Dzień Konfidenta, pod szyldem Komitetu Obrony Demokracji obchodzony z wyjątkowym przytupem w całej Polsce, a nawet poza jej granicami, skłania do bliższego spojrzenia na agenturę w strukturach naszego państwa. Agentura bowiem stanowiła system korzeniowy, dzięki któremu komuna mogła w Polsce utrzymać się bez konieczności uciekania się do masowego terroru.
Ten system korzeniowy był rozbudowywany aż do samego końca, o czym świadczą konfidenci zwerbowani jeszcze w 1989 roku. Ale umowne zakończenie pierwszej komuny wcale rozrostu agenturalnego systemu korzeniowego nie powstrzymało, przeciwnie – nadało mu nowe impulsy rozwojowe. Warto przypomnieć rozmaitym legendarnym osobistościom, które dzisiaj obnoszą się ze swoimi legendami, niczym z prześcieradłem zaplamionym po poślubnej nocy, że sławna transformacja ustrojowa była zaprojektowana i przeprowadzona przez tajne służby wojskowe, które pod rozmaitymi nazwami próbują kontrolować jej przebieg aż do dnia dzisiejszego.
Rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych niczego tu nie zmieniło, po pierwsze dlatego, że oficjalna ich nieobecność jest tylko wyższą formą obecności, właśnie dzięki agenturze, która przecież pozostała i która – po drugie – została starannie uplasowana w strategicznych miejscach naszego życia publicznego. Ci konfidenci często osiągnęli wysoką pozycję społeczną i materialną, więc nic dziwnego, że walczą o jej utrzymanie, również po pretekstem „obrony demokracji”, doskonale wiedząc, że ich osobista sytuacja zależy od przetrwania fundamentu, na którym cała ta konstrukcja się opiera. W dodatku Nasz Najważniejszy Sojusznik po 18 czerwca ubiegłego roku najwyraźniej wciągnął wojskowych bezpieczniaków na listę swoich faworytów, w następstwie czego mamy w naszym nieszczęśliwym kraju polityczną wojnę, którą z perspektywy czasu możemy nazwać II wojną o inwestyturę. Sytuacja, w której rząd musi rywalizować ze „starymi kiejkutami” sprawia, że Polska nie może uzyskać korzyści, choćby z faktu udostępnienia swego terytorium Stanom Zjednoczonym dla ich globalnej rozgrywki z Moskalikami i jest zbywana „błyskotkami”.
Oczywiście agentura nie jest dyspozycyjna za darmo. Trzeba ją na rozmaite sposoby wynagradzać. Zwykli konfidenci, jeśli coś tam sobie ukradną czy zrabują, wynagradzani są bezkarnością, dzięki agenturze w niezależnej prokuraturze i niezawisłych sądach, ale innych, o wyższym poziomie użyteczności, trzeba już dopieszczać staranniej. Ponieważ już od czasów starożytnych wiadomo, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, takich konfidentów wynagradza się stanowiskami, no i oczywiście – mamoną. Ponieważ w drugiej połowie lat 80-tych bezpieczniacy, na wypadek ewakuacji Sowieciarzy z Europy Środkowej, zaczęli przechodzić na służbę do przyszłych sojuszników, oddając do ich dyspozycji podległą sobie agenturę, dzięki temu państwa ościenne zyskały nieograniczone możliwości rozbudowywania w Polsce swoich agentur wpływu. Nie tylko zresztą państwa, ale nawet rozmaici finansowi grandziarze.
Kiedy byłem naczelnym redaktorem „Najwyższego Czasu!”, korzystająca z pieniędzy finansowego grandziarza Fundacja Batorego, pismem okólnym informowała media, kto, za co i ile od nich dostał. Był to znakomity przewodnik po polskim życiu publicznym, dzięki któremu można było zrozumieć, dlaczego różni ludzie ćwierkają z tego samego klucza. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia podczas formowania rządu Platformy Obywatelskiej w 2007 roku. Jak wiadomo, miała ona „gabinet cieni” w którym kandydatem na ministra obrony był pan Bogdan Zdrojewski. Kiedy jednak przyszło do tworzenia rządu, to pan Zdrojewski został odsunięty na ministra kultury, a resort obrony objął psychiatra, pan Bogdan Klich. Oprócz psychiatrii miał jeszcze inny tytuł do objęcia tego stanowiska, był bowiem właścicielem Instytutu Studiów Strategicznych, który rozpracowywał takie oto zagadnienia, jak np. wpływ kultury żydowskiej na polską. Sądzę jednak że najważniejsze było to, iż wspomniany Instytut był subwencjonowany przez Fundację Adenauera, która 95 procent swoich środków czerpie z subwencji rządu niemieckiego. Gdybyśmy tak podążyli tym jurgieltniczym tropem, to lepiej zrozumielibyśmy, dlaczego taka na przykład pani Bonikowska z Centrum Stosunków Międzynarodowych, subwencjonowanego między innymi przez co najmniej 8 niemieckich fundacji, sztorcuje polski rząd w tym samym tonie, co niemieckie gazety, a pan Jan Piekło, do niedawna dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej PAUCI, która przezornie nie ujawnia swoich sponsorów, mianowany ambasadorem na Ukrainie, właśnie uznał ludobójstwo Polaków na Wołyniu za „epizod”. Czyż w tej sytuacji można się jeszcze dziwić, że Dzień Konfidenta obchodzony był u nas z takim przytupem?
Mówił Stanisław Michalkiewicz.
© Stanisław Michalkiewicz
8 czerwca 2016
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
8 czerwca 2016
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja i wideo © Radio Maryja / Telewizja Trwam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz