Szanowni Państwo!
W związku z odroczeniem przez Komisję Europejską egzekucji wobec Polski do czasu referendum w sprawie dalszego pozostawania lub wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, a także szczytu NATO w Warszawie i Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, w naszym nieszczęśliwym kraju zapanował nastrój wyczekiwania.
Nie tylko na wydarzenia, po których postępowanie egzekucyjne wobec Polski zostanie energicznie wznowione, ale i na otwarcie „nowych frontów” walki z rządem, o czym w przypływie niepojętej szczerości wspominał niedawno były prezydent Bronisław Komorowski. Warto przypomnieć, że Bronisław Komorowski był faworytem pana generała Marka Dukaczewskiego z Wojskowych Służb Informacyjnych, których wprawdzie „nie ma”, ale ta oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. Otóż przed drugą turą wyborów prezydenckich w roku 2010 pan generał Dukaczewski publicznie zadeklarował, iż w razie zwycięstwa Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich z radości otworzy sobie butelkę szampana. Jestem pewien, że tę deklarację pana generała wszyscy konfidenci Wojskowych Służb Informacyjnych potraktowali jako wskazówkę, kogo i oni powinni uważać za swego faworyta, więc nie jest wykluczone, że właśnie to przesądziło o ówczesnym zwycięstwie Bronisława Komorowskiego. Skoro tedy dzisiaj zapowiada on otwarcie „nowych frontów”, to z pewnością musiał przynajmniej podsłuchać jakąś rozmowę starszych i mądrzejszych, dzięki czemu i my możemy dowiedzieć się, nie tylko co, ale i kiedy się zacznie.
Więc chociaż w naszym nieszczęśliwym kraju zapanował nastrój wyczekiwania, to nie znaczy, że bezczynności. Właśnie Komitet Obrony Demokracji, który - jak podejrzewam – został utworzony przez Wojskowe Służby Informacyjne w celu doprowadzenia do zmiany rządu w Polsce w następstwie zewnętrznej interwencji – otóż Komitet Obrony Demokracji nie tylko trenuje przygotowania do wywołania rozruchów w skali kraju, ale też próbuje dorobić sobie nową, świecką tradycję. W tym celu zaproponował, by dzień 4 czerwca ogłosić świętem narodowym. Podobno podpisało się pod tym 1400 osób, a nie jest to przecież ostatnie słowo, tylko skromne początki. W tej sytuacji warto przypomnieć, do jakich tradycji to święto będzie nawiązywało. Jak wiadomo, 4 czerwca 1992 roku w atmosferze zamachu stanu obalony został rząd premiera Jana Olszewskiego za próbę ujawnienia komunistycznej agentury w strukturach państwa. Ta próba się nie powiodła, została storpedowana przez obydwie strony umowy „okrągłego stołu” w następstwie czego nasza młoda demokracja jest podszyta agenturą, która reprodukuje się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii aż do dnia dzisiejszego. Nic zatem dziwnego, że – po pierwsze – 4 czerwca, na pamiątkę tamtego zwycięstwa konfidentów, no i oczywiście – ich ubeckich protektorów – próbuje się obwołać świętem państwowym, no i po drugie – że ta inicjatywa wychodzi akurat z Komitetu Obrony Demokracji – co tylko potwierdza najgorsze podejrzenia. 4 czerwca jako Dzień Konfidenta – no naturalnie, jakże by inaczej?
Oczywiście pomysłodawcy uczynienia Dnia Konfidenta świętem państwowym jeszcze trochę się krępują i chcieliby stworzyć pozory, iż 4 czerwca ma być Dniem Wolności na pamiątkę „wolnych wyborów”, jakie rzekomo odbyły się w Polsce 4 czerwca 1989 roku. Sęk w tym, że 4 czerwca 1989 roku żadnych „wolnych wyborów” w Polsce nie było. Jak pamiętamy, „strona społeczna”, nawiasem mówiąc, zdominowana przez „lewicę laicką”, a więc – dawnych stalinowców, dostała zaledwie 35 procent, podczas gdy „strona rządowa” przyznała sobie 65 procent. Zatem mówienie w tej sytuacji o „wolnych wyborach” zakrawa na kpinę. W dodatku głosujący obywatele, którzy myśleli, że to wszystko naprawdę, wycięli listę krajową, na której partia umieściła swoich faworytów. Wtedy generał Kiszczak zagroził, że te całe wybory rozgoni. Na takie dictum znany z „postawy służebnej” Tadeusz Mazowiecki oświadczył, że „umów należy dotrzymywać” - ale nie miał na myśli umowy z wyborcami, tylko z generałem Kiszczakiem. W rezultacie Rada Państwa w trakcie wyborów zmieniła ordynację i w ten sposób pozory zostały uratowane. Tym pozorom nadano rangę „upadku komunizmu”, a najzabawniejszym tego świadectwem był wybór przywódcy owych „upadłych” komunistów, generała Jaruzelskiego, na prezydenta „wolnej Polski”. W tej sytuacji 4 czerwca nie może być żadnym „świętem wolności”, a co najwyżej – Dniem Konfidenta.
Mówił Stanisław Michalkiewicz
© Stanisław Michalkiewicz
1 czerwca 2016
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
1 czerwca 2016
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja i wideo © Radio Maryja / Telewizja Trwam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz