Spokojnie:
nie doszło jeszcze do Brexitu.
Na razie miejsce miało jedynie referendum, które wcale nie jest wiążące.
Brytyjczycy zadeklarowali przy urnach, że chcą wyjścia Zjednoczonego Królestwa z UE. Teraz Wielka Brytania musi, zgodnie z Art. 50 p. 2 Traktatu o Unii Europejskiej „zgłosić swój zamiar wyjścia Radzie Europejskiej”.
Kiedy, i czy w ogóle to zrobi, to jeszcze sprawa otwarta, ale zanim do tego dojdzie, może minąć kilka lat – jeśli „Rada Europejska w porozumieniu z danym państwem członkowskim podejmie jednomyślnie decyzję”, nawet w nieskończoność. I choć oczywiście UK może wyjść z UE, nie potrzeba powtarzania referendów czy ich fałszowania, by Brexit stał się fikcją.
Jednak Brytyjczycy są zbyt poważnym narodem, by sobie na to pozwolić – nie po to David Cameron zrezygnował z premierostwa, by jego następca lekce sobie ważył głos ludu. Czeka nas więc nie tyle szybkie wyjście Wielkiej Brytanii z UE, co mozolne przeciąganie liny między Londynem, Brukselą, Berlinem, Paryżem i innymi europejskimi stolicami. Wynik referendum może posłużyć za narzędzie wyciśnięcia z Unii kolejnych ustępstw.
Okazuje się bowiem, że lutowa propozycja, za którą Donald Tusk chciał kupić poparcie Brytyjczyków dla opcji „Remain” (m.in. zezwolenie na ograniczenie wypłat świadczeń dla imigrantów i umożliwienie blokowania prawa europejskiego przez parlamenty krajowe), okazała się zbyt słaba. Co brytyjskie elity polityczne mogłyby jeszcze dostać – trudno powiedzieć. Na pewno będą jednak próbowały uzyskać jak najwięcej.
Brytyjskie referendum i bez tego będzie miało daleko idące skutki. To nie plebiscyt w sprawie dalszej integracji UE, jak sławetne głosowania, w których Francja i Holandia 11 lat temu pogrzebały Konstytucję dla Europy. To referendum podważające samą istotę przynależności tego kraju do UE.
Unia Europejska została „odczarowana”, po raz pierwszy zdarzyło się, że jakieś państwo chce wystąpić ze wspólnoty, zamiast ubiegać się o przyjęcie do niej. Ponad tydzień temu Szwajcaria formalnie unieważniła złożony 24 lata temu wniosek akcesyjny – stetryczała staruszka Unia przestała być atrakcyjna.
Nawet w krajach od których wszystko się zaczęło, takich jak Holandia czy Francja, w siłę rosną partie polityczne, które otwarcie mówią o chęci wyprowadzenia swoich ojczyzn z UE. Niewykluczone, że Brytyjczycy wywołali lawinę, która zakończy się zniknięciem Unii z mapy Europy. Tym bardziej, że europejskie elity zapewniające, że UE nadal jest silna i wskazujące na nacjonalizm jako przyczynę porażki niczego nie rozumieją – i po cichu cieszą się z tego, że z UE wyjść chce hamulcowy federalizacji.
Ale i my nie mamy powodów do radości. Jeśli uznamy, że Brexit rzeczywiście doprowadzi do wyjścia UK ze wspólnoty, stracimy przeciwwagę dla interesów niemieckich i francuskich. Jeśli referendum to tylko polityczna broń, to trzeba pamiętać, że niekoniecznie musi ona nam służyć, bo Brytyjczykom zależy zawsze na obronie własnych interesów, a nie na reformie funkcjonowania całej Unii – by wspomnieć choćby o licznych przywilejach, które Londyn wywalczył od Brukseli, czy brytyjskim rabacie.
Z kolei tym, którzy cieszą się z osłabienia Brukseli, jak Janusz Korwin-Mikke kończący swoje przemówienia w Parlamencie Europejskim słowami, że Unię Europejską należy zniszczyć, przypominam, że Kato Starszy mieszkał nie w Kartaginie, a w Rzymie. Czy nam się to podoba, czy nie, Polska należy do UE – i wystarczy rzucić okiem na mapę, że o ile Wielka Brytania może pokusić się o niezależność od „zjednoczonej Europy”, o tyle my, zwłaszcza dziś w dobie ogromnej zawieruchy, geopolitycznie nie mamy lepszej alternatywy.
Obecnie więc lepiej zamiast rozwalać UE od środka, starać się o nieoczekiwane powodzenie naszej beznadziejnej sprawy – czyli reformy tego molocha.
ARTYKUŁ POWSTAŁ DZIĘKI DARCZYŃCOM. ZOSTAŃ JEDNYM Z NICH!
© Stefan Sękowski
24 czerwca 2016
źródło publikacji: „Nowa Konfederacja” nr 6 (72)/2016
www.nowakonfederacja.pl
24 czerwca 2016
źródło publikacji: „Nowa Konfederacja” nr 6 (72)/2016
www.nowakonfederacja.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz