Przy okazji bije się rekordy hipokryzji, bo jeżeli komisarz z Holandii – a jednocześnie pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, polityk holenderskiej lewicy, wywodzący się z tamtejszej Partii Pracy, Frans Timmermans staje się ekspertem od Trybunału Konstytucyjnego w Polsce, to jakoś nie nachodzi go autorefleksja, że akurat w Królestwie Niderlandów Trybunału Konstytucyjnego w ogóle nie ma…
Gdy słyszę gniewne utyskiwania na Polskę, oczywiście też w kontekście Trybunału, ministra spraw zagranicznych tak ważnego państwa, jakim jest niewątpliwie wielkie Księstwo Luksemburga, Jeana Asselborna (najdłużej urzędujący szef MSZ pośród 28 krajów Unii – 12 lat!), to mam poczucie uczestnictwa w jakimś cyrku: przecież w kraju obywatela Asselborna, Trybunał Konstytucyjny zlikwidowano! To dlaczego ten facet nas poucza? Dlaczego jego kolega z Holandii, też niegdyś minister spraw zagranicznych, a teraz pierwszy zastępca Junckera, stroi się w szaty eksperta od Trybunału, którego nie uświadczysz w jego własnej ojczyźnie?
Gdy niemieckie gazety i niemieccy politycy krytykują zmiany w polskich mediach, trzymam się za brzuch ze śmiechu, bo po hańbie milczących, samocenzurujących się mediów w RFN w kontekście ataków muzułmańskich imigrantów na niemieckie kobiety w Sylwestra, przed Sylwestrem i po Sylwestrze – lepiej, aby nasi zachodni sąsiedzi skorzystali z prawa do siedzenia cicho, by ująć to znanym określeniem prezydenta Francji Jacquesa Chiraca.
Bill Clinton w roli nauczyciela moralności politycznej, publicznie pouczający Polaków i Węgrów ‒ to doprawdy śmiech na sali, nie tylko amerykańskiej.
Ale Parlament Europejski, boże Broń, nie chce być gorszy od sąsiada czyli Komisji Europejskiej, gdy chodzi o tworzenie listy priorytetów i uznanie tego, co ważne i tego, co mniej ważne. Oto 44 europosłów z niemal wszystkich frakcji, w tym dwóch byłych premierów (Finlandii i Słowenii) i jeden eks-szef MSZ wystąpiło z oświadczeniem pisemnym: „W sprawie europejskiej inicjatywy dotyczącej miodu na śniadanie oraz Światowego Dnia Pszczół”… Europa zamarła. Podejrzewam, że arabska telewizja Al Jazeera (podejrzewam, bo – póki co – nie ma obowiązku jej oglądania) przerwała program, aby dać tego newsa. W uzasadnieniu do oświadczenia (jakby ktoś chciał sprawdzić, to nosi numer 0033/2016) czytamy: „1. Zwierzęta zapylają około 90% gatunków dzikich roślin i wiele upraw rolnych na całym świecie, co ma kluczowe znaczenie dla zachowana życia. (…) 2. „(…) liczba dzikich zapylaczy na całym świecie, w tym w Europie kurczy się, co z kolei wpływa negatywnie na ich rozmaitość”… To ja już wolę Einsteina i jego powiedzenie, że bez pszczół ludzi czeka zagłada w ciągu czterech lat niż to europitu-pitu o zapylaczach. I czy rzeczywiście trzeba regulować menu naszych śniadań?
Inni nie chcą być gorsi. Siedmioro posłów zadało tzw. pytanie ustne na temat: „Decyzja Japonii w sprawie wznowienia połowu wielorybów w sezonie 2015-2016”… Jestem oczywiście bardzo przejęty losem wielorybów na Morzu Japońskim oraz kaszalotów (sic!), gdziekolwiek one są, ale mam wrażenie graniczące z pewnością, że europejski podatnik, nawet jeśli nie dostanie miodu na śniadanie, a tranu z wieloryba na kolację – to jakoś przetrwa. Ale może w końcu się wkurzyć i przegonić sygnatariuszy owych „oświadczeń” oraz „pytań” na cztery wiatry. Jeśli nie kijem, to kartką wyborczą…
© Ryszard Czarnecki
8 czerwca 2016
źródło publikacji: „Gazeta Polska”
www.gazetapolska.pl
8 czerwca 2016
źródło publikacji: „Gazeta Polska”
www.gazetapolska.pl
Ilustracja © Vasco Gargalo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz