Biegły sądowy, który krytykuje strażaków z Nowego Tomyśla gaszących pożar pałacu w Wąsowie, zdaniem Sądu Apelacyjnego zawyżył dane w swej opinii.
- W tej sprawie mamy do czynienia z zawyżeniem przez biegłego czasu pracy za analizę akt i opracowanie opinii - uznał Sąd Apelacyjny. O ponad połowę obniżył biegłemu wynagrodzenie przyznane wcześniej przez sąd pierwszej instancji.
Biegły sądowy Jerzy Kanurski, który twierdzi, że straż pożarna popełniła błędy podczas gaszenia pożaru pałacu w Wąsowie, zawyżył czas pracy w swojej opinii. Tak uznał poznański Sąd Apelacyjny.
O ponad połowę obniżył wynagrodzenie biegłego. Bo jego opinia nie miała żadnych obliczeń, analiz, szczegółowych wykresów.
Ile zapłacić za opinię?
[...] Poznański Sąd Okręgowy do tej pory powołał tylko jednego biegłego - byłego strażaka Jerzego Kanurskiego. W swojej opinii nie zostawił suchej nitki na byłych kolegach po fachu. W styczniu 2014 roku sędzia Janusz Jezierski z Sądu Okręgowego, prowadzący proces o zapłatę za rzekome błędy straży, przyznał Kanurskiemu 6,9 tys. zł za jego opinię. Potem podwyższył mu wynagrodzenie do 7,3 tys. zł wskazując, że wcześniej przeoczył część wydatków biegłego.Sędzia stwierdził, że opinia Kanurskiego przybliżyła sądowi istotne okoliczności, które mogą mieć znaczenie dla rozstrzygnięcia procesu.
„Biegły zawyżył czas pracy”
Decyzję o przyznaniu biegłemu takiego wynagrodzenia zaskarżyła Prokuratoria Generalna, reprezentująca Skarb Państwa i strażaków z Nowego Tomyśla. Zdaniem prokuratorii, wynagrodzenie dla biegłego Kanurskiego było zbyt wysokie. Radca prokuratorii Artur Woźnicki podkreślał, że biegły wykazał, jakoby na przygotowanie 26 stronicowej opinii poświęcił aż 216 godzin, czyli około 27 dni roboczych.W kwietniu 2014 roku poznański Sąd Apelacyjny stwierdził, że wynagrodzenie dla Kanurskiego rzeczywiście zostało zawyżone. Apelacja przyznała biegłemu jedynie 3,5 tys. zł. Czyli niespełna połowę kwoty zasądzonej przez Sąd Okręgowy.
- Opinia biegłego Jerzego Kanurskiego ma 26 stron, odpowiada na 32 pytania, nie ma w niej żadnych obliczeń, analiz, szczegółowych wykresów. W tej sprawie mamy do czynienia z zawyżeniem przez biegłego czasu pracy za analizę akt i opracowanie opinii - ocenił poznański Sąd Apelacyjny.
17 dni na czytanie akt
Niebawem doszło do ponownego zamieszania z wynagrodzeniem dla Jerzego Kanurskiego.Sąd Okręgowy zlecił mu opinię uzupełniającą. Kanurski ją sporządził i wykazał, że pracował nad nią aż 31 dni. Z czego przez 17 dni miał zapoznawać się z aktami sprawy, które czytał już przed pierwszą opinią. Sąd Okręgowy, za tę opinię uzupełniającą, przyznał mu 6,5 tys. zł.
Jak wykazywał sędzia Janusz Jezierski, prowadzący sprawę o odszkodowanie dla pałacu, możliwe jest, że biegły Kanurski długo analizował akta już wcześniej przeczytane. Sędzia uzasadniał, że i on sam, mimo ponad 40-letniego stażu sędziowskiego i wielokrotnej analizy, przed rozprawami dość długo zapoznaje się z aktami.
Czy biegły dostanie 6,5 tys. zł za opinię uzupełniającą? Prokuratoria i to wynagrodzenie zaskarżyła do Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Ten jeszcze nie rozstrzygnął sporu o koszty drugiej opinii biegłego.
Sąd nie chciał przesłuchania
Biegły Kanurski jest jedynym biegłym ds. pożarnictwa, którego powołał poznański Sąd Okręgowy. Co ciekawe, sąd do tej pory nie zgodził się, by wezwać Kanurskiego na rozprawę. Domaga się tego straż twierdząc, że wykaże niekompetencje biegłego, który tak krytycznie ocenia jej działania podczas pożaru.Jerzy Kanurski przez kilkanaście lat sam był strażakiem. Twierdzi, że ma bogate doświadczenie w dowodzeniu w wielu poważnych akcjach. Z mundurem pożegnał się w 2000 roku. Krótko po tym, jak został odwołany z funkcji komendanta powiatowego straży w Sępólnie Krajeńskim. Zarzucono mu złe relacje z podwładnymi, niewłaściwe zarządzanie jednostką.
Kiedy poznański Sąd Okręgowy zapytał Kanurskiego o przebieg kariery zawodowej, biegły na piśmie oświadczył, że przyczyną odejścia na emeryturę były sprawy rodzinne. Z powiatu złotowskiego, gdzie mieszka, musiał dojeżdżać do pracy w straży aż 160 km.
Medale niczym z wiaderka
Pozwani strażacy uważają, że Kanurski w swoich opiniach jest nierzetelny w ocenach straży, bo odzywają się w nim „dawne krzywdy”. Jerzy Kanurski stanowczo zaprzecza i podkreśla, że czuje się bezpardonowo atakowany. Zapewnia, że jest rzetelny i dobrze żyje ze strażakami z różnych komend. Sponsoruje też strażackie imprezy.W rozmowie z „Głosem Wielkopolskim” wskazał jeszcze jeden dowód, jego zdaniem świadczący o tym, jak dobrze żyje ze strażakami. Jak powiedział nam Jerzy Kanurski, w 2015 roku dostał nagrodę „Złoty medal za zasługi dla pożarnictwa”. Przyznał ją lubuski zarząd związku Ochotniczych Straży Pożarnych w Gorzowie Wlkp.
Dlaczego taką nagrodę dostał w woj. lubuskim, w którym nigdy nie pracował? Ze słów Kanurskiego wynika, że działa w całym kraju, więc jest doceniany w różnych miejscach.
Tymczasem strażacy, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że medal wręczony Kanurskiemu to odznaczenie z gatunku tych „rozdawanych wiaderkami”. By to wyjaśnić, zadzwoniliśmy do zarządu OSP w Gorzowie Wlkp.
- Nie znam Jerzego Kanurskiego, nie mam zielonego pojęcia, za co dostał nasze odznaczenie. W zeszłym roku przyznaliśmy 161 złotych medali, 216 srebrnych, 276 brązowych i 324 odznaki „wzorowego strażaka”. Proszę zrozumieć, że przy takiej liczbie wyróżnionych, nie kojarzę każdego odznaczonego - stwierdził Edward Fedko, prezes lubuskiego zarządu OSP.
Jak ustaliliśmy, Jerzego Kanurskiego do „Złotego medalu” nominował Hubert Harasimowicz, poprzedni komendant wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej w Gorzowie Wlkp. Podstawą nominacji, jak usłyszeliśmy od Harasimowicza i innych lubuskich strażaków był fakt, że druh Kanurski jest organizatorem i mecenasem imprez strażackich oraz aktywnym działaczem OSP Kujanki.
To wieś w północnej Wielkopolsce. Kanurski tam mieszka. Prowadzi rodzinny biznes gastronomiczny oraz mały browar.
Lubuskie zaplecze eksperckie
W procesie, w którym właściciel pałacu chce olbrzymiej kwoty za rzekome błędy straży, nie brakuje innych ciekawych zdarzeń. Prezesem Anrestu, czyli spółki będącej właścicielem pałacu, jest Robert M. W przeszłości był wysokim rangą policjantem w KWP w Gorzowie Wlkp. Potem miał kłopoty z prawem. W 2011 roku został prawomocnie skazany za wynoszenie informacji z policji i poświadczanie nieprawdy w dokumentach.Prezes Anrestu Robert M. pochodzi z woj. lubuskiego. Jak twierdzą nasi rozmówcy, ekspolicjant w swoich stronach szukał ekspertów, którzy pomogliby pałacowi po pożarze.
Jednym z pożarników z lubuskiego, który napisał ekspertyzę dla pałacu, jest Bogdan Krukar. Zna się z Robertem M. i biegłym Jerzym Kanurskim. Krukar zaprzecza jednak, by opiniował sprawę pożaru. - Jestem rzeczoznawcą ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych. Dla pałacu wykonywałem ekspertyzę w zakresie jego odbudowy po pożarze. Samym pożarem i jego przyczynami się nie zajmowałem - zapewnia Bogdan Krukar. - Napisanie ekspertyzy ws. zabezpieczeń dla pałacu zlecił mi Robert M. jako przedstawiciel Anrestu. Znam go z okresu, kiedy byłem w służbie, a on pracował w policji. Znam również biegłego Jerzego Kanurskiego, byliśmy na jednym roczniku w szkole oficerskiej w Warszawie. Ale jego opinii ws. pożaru pałacu nie znam.
Bogdan Krukar jest także prezesem Lubuskiego Oddziału Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Pożarnictwa (SITP). Jak wynika z rozmowy z nim, pałac dopytywał, kto mógłby ocenić działania straży podczas pożaru w Wąsowie. Krukar, jak mówi, nie posiada uprawnień rzeczoznawcy do oceny działań ratowniczo-gaśniczych. Ale takie uprawnienia posiada kolejny członek lubuskiego SITP i jednocześnie emerytowany strażak Karol Wiler. I to on, na zlecenie Anrestu, napisał dla pałacu opinię ws. gaszenia zabytkowego obiektu. Tę opinię Anrest włączył do akt sądowych.
Opinia Wilera pochodzi z lutego 2013 roku. Był w niej bardzo krytyczny wobec akcji strażaków z Nowego Tomyśla. Karol Wiler wskazał między innymi, że strażacy za dobrze nie znali pałacu, nie gasili go od północnej strony, choć mogli, w odpowiednim czasie nie zarządzili ewakuacji mienia. Czy ta opinia Wilera była rzetelna?
Negatywna weryfikacja
Standardy SITP, które jest organizacją ogólnopolską, są takie, że opinia jednego członka musi być zweryfikowana przez inną osobę. Opinia Wilera została oceniania przez płk. Edwarda Gierskiego. Gierski jest autorem podręczników pożarniczych. Strażakiem, który 1987 roku dowodził akcją ratowniczą w Lesie Kabackim po katastrofie samolotu pasażerskiego PLL LOT.Płk Gierski negatywnie zweryfikował opinię Karola Wilera. Wskazał, że pozwani strażacy działali prawidłowo. A błyskawiczne rozprzestrzenienie się pożaru spowodował długi czas jego swobodnego rozwoju i późne powiadomienie straży przez recepcję. Gierski wskazał też, że Wiler opiera się na subiektywnych ocenach niektórych obserwatorów akcji. Jego wnioski trzeba więc uzupełnić, skorygować, a nawet wycofać z analizy.
Pozwani strażacy, których reprezentuje Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa, chcieliby, żeby poznański sąd przesłuchał biegłego Kanurskiego. Sąd Okręgowy ten wniosek oddalił. Strażacy przedstawili też opinie własnych ekspertów. Wskazują one, że dobrze gasili pożar. Dla sądu, jak usłyszeliśmy, to jedynie opinie prywatne.
Strażacy domagali się również, by sąd powołał niezależny zespół biegłych. To miałoby rozstrzygnąć - w związku ze sprzecznymi opiniami różnych strażaków - jaka jest prawda o gaszeniu pożaru. Sąd się na to nie zdecydował. Rzecznik prasowy sądu, sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec, powiedziała nam, że trudno znaleźć w Polsce ekspertów niezależnych od struktur straży pożarnej.
Jak na razie jedyną opinią powstałą na zlecenie sądu jest więc ocena biegłego Jerzego Kanurskiego. Poznański sąd przekonuje jednak, że proces trwa i na tym etapie nie można wyciągać wniosków, jakie będzie rozstrzygnięcie.
© Łukasz Cieśla
30 kwietnia 2016
źródło publikacji: „Pożar pałacu w Wąsowie: Którzy eksperci będą wiarygodni dla sądu?”
www.gloswielkopolski.pl
30 kwietnia 2016
źródło publikacji: „Pożar pałacu w Wąsowie: Którzy eksperci będą wiarygodni dla sądu?”
www.gloswielkopolski.pl
Ilustracje:
fot.1
fot.2 © Łukasz Przybylski / Głos Wielkopolski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz