwagę harcerskiego krzyża i legitymacji. Kiedy dzień później próbowano mi je wręczyć stanowczo odmówiłem. Już w klasie szóstej tylko dwóch chłopców z naszej klasy 6A należało do harcerstwa. W technikum nikt z klasowych kolegów nie ważył się zapisać do ZMSu, próbowali nas nawet przekupić wycieczką do Finlandii na co gremialnie im odpowiedzieliśmy, że na wycieczkę przez nich organizowaną owszem możemy pojechać ale do ZMS nie wstąpimy. Wycieczka jak się można domyślać nie doszła do skutku. Byli załamani ponieważ psuliśmy im statystyki w województwie. Moja pierwsza patriotyczna Msza Św. i demonstracja to 11 listopad 1977 roku, od tego czasu nie opuściłem już żadnej a z roku na rok przybywało ludzi biorących w nich udział.

TP: Czas „pierwszej” Solidarności, tej do stanu wojennego, to okres pełen nadziei na zmiany. Jak Pan pamięta ten okres?

13 sierpnia w Elektrociepłowni Gdynia II, uległem wypadkowi, który o mały włos nie zakończył się tragicznie. Na szczęście skończyło się tylko na złamanym nosie. Strajki wybuchły w czwartek 14 sierpnia. ZRE Gdańsk już tego samego dnia przystąpił do strajku. Niestety w ZRE Gdańsk strajk został załamany w nocy z niedzieli na poniedziałek. Kilkudziesięcioosobowy komitet strajkowy został przekupiony obietnicami podwyżek. W poniedziałek rano przyniosłem zwolnienie i ku mojej konsternacji dowiedziałem się, że ZRE nie strajkuje. Na ranek następnego dnia zwołałem kolegów z działu remontowego na bazę i strajk mimo dramatycznych sprzeciwów dyrekcji rozpoczął się na nowo. Powołaliśmy 7 osobowy komitet strajkowy, zostałem jego przywódcą oraz reprezentowałem ZRE na forum delegatów strajkujących zakładów Trójmiasta w Sali BHP Stoczni Gdańskiej. W stoczni też miała miejsce próba załamania strajku. Kiedy to L. Wałęsa ogłosił jego zakończenie po uzyskaniu podwyżki i przywrócenia do pracy jego i Ani Walentynowicz. Tylko dzięki przytomności pani Ani Walentynowicz i Aliny Pińkowskiej nie doszło tego dnia do zakończenia strajku i pozostawienia mniejszych zakładów, które już były reprezentowane na stoczni, samym sobie.

TP: Jaki nastrój panował wśród strajkujących?

Mimo wielu trudów i niewygód, trzeba było spać na podłodze, ławkach, słowem gdzie popadło, atmosfera załogi była bardzo pozytywna. Nawet nieustająca do ostatniego dnia groźba pacyfikacji strajku nie potrafiła stłumić radosnego nastroju odnajdującej się na nowo po 36 latach komunizmu więzi narodowej wspólnoty. Dagoma dostarczała dżemy, Zakłady Mięsne konserwy, a niedaleko położona Spółdzielnia Rybacka ryby, tak, że w naszej stołówce nie brakowało niczego. Trzeźwość załogi była jednym z priorytetów i tak, najzagorzalsi smakosze trunków pilnowali na bramach, by przypadkiem ktoś nie próbował przenieść na teren strajkującego zakładu alkoholu.

TP: I nadszedł dzień 31 sierpnia, dzień podpisania porozumień gdańskich, w których to m. in. stwierdzano, że działalność związków zawodowych nie spełniła nadziei i oczekiwań pracowników, dlatego uznaje się za celowe powołanie nowych, samorządnych związków zawodowych, które byłyby autentycznym reprezentantem klasy pracującej. Na podstawie tego punktu dopuszczono do zarejestrowania NSZZ Solidarność...


To był dzień, który najbardziej wpisał się w moją pamięć. Gdy bramą nr 2 opuszczałem stocznię udając się do ZRE by ogłosić oficjalnie zakończenie strajku musiałem przejść przez tłum gdańszczan i przybyszów z głębi kraju. Szpaler ludzi na przemian dziękujących, śpiewających Hymn i sto lat, niekończące się oklaski i to morze dotychczas niedoświadczonej radości. Pierwsza Solidarność to przede wszystkim troska o drugiego człowieka. Gdy ci, którzy mają niewiele, pomagają tym, którzy tej pomocy potrzebują najbardziej. Pękają kolejne okowy komunistycznego zniewolenia. Już w pierwszych miesiącach po sierpniu zaczynamy się domyślać, że PZPR szykuje się do drastycznych rozwiązań. Jeżeli byli jacyś naiwni to po marcowym pobiciu w Bydgoszczy działaczy Solidarności i Solidarności Rolniczej już ich nie ma. W ramach pogotowia strajkowego przygotowujemy tzw. drugi garnitur – działaczy, którzy na wypadek aresztowań przejęliby kierownictwo w organizacjach związkowych. Władze ograniczają dostawy do sklepów. Zaczyna brakować nawet reglamentowanych na kartki artykułów. Te braki urbanowska propaganda z uporem godnym Goebelsa próbuje zwalić na Solidarność. Gdy do władzy dochodzi Jaruzelski wiemy, że rozprawa z Solidarnością jest tylko kwestią czasu.

TP: Po ogłoszeniu stanu wojennego działał Pan dalej aktywnie budując strukturę podziemnej Solidarności. Jakie cele przyświecały wtedy?

Najważniejszym zadaniem zaraz po ogłoszeniu stanu wojennego i internowaniu tysięcy działaczy „Solidarności” był strajk generalny, którego centralą była Stocznia Gdańska przywódcą wice przewodniczący „S” Mirosław Krupiński, który jako jeden z nielicznych szefów Krajówki nie został aresztowany. Po złamaniu siłami wojska i ZOMO solidarnościowego oporu zająłem się przeorganizowaniem struktury zakładowej związku. W zakładzie zajmowaliśmy się działaniami na krawędzi legalności tzn. zbiórką składek członkowskich, pomocą dla osób internowanych, uwięzionych i ich rodzin oraz działalnością kulturalną. Konspirę natomiast ulokowałem poza strukturami związkowymi ZRE w oparciu o moich kolegów z podwórka. W marcu 1982 r. trzech z nich zostało aresztowanych na akcji plakatowej. Sypnęli trzech następnych w tym mnie. Dzięki temu, że nie mogli znać nikogo więcej niż następna trójka struktura zakładowa pozostała nienaruszona i mogła dalej bezpiecznie działać.

TP: Uroczystość ślubu cywilnego odbyła się w areszcie, a na ślub kościelny trzeba było poczekać...

Ślub cywilny wzięliśmy w czerwcu 1982r. w areszcie śledczym w Gdańsku. Nie otrzymałem przerwy na ślub kościelny, prokurator tłumaczył to tym, że nie wrócę do aresztu i będę się ukrywał oraz kontynuował działalność podziemną (muszę przyznać, że się nie mylił). Na ślubnym kobiercu stanęliśmy 21 sierpnia 1983 roku w trzy miesiące po moim wyjściu z więzienia.

Z więzienia w Potulicach zostałem wypuszczony 24 maja 1982r. Na wskutek petycji jaką złożyła prawie cała załoga ZRE Gdańsk do Rady Państwa o akt łaski wobec mnie i Grzegorza Senkowskiego.Do Gdańska dotarliśmy późnym wieczorem. Następnego dnia udałem się do kościoła św. Brygidy by podziękować ks. Prałatowi Henrykowi Jankowskiemu za opiekę nad moją rodziną. To on był pomysłodawcą tego listu załogi do Rady Państwa, wpadł na to kiedy moja żona wraz z mamą prosiły go o pomoc gdy kategorycznie zabroniłem im pisać o akt łaski. To na plebani, z biegu, zaangażowałem się w pomoc przy organizowaniu wyjazdu internowanych i skazanych do Warszawy i Częstochowy w ramach II pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Ojczyzny.

Pod konsulatem PRL-u.
Adam Gajkowski z tablicą
"domagamy się legalizacji Solidarności"
TP: Będąc już w Australii jak oceniał Pan rozmowy Okrągłego Stołu?

Okrągły stół od samego początku uważałem za jeden wielki kant. Dlatego byłem jednym z nielicznych byłych działaczy „Solidarności” tu, w Sydney, którzy protestowali przeciwko dogadywaniu się z komuną. W tych dniach pod konsulatem PRL stanęliśmy z pikietą było nas tylko kilka osób (wśród protestujących przeważali członkowie Stowarzyszenia Społeczno Kulturalnego w NPW). Potem była śmierć księży Suchowolca oraz Niedzielaka i przedostatnia demonstracja pod konsulatem PRL – nie mogę powiedzieć by zgromadziła ona tłumy a powinna, bo z jednej strony komuna układa się z lewicą "S" a z drugiej skrytobójczo morduje księży związanych z obozem niepodległościowym. Ostatnia demonstracja to ta kiedy w kilkanaście osób protestujemy przeciwko 30% wyborom. Polskojęzyczne media okrzykują nas oszołomami manipulując naszymi komunikatami tak by tekst mógł służyć ich oszołomskiej teorii. Koledzy z lewicującego skrzydła Solidarności, biorą czynny udział w tych wyborach, my wzywamy do bojkotu lub w ostateczności poparcia listy KPN.

TP: Zdrajcy i wrogowie Polski, piastujący wysokie polityczne stanowiska, lub cieszący się zaufaniem społeczeństwa, nie mogli dopuścić do lustracji i ujawnienia kartotek esbeckich i dlatego rząd Olszewskiego trwał tylko pół roku. To logiczne. Ale czy rozumie Pan, dlaczego tak dużo Polaków nie zaangażowanych w politykę i nie mających nic na sumieniu, poparło „grubą kreskę” Mazowieckiego i było przeciwnych rozliczeniu się z przeszłością?

Może zacznijmy od grubej krechy pana M. Ja naprawdę mam duże wątpliwości czy aby ci, którzy popierają grubą krechę mają naprawdę czyste sumienia i kartoteki? Co do rządu pana premiera Jana Olszewskiego to uważam, że lustracja to tylko kanał, w który został on wpuszczony by mieć powód do jego obalenia. Ustawa ta z czysto matematycznej kalkulacji nie miała prawa zostać uchwalona przez Sejm. Co udowodniło rozłożenie sił przy obalaniu rządu. Moim zdaniem lustracja była tylko zaowalowanym pretekstem. Faktycznym powodem obalenia rządu pana premiera Jana Olszewskiego był jego stanowczy protest i zblokowanie Wałęsy, gdy ten w Moskwie próbował zapewnić eksterytorialność byłych sowieckich poligonów dla bliżej nieokreślonych spółek GRU.

TP: W Australii jest Pan ciagle aktywny, między innymi jest Pan prezesem Naszej Polonii, założonej w 2005 roku. Jakie są cele organizacji?

Można powiedzieć, że od pierwszego dnia na australijskim kontynencie brałem czynny udział w antykomunistycznych demonstracjach pod konsulatem PRL. W działalności patriotycznej kulturalnej i religijnej - jak akademie rocznicowe, przedstawienia i Msze Św. za Ojczyznę. Z Aleksandrem Oczkiem prowadziliśmy przedstawicielstwo Ruchu Odbudowy Polski na Australię i Nową Zelandię. Wydawaliśmy nieregularny biuletyn ROP. Nasza Polonia narodziła się w czasie obchodów 25 rocznicy Solidarności. Wielkie słowo prezes tak naprawdę byłoby lepiej użyć słowa sługa. To tylko dzięki moim wspaniałym przyjaciołom z Naszej Polonii byłym działaczom „S” takim jak Alekasander Oczak, Andrzej Klyta, Janek Michalak, Romek Bordakiewicz, Jan Druć i Ryszard Techmański potrfię przełamywać swoje wrodzone lenistwo i działać dla Polonii i Polski. Najlepiej o zadaniach Naszej Polonii opowie państwu parambuła do statutu:

Nasza Polonia powstała jako wyraz potrzeb środowiska polonijnego w zakresie wzajemnej pomocy, widocznego uczestnictwa w życiu społecznym i politycznym Australii, pomnażania polonijnego dorobku duchowego, kulturalnego i materialnego. Pragniemy łączyć najlepsze elementy polskiego dziedzictwa z najlepszymi cechami kraju, w którym żyjemy. Jesteśmy świadomi ważnej roli jaka przypada nam w podtrzymywaniu polskości w Polonii australijskiej i dołożymy wszelkich starań, by wywiązać się z niej w najwyższym stopniu. Jako członkowie założyciele wywodzimy się szerokiego ruchu społeczno - politycznego jakim była „Solidarność”. Łączy nas umiłowanie prawdy, wolności i sprawiedliwości społecznej. Działamy w ramach prawa australijskiego, zgodnie Polską dewizą „Bóg, Honor, Ojczyzna”.

Nie sposób tu wymieniać wszystkich działań Naszej Polonii. Te kilka najważniejszych to pomoc charytatywna, współudział i koordynowanie działań związanych z 25 leciem śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszko, inicjacja i współorganizowanie z Konsulatem RP w Sydney, FOPWNPW, Muzeum Kresy Syberia wystawy „Operacja AB – Katyń” oraz ta bieżąca wspólna akcja z ZWPOSW w ramach organizowania obchodów 30 rocznicy Solidarności.

TP: Jak Pan ocenia obecną sytuację w „wolnej” Polsce?

Czy aby na pewno wolnej? Oczywiście, że w wyniku tych dogadywań z komunistami mamy Polskę na tyle wolną, że można z niej wyjeżdżać i do niej wracać. Ten zakres osobistej wolności jest teraz większy. Niestety przez ostatnie 21 lat Polska został zniewolona ekonomicznie. Długi polskie dnia dzisiejszego są dziesięciokrotnie większe od długów schyłkowego PRL-u. Do tego większość polskiego przemysłu została rozsprzedana, wręcz rozkradziona. W okresie międzywojennym gdy Polska odzyskała niepodległość inwestowaniu w rozwijanie gospodarki nie było końca, od portu w Gdyni po KOP. Dziś jest dokładnie na odwrót: wysprzedawaniu i aferom nie ma końca. Co gorsza, rząd panów Tuska i Pawlaka podpisał kontrakt z Gazpromem, który uzależnia Polskę energetycznie na długie lata. Wszystkie te afery i antypolskie działania mogą mieć miejsce tylko dlatego, że po 1989 roku nie zdobyliśmy się na lustrację, a co ważniejsze deubekizację i dekomunizację.


© Jagoda Williams
Australia, 18 sierpnia 2010
źródło publikacji: „Tygodnik Polski” nr.31/2010
jagoda.williams@gmail.com




Dzień ślubu kościelnego państwa Gajkowskich - sierpień 1983: złożenie wiązanki ślubnej pod pomnikiem pomordowanych stoczniowców. W tle grupka zomowców. Ślub cywilny odbył się wcześniej w areszcie śledczym w Gdańsku.





ARTYKUŁ PRZYWRÓCONY Z KOPII ZAPASOWYCH, Z TEGO POWODU ORYGINALNY FORMAT ARTYKUŁU MOŻE NIE PASOWAĆ DO FORMATU OBECNEGO BLOGU. NIEKTÓRE ILUSTRACJE MOGĄ BYĆ OBECNIE NIEDOSTĘPNE, A LINKI MOGĄ BYĆ NIEAKTUALNE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2